W nawiązaniu do artykułu Panów Stanisława Bednarza i Piotra Kargula o zimowych burzach i
pożarze kościoła parafialnego w Jordanowie, chciałbym do rzucić też od siebie
moje trzy grosze. Samego pożaru nie widziałem, bo spałem wtedy snem
sprawiedliwego, ale rano wpadła do nas sąsiadka – Pani Maria Durkowa z hiobową wieścią o nocnych wydarzeniach. Idąc do
szkoły na ósmą rano widziałem jeszcze rozciągnięte węże strażackie i
rozstawiony brezentowy basen z wodą przed Magistratem. Oczywiście po zajęciach
polecieliśmy całą klasą oglądać zgliszcza.
Widok z zewnątrz był paskudny: stosy
potrzaskanych, osmolonych dachówek leżących pod ścianą po prawej stronie.
Wskutek działania ognia sygnaturka częściowo się stopiła i spadła z dachu.
Szczątki częściowo spalonych belek i innych elementów konstrukcji nośnej dachu
i sygnaturki też tam leżały na śniegu. Sygnaturkę potem odbudowano, ale w innym
kształcie. Wewnątrz na plafonach nawy o prezbiterium widoczne były ślady wody w
postaci zacieków. Zostały zdjęte niektóre kandelabry i w kościele było
ciemnawo. Wszystko powróciło do jakiej-takiej normy po dość długim czasie. W
1998 roku napisałem pewien artykuł na ten temat, który opublikowałem na łamach
„Czasu UFO” nr 8/1999, a oto i on:
A wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę
deszcz siarki i ognia od Pana z nieba. I tak zniszczył te miasta oraz cała
okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność…
Rdz
19,24-25
…błagam pana, niech pan uwierzy chociaż w
to, że istnieje diabeł. O nic więcej nie proszę.
Niech mi pan uwierzy, że na to istnieje
siódmy dowód, nie do obalenia i dowód ten niebawem zostanie panu przedstawiony.
Michaił Bułchakow –
„Mistrz i Małgorzata”
Płonące
kościoły, tajemnicze wybuchy a UFO
Płoną drewniane, zabytkowe
kościoły, kościółki i kaplice. Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że jest to
robota samego Szatana, który zaktywizował się pod koniec II millenium – wszak
Apokalipsa przewiduje się objawienie Antychrysta, więc nawet takie wytłumaczenie ma sens… Strażackie
statystyki są zatrważające, a poniższe zestawienie uwidacznia tylko
zastraszający w swej wymowie fakt: płoną nie tylko nasze dobra duchowe, ale
także nasze dziedzictwo narodowe i kulturowe… No bo spójrzmy na cyfry:
Rok 1994 - 98
pożarów
Rok
1995 - 94 pożary
Rok
1996 -
87 pożarów
Rok
1997 -
95 pożarów
Razem -
374 pożary
A zatem w ciągu tylko 4 lat spłonęły aż 374
drewniane obiekty sakralne![1]
A najciekawsze z tego wszystkiego jest to, że gros z nich było podpalonych celowo przez sprawców, których nigdy nie ujęto. Inna przyczyną
były awarie – najczęściej krótkie spięcia – w instalacjach elektrycznych. W obu
przypadkach stwierdzano, że albo było to podpalenie przez NN sprawców czy
krótkie spięcie w instalacjach elektrycznych i sprawę odfajkowywano, jako
jeszcze jeden dopust Boży. Podejrzewano sekty satanistyczne – co jest o tyle
zgodne z prawdą, że istotnie w kilku przypadkach do podpaleń przyznawali się
sataniści wypisując swe bełkotliwe brednie na ścianach podpalanych przez nich
obiektów. W jednym przypadku do podpalenia przyznał się żądny sławy i swych 5
minut w mediach osobnik z niedorozwojem umysłowym. I to wszystko… Za lwią
częścią tych podpaleń stoi po prostu międzynarodowa mafia handlarzy dziełami
sztuki, której członkowie (zwani nie wiedzieć czemu „żołnierzami”, co uwłacza prawdziwym żołnierzom) po
zrabowaniu co ciekawszych z finansowego punku widzenia artefaktów, puszczają
dany obiekt z dymem, a zrabowane przedmioty przemycają do Niemiec, Austrii i
innych krajów – ale gównie Niemiec – gdzie sprzedaje się je na legalnych i
nielegalnych aukcjach.[2]
Oczywiście ten brudny biznes kręci się od lat, jednakże
istnieją w naszym kraju pewne naciski, które utrudniają pracę organów ścigania,
a co stanowi dowód na mafijne działanie tych grup przestępczych mających swe
oparcie w najbardziej szkodzących krajowi prawicowo-liberalnych politykach i niektórych
„ludziach ze szczytu układu”.
