Ciekawym faktem jest to, że większość widm straszących ludzi, to kobiety...
Dina Kuncewa
Ludzie, którzy zetknęli się z
widmami zauważyli, że przy ich pojawianiu się temperatura powietrza gwałtownie
spada, pojawia się zapach siarki, problemy w pracy urządzeń elektrycznych.
Zwierzęta odczuwają strach. Zauważ Czytelniku, że większość znanych widm to
kobiety. Rzecz w tym, że damy to istoty bardziej emocjonalne, o wiele częściej
umierają z nieszczęśliwej miłości, straty ukochanego człowieka czy tragedii
związanej z ich dziećmi. Zaś silne emocje
przekształcają się w energię, która przedłuża ich egzystencję na tym świecie.
Nie są rzadkością i widma dzieci, które chcą być w pobliżu swoich matek. Takie opowieści
krążą nie tylko za granicą, ale także w Rosji.
Bibliotekarka-morderczyni
Jedno z takich widm polubiło
kirowską Okręgową Bibliotekę Publiczną im. A. I. Hercena. Jeszcze w latach 60.
XX wieku, miała tam miejsce następująca historia. Jedna z pracownic mających
dyżur bibliotece zdecydowała się zadzwonić z pracy do swego męża, żołnierza,
który prawie też był na służbie. W czasie rozmowy bibliotekarka powiedziała, że
jakby skrzypnęły drzwi i ktoś wszedł. Połączenie się przerwało. Jej mąż się
przestraszył i biorąc ze sobą kilku uzbrojonych żołnierzy pognał do biblioteki.
Do budynku weszli przez okno. Mąż znalazł swoją żonę w głębokim omdleniu.
Zaczęli więc szukać tego, kto ja tak nastraszył, ale nikogo nie znaleźli.
Istnieje legenda, że w
pomieszczeniach Hercenki, gdzie
wcześniej znajdowały się apartamenty, miała miejsce tragedia. Bibliotekarka,
która tam pracowała kręciła romans z żonatym mężczyzną. Kiedy pewnego razu
odmówił jej porzucenia swej prawowitej małżonki, rozżalona kochanka rzuciła się
nań z nożem w ręku, a potem sama się zabiła. Od tej pory jej duch błąka się po
domu…
Dom
ludojadek
W tym samym Kirowie, na
skrzyżowaniu ulic Moskiewskiej i Swobody stoi dom, którego ludzie omijają
szerokim łukiem. Związane z nim jest ponure opowiadanie z czasów wojny.
Rok 1942 był dla kirowian
rokiem głodu. Ale na targu handlowały pierożkami z mięsem niejakie Augusta Abaturowa i Pelagia Kliukina. Wytwarzały je w suterenach
swego domu. Poza tym smażyły one także kotlety. Skąd one miały to mięso – wszak
wszelkie produkty były ściśle wyliczone i na kartki? Wśród sąsiadów pojawiły
się nieprzyjazne plotki. Tym bardziej, że w okolicach tego właśnie domu zaczęły
znikać bez śladu dzieci…
Pewnego razu, mieszkańcy domu
usłyszeli wydobywający się z sutereny krzyk dziecka
- Nie dotykaj mnie! Nie
nożykiem!
Sąsiedzi szybko zbiegli się na
to i ujrzeli tam zabitego dzieciaka a nad nim Abaturową z zakrwawionym nożem w
ręku. Morderczyni poderżnęła dziecku gardło… Ona błyskawicznie zorientowała
się, że ją nakryto na czynie zbrodni, wyskoczyła przez okno i zaczęła biec w
kierunku rzeki. Opowiadają, że ludożerczyni nawet zdążyła kupić bilet na prom,
ale wtedy zatrzymała ją milicja. Drugą zbrodniarkę aresztowano w pobliżu domu.
Obydwom wytoczono proces, ale z jakiegoś powodu ich nie rozstrzelano, ale
zesłano do gułagu o ostrym reżymie, gdzie je wykończyły współwięźniarki. Od
tego czasu w tym domu nikt nie chce mieszkać – w obawie przed usłyszeniem jęków
pomordowanych w suterenie dzieci.
Kariatydy nawiedzonego domu w Saratowie
Martwi
młodzieńcy w Saratowie
W Saratowie, na skrzyżowaniu
ulic Sowieckiej i Radiszczewa znajduje się stary, dwupiętrowy dom z kolumnami i
kariatydami znany w mieście jako rezydencja Jachimowicza. Budynek został
zbudