Oleg Oriestow
W
1830 roku, czeski mistrz szklarski Josef
Redl zaczął sporządzać „uranowe szkło”, które świeciło się tajemniczym
żółtym albo zielonym światłem. Tą właściwość szkłu nadawały barwniki z tlenku
uranu.
Dokładnie
40 lat temu miała miejsce pierwsza międzynarodowa konferencja poświecona
wynikom badania unikalnego naturalnego reaktora jądrowego na
południowym-zachodzie Afryki równikowej. Ten geologiczny fenomen został odkryty
w Gabonie, nieopodal górniczego miasteczka Oklo, w dniu 2.VI.1972 roku, we
wnętrzu pokładu rud uranu.
Czas pracy – 500.000 lat
Pewnego
razu w czasie oględzin kopalni uranu w Gabonie, ekspedycja francuskich geologów
ze zdumieniem wyjaśniła, że około 2 GA lat temu pracował tutaj najprawdziwszy
naturalny reaktor jądrowy. I tak właśnie na cały świat stało się znanym to
geologiczne cudo ze starej kopalni rudy uranowej w Oklo.
Jakimże
sposobem powstały warunki naturalne do powstania i przebiegu reakcji
nuklearnych? Wszystko to zaczęło się od tego – zob. rys. 4, że w rzecznej
delcie mającej swe łożysko w skałach bazaltowych (2 i 4 na rycinie), odłożyła
się warstwa piaskowca (3) bogatego w rudę uranową (1). W rezultacie ciągłych
wstrząsów podziemnych, bazaltowy fundament pogrążył się głęboko w ziemię. Tam
na głębokości kilometra uranowy piaskowiec popękał, a w szczeliny zaczęła
przeciekać woda gruntowa. Minęły setki milionów lat i warstwa piaskowca znów
wynurzyła się na powierzchnię ziemi.
Inżynierowie-atomiści
wyjaśnili geologom, że swoistym regulatorem reakcji jądrowej była i jest woda.
Kiedy ona wpadała do reaktora, to wrzała i kipiała, w rezultacie czego „atomowy
ogień” przygasał.
Na
schłodzenie reaktora i nagromadzenie w nim wody potrzeba było 2,5 godziny, zaś
długość okresu aktywności wynosił 30 minut. Kiedy reaktor stygł, wtedy woda
wpływała do jego wnętrza i reakcja znów się zaczynała. I tak pracując
pulsacyjnie reaktor, którego moc była jakieś 200 razy mniejsza niż moc
pierwszej Obińskiej EJ, przepracował jakieś 0,5 MA.
Bez
względu na solidne przebadanie afrykańskiego fenomenu, wciąż pozostają otwarte
pytania. I główne: w jaki sposób ten naturalny reaktor przez pół miliona lat
wytrzymał trzęsienia ziemi i ruchy pionowe skorupy ziemskiej? Przecież jest
oczywistym, że każdy ruch warstw skalnych zmieniłby konfigurację i objętość
„strefy roboczej”. W takim przypadku reakcja atomowa albo by ustała, albo
doszłoby do wybuchu jądrowego, który by zniszczył bez śladu ten fenomen…
No
i w dzisiejszych czasach Oklo jest działającą kopalnią rud uranowych. Te
gniazda rudy przy powierzchni są wydobywane sposobem odkrywkowym, zaś te na
dużych głębokościach – metodami górniczymi.
„Czikagowski stos drewna”
W
dniu 2.XII.1942 roku grupa fizyków z Uniwersytetu Chicago, na czele z laureatem
Nagrody Nobla prof. Enrico Fermim
uruchomiła pierwszy na świecie reaktor jądrowy, nazywany Chicago Pile – CP-1.
W 15 lat później pojawiły się pierwsze idee na temat możliwości istnienia
reaktora atomowego, zbudowanego przez samą Przyrodę. Jedną z pierwszych hipotez
na ten temat postawił japoński fizyk dr Paul
Kuroda. Długo poszukiwał on symptomów naturalnych reakcji jądrowych w
kopalnianych pokładach uranu.
Kiedy
odkryto reaktor w Oklo, to pokazały się od razu różne hipotezy o przyczynach
powstania tego osobliwego zjawiska. Jedni twierdzili, że miejsce to było
mogilnikiem odpadów radioaktywnych ze statków kosmicznych Obcych, inni zaś
twierdzili, że jest to mogilnik odpadów radioaktywnych pochodzących z urządzeń
energetycznych poprzednich cywilizacji.
Poza
zdumiewającymi detalami funkcjonowania naturalnego reaktora jądrowego, całkiem
ciekawe byłoby poznanie losu jego „radioaktywnych odpadów”.
Specjaliści-radiochemicy obliczyli, że reaktor w Oklo wytworzył około 6 ton
produktów rozpadu i 2,5 ton plutonu.