Ale to jeszcze nie wszystko,
bowiem pewna część obiektów sakralnych spłonęła, ale nie była obrabowana, i o
tym będzie niniejszy artykuł.
Moja rodzina ma silne tradycje
strażackie, i niemal każdy męski potomek służył w Ochotniczej bądź Państwowej
Straży Pożarnej – tylko ja jestem wyjątkiem, bowiem czarno granatowy mundur
strażaka zamieniłem na zielony mundur żołnierza WOP a po 1991 roku
funkcjonariusza SG, ale mimo tego znam pracę strażaków i ich poświęcenie. A także
ich opinie nie zawsze zbieżne z opiniami ich przełożonych i ekspertów…
Zacznę od tego, co mi
najbliższe – od wydarzenia, które miało miejsce w nocy 23/24.II.1967 roku w
Jordanowie. Był to pożar naszego kościoła – aktualnego Sanktuarium p.w. Matki
Boskiej Jordanowskiej od Trudnego Zawierzenia od 25.IX.1994 roku. Pamiętam tę
noc – pogoda była wtedy okropna – wiał silny wiatr zwany „orawcem”[3],
który przyniósł nam opady śniegu i mróz. Całe to wydarzenie miało następujący
przebieg:
W
nocy z 23 na 24.II.1967 r., o godzinie 22:50 wskutek wyładowania atmosferycznego wybuchł pożar kościoła w
Jordanowie. W akcji brało udział 11 jednostek OSP. Dowodził nią Stanisław Leśniakiewicz i Józef Sulak. Olbrzymi wiatr spowodował
zagrożenie pożarowe dla całego miasta. (…) spaleniu uległ dach kościoła.[4]
Faktycznie, kiedy 24 lutego
szedłem do szkoły, która znajduje się vis-à-vis
kościoła, widziałem stojący na Rynku basen z wodą, rozciągnięte jeszcze i
połączone w magistralę węże strażackie, i wokół kościoła stosy potrzaskanych
dachówek, wśród których czerniały niedopalone fragmenty więźby dachowej.
Zniszczenia były ogromne – najbardziej zagrożona była główna nawa, której
sklepienie nasiąkło wodą, co groziło runięciem na głowy wiernych masy cegieł,
dachówek i reszty szkieletu konstrukcji dachu. Na szczęście do tego nie doszło.
Później pamiętam tylko przez długi czas piętrzące się rusztowania, na których
pracowali ludzie ratujący budowlę przed kolapsem sufitów nawy i prezbiterium.
Na szczęście transept był nienaruszony.
