Prezydent Władimir Putin na wykopaliskach Por-Bażynu
Borys Szarow
W
sierpniu 2007 roku, twierdzę Por-Bażyn zwiedził prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin i książę Monako Albert II. W tym samym roku, pod egidą
Ministerstwa ds. Wydarzeń Nadzwyczajnych na wyspie zaczęto odbudowywać zamek
twierdzy.
W
trudnodostępnych górach Tuwy, niemal na samej granicy z Mongolią, na wysokości
1300 m n.p.m. znajduje się jezioro Terie-chol. Takich jezior na ogromnym
terytorium Rosji są tysiące, ale właśnie to jest unikalne. Rzecz w tym, że
pośrodku wodnej toni znajduje się wyspa niemal w kształcie prostokąta, a na
niej stoi zadziwiająca twierdza, zbudowana w VIII wieku nie wiadomo przez kogo
i dlaczego.
[Polecam Czytelnikowi artykuł Siergieja Kożuszko pt. „Zaczarowane
jezioro” na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2012/03/zaczarowane-jezioro.html, w którym pisze
on o tajemnicach tego jeziora. Niniejszy artykuł jest jego uzupełnieniem i
kontynuacją – uwaga tłum.]
Kompleks twierdzy Por-Bażyn z wysokości orbity
Dom bez gospodarza
Cały
ten kompleks zajmuje 3,3 ha. Kiedyś dawno temu był to wielki gród z
świątyniami, składami budowlami mieszkalnymi i murami obronnymi wysokimi na 25
m. Nawet teraz, dwie ocalałe ściany mają 8 m wysokości i tyleż samo grubości.
Dawnym budowniczym przyszło dostarczyć w ten trudnodostępny teren tysiące ton
gliny, cegieł i drewna. Tuwińcy nazywają ten miejsce Por-Bażyn, co w
przekładzie oznacza Dom z Gliny.
Widać
od razu, że ludzie zbudowali go na wieki, ale potem – nie wiedzieć czemu –
porzucili tą twierdzę. W wielu miejscach znaleziono ślady pożaru, ale badacze
są przekonani: to nie on zrujnował Por-Bażyn. Nie ma żadnych śladów wojny, czy
śladów małych artefaktów, które zawsze pozostają wskutek jakiejś wojennej
napaści.
Na
terenie kompleksu nie ma ani jednego miejsca pochówku, chociaż wokół nie ma ani
jednego cmentarzyska. Odnosi się wrażenie, że w Por-Bażynie ludzie pojawili się
na krótki okres czasu i opuścili go w ciągu krótkiego okresu czasu. I tak np. w
kuźni pozostało ponad 100 podków gotowych do podkucia koni, a w jednym z
pomieszczeń znajdowała się czerepica w stylu chińskim.
Pierwsze
relacje o Por-Bażyn pochodzą z XVII wieku, kiedy to badacz Siemion Riemiezow dokonawszy opisania całej Syberii, wspomniał o
górskiej twierdzy u źródeł Jenisieju. A w 1891 roku do jeziora Terie-chol
dostał się rosyjski uczony Dimitrij
Klemenc. Opisał on wiarygodnie górska twierdzę. Jednakże pierwsza stricte naukowa ekspedycja do jeziora
mogła pójść dopiero w latach 50. XX wieku – bowiem jest bardzo trudno się tam
dostać no i klimat bardzo surowy – w lecie żar ponad +50°C, zimą mrozy do
-50°C. Drogami przez większość roku nie da się przejechać.
Od
samego początku wokół Por-Bażynu rozgorzały namiętne spory. Ktoś tam uważał, że
jest to jedna z twierdz ochraniających Wielki Szlak Jedwabny. Ale najbardziej
na północ wysunięte fragmenty Szlaku przebiegały co najmniej o 1000 km na
południe od twierdzy. Wymyślono więc, że twierdza należała do zbójców
grabiących kupców, ale po pierwsze – skąd się tam mogli wziąć kupcy, a po
drugie – jak zbójcy mogli skonstruować takie cudo architektury?
