Powered By Blogger

wtorek, 13 grudnia 2011

Obcy interweniują w nasze środowisko (3)



No i na zakończenie jeszcze garść uwag „w temacie” wydarzeń z początku roku i nadchodzącego „końca świata”:

Padające ptaki i koniec świata

Ten artykuł jest uzupełnieniem mojego wcześniejszego materiału na temat wydarzeń z początków 2011 roku. Sprawa masowego padania ptaków, ryb i innych zwierząt odbiła się szerokim echem po świecie. Głos zabrali także Nestorzy polskiej ufologii, jednym z których jest Krzysztof Piechota, a który w swym liście zajmuje takie stanowisko:

Fragmenty listu z dnia 22.01.2011 r. do członków Klubu Kontaktów Kosmicznych:

Łza zakręciła się w moim oku na przełomie lat zapowiadającym nowe X-lecie z niestety, ukrytymi przed oczyma wypadkami, a to na widok listów od Was, azali szczególnie na wspomnienie wypadków przeszłych, kiedy z A. Ramleinem [to już 25-lecie minie w 2012 – sic – oj się będzie działo!] penetrowaliśmy okolice Radziejowa, będąc także w miejscu, gdzie w 1983 roku widziano, jak lecące ptaki „odbijały się” od niewidocznej ściany i fajtając skrzydłami ścieliły się na okoliczne łąki… Niestety, w feralnym miejscu około 30-50 m nad ziemią niczego nie było – ani linii z energetyką, ani ichnich urządzeń, etc., ot puste łany trawy na wyrost, nawet bez marnego drzewa. Natomiast w oczy rzucało się coś innego, a mianowicie – ciągnąca się wzdłuż łąk peryferyjna droga, przy której jak nanizane koraliki na nitce domostwa z obejściami – po zawietrznej, czyli przeciwnej stronie drogi, patrząc od punktu, do którego dolatywały padające ptaki; dla wprawnego obserwatora było oczywiste, ze gdyby w tym punkcie tkwił UFO-widmo, to jego załoga miałaby doskonały podgląd na rząd chałup i najbliższą okolicę… Zupełnie jak Intruzi w filmie „Najeźdźcy” [CE-III-E – 8.II.1980 w Witkowicach] i podobnie z wiszącego na obrzeżu polany obiektu z okolic Emilcina, gdzie przydybano Jana Wolskiego, wracającego od kobyły z ogierem, który – jak pisałem – był zapewne głównym obiektem zainteresowania „potworaków”, zaś człowieka wzięto na bok, by nie widział, co wyprawiano z jego ulubionym konikiem; wszyscy dali się na to nabrać, co oczywiście nie umniejsza faktu, że Jan Wolski też został przenicowany, jak [Bronisław Rzepecki wie o kogo chodzi] świadek Adam Z. spod kina „Rialto” w Katowicach [CE-III z 1986]. I otóż przypominamy o tym, gdyż Robert Leśniakiewicz zapomniał [?] podać w swoim exposé o „fajtających skrzydlatych”, że gdy Jan Wolski wszedł do UFO, obok wejścia leżało kilka krukowatych, które ponoć żyły majtając niemrawo lotkami. Zupełnie jak te w Radziejowie, czy w Ameryce i Szwecji! Wówczas w Polsce odnotowano jeszcze przynajmniej jeden incydent z krukowatymi, leżącymi ciurkiem na kilkukilometrowym odcinku szosy Siemiatycze – Białystok, nie tak znowu daleko od Radziejowa… (…)

Rzecz bowiem w tym, o czym Robert nie wspomniał, że wszystkie te incydenty z ptakami [może i żabami także] miały miejsce zaraz po „nocnej paradzie” „krzyżaków” z dnia 2 grudnia 1983 roku [!], w trakcie której one [posłużmy się wyrażeniem o. paulina w nawiązaniu do rzekomych przelotów samolotów ze smugami chemtrails w maju 2010 roku] coś jednak ROZPOWSZECHNIAŁY!