Przyczyną wybuchu tego
spektakularnego pożaru było – jak widać z cytowanej notatki – uderzenie
pioruna. I tutaj rzecz przeciekawa – to
był tylko jeden piorun. Jeden! Tak twierdzi niemal każdy świadek tych
wydarzeń, a po latach potwierdził mi to Marian
Leśniakiewicz. Według niego wyładowanie atmosferyczne trafiło w sygnaturkę
– niższą niemal o połowę od głównej dzwonnicy – a następnie spłynęło na dach i
zapaliło jego więźbę, a następnie po drutach spłynęło do odległego niemal o 150
m już nieistniejącego transformatora obok Szkoły Podstawowej i go całkowicie
przepaliło, co spowodowało, że całe miasto pogrążyło się w egipskich
ciemnościach. Cała akcja ratowniczo-gaśnicza toczyła się po ciemku, a jedynym
światłem były płomienie na dachu kościoła. Nie było jak zaalarmować strażaków z
OSP Jordanów, bo z braku prądu nie działała syrena, więc alarmowano przy pomocy
trąbki sygnałowej. NB, strażak, który wtedy trąbił na alarm został przymknięty
przez jakiegoś tępego gliniarza na 48 godzin za… zakłócanie spokoju i szkalowanie
władzy ludowej, bowiem miał pecha wykrzyknąć, że to UB podpaliło kościół.
Później dementował to ówczesny proboszcz ks. kan. Franciszek Gryga.
Dziwnym jest to wydarzenie.
Jeden piorun i takie straty? Czy był to tylko piorun, czy coś innego? Na
odpowiedzi na te pytania musiałem poczekać do 1998 roku, kiedy to zapoznałem
się z raportem znanego dolnośląskiego ufologa, szefa legnickiego KONTAKTU i
Foxa Muldera polskiej ufologii – Pana Jarosława
Krzyżanowskiego. Wspomniany tutaj raport dotyczył innego, ale niemniej
ciekawego wydarzenia z Dolnego Śląska, które wydarzyło się w małej miejscowości
Biedrzychowice, w nocy 24/25.I.1993 roku, o godzinie 04:30 CET.
Tej nocy, nocujący na plebanii,
ks. S. M. został poderwany z łóżka
przez potężny huk. Ks. S. M. obudził się i ku swemu zdumieniu ujrzał w oknie
ogromną kulę, która jarzyła się biało-niebieskim światłem. NOL unosił się w
powietrzu przez 5-10 sekund, a potem znikł iście po angielsku – pozostawiając jednak
ślady: płonącą firankę, zniszczony telefon i osmaloną futrynę na plebanii.
W kościele te zniszczenia były
jeszcze większe: czuć było swąd spalenizny, kable
elektryczne i bezpieczniki były wyrwane ze ściany, a także było wybite
jedno z okien, przy którym przebiegały
kable. Już w świetle dnia księża stwierdzili dodatkowo uszkodzenie
miedzianej kopuły o powierzchni 1 m². Żeby było jeszcze ciekawiej, to Jarosław
Krzyżanowski dodaje jeszcze jeden szczegół istotny dla sprawy – otóż po tym
wydarzeniu, tj. po godzinie 04:30 w całej
wsi nie było prądu… Oględziny ubytków tynku i kopuły dokonano za dnia.
Inni świadkowie twierdzą
wprost, że o wpół do piątej rano widziano przelatującą z NW na SE na niskim
pułapie fioletową kulę z ogonem koloru białego w tęczowe pasma, która z szumem
przeleciała ponad domami i uderzyła w wieżę kościoła, powodując zniszczenia w
kościele i na plebanii, poczym znikła… Pogoda była wtedy całkiem dobra, żadnych
opadów, temperatura powyżej zera Celsjusza. Ks. S. M. sugeruje, że to był
piorun kulisty.[5]
Piorun kulisty – niektórzy
uczeni zaciekle negują ich istnienie, zaś inni – usiłują wytłumaczyć nimi
istnienie UFO.[6]
Rzecz w tym, że pioruny kuliste powstają na
krótko przed, w czasie i po burzy elektrycznej, a takowej w obu
przypadkach – tak jordanowskim jak i biedrzychowickim – nie było.
W dniu 14.I.1993 roku, na dwa
tygodnie przed incydentem biedrzychowickim, w innym zakątku naszego kraju miał
miejsce równie nieoczekiwany incydent. Wydarzyło się to w małej miejscowości
Jerzmanowice – położonej pomiędzy Krakowem a Olkuszem w Jurze Krakowsko-Wieluńskiej.
