Oleg Fejg
W kongresie USA zaczęły się
przesłuchiwania w sprawie ograniczenia konwencji o zakazie wpływania na
Przyrodę. Pretekstem jest plan zastosowania przez Amerykę broni klimatycznej
przeciwko kolumbijskim uprawom i plantacjom koki.
Człowiek zazwyczaj próbuje związać trudno wyjaśniane zjawiska z
machinacjami innych ludzi, a nie próbuje poszukać logicznych wyjaśnień. Broń
klimatyczna w tym sensie to dowolnie zwycięski temat właśnie dlatego, że ciągła
zmienność i nieprzewidywalność pogody oraz prostota zachodzących w niej zmian
przywodzi na myśl możliwość zawładnięcia nią poprzez sakralną wiedzę, dzięki
której wedle zasad szamanów można kierować pogodą.
Płk dr W. A. Drabienko
–
dyrektor Wojskowej Katedry
Rosyjskiego
Państwowego Uniwersytetu Hydro-Meteorologicznego (РГГМУ),
doktor
nauk ekonomicznych,
zasłużony
meteorolog Federacji Rosyjskiej
Wiarygodność tego, że te anomalie [pogodowe] są wyzwolone przez
naturalną zmienność jest niewiarygodnie mała. I powoływanie się na tą
wiarygodność byłoby krótkowzrocznością taką, jak porzucenie pracy i każdego
ranka kupowanie losów na loterię licząc na wygraną.
Dr James Hansen
– „Zmiany
klimatu już się zaczęły – jest gorzej niż myślimy”
Sensacyjne
oświadczenie prof. Robocka
Można śmiało powiedzieć, że
ani jeden rok w naszym stuleciu nie mija bez jakiejś ekologicznej czy
klimatycznej sensacji. Oto całkiem niedawno, prof. Alan Robock z Uniwersytetu Rotgersa w New Jersey wystąpił przed
dziennikarzami „Daily Mail”, „The Washington Post” i „The Sun” z sensacyjnym
oświadczeniem. Opowiadając o problemach sterowania pogodą i anomalii
klimatycznych, nieoczekiwanie powiedział on o swych kontaktach z Centralną
Agencją Wywiadowczą. Wedle słów prof. Robocka istnieje specjalna rządowa misja,
w którą zaangażowano kilka amerykańskich uniwersytetów pod patronatem
Departamentu Stanu i CIA. W toku tego programu przygotowano analityczne badania
anomalii klimatycznych i klęsk żywiołowych z punktu widzenia zastosowania
nieznanych technologii wywołujących huragany, tajfuny i tornada.
Prof. Robock opowiedział
dziennikarzom, że na bazie komputerowych modeli klimatu – opracowanych przez
niego i jego kolektywy dla CIA i NSA – leży zasada „klimatycznej gry w kości”,
wprowadzona jeszcze 30 lat temu przez ówczesnego dyrektora Instytutu Goddarda –
dr Jamesa Hansena.
[Było to w
1985 roku, w samym najgorętszym okresie Zimnej Wojny, w której USA zamierzały
wprowadzić w życie obłąkańcze plany masowej zagłady przy pomocy
niekonwencjonalnych środków prowadzenia wojny takich jak: zmiany klimatyczne,
katakliktyczne wybuchy wulkanów, tytaniczne trzęsienia ziemi, mega tsunami,
itd. itp., a także programy zbrojeń kosmicznych SDI – uwaga tłum.]
Dr Hansen w swoim czasie
zajmował się problemem opracowania kryteriów, wedle których można by było
obliczać długoterminowe odstępstwa anomalnych zmian klimatycznych od naturalnej
zmienności pogody. Na podstawie dużej analizy statystycznej przeprowadzanych
przez „superkomputery” Pentagonu udało się wyjaśnić, kiedy naturalna zmienność
sezonów Przyrody nieoczekiwanie zmienia się w dziwaczny sposób.