Jeżeli wskazuję na powyższe związki i podobieństwa, to mam ku temu pewne podstawy [oczywiście przyjmując, że nie wszystkie podobne informacje o przypadkach z ptakami i żabami oraz o tzw. ROZPOWSZECHNIANIU do nas docierają], ale jak z kolei wiemy, aktualne powodzie w Polsce, Ameryce, Australii czy Brazylii, żeby wymienić te najważniejsze [à propos wzorem erupcji wulkanicznych, które Robert tak pięknie wyeksponował w Nieznanym Świecie, należałoby tak uczynić z tsunami i powodziami z lat ostatnich, bo to jeszcze nie koniec, a jedne z drugimi mają niewątpliwy związek z perspektywy wpływu na życie ziemskie czterech żywiołów El Candelabro], a nawiązujemy tu do proponowanej przez Roberta dysputy na ten temat – tj. nolens volens – rozważenia obecności w ziemskiej ekosferze zjawisk, które mogą mieć podstawowe znaczenia dla wyjaśnienia zagadki UFO/BOL, z którymi notabene Robert nie wie, co zrobić [?], a które mogą mieć związek z powstaniem i ewolucją nie tylko życia na Ziemi, ale i Wszechświata! Nie będę się silił na precyzyjne wskazywanie, jak to działa, o tym mówiono w filmach „Źródło”, „Prestiż”, itd. przywołując doświadczenia Tesli i spółki [o czym pisaliśmy onegdaj], wskażemy zaś na generalny aspekt zagadnienia – CO JEST CO! Gwoli ścisłości, żebyście nie błądzili na manowcach dodamy, że „paraliż” ptaków i „pęcznienie” żab mają tą samą przyczynę sprawczą ODDZIAŁYWANIA PROMIENIOWANIA ELEKTROMAGNETYCZNEGO NA CENTRALNY UKŁAD NERWOWY; różnica w efektach zależy w tym przypadku tylko od tego, że ptaki są ssakami [stałocieplne], a żaby gadami, a ściślej płazami [zmiennocieplne kijanki!]. To zaś na 100% dowodzi, że ptaki „nadziały się” na niewidzialne UFO-plazmoidy, jak ten na zdjęciu w Codex’ie – plansza III C. A to z kolei dowodzi, dlaczego gady w większości wyginęły [tylko nieliczne jak np. żaby i żółwie do zmiany zakresu EM zdołały się dostosować dlatego, że „do końca” nie wyszły z wody] ca. 80 mln lat temu… (…)

* * *

Tyle Krzysztof Piechota – jeden z żyjących Nestorów i legenda polskiej ufologii. Pozwolę sobie na pewną replikę na Jego list, boż nie zgadzam się z Nim tak całkowicie. I oto dlaczego:

Ptaki i „potworaki”

Wspomina On o „potworakach” i fakcie znajdowania się w UFO kilku okazów ptaków krukowatych, które wyglądały, jakby były czymś obezwładnione. Być może obserwacja ta ma jakiś związek z zaobserwowanymi wydarzeniami w Radziejowie, ale wcale nie świadczy to, że tamtejsza masakra ma związek z tym, co widział Jan Wolski. Non sequitur – nie wynika, i nie ma takich przesłanek. Czyżby Obcy szykowali się do jakiejś generalnej rozprawy z ptakami i już wtedy, w 1978 roku, zbierali próbki w celu znalezienia optymalnej metody uśmiercania wron i kawek? Nie sądzę, by tak było. W ogóle postępowanie „potworaków” przypomina mi postępowanie dzieciaków, które wybrały się na wycieczkę w celu zebrania jakichś eksponatów czy próbek na zajęcia szkolne. Wiem, że brzmi to idiotycznie, ale takie odnoszę wrażenie, kiedy czytam relację Wolskiego. A że ten ostatni im się nawinął, to go „zbadali”, obejrzeli sobie dokładnie i puścili wolno. To oczywiste, bo od porywania ludzi i dokonywania na nich badań medycznych są inni – Ichni dorośli i uczeni realizujący pewien plan, o którym wspominałem we Wrocławiu trzy lata temu, a co jest tematem mojej książki pt. „UFO i Czas” (Tolkmicko 2011). 