Tym razem około godziny 18:00 CET rozległ się potężny huki na moment był
widoczny potężny błysk. W całej wsi zgasło światło i przestały działać
telefony…. A rankiem mieszkańcy Jerzmanowic ujrzeli zmianę wyglądu wapiennego
ostańca zwanego Babią Skałą, której wierzchnią część wybuch szacowany przez
specjalistów na 100 kg TNT rozniósł na niewielkie odłamki, które zasłały
okoliczne pola i łąki w promieniu 200-700 m wokoło.[7]
(…)
Dnia 7.XI.1996 roku, także w
Jurze Krakowsko-Wieluńskiej, o ok. godzinie 4. nad ranem, miało miejsce
lądowanie NOL-a w Olsztynie k./Częstochowy. I tutaj NOL – a nawet dwa Nocne
Światła – objawiły się z hukiem i błyskami światła. Ślady lądowania widoczne
były przez kilka lat.
W dniu 2.X.1994 roku, o około
21:45 CET jordanowska OSP została poderwana alarmem. Palił się słynny drewniany
kościółek na Piątkowej Górze nad Chabówka przy DK 47. Kiedy tylko
dowiedzieliśmy się o tym nieszczęściu pojechaliśmy tam, by zobaczyć co się
dzieje. Ponieważ policja nie dopuściła nas do miejsca pożaru, wraz z siostrą
pojechałem na odcinek drogi pomiędzy Skawą a Rabą Wyżną i stamtąd
obserwowaliśmy pożar przez lornetkę i gołym okiem. Niewiele było widać poza
niewyraźną łuną i błyskami lamp stroboskopowych strażackich wozów bojowych.
Nazajutrz pojechaliśmy obejrzeć zgliszcza. Wszystko wyglądało tak, jakby ogień
zaatakował bryłę kościoła od strony południowej, a potem objął dach i pozostałe
ściany, co było dziwne, bo pogoda była zimna i wilgotna – padał drobny deszcz.
Dziwne było to, że ewentualny podpalacz wybrał sobie taki niesprzyjający dzień
do dokonania swego „dzieła”. I w tym przypadku pozostał on nieuchwytny, bo
wprawdzie zgłosił się jakiś młody człowiek, ale nie był w stanie potwierdzić
swej wersji wydarzeń, a poza tym był chory psychicznie, więc go zwolniono.[8]
Prawdziwi sprawcy znów pozostali na
wolności…
[Do tego należałoby dodać jeszcze dziwne
incydenty z NOL-ami, które miały miejsce w okolicach Piotrkowa Kujawskiego i
Radziejowa Starego na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Tam też
zaobserwowano dziwne efekty świetlne. Opisano to na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2011/12/obcy-interweniuja-w-nasze-srodowisko-2.html - gdzie cytuję
raport red. Jana Trettera. Tutaj już
nie ma żadnego racjonalnego wytłumaczenia dla tego, co się tam działo… Nie
zapominajmy, ze to właśnie niedaleko od tych miejscowości, w Wylatowie –
pokazały się w latach 1998-2002 tajemnicze kręgi zbożowe zwane agroformacjami…]
Wracając jeszcze do pożarów
kościołów, to sądzę, że ich sprawcy pozostaną na wolności, bowiem poza
cytowanymi tutaj incydentami i innymi – o których tylko wspomnę – a to w
Niedźwiedziu, Łękawicy czy Olszówce – stoją raczej nie-ziemskie, ale bynajmniej
także nie-diabelskie siły.
