Burze
w zimie to rzadkość jednak są
odnotowywane i zdarzają się średnio raz w roku. Ten rodzaj burz zwykle jest
poprzedzony długo utrzymującą się odwilżą, która powoduje dość znaczne
nagrzanie się gruntu. Jeżeli nad tak nagrzany grunt napłynie nagle zimne
powietrze arktyczne to przypowierzchniowo nagrzane powietrze zaczyna się
unosić. Tworzą się wtedy chmury burzowe zbliżone do letnich (Cumulonimbusów). Burze zimowe powodują dużo mniej wyładowań jest ich
niekiedy tylko kilka lub nawet jeden. Ale ten rodzaj zimowych wyładowań jest
szczególnie niebezpieczny gdyż generowane są tzw. wyładowania dodatnie. Są one kilka razy
dłuższe ,mają początek w stropie chmury i mogą nieść nawet 10 razy większą
energię.
W tych dniach mija
właśnie 47 – lat od tragicznego pożaru kościoła w Jordanowie spowodowanym
właśnie takim zimowym piorunem. W nocy z 23 na 24 luty 1967 o godz. 2250
roku piorun uderzył w dach naszego kościoła, który stanął w płomieniach.
Pierwsze płomienie zauważyli pacjenci szpitalika w Jordanowie. W ostatniej
chwili ksiądz proboszcz Franciszek Gryga
zdołał wynieść Najświętszy Sakrament, obraz matki Boskiej Jordanowskiej,
kielichy i monstrancje.
W akcji gaśniczej
brało udział 13 jednostek strażackich w tym jordanowska OSP. Akcją dowodzili z
wysokim profesjonalizmem dh Stanisław
Leśniakiewicz i dh Józef Sulak.
Spaleniu uległ dach kościoła, na szczęście udało się uratować sklepienie i
wnętrze świątyni, oraz nie dopuszczono do rozprzestrzenienia się ognia na
miasto. Gdyby wiał wiatr mogło by być różnie. Jordanowska straż ciągnęła wężami
wodę na dużą wieżę, ratując ją wraz z dzwonami. Stamtąd gaszono dach. Dzięki
ofiarnej pracy proboszcza, parafian
udało się w niedługim czasie usunąć zgliszcza dachowe i zabezpieczyć sklepienie,
pokrywając go prowizorycznie papą by nie rozmokło i nie runęło. Dzięki
ofiarności parafian i Polonii z Chicago udało się w 1969 odbudować zniszczenia
i odnowić wnętrze.
Stanisław Bednarz, Piotr Kargul