Sprawa druga – w odróżnieniu od Radziejowa Starego, gdzie wszystko odbyło się w pełnym świetle dziennym, ptaki w Ameryce i Szwecji znaleziono już martwe. Rankiem. Wyglądałoby na to, że czynnik, który je zabił działał w nocy – stąd poszedł chyr o racach i petardach, które je wystraszyły na śmierć. Rzecz w tym, że ptaki nie latają w nocy, poza oczywiście sowami i innymi nocnymi ptakami, ale krukowate nigdy. Tak samo jak sikory, wróble i inne. To bardzo istotny szczegół, który pozwala stwierdzić, że ptaki te musiały zginąć za dnia – stąd opowiastki o wielkich ciężarówkach zabijających ptaki w zderzeniu. Owszem, takie przypadki się zdarzają, kiedy stado siedzi na jezdni i wali na nie ogromna ciężarówka. Może dojść do zabicie jednego, no co najwyżej dwóch ptaków, ale nie całego stada. Dlaczego? Ano dlatego, że ptaki zawsze się pilnują i widząc nadjeżdżający pojazd podrywają się do lotu, a że  ptaki mają doskonały wzrok i słuch, więc nie dają się zaskoczyć.

Owszem, raz udało mi się zaobserwować dziwne i nietypowe zachowanie dziennych ptaków w nocy. Było to w październiku 1992 roku. Miałem wtedy nocną służbę na przejściu granicznym na Łysej Polanie. Pogoda była pochmurna i zimna, w powietrzu wisiały chmury, w których – jak mawiają górale – „rodził się śnieg”. Około godziny 4. w nocy spadł śnieg i wtedy stało się coś dziwnego – nad placem odpraw pojawiło się stado ptaków: sikor i jeszcze jakichś niewielkich ptaszków, które zachowywały się strasznie dziwnie – latały tam i ówdzie jakby oślepione silnymi światłami lamp oświetlających przejście. Trwało to jakieś 10-15 minut, poczym wszystko się uspokoiło. Widziałem kilka ptaków, które poprzysiadały na śniegu czy okolicznych drzewach i odpoczywało po tym kilkuminutowym szaleństwie. Ale żaden z nich nie padł. Po następnych kilku minutach ptaki odleciały w las porastający Łysą Skałę i już się nie pojawiły. Nie mam pojęcia, co to było. Czy były to młode ptaki, które wykluły się wiosną i nie widziały nigdy śniegu? Młode zwierzęta reagują dziwnie na widok białej masy spadającej z nieba, ale żeby aż tak żywiołowo? Drugi raz widziałem coś takiego w Zakopanem, jesienią 1993 roku. I w tym przypadku stadko sikorek bogatek szalało na widok spadających białych płatków: latało na oślep ćwierkając szaleńczo, a jedna z nich uderzyła w szybę okna powodując jej pęknięcie. Znalazłem  nieprzytomnego ptaka, którego udało mi się doprowadzić do przytomności. Myślę, że na ten temat powinien się wypowiedzieć jakiś ornitolog… 

A zatem samolot. To jest bardziej możliwe, że ptaki te mogły być uderzone przez jakiś lecący nisko samolot, ale w takim przypadku byłyby one zmiażdżone uderzeniem o kadłub czy skrzydła samolotu poruszającego się z prędkością ≥300 km/h. Tego nie zauważono. Nie zauważono również przelotów samolotów nad miejscami, gdzie te ptaki padły.

Kolejna sprawa – ptaki są stałocieplnymi gadami i od nich się wywodzą. Paleontolodzy udowodnili, że dinozaury miały już okrywę pierzastą i dzięki temu były w stanie utrzymać stałą temperaturę ciała. Natomiast inne kolosalne dinozaury były quasi-stałocieplne, bowiem ich ogromne masy ciała rzędu 20-30 ton – Apatosaurus czyli dawny Brontosaurus do 60 ton – Seismosaurus i Brachiosaurus czy Supersaurus zapewniały im utrzymanie stałej temperatury ciała całodobowo, co nie było niczym trudnym w czasach, kiedy średnia temperatura dobowa wynosiła +25°C. Ciekawym faktem jest, że wszystkie te ogromne jaszczury żyły w Jurze lub na granicy J/K i większość z nich wymarła przed końcem Jury. W Kredzie istnieją już dinozaury o mniejszych masach ciała – do 20 ton. I ten Armagedon, o którym tyle się teraz mówi – de facto – zabił dinozaury, które i tak już nie były zdolne do życia w coraz bardziej nieprzyjaznym środowisku. Asteroida Chicxulub tylko zadała temu umierającemu światu coup de grace, zaś wybuch Superwulkanu pod Dekanem dopełnił dzieła zniszczenia i nie ma w tym niczego dziwnego, czy tajemniczego.