Potem
badacze znaleźli pewne punkty wspólne z północnochińskimi budowlami, co
pozwoliło datować Por-Bażyn na połowę VIII wieku n.e. Zaś oderwane od siebie
świadectwa z tybetańskich legend pozwoliły na przypisanie kompleksu ujgurskiemu
kaganowi Mojan-czurowi. On rządził w latach 747-759 wielkim kaganatem ujgurskim i zawarł pakt z
chińskimi cesarzami. I tak jakoby dla chińskiej księżniczki Nin-ho, która wyszła za mąż za
Mojan-czura, mistrzowie z Niebiańskiej Krainy zbudowali zamiejską rezydencję.
Jednakże miejsce, na którym ona powstała, było bardzo dziwne – było ono tak
bardzo oddalone od centrum kraju, że wersja ta nie wytrzymuje krytyki. Tak i
świątynia w Por-Bażynie jest podobna do buddyjskiej jak dwie krople wody, a
Ujgurowie wyznawali manicheizm i nestorianizm. Czyli żadna z tych hipotez nie
wyjaśnia tej zagadki, czemu ta twierdza została wybudowana a potem porzucona i
zapomniana.
Brama Czyngischana
Wyjaśnienie
za to mają miejscowi mieszkańcy. Twierdzą oni, że Por-Bażyn nie zawsze
znajdował się na wyspie. W twierdzy mieszkał znany bohater ze swymi uczniami.
Jego wrogowie postanowili wygnać go z tej twierdzy i zabili wszystkich jego
uczniów. Wtedy siłacz zawalił kamieniami strumień, który przebiegał nieopodal
twierdzy i woda zalała całą dolinę, odcinając ją od reszty krainy i zmuszając
ludzi do opuszczenia jej.
Jak
to bywa zazwyczaj, ludowa legenda potwierdziła się częściowo. Jezioro
wielokrotnie zmieniało swój poziom, zaś jego dno jest karem polodowcowym. Teraz
np. powierzchnia wyspy się powiększa. Przy pomocy fotografii lotniczej odkryto
na dnie jeziora dawna drogę i krater, z którego budowniczowie Por-Bażynu
wybrali ziemię. A poza tym pod wodą znaleziono jeszcze jakieś budowle, które
były ongi częścią kompleksu, a które potem zostały zalane wodami jeziora.
Nie
mniej pomocnymi okazały się i inne legendy krążące w okolicy. I tak np.
twierdzą one, że na zachodnim brzegu jeziora znajduje się Brama Czyngischana, gdzie zatrzymywał się
wielki zdobywca. Archeologom udało się rozkopać dawny rytualny kompleks właśnie
na tym miejscu, które wskazali im tubylcy. Są to trzy pionowe płyty z białego
marmuru i osobno stojący kamień, na którym dawnymi tureckimi runami wyryte są
dwie linijki.
Napis
mówi nam o jakimś Buczusz-erkinie
(Buczusz to imię, erkin to tytuł
wysokiego urzędnika ujgurskiego – przyp. aut.). Prawdopodobnie był to dowódca
twierdzy, który poddał ją Czyngischanowi, a ten memorialny kompleks miał
upamiętnić ten akt kapitulacji. To, że założyciel państwa Mongołów nieraz
przechodził ze swymi ordami przez te kraje, to nie nowina. Prawdę rzekłszy,
trzeba tylko teraz udowodnić, że był on w Por-Bażynie i że Buczusz był jego
współczesnym.
I
co z tego wynika? – ano to, że dla miłośników historycznych zagadek jest coś
oczywistego, że mogiła Czyngischana jest umieszczona gdzieś w okolicy, ale to
już jest inna historia.
[Miejsce, gdzie znajduje się grób
Czyngischana do dziś dnia pozostaje tajemnicą. Jak dotąd, mimo intensywnych
poszukiwań historyków, archeologów i rabusiów, a nawet służb specjalnych ZSRR,
Mongolii, Chin i USA nie udało się go odnaleźć. Zagadka ta jest wciąż otwarta –
uwaga tłum.]
