Powered By Blogger

poniedziałek, 3 lutego 2014

Por-Bażyn: tajemnica jeziora Nogan-kul

Prezydent Władimir Putin na wykopaliskach Por-Bażynu


Borys Szarow


W sierpniu 2007 roku, twierdzę Por-Bażyn zwiedził prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin i książę Monako Albert II. W tym samym roku, pod egidą Ministerstwa ds. Wydarzeń Nadzwyczajnych na wyspie zaczęto odbudowywać zamek twierdzy.

W trudnodostępnych górach Tuwy, niemal na samej granicy z Mongolią, na wysokości 1300 m n.p.m. znajduje się jezioro Terie-chol. Takich jezior na ogromnym terytorium Rosji są tysiące, ale właśnie to jest unikalne. Rzecz w tym, że pośrodku wodnej toni znajduje się wyspa niemal w kształcie prostokąta, a na niej stoi zadziwiająca twierdza, zbudowana w VIII wieku nie wiadomo przez kogo i dlaczego.
[Polecam Czytelnikowi artykuł Siergieja Kożuszko pt. „Zaczarowane jezioro” na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2012/03/zaczarowane-jezioro.html, w którym pisze on o tajemnicach tego jeziora. Niniejszy artykuł jest jego uzupełnieniem i kontynuacją – uwaga tłum.]

Kompleks twierdzy Por-Bażyn z wysokości orbity


Dom bez gospodarza


Cały ten kompleks zajmuje 3,3 ha. Kiedyś dawno temu był to wielki gród z świątyniami, składami budowlami mieszkalnymi i murami obronnymi wysokimi na 25 m. Nawet teraz, dwie ocalałe ściany mają 8 m wysokości i tyleż samo grubości. Dawnym budowniczym przyszło dostarczyć w ten trudnodostępny teren tysiące ton gliny, cegieł i drewna. Tuwińcy nazywają ten miejsce Por-Bażyn, co w przekładzie oznacza Dom z Gliny.

Widać od razu, że ludzie zbudowali go na wieki, ale potem – nie wiedzieć czemu – porzucili tą twierdzę. W wielu miejscach znaleziono ślady pożaru, ale badacze są przekonani: to nie on zrujnował Por-Bażyn. Nie ma żadnych śladów wojny, czy śladów małych artefaktów, które zawsze pozostają wskutek jakiejś wojennej napaści.

Na terenie kompleksu nie ma ani jednego miejsca pochówku, chociaż wokół nie ma ani jednego cmentarzyska. Odnosi się wrażenie, że w Por-Bażynie ludzie pojawili się na krótki okres czasu i opuścili go w ciągu krótkiego okresu czasu. I tak np. w kuźni pozostało ponad 100 podków gotowych do podkucia koni, a w jednym z pomieszczeń znajdowała się czerepica w stylu chińskim.

Pierwsze relacje o Por-Bażyn pochodzą z XVII wieku, kiedy to badacz Siemion Riemiezow dokonawszy opisania całej Syberii, wspomniał o górskiej twierdzy u źródeł Jenisieju. A w 1891 roku do jeziora Terie-chol dostał się rosyjski uczony Dimitrij Klemenc. Opisał on wiarygodnie górska twierdzę. Jednakże pierwsza stricte naukowa ekspedycja do jeziora mogła pójść dopiero w latach 50. XX wieku – bowiem jest bardzo trudno się tam dostać no i klimat bardzo surowy – w lecie żar ponad +50°C, zimą mrozy do -50°C. Drogami przez większość roku nie da się przejechać.

Od samego początku wokół Por-Bażynu rozgorzały namiętne spory. Ktoś tam uważał, że jest to jedna z twierdz ochraniających Wielki Szlak Jedwabny. Ale najbardziej na północ wysunięte fragmenty Szlaku przebiegały co najmniej o 1000 km na południe od twierdzy. Wymyślono więc, że twierdza należała do zbójców grabiących kupców, ale po pierwsze – skąd się tam mogli wziąć kupcy, a po drugie – jak zbójcy mogli skonstruować takie cudo architektury?

Potem badacze znaleźli pewne punkty wspólne z północnochińskimi budowlami, co pozwoliło datować Por-Bażyn na połowę VIII wieku n.e. Zaś oderwane od siebie świadectwa z tybetańskich legend pozwoliły na przypisanie kompleksu ujgurskiemu kaganowi Mojan-czurowi. On rządził w latach 747-759 wielkim kaganatem ujgurskim i zawarł pakt z chińskimi cesarzami. I tak jakoby dla chińskiej księżniczki Nin-ho, która wyszła za mąż za Mojan-czura, mistrzowie z Niebiańskiej Krainy zbudowali zamiejską rezydencję. Jednakże miejsce, na którym ona powstała, było bardzo dziwne – było ono tak bardzo oddalone od centrum kraju, że wersja ta nie wytrzymuje krytyki. Tak i świątynia w Por-Bażynie jest podobna do buddyjskiej jak dwie krople wody, a Ujgurowie wyznawali manicheizm i nestorianizm. Czyli żadna z tych hipotez nie wyjaśnia tej zagadki, czemu ta twierdza została wybudowana a potem porzucona i zapomniana.


Brama Czyngischana


Wyjaśnienie za to mają miejscowi mieszkańcy. Twierdzą oni, że Por-Bażyn nie zawsze znajdował się na wyspie. W twierdzy mieszkał znany bohater ze swymi uczniami. Jego wrogowie postanowili wygnać go z tej twierdzy i zabili wszystkich jego uczniów. Wtedy siłacz zawalił kamieniami strumień, który przebiegał nieopodal twierdzy i woda zalała całą dolinę, odcinając ją od reszty krainy i zmuszając ludzi do opuszczenia jej.

Jak to bywa zazwyczaj, ludowa legenda potwierdziła się częściowo. Jezioro wielokrotnie zmieniało swój poziom, zaś jego dno jest karem polodowcowym. Teraz np. powierzchnia wyspy się powiększa. Przy pomocy fotografii lotniczej odkryto na dnie jeziora dawna drogę i krater, z którego budowniczowie Por-Bażynu wybrali ziemię. A poza tym pod wodą znaleziono jeszcze jakieś budowle, które były ongi częścią kompleksu, a które potem zostały zalane wodami jeziora.

Nie mniej pomocnymi okazały się i inne legendy krążące w okolicy. I tak np. twierdzą one, że na zachodnim brzegu jeziora znajduje się Brama Czyngischana, gdzie zatrzymywał się wielki zdobywca. Archeologom udało się rozkopać dawny rytualny kompleks właśnie na tym miejscu, które wskazali im tubylcy. Są to trzy pionowe płyty z białego marmuru i osobno stojący kamień, na którym dawnymi tureckimi runami wyryte są dwie linijki.

Napis mówi nam o jakimś Buczusz-erkinie (Buczusz to imię, erkin to tytuł wysokiego urzędnika ujgurskiego – przyp. aut.). Prawdopodobnie był to dowódca twierdzy, który poddał ją Czyngischanowi, a ten memorialny kompleks miał upamiętnić ten akt kapitulacji. To, że założyciel państwa Mongołów nieraz przechodził ze swymi ordami przez te kraje, to nie nowina. Prawdę rzekłszy, trzeba tylko teraz udowodnić, że był on w Por-Bażynie i że Buczusz był jego współczesnym.

I co z tego wynika? – ano to, że dla miłośników historycznych zagadek jest coś oczywistego, że mogiła Czyngischana jest umieszczona gdzieś w okolicy, ale to już jest inna historia.
[Miejsce, gdzie znajduje się grób Czyngischana do dziś dnia pozostaje tajemnicą. Jak dotąd, mimo intensywnych poszukiwań historyków, archeologów i rabusiów, a nawet służb specjalnych ZSRR, Mongolii, Chin i USA nie udało się go odnaleźć. Zagadka ta jest wciąż otwarta – uwaga tłum.]


