Temat naprawdę „nieznanoświatowy”!
Jak wiadomo, duchy, widma i inne zjawiska nadprzyrodzone nie istnieją! Jak
zatem wytłumaczyć to, co przeżyli Czytelnicy „Tajny XX wieka”, którzy opisali
swe przeżycia w listach do Redakcji? No bo popatrzcie sami:
W
2000 roku, kiedy miałam 19 lat, często gościłam u rodziców mojego chłopaka.
Mieli oni dużego psa, jakieś pół metra w kłębie – ładnego, niezwykle
puszystego, z długą popielatoszarą sierścią. Nie pamiętam, jak się wabił. Pies
– będąc jeszcze szczeniakiem – był okrutnie pobity i od tego zdziczał. Nie
dopuszczał do siebie nikogo, za wyjątkiem swojej małej pani. Polubił nie
wiedzieć dlaczego także i mnie. Kiedy zaczęło się coraz więcej skarg od
gospodarzy na agresywność psa, przyszło go uśpić. Prawda, daty wykonania tego
„wyroku” nie podali i wciąż to przesuwali – wszak psa było żal…
I
oto pewnej nocy w połowie marca obudziłam się o północy z wrażeniem, że ktoś na
mnie patrzy. Otworzyłam oczy i zamarłam. Na moim brzuchu siedział ogromny,
szary, półprzeźroczysty i puszysty pies – toczka w toczkę podobny do tego, o
którym jest ta opowieść! Jego oczy świeciły się dosłownie jak małe lampki. Noc
była księżycowa i ja doskonale widziałam jego sylwetkę na tle oświetlonego
okna. Pies-widmo przez jakąś minutę patrzał mi w oczy, a potem bezgłośnie
zeskoczył na podłogę i podszedł do drzwi. U progu on się odwrócił, spojrzał na
mnie i wyszedł. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie śpię.
–
Co to było? – mknęła myśl. – I jak to wszystko rozumieć?
A
potem przyszło mi do głowy, że tego psa rodzice mojego chłopaka tak czy inaczej
wreszcie uśpili. Najwidoczniej przyszedł
do mnie się pożegnać, wszak byłam jedną z nielicznych osób, które on
tolerował wśród ludzi. Podejrzewam także, że on
zjawił się by mnie ostrzec o trudnych doświadczeniach, które w
przyszłości musiałam przeżyć. Wkrótce po tym zdarzeniu dowiedziałam się, że
jestem w ciąży. Przebiegała ona z wielkimi trudnościami i dziecku nie było dane pojawić się na świecie…
Anna
Munariewa, Nowosybirsk
Kolejne opowiadanie mówi o
dziwnym wydarzeniu w latach 80. XX wieku:
To
wydarzyło się w Czelabińsku. Mieszkałem wtedy z babcią w domku na peryferiach
miasta w miejscu, gdzie osiedle domków wolnostojących graniczyło z osiedlem
wielopiętrowych bloków mieszkalnych.
Zima
w 1983 roku była bardzo ostra – temperatury stycznia dochodziły nawet do -40°C,
i jak to robiliśmy wieczorami, wraz z babcią siedzieliśmy i grzaliśmy się przy
piecu. Za oknem zmierzchało, kiedy rozległo się stukanie do drzwi. Spojrzeliśmy
w okno. Na zewnątrz stała nieznana nam kobieta, ubrana na czarno. Jej głowa
była owinięta szalem, tak że jej twarzy nie mogliśmy zobaczyć.
-
Wpuście mnie, chcę się ogrzać – krzyknęła nieznajoma zobaczywszy, że ją
dojrzeliśmy.
Babcia
dokładnie przyjrzała się nieproszonemu gościowi. Oczywiście nie można było tą
kobietę pozostawić na takim mrozie, ale od niej wiało jakimś
niebezpieczeństwem. Jak potem babcia przyznała, wewnętrzny głos mówiący jej, że
nie wolno otwierać drzwi nieznajomej.
-
Tam dalej są wielopiętrowe bloki, może się pani ogrzać na klatce schodowej –
odpowiedziała babcia.
Nieznajoma
wciąż wpraszała się nam do domu, ale babcia okazała się niezłomną. Wreszcie
kobieta zrozumiała, że jej nie wpuścimy. Odwróciła się i poszła do klatki
schodowej. A nam oczy rozszerzyły się ze zdumienia – ona nie szła, ale płynęła
nad śniegiem. Kiedy znalazła się przy furtce ona po prostu przeniknęła przez nią
i rozpłynęła się w powietrzu.
Długo
staliśmy przy oknie osłupiali ze zdumienia.
-
Kto to był? – zapytałem wreszcie.
-
Na pewno to był wampir – odpowiedziała babcia – one
nie mogą wejść do domu niezaproszone przez gospodarza.
Nie
wątpiłem w jej słowa. Moja babcia była znana jako „widząca”. Kto jak nie ona
mógł dać wyjaśnienie tego niezwykłego zdarzenia?
Jewgienij
Anatoliewicz Sauch
Bieriezowskij ,
Kiemierowskaja Obłast’
Źródło – „Tajny XX wieka”, nr 42/2013, s. 24
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©