O czym mówią szamani?
Jezioro
Terie-chol (po chałcha-mongolsku Tere-Chöl, po sojocku Nogan-kul – przyp.
tłum.) – jest i tak dziwnym miejscem nawet bez tajemniczej średniowiecznej
twierdzy. Prawda, mówiło się, że okolica nie była zasiedlona. Tuwińcy trzymali
się z daleka od tych miejsc twierdząc, że są „złymi” i „niedobrymi”. W okolicy
nie ma żadnych, jakichkolwiek śladów zamieszkania jej przez ludzi – wszystkie
kurhany zostały zbudowane przez przechodzących tam hord koczowników czasach
Wielkiej Wędrówki Ludów, a potem tam już nikt nie mieszkał. Te miejsce opisywał
jako pustynne także i Klemenc.
Ale
już pierwsza radziecka ekspedycja archeologiczna zetknęła się z tuwińskimi
szamanami. Wbrew swej zwyczajowej skrytości, oni chętnie przychodzili do ich
bazy i rozmawiali z przybyszami. No i jeszcze wydali – niesłychana sprawa! –
prawdziwe informacje o ukrytych przed ludzkimi oczami pomnikach. Dziwnym było
to, że trzymający się z dala od jeziora Tuwińcy doskonale wiedzieli, gdzie i
czego należy szukać.
Oni
pokazali im także te „złe” miejsca. I rzeczywiście, w jeziorze znajdowały się
miejsca z nienaturalnie lodowata wodą. Niektórych miejsc na brzegach unikają
nie tylko zwierzęta, ale i ptaki. Także ludzie czuli się tam niedobrze. W
niektórych miejscach nie dawało się zagotować wody, a przecież jezioro znajduje
się na wysokości 1300 m n.p.m., a nawet wyżej.
[Na wysokości 1300 m n.p.m. panuje
ciśnienie niższe o ok. 104 hPa w stosunku do poziomu morza, a co za tym idzie
woda powinna się gotować w temperaturze niższej niż 100°C – uwaga tłum.]
Dziwne
jest to, że pod misą jeziorną znaleziono – bardzo grubą na prawie 100 m –
warstwę wiecznej marzłoci, a przecież jezioro Terie-chol znajduje się na
szerokości geograficznej Kijowa.
[Czyli na 50°N, podobnie jak i Kraków. Jednakże
pewnym wytłumaczeniem może być fakt, że misa jeziora znajduje się w formacji
polodowcowej i jakaś jego część mogła zostać przykryta materiałem skalnym a
następnie zalana wodą, co spowodowało utworzenie się naturalnej „zamrażarki”,
stąd te tajemnicze, lodowato-zimne prądy w wodach Terie-chol – uwaga tłum.]
Jeszcze
więcej zagadek napotkali geofizycy i topografowie badający Por-Bażyn. Odkryli
oni pod twierdzą zagadkowe puste przestrzenie. Niektóre z nich są niewielkie i
sięgają płytko pod powierzchnię ziemi, inne zaś sięgają na dużą, niezmierzoną
głębokość i mają ogromne rozmiary.
Tuwińscy
szamani twierdzą, że nieopodal Por-Bażyn znajduje się Północne Wejście do
zagadkowej Szamballi. Oczywiście nikt nie może wskazać, gdzie właściwie, ale od
tego tajemnica wcale nie staje się mniej atrakcyjna. Dowodów wprost na to nie
ma, nawet w sferze domysłów. Ale w swoim czasie po Tuwie podróżował buriacki
lekarz Piotr Badmajew i powiernik
Dalajlamy XIII - Agwan Dorżiew.
Dorżiew niejednokrotnie odwiedzał Tuwę nawet po wygnaniu Dalajlamy z Tybetu.
Por-Bażyn - widoki ogólne
Zagadkowa mogiła
No,
ale przecież Szamballa nie byłaby mityczną, tajemniczą krainą, gdyby wejście do
niej było znane wszystkim.