I jeszcze jeden przypadek na
poparcie tej tezy: ponownie Jordanów, jesień 1994 roku lub wiosna 1995. Około
godziny 22. zaczęły ni z tego ni z owego same
bić wszystkie dzwony w naszym Sanktuarium. Kiedy bicie w dzwony trwało około
kwadransa, mój ojciec Adam Leśniakiewicz
wraz z kilkoma strażakami (pamięć pożaru w 1967 roku była wciąż żywa – sic!)
udali się do kościoła w celu zbadania sytuacji. Przybyły na to miejsce kustosz
Sanktuarium ks. dziekan Bolesław Wawak
stwierdził, że z nieznanej przyczyny doszło do zwarcia w instalacji
elektrycznej sterującej pracą mechanizmu napędowego dzwonów i to spowodowało
ten alarm. Niby mało znaczące wydarzenie – zwarcie i kropka. Ale jest jeden
problem: to zwarcie nie mogło powstać
samo z siebie, a zatem coś musiało
je spowodować. Poza tym taki przypadek już się nigdy nie powtórzył, a powinien,
skoro to było tylko zwarcie instalacji. Coś to musiało spowodować, to
oczywiste. Człowiek? – nie, bo kościół był już o tej porze zamknięty na cztery
spusty. Mysz czy szczur? – wątpliwe… Mając w pamięci opisane tutaj wypadki
tylko jedno wyjaśnienie tłumaczy to wydarzenie – a miano ciecie: udar
magnetyczny czy elektromagnetyczny przelatującego w pobliżu UFO.
Każdy NOL jest otoczony barwną
poświatą czy też otoczką, która – jak twierdzi prof. dr inż. Jan Pająk – powstaje w wyniku
zjonizowanego powietrza przez szybkozmienne, bardzo silne pola magnetyczne czy
elektromagnetyczne generowane przez pędniki magnolotu.[9]
Taki magnolot, dzięki temu jest w stanie poruszać się we wszystkich ośrodkach i
to z ogromnymi prędkościami. Teoria prof. Pająka elegancko wyjasnia wszystkie
osobliwości związane z efektami obserwowanymi przy przelotach czy lądowaniach
UFO.[10]
A teraz, skoro przelot NOL-a często-gęsto manifestuje się „wyłączaniem” prądu
elektrycznego w naszych instalacjach[11],
to być może – właściwie na pewno – zachodziło tutaj zjawisko odwrotne – przelot
UFO generował dodatkowe
napięcie w sieci elektrycznej, co powodowało palenie się przewodów, spięcia i
przepalenie bezpieczników, spalenie transformatorów, stopienie uzwojenia
elektromagnesów, cewek, itd. itp., powstanie prądów wirowych (zgodnie z regułą
Oersteda) i rozgrzewanie się metalowych przedmiotów, co doskonale tłumaczy
zaobserwowane zjawiska – łącznie z wybuchami w Jerzmanowicach czy Olsztynie
k./Częstochowy. Uderzenie silnych pól elektromagnetycznych powodowały
dysocjację wody na wodór i tlen, które potem reagowały ze sobą i atmosferycznym
azotem, co pozwala na wyjaśnienie zaobserwowanych czasami fal ostrego zapachu –
tak pachną właśnie tlenki azotu – NO, NO2, NO3… - wnikają
one w glebę i wchodząc w reakcje z zawartymi w niej związkami wapnia tworzą
saletry wapniowe, które są stymulatorem wzrostu roślinności na terenie
lądowania UFO, jak to miało miejsce w Olsztynie k./Częstochowy czy
Jerzmanowicach. Co do ostrego zapachu, to może on pochodzić także od ozonu,
który jest trójatomową formą cząsteczki tlenu – O3.
To także może być wyjaśnieniem fenomenu płonących kościołów i innych
obiektów drewnianych (o których nie mówi się głośno), a których przyczyną
pożarów mogło być przetężenie prądu w instalacjach elektrycznych tychże
obiektów. Nie ma się co czarować – te budowle maja instalacje elektryczne nie
pierwszej młodości, niekiedy są one we wręcz skandalicznym stanie zaniedbania.