Klimatyczne
kości dr Hansena
„Klimatyczna gra w kości” dr
Hansena zawiera w sobie komputerowe algorytmy z wirtualnymi kubikami kości do
gry, w których dwie ścianki przedstawiają pogodę chłodniejszą od normalnej,
dwie inne normalną pogodę, zaś dwie pozostałe – cieplejszą. „Maszynowy wyścig”
miliardów wirtualnych rzutów „klimatycznych kubików kości Hansena” w końcowym
rezultacie daje stałe kryteria szeregowania „naturalnych” warunków pogodowych.
Teraz wystarczy tylko porównać
otrzymane grafiki z realnym stanem rzeczy i można raportować Pentagonowi o
zastosowaniu tajemniczej klimatycznej czy geofizycznej broni. Rozumie się, że w
rzeczywistości wszystko wygląda zupełnie inaczej, wszak istnieje także
kosmiczna pogoda…
I tak np. jeżeli potoki
słonecznej plazmy omiatającej Ziemię plazmowego wiatru, wywołają choćby
krótkoterminowe ocieplenie klimatu, to „kości Hansena” także zmienią swój
wygląd. Programy komputerowe będą budować rzuty wirtualnych kostek z jednej
strony chłodniejszej pogody, z drugiej normalnej, a z czterech pozostałych –
cieplejszej. Chociaż i tutaj będą wypadały „warianty gry” z mniej-bardziej
surowymi zimami i całkiem chłodnymi miesiącami letnimi.
Na zakończenie konferencji
prasowej, prof. Robock zagadkowo zauważył, że do niezwyczajnej współpracy z
rządowymi służbami specjalnymi i Pentagonem zmusiły go pewne „nadzwyczajne
okoliczności”. Na precyzujące pytania uczony odpowiedział, że elektroniczne
modelowanie pogodowo-klimatycznych sezonów nieoczekiwanie wyjawiło coś na tyle
anomalnego, że eksperci doszli do jednego poglądu.
Podobne „awarie Przyrody”
można by było objaśnić i nieznanymi związkami Ziemi i Słońca, zagadkowymi
cyklami ziemskich okresów ciepłych i zimnych, sztucznym efektem szklarniowym
(EGO) i oczywiście zastosowaniem jakichś specjalnych technologii. Szczególnie
ta ostatnia możliwość interesuje amerykańskie służby specjalne, no bo wiadomo –
jak ktoś w „globalnym kasynie” wciąż rozbija bank, to należy szukać magnesów
pod każdym stołem. Tylko w takim przypadku „kości Hansena” będą padać w
szczególny sposób pokazując sztuczny charakter takich klęsk żywiołowych, takich
jak susze czy powodzie w USA.
Ciekawe jest to, że prof. Robock
oznajmił o tym, że CIA interesowała się rosyjskimi i chińskimi grupy badawcze,
które rozpracowywały identyczne modele pogody. Szczególne zainteresowanie służb
była możliwość „alternatywnej kontr-gry”, kiedy to potencjalnemu przeciwnikowi
(np. Rosji) udałoby się obwinić USA o użycie broni geofizycznej. Jednakże
odgadnąć zagadkę na temat wmieszania się w pogodę innych państw nie udało się
ani uniwersyteckim uczonym, ani analitykom z CIA…
Uderzenia
pogodowe
Jeszcze ponad sto lat temu zauważono,
że w czasie walk z użyciem dział i muszkietów na czarny proch dymny, nad
głowami przeciwników pojawiały się deszczowe chmury. Podobnie dymy z salw setek
dział, pyły i dymy z pożarów, stwarzały w jakiś sposób w atmosferze warunki do
niepogody. W ubiegłym wieku dokonano wielu prób wpłynięcia na warunki pogodowe.
Tak więc próbowano kierować w zenit strugi rozgrzanego powietrza z silników
odrzutowych, „opylać” obłoki różnymi związkami chemicznymi, rozmieszczać na
orbicie kosmiczne zwierciadła i ekrany, podgrzewające słonecznymi „zajączkami”
czy ochładzające swymi cieniami określone obszary powierzchni ziemskiej.