O czym mówią szamani?


Jezioro Terie-chol (po chałcha-mongolsku Tere-Chöl, po sojocku Nogan-kul – przyp. tłum.) – jest i tak dziwnym miejscem nawet bez tajemniczej średniowiecznej twierdzy. Prawda, mówiło się, że okolica nie była zasiedlona. Tuwińcy trzymali się z daleka od tych miejsc twierdząc, że są „złymi” i „niedobrymi”. W okolicy nie ma żadnych, jakichkolwiek śladów zamieszkania jej przez ludzi – wszystkie kurhany zostały zbudowane przez przechodzących tam hord koczowników czasach Wielkiej Wędrówki Ludów, a potem tam już nikt nie mieszkał. Te miejsce opisywał jako pustynne także i Klemenc.

Ale już pierwsza radziecka ekspedycja archeologiczna zetknęła się z tuwińskimi szamanami. Wbrew swej zwyczajowej skrytości, oni chętnie przychodzili do ich bazy i rozmawiali z przybyszami. No i jeszcze wydali – niesłychana sprawa! – prawdziwe informacje o ukrytych przed ludzkimi oczami pomnikach. Dziwnym było to, że trzymający się z dala od jeziora Tuwińcy doskonale wiedzieli, gdzie i czego należy szukać.

Oni pokazali im także te „złe” miejsca. I rzeczywiście, w jeziorze znajdowały się miejsca z nienaturalnie lodowata wodą. Niektórych miejsc na brzegach unikają nie tylko zwierzęta, ale i ptaki. Także ludzie czuli się tam niedobrze. W niektórych miejscach nie dawało się zagotować wody, a przecież jezioro znajduje się na wysokości 1300 m n.p.m., a nawet wyżej.
[Na wysokości 1300 m n.p.m. panuje ciśnienie niższe o ok. 104 hPa w stosunku do poziomu morza, a co za tym idzie woda powinna się gotować w temperaturze niższej niż 100°C – uwaga tłum.]
Dziwne jest to, że pod misą jeziorną znaleziono – bardzo grubą na prawie 100 m – warstwę wiecznej marzłoci, a przecież jezioro Terie-chol znajduje się na szerokości geograficznej Kijowa.
[Czyli na 50°N, podobnie jak i Kraków. Jednakże pewnym wytłumaczeniem może być fakt, że misa jeziora znajduje się w formacji polodowcowej i jakaś jego część mogła zostać przykryta materiałem skalnym a następnie zalana wodą, co spowodowało utworzenie się naturalnej „zamrażarki”, stąd te tajemnicze, lodowato-zimne prądy w wodach Terie-chol – uwaga tłum.]

Jeszcze więcej zagadek napotkali geofizycy i topografowie badający Por-Bażyn. Odkryli oni pod twierdzą zagadkowe puste przestrzenie. Niektóre z nich są niewielkie i sięgają płytko pod powierzchnię ziemi, inne zaś sięgają na dużą, niezmierzoną głębokość i mają ogromne rozmiary.

Tuwińscy szamani twierdzą, że nieopodal Por-Bażyn znajduje się Północne Wejście do zagadkowej Szamballi. Oczywiście nikt nie może wskazać, gdzie właściwie, ale od tego tajemnica wcale nie staje się mniej atrakcyjna. Dowodów wprost na to nie ma, nawet w sferze domysłów. Ale w swoim czasie po Tuwie podróżował buriacki lekarz Piotr Badmajew i powiernik Dalajlamy XIII - Agwan Dorżiew. Dorżiew niejednokrotnie odwiedzał Tuwę nawet po wygnaniu Dalajlamy z Tybetu.