Żaby nie są gadami, ale płazami, których ciało składa się przede wszystkim z wody, a ich skóra nie jest w stanie zatrzymać jej w organizmie. To gady są ich potomkami. I jednego jestem pewien, że zostały one poddane działaniu wysokoenergetycznego promieniowania mikrofalowego, które spowodowało po prostu przegrzanie ich ciał i w rezultacie zamiany wody w ich wnętrznościach w parę, a w konsekwencji ich rozerwanie przez wzrastające ciśnienie. Dlatego obawiam się, że nie działały tutaj plazmidy, ale strumienie mikrofal z urządzeń, które mogłyby być umieszczone np. na orbicie wokółziemskiej w ramach programu SDI/NMD czy jego rosyjskiego odpowiednika. Tak już nawiasem mówiąc, to ciekawy jestem ile trzeba by użyć energii w postaci promieniowania mikrofalowego, by pozbawić życia takiego Apatozaura o masie ciała wynoszącej 25-30 ton?

Ptaki contra chemtrails?

Na temat chemtrails się nie wypowiadam, bo uczyniłem to wcześniej. Powtórzę tylko to, co zawsze mawiam – dzieci mają bajki, dorośli chemtrails. Sprawę tą najlepiej i najbardziej kompetentnie wyjaśnił Adam Piekut i nie mam tutaj niczego do dodania. Jednakże nasz Nestor ma rację – nie skojarzyłem przelotu „krzyżaków” z wydarzeniami w Radziejowie, a przecież odbyły się one w tym samym miesiącu! A powinienem był… Przelot „krzyżaków” jest jedną z najciekawszych zagadek polskiej ufologii. Jedni uważają, że były to UFO, inni – jak np. prof. dr inż. Zbigniew Schneigert – uważa, że było to jedno z wielu starć na orbicie wokółziemskiej satelitów szpiegowskich z satelitami-killerami. Hipoteza ta jest o tyle prawdopodobna, że to był rok 1983 – apogeum Zimnej Wojny i wyprowadzania działań wojennych w kosmos. Obawiam się, że właśnie to było przyczyną wielu (ale nie wszystkich – sic!) dziwnych zjawisk obserwowanych w latach 80. XX stulecia.

Co mogło spowodować masakrę tych ptaków na przełomie 2010/2011 roku? Nie wiem, ale wszystko wskazuje na to, że rozpoczął się znowu wyścig zbrojeń kosmicznych, które owocują właśnie rozwojem broni ukierunkowanej energii, broni mikrofalowej, laserowej broni radiacyjnej, dział elektromagnetycznych, orbitalne i podorbitalne ultrasoniczne samoloty z „czarnych” projektów w rodzaju S³, itd. itp., których „odpryskami” są właśnie takie z pozoru dziwne incydenty, których ofiarami są nasi Bracia Mniejsi. Mówię to jako ex-wojskowy i ekolog w jednej osobie. Zimna Wojna się podobno skończyła (jak twierdzą historycy i politycy), ale to nieprawda – ona trwa. Zmieniły się tylko cele i środki – cała reszta pozostała bez zmian. Co do tego – niestety – nie mam żadnych złudzeń. A do tego należy dodać skutki powodzi, które zmywają z lądów wszelkie chemiczne i toksyczne zarazem paskudztwa, którymi trują się zwierzęta morskie, wydobywanie się z den oceanicznych siarkowodoru i metanu z pokładów hydratów metanowych oraz ostatnie miliony ton ropy naftowej i substancji jej towarzyszących, które wlano do Zatoki Meksykańskiej… To wszystko wpływa na florę i faunę Ziemi tylko w jeden sposób – unicestwienie.

CDN.