[Pluton otrzymuje się na kilka sposobów. W reaktorach jądrowych
i w Oklo dochodziło do napromieniowania neutronami termicznymi (spowolnionymi
przez wodę) jąder uranu-238, co doprowadzało do powstania najpierw uranu-239,
potem neptunu-239 i w rezultacie do plutonu-239 wedle schematu:
238U* + n à 239U* - b- à 239Np* - b- à 239Pu*
– uwaga tłum.]
Do
tego główna część radioaktywnych odpadów została zamknięta we wnętrzu
krystalicznej struktury minerału uranitu (autunit, vanuralit) – Ca[PO4][UO2]2
× 8-12H2O, w pokładach rud
kopalni Oklo.
Naturalny
reaktor jądrowy w Oklo naocznie ukazał nam, jak można budować nuklearne
mogilniki, nieszkodliwe dla otaczającego je środowiska. Jednakże wpływ
naturalnej radiacji na florę i faunę naszej planety tworzy różnorakie mutacje
istot żywych.
Od małpy do człowieka
Naturalny
reaktor jądrowy w Oklo zaczął pracować w czasach, kiedy to na Ziemi pojawiły
się pierwsze wielokomórkowe organizmy, które zaczęły opanowywać ciepłe
zbiorniki wodne i strefy litoralne Wszechoceanu.
Nauka
o ewolucji oparta na teorii Karola
Darwina zakłada płynne przejście od morskich roślin i zwierząt do
naziemnych, jednakże niektóre ze znalezisk paleontologicznych źle wpisują się w
tradycyjne ramki, potwierdzając hipotezę o „skokach i podskokach ewolucyjnych”.
Niektórzy paleontolodzy uporczywie twierdzą, że w różnych historycznych
okresach jakby znikąd pojawiały się nowe gatunki żywych organizmów.
Tak
wiec według alternatywnej oceny wydarzeń w tamtych odległych czasach można
nadmienić także o następnym poglądzie na temat rezultatów pracy naturalnego
reaktora. Zakłada się, że ten naturalny reaktor mógł doprowadzić do wielu
mutacji żywych organizmów, z których zdecydowana większość była letalnymi.
Niektórzy paleontolodzy uważają, że szczególnie wysoka radiacja stworzyła
nieoczekiwane mutacje u chodzących w pobliżu człekokształtnych małp i pchnęła
ich ewolucje w kierunku człowieka rozumnego.
Martwa strefa i radiacyjne mutacje
Jest
zupełnie możliwe, że w tych odległych czasach, naturalne warunki powstania
cennych reakcji jądrowych zdarzały się częściej, dlatego często włączały się
naturalne reaktory, ale dochodziło do wybuchów jądrowych. Oczywiście takie
wydarzenia musiały znaleźć swe odbicie na formowaniu się ziemskiej biosfery.
Wysoki poziom promieniowania jest zgubny dla życia, ale w przypadku naturalnych
reaktorów rzecz przedstawia się być o wiele bardziej złożoną. Rzeczywiście – w
pobliżu oraz nad reaktorem powinna powstać martwa strefa (wspomnijmy zagadkowe
strefy anomalne), w których flora i fauna będzie zniszczona promieniowaniem
jonizującym ze strefy reaktora. Ale na skrajach martwej strefy poziomy radiacji
mogły zmienić sytuację na przeciwstawną – promieniowanie tutaj nie będzie
zabijać, ale wyzwoli całą masę radiacyjnych mutacji genetycznych.
Pośród
mutantów mogły być całkiem niezwykłe stworzenia, wnoszące nieprawdopodobne
właściwości i kształty do otaczającej je Przyrody i przyśpieszające rozwój
ewolucyjny. Wygląda na to, że w pobliżu naturalnych źródeł promieniowania
powinno się obserwować niewidzianą nigdzie różnorodność życia.
Ponadto
potoki radiacji z naturalnych reaktorów jądrowych i eksplozji mogłyby wyjaśnić
w ogóle powstanie fenomenu życia na Ziemi. Biologowie-ewolucjoniści, biofizycy
i biochemicy już od dawno wysuwają ostrożne przypuszczenia, że do
zapoczątkowania procesów życiowych w pierwotnych komórkach potrzebny był jakiś
silny impuls energetyczny. Ten potok energii mógłby przerwać chemiczne wiązania
takich pierwiastków jak węgiel (C), azot (N), wodór (H) i tlen (O), potem te
pierwiastki mogłyby wchodzić w reakcje ze sobą i tworzyć pierwsze organiczne
molekuły. Wcześniej uważano, że coś takiego mógłby dać impuls energii
elektromagnetycznej – a konkretnie silne wyładowanie elektryczności
atmosferycznej. Jednakże w ostatnie lata coraz częściej spotykamy się z ideą,
że od błyskawic lepszym źródłem energii mogłoby być promieniowanie atomowe.
Fenomen na Acidalium Mare
Nie
tak dawno marsjański łazik Curiosity dokonał nieoczekiwanego
odkrycia. A wszystko zaczęło się od tego, że w trakcie planowych badań,
marsjański pojazd badawczy natknął się na powierzchni Czerwonej planety na
ślady… radioaktywnych popiołów. Ten zagadkowy fakt wkrótce zrodził hipotezę, że
kilkaset milionów lat temu na Marsie nastąpiła ogromna katastrofa nuklearna.
Jakimś sposobem doszło do eksplozji naturalnego reaktora jądrowego, która
zasypała połacie planety radioaktywnym pyłem i odłamkami. Do tego właśnie
podstawowym argumentem „za” był fakt istnienia na Ziemi naturalnego reaktora
jądrowego w Oklo.
Być
może, około 1 GA temu gigantyczny reaktor jądrowy sformował się i działał w
północnej części marsjańskiego Mare
Acidalium. Oczywiście marsjański reaktor nie miał dostatecznie efektywnego
regulatora i pewnego razu eksplodował, wyrzucając w atmosferę wielką ilość
radioaktywnych związków chemicznych.
(Zob. O. Fajg - „Jądrowe
uderzenie w Czerwoną Planetę” - http://wszechocean.blogspot.com/2015/07/jadrowe-uderzenie-w-czerwona-planete.html - przyp. tłum.)
Przede
wszystkim ten fenomen z Acidalium Mare
zalegał na znacznej głębokości, co najmniej 1 km, gdzie znajdowało się duże
złoże skoncentrowanego uranu (U), toru (Th) i potasu (K). Sądząc ze
wszystkiego, dawny Mars był tektonicznie spokojną planetą, ze skrajnie małymi
ruchami poziomymi płyt litosferycznych. Dlatego też pokład radioaktywnych rud
bardzo długo znajdowało się w spokoju i w nim zachodziły reakcje jądrowe.
Obliczenia
wskazują na to, że marsjański wybuch jądrowy miał związek ze spadkiem na Marsa
asteroidy o średnicy 30 km. Ale w odróżnieniu od impaktu asteroidy, punkt
zerowy wybuchu znajdował się bliżej powierzchni i krater poeksplozyjny był
znacznie mniejszy od astroblemów.
[Reaktor w Oklo zaczął pracować w Orosirze (Prekambr,
Paleoproterozoik, 2,05-1,8 GA temu. Co najciekawsze – w tym okresie w Ziemię
uderzyła asteroida tworząc wielki astroblem Vredefort w RPA – największy
astroblem na Ziemi, co stanowi punkt wspólny w historii obu planet – Ziemi i
Marsa. Jednocześnie doszło wtedy do rozpadu superkontynentu Columbii/Nuna na
mniejsze kontynenty. W tym czasie powstały pierwsze wielokomórkowce. W tymże
okresie miało miejsce pierwsze wielkie wymieranie związane z katastrofą
tlenową. To były bardzo ciekawe czasy w historii naszej planety! – przyp.
tłum.]
Rejon
z podwyższoną koncentracją toru znajduje się północnym-zachodzie Acidalium Mare, w szerokiej i płytkiej
kotlinie. Zawartość toru i radioizotopów potasu wskazują na to, ze katastrofa
nuklearna miała miejsce kilkaset milionów lat temu, w połowie lub przy końcu Ery
Amazońskiej.
[Era Amazońska – od marsjańskiej krainy Amazonis Planitia – najmłodszy okres w historii Marsa, który
rozpoczął się ok. 3 miliardy lat temu i trwa do dziś. Generalnie jest zimny i
suchy, charakteryzuje się powstawaniem lodowców i osadów lodowcowych.
Obserwacje wskazują na istnienie wypływów wody z lodowców na średnich
szerokościach geograficznych Marsa w ciągu ostatnich kilkuset milionów lat
(Wikipedia) – uwaga tłum.]
Na
katastrofę tą wskazuje także występowanie w atmosferze planety izotopów 40Ar
i 129Xe, które powstają w wyniku reakcji jądrowych.
Wielu
planetologów wyrażają duże wątpliwości co do realności tej katastrofy
nuklearnej. Tak oni odnotowują, że ówczesne warunki geologiczna na Marsie, jak
i na Ziemi nie zmieniały się zbyt ostro w toku tysiącleci. Wedle poglądów
geofizyków i geochemików, osobliwości powierzchni Marsa odkryte w toku misji
NASA mogą być związane z najbardziej zwyczajnymi procesami geologicznymi, które
nie miały niczego wspólnego z jakimikolwiek nuklearnymi procesami.
Tekst
i ilustracje: „Tajny XX wieka”, nr 27/2015, ss.18-19
Przekład
z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©