Por-Bażyn - widoki ogólne


Zagadkowa mogiła


No, ale przecież Szamballa nie byłaby mityczną, tajemniczą krainą, gdyby wejście do niej było znane wszystkim.
[Polski pisarz, uczony i podróżnik Antoni Ferdynand Ossendowski w swej bestsellerowej, przełożonej na wiele języków świata książce pt. „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” (Warszawa 1923) opisuje, jak w czasie ucieczki z Rosji, od Sojotów zamieszkujących okolice jeziora Terie-chol dowiedział się o istnieniu Północnego Wejścia do Agharty. Wejście to miało znajdować się w okolicach pasma górskiego Arszanów, a miała je oznaczać runiczna inskrypcja o treści: wejście do podziemnego państwa Agharty. Jednakże Ossendowski nie udał się do Agharty, tylko do Mongolii – uwaga tłum.]
Natomiast bez pomocy szamanów udało się archeologom znaleźć w okolicach Por-Bażynu bardzo dziwna mogiłę. Znajdowała się ona na niewielkiej wysepce na jeziorze Terie-chol. A odkryto ją zwyczajnie: ziemia się osypała i ukazał się grób.

Od razu stało się zrozumiałe, że to mogiła wojownika. Ale ani jego broń, ani nawet kości nie były typowe dla tej okolicy. Specjaliści ze zdumieniem stwierdzili, że człowiek ten był Europejczykiem. (!) Mówiło o tym rozstawienie oczu, wzrost i budowa szkieletu. No i broń: pozostałości po tarczy, miecz i resztki kopii, które nie mają niczego wspólnego z azjatyckimi cywilizacjami. Wszystko to mogło powstać gdzieś w Europie w XII wieku. Mówi o tym także kilka kółeczek od kolczugi.

Niestety niewiele zostało ze sprzętu, jakim posługiwał się nieznany rycerz. A przecież reszta pozostałości po nim była najwidoczniej azjatyckiego pochodzenia. Prawdopodobna data powstania grobu tego wojownika jeszcze bardziej zdumiała i skonfundowała uczonych – najprawdopodobniej rzecz miała miejsce na przełomie XIV i XV wieku. Por-Bażyn w tym czasie był już dawno opuszczonym. Co robił europejski rycerz w górach Tuwy, odgadnąć już się nie da. Czy może szukał on Szamballi?
[Być może był to jeden z tzw. błędnych rycerzy poszukujących na całym znanym świecie świętego Graala. W swym referacie pt. „Wędrówki św. Graala” na sympozjum naukowe na temat zakonu Templariuszy, które miało miejsce w słowackiej Bytčy, w dniu 13.III.2013 roku, podkreśliłem m.in. to, że ślady Templariuszy znaleziono m.in. w górach Kaukazu, gdzie znajdowały się komandorie i ekspozytury Zakonu Świątyni. Istnieje zatem możliwość, że ów tajemniczy rycerz był właśnie Templariuszem poszukującym świętego Graala w legendarnej Szamballi-Agharcie, w Azji Centralnej. Hipoteza ta, choć dziwna na pierwszy rzut oka, ma swe realne podstawy… - uwaga tłum.]

Póki co, większość uczonych jest stronnikami mniej romantycznej wersji wydarzeń. Wystarczy założyć, że badacze pomylili się w datowaniu murów Por-Bażynu o 30 lat z ułamkiem, i wszystko wskakuje na swoje miejsce.

Syn Mojan-czura – Idigjan nawróciwszy się w Chinach na manicheizm, narzucił go własnemu narodowi. Ale większość narodu nie chciała odrzucić swoich tradycyjnych wierzeń. W 779 roku wybuchło powstanie w wyniku którego i kagan i 2000 jego stronników zostało zabitych, a obce świątynie zburzono. Jeżeli budowę Por-Bażynu ukończono własnie w 779 roku, to jest zrozumiałym, dlaczego nie był on zamieszkałym i wykorzystywanym, i dlaczego go porzucono po niewielkim pożarze. A potem przedstawiciele dynastii panującej objęli władzę, ale do górskiej twierdzy już nie powrócili.


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 39/2013, ss.12-13.

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©