[Polski pisarz, uczony i podróżnik Antoni Ferdynand Ossendowski w swej bestsellerowej,
przełożonej na wiele języków świata książce pt. „Przez kraj ludzi, zwierząt i
bogów” (Warszawa 1923) opisuje, jak w czasie ucieczki z Rosji, od Sojotów
zamieszkujących okolice jeziora Terie-chol dowiedział się o istnieniu
Północnego Wejścia do Agharty. Wejście to miało znajdować się w okolicach pasma
górskiego Arszanów, a miała je oznaczać runiczna inskrypcja o treści: wejście
do podziemnego państwa Agharty. Jednakże Ossendowski nie udał się do
Agharty, tylko do Mongolii – uwaga tłum.]
Natomiast
bez pomocy szamanów udało się archeologom znaleźć w okolicach Por-Bażynu bardzo
dziwna mogiłę. Znajdowała się ona na niewielkiej wysepce na jeziorze
Terie-chol. A odkryto ją zwyczajnie: ziemia się osypała i ukazał się grób.
Od
razu stało się zrozumiałe, że to mogiła wojownika. Ale ani jego broń, ani nawet
kości nie były typowe dla tej okolicy. Specjaliści ze zdumieniem stwierdzili,
że człowiek ten był Europejczykiem.
(!) Mówiło o tym rozstawienie oczu, wzrost i budowa szkieletu. No i broń: pozostałości
po tarczy, miecz i resztki kopii, które nie mają niczego wspólnego z
azjatyckimi cywilizacjami. Wszystko to mogło powstać gdzieś w Europie w XII
wieku. Mówi o tym także kilka kółeczek od kolczugi.
Niestety
niewiele zostało ze sprzętu, jakim posługiwał się nieznany rycerz. A przecież reszta
pozostałości po nim była najwidoczniej azjatyckiego pochodzenia. Prawdopodobna data
powstania grobu tego wojownika jeszcze bardziej zdumiała i skonfundowała uczonych
– najprawdopodobniej rzecz miała miejsce na przełomie XIV i XV wieku. Por-Bażyn
w tym czasie był już dawno opuszczonym. Co robił europejski rycerz w górach
Tuwy, odgadnąć już się nie da. Czy może szukał on Szamballi?
[Być może był to jeden z tzw. błędnych
rycerzy poszukujących na całym znanym świecie świętego Graala. W swym referacie
pt. „Wędrówki św. Graala” na sympozjum naukowe na temat zakonu Templariuszy,
które miało miejsce w słowackiej Bytčy, w dniu 13.III.2013 roku, podkreśliłem m.in.
to, że ślady Templariuszy znaleziono m.in. w górach Kaukazu, gdzie znajdowały się
komandorie i ekspozytury Zakonu Świątyni. Istnieje zatem możliwość, że ów
tajemniczy rycerz był właśnie Templariuszem poszukującym świętego Graala w
legendarnej Szamballi-Agharcie, w Azji Centralnej. Hipoteza ta, choć dziwna na
pierwszy rzut oka, ma swe realne podstawy… - uwaga tłum.]
Póki
co, większość uczonych jest stronnikami mniej romantycznej wersji wydarzeń. Wystarczy
założyć, że badacze pomylili się w datowaniu murów Por-Bażynu o 30 lat z
ułamkiem, i wszystko wskakuje na swoje miejsce.
Syn
Mojan-czura – Idigjan nawróciwszy się
w Chinach na manicheizm, narzucił go własnemu narodowi. Ale większość narodu
nie chciała odrzucić swoich tradycyjnych wierzeń. W 779 roku wybuchło powstanie
w wyniku którego i kagan i 2000 jego
stronników zostało zabitych, a obce świątynie zburzono. Jeżeli budowę
Por-Bażynu ukończono własnie w 779 roku, to jest zrozumiałym, dlaczego nie był
on zamieszkałym i wykorzystywanym, i dlaczego go porzucono po niewielkim
pożarze. A potem przedstawiciele dynastii panującej objęli władzę, ale do
górskiej twierdzy już nie powrócili.
Tekst
i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 39/2013, ss.12-13.
Przekład
z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©