Ujawnione przez hakerów dane
pokazują, że służby specjalne Departamentu Stanu i Pentagonu już od dawna
badają możliwość wpływania na zmiany klimatyczne z możliwością powodowania
lokalnych kataklizmów pogodowych. Jedną z pierwszych prób zastosowania
prawdziwej broni klimatycznej stało się wykorzystanie przez Amerykanów
specjalnych środków chemicznych w czasie wojny w Wietnamie.
Wiadomym jest, że specjalny
pododdział USAF szeroko stosował jodek srebra (AgI), suchego lodu (CO2)
i rozdrobnionej folii nad wierzchowiną Mekongu w celu spowodowania zatopienia
przez jego wody Szlaku Ho Shi Mina. I chociaż Amerykanom udało się wywołać
ulewne deszcze, i na pewien czas uszkodzić system dróg, którymi poruszali się
partyzanci Vietcongu w Wietnamie Południowym, to nie osiągnięto większych
sukcesów. Rzecz w tym, że potrzebne było zgranie ze sobą trzech elementów:
dużej ilości drogich materiałów do zasiewu chmur, lotnictwa bombowego i
odpowiedniej techniki. Wszystko to mogło dać tylko krótkotrwały efekt, którego
Wietnamczycy na tle pory deszczowej nawet nie zauważyli.
Analogicznie było z kubańskimi
chłopami i ich uprawami trzciny cukrowej. Bez względu na wielokrotne „zasiewy
pokrywy chmur” nad Zatoką Meksykańską i Morzem Karaibskim, specjalistom z
„sektora klimatycznego” Pentagonu nie udało się spowodować powstania
niszczących tajfunów i tornad, ale nawet zwyczajnej tropikalnej ulewy…
Najautentyczniejsze chemtrails - defolianty i środki wywołujące deszcze rozpylane przez Amerykanów nad Wietnamem
Zapalnik
dla Bomby P
W swoim czasie pierwsi
„oswoili” globalne generatory pogody – klimatronów
– pisarze-fantastycy. O tym właśnie są powieści „Idę na burzę” Daniiła Granina, „Władcy pogody” Bena Bovie, „Państwo strachu” Michaela Crightona, no i oczywiście
niedawny bestseller Sidneya Sheltona
– „Boisz się ciemności?”
W powieściach odważni badacze
z łatwością przenikają do „oka cyklonu” i uciszają każdą „idealną burzę”, tym
niemniej synoptykom przychodzi mieć do czynienia z kolosalnymi obiektami o
rozmiarach wielu set, a czasami nawet i tysięcy kilometrów. To są tajfuny,
cyklony, antycyklony i fronty atmosferyczne, wpływających na pogodę od kilku
godzin do wielu dni. Zrozumiałe, że jedynym realnym sposobem zapanować nad tymi
zjawiskami jest zdusić proces w samym zarodku, ale i w takim przypadku są
potrzebne gigantyczne zasoby materialno-techniczne. Do tego rezultaty tego nie
będą przewidywalne i nie gwarantujące rozwinięcia się tego procesu po naszej
myśli.
Energetyczna moc tych burz
jest wprost kolosalna! Wszak w chmurze kłębiasto-deszczowej średnich rozmiarów
może znajdować się energia wybuchu kilku bomb termojądrowych! Jak wykorzystać tą ogromną ilość energii,
potrzebną do zmieniania normalnego toku zjawisk pogodowych?
Nie ma w tym niczego dziwnego,
że zwyczajnemu człowiekowi jest bardzo trudno połapać się w meandrach
klimatologii, ekologii i polityki w sporach na temat zmian klimatycznych. Takim
więc sposobem, teoria klimatycznej i geofizycznej broni wciąż znajduje się w
strefie Spiskowej Teorii Dziejów – STD.
Opowieści o hipotetycznych zagrożeniach – od przebiegunowania Ziemi,
kolosalnych „sztormów słonecznych” i zaktywizowania się superwulkanów, wciąż
obrastają w coraz to nowsze „legendy miejskie”.
Tak więc, co w rzeczywistości
dzieje się z pogodą i klimatem? Czy to skutki EGO, globalnego ochłodzenia przed
nową Epoką Lodową czy periodyczne użycie fantastycznej broni klimatycznej?
Najprędzej – jak mawiają
bohaterowie kultowego serialu „Z Archiwum X” agenci Mulder i Scully – prawda jest gdzieś obok…
Komentarze
z KKK
Na początek nadmienię, że
już sam styl, czyli podanie cytatów zmiękczających czytelnika i wprowadzających
go w ton poważnej dywagacji przy użyciu tytułów naukowych, nie grał mi na tyle,
by znowu podejrzewać „Tajny XX wieka”. Czytałem dalej, aż dobrnąwszy do końca,
stwierdziłem to, co tylko Juliusz Cezar by potrafił powiedzieć. Veni, legi, vici.
Ad. cytat Hansena
Nie rzucałbym jeszcze
kamieniami. Nawet jeśli pewne zmiany są wywoływane choćby działami orgonowymi
(nadal pod znakiem zapytania i jakoby ściemą była cała feta, lecz i ponoć sam
orgon został obroniony w pracy doktorskiej, acz pamięć mi nie sięga szczegółów),
metapsychicznymi wpływami, ELF-ami, maserami, laserami, bombami kobaltowymi,
węglowymi, czy tylko zimowe krasnale wiedzą czym jeszcze, to najlepiej
podsumowuje wszystko analogia zaprezentowana przez Dänikena, tj. o cywilizacji
krasnali właśnie, która żyła tak szybko, iż jedno pokolenie trwało ledwie kilka
minut, a ponieważ żyło na zalewisku, nie było świadome istnienia fal pływowych
o częstotliwości występowania wykraczającej znacznie poza ramy percepcji całych
rodów. Jedynie w legendach i mitach zachowały się podania i relacje o jakichś
potopach, o bohaterach, o ucieczce, o katastrofach światowych... Co zatem takie
krasnale powiedziałyby o pływach syzygijnych, skoro o kwadraturowych biedzić by
nie chciały, a dwanaście godzin to dla nich nie obejmowalny koncepcyjnie okres?
Dziś wykraczamy empirycznie ledwie poza heliosferę, co więcej – raz po raz
doznajemy szoku, zatem kamienie odłóżmy na bok – jeszcze mogą się przydać.
Pozdrawiam i proszę o
więcej ciekawostek. (Smok Ogniotrwały)
*
Cała ta gadka o broniach
klimatycznych, bombach P czy K jest zasłoną dymną dla oczywistego faktu, a
mianowicie takiego, że klimat Ziemi zmienia się w tempie zastraszającym i nie
jest to bajeczka ekologów czy mrzonka wizjonerów – takie są fakty. Wystarczy
wejść na stronę internetową prof. Robocka i obejrzeć tylko materiał zawarty w
opracowanych przezeń prezentacjach PPT. Jest on naprawdę niepokojący. A
powinienem napisać przerażający, ale nie zrobiłem tego tylko przez litość… Choć z
drugiej strony nad kim się litować? Nad bandą idiotów, która w imię swoich
zysków nadal podcina gałęzie na których siedzimy? Nad politykami-kretynami,
którzy siedzą u nich w kieszeni, czy sprzedajnymi jak cwane zdziry tzw.
„uczonymi”, którzy za parę dolców czy euro wypisują „uczone” – a jakże –
„ekspertyzy” mówiące, że EGO nie było i nie ma. I w Polsce i na świecie wielu
jest takich sprzedajnych półmózgów i przyklaskujących im rozmaitych
patriotów-idiotów czy nawiedzonych przychlastów, których myślenie ogranicza się
do żucia medialnej papki dla mózgów. I to jest straszne, bo ten mur głupoty,
ignorancji i zaślepienia jest nie do przebicia. Niestety.
A czasu mamy mało i coraz
mniej. (Arystokles)
*
Włócząc się po świecie
widziałem wiele rzeczy strasznych, które człowiek – rozumny ponoć – wyrządził
tej planecie. I wcale mnie nie zdziwi, jak nasza planeta odpowie nam tym samym.
Tylko że Ziemia to przetrwa, a my nie. A szkoda, bo świat jest naprawdę cudowny,
tylko że my go zabijamy swym cuchnącym oddechem… (Daniel Laskowski)
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka”, nr 27/2015, ss. 6-7
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©