Wystarczy by NOL tylko przeleciał w pobliżu takiego budynku, a stanie on w
płomieniach. Udar pola elektromagnetycznego stopi miedziane przewody, a że
miedź płynie w temperaturze +1083°C a wrze w +2350°C, to przesuszone drewno
zapala się już w temperaturze od +350 do +500°C, a na dodatek jest to modrzew
czy choćby smolna sosna, to przy obecności terpentyn, żywic i olejków
eterycznych punkt zapłonu takiego drewna się jeszcze obniża… No, a jeszcze jak
drewno nasycone jest impregnatami opartymi o frakcje ropy naftowej… - to lepiej
nie myśleć. (…)
Na zakończenie chciałbym pocieszyć tych, którzy martwią się możliwością
wybuchu pożaru swego drewnianego domu dzieli przelotowi nad nim UFO czy IUFO.[12]
Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Przypadki takie są akcydentalne i nie wynikają ze złej woli czy
wręcz agresywności Obcych. W większości przypadków winę za to ponosimy my sami – nasze
wadliwe instalacje elektryczne, niewłaściwe zabezpieczenia kabli i innych
urządzeń przed zapłonem, użycie niewłaściwych, bo łatwopalnych materiałów
izolacyjnych, itd. itp., więc wińmy za to nasze własne niedbalstwo i głupio
pojmowana oszczędność, a nie Obcych.
I jeszcze na koniec – oczywiście (dla wierzących) diabeł istnieje, ale
nie lata w UFO, bo po prostu nie musi…
Jak każdy duch może się przemieszczać tak, jak energia z prędkością światła. A
co do satanistów, to od nich są egzorcyści – to ich działka.
A Obcy? Nie tacy Obcy straszni, jak Ich malują. Są jeszcze straszniejsi,
ale to już temat z innej ballady…[13]
Jordanów, 1999
[1] Źródło:
program telewizyjny „Express reporterów”, TVP-2, marzec 1998 rok.
[2]
Materiały operacyjne Straży Granicznej (dawny WOP) i Głównego Urzędu Celnego z
lat 1989-1994, z którymi zetknąłem się osobiście wymieniały ta metodę jako
jedną z wielu z całego szeregu metod działania polskiej i zagranicznej mafii w
naszym kraju.
[3]
Na Podhalu wieją dwa wiatry – ciepły, fenowy wiatr halny od południa i chłodny
wiatr orawski od zachodu. Obydwa są zwiastunami zmiany pogody na gorszą.
[4] Józef Kołodziej – „Kronika miasta
Jordanowa1967-70”, t. 3, Towarzystwo Miłośników Ziemi Jordanowskiej.
[5]
Źródło: Jarosław Krzyżanowski – „Dokumentacja przypadku CE2/NL w
Biedrzychowicach”, Legnicki Klub Badań Zjawisk Nieznanych „Kontakt”, Legnica
1998 – na prawach rękopisu.
[6]
Zob. Lucjan Znicz-Sawicki – „Goście
z Kosmosu – NOL”, t. 3, Gdańsk 1984; Janusz
Gil – „UFO, Däniken i zdrowy rozsądek”, Warszawa 1996.
[7] Artykuły
prasowe z „Gazeta Krakowska” i „Gazeta Wyborcza”, styczeń 1993 r.
[8] „Gazeta
Krakowska”, „Tygodnik Podhalański” i „Nasze Strony” z października 1994 roku.
[9] Termin
„magnolot” bardziej odpowiada duchowi języka polskiego, niż „magnokraft”.
[10] Zob. J.
Pająk – „Badania osób z nieuświadomionymi przeżyciami”, Dunedin, NZ, 1997 – na
prawach rękopisu.
[11]
W literaturze popularnej stosuje się angielski termin black-out, co można zastąpić polskim terminem zaciemnienie.
[12]
IUFO – Niewidzialny Nieznany Obiekt Latający – kategoria NOL-i niewidzialna dla
nieuzbrojonego oka ludzkiego, a wykrywalna przy pomocy urządzeń technicznych,
np. radar, kamery IR czy UV.
[13]
Kazimierz Bzowski – wywiad dla
„Czterech pór roku”, JEDYNKA Polskiego Radia w dn. 3.IV.1998 roku oraz Bronisław Rzepecki – oświadczenie w
trakcie narady koordynacyjnej przy VI Środkowoeuropejskim Kongresie
Ufologicznym w Koszycach, 28-30.XI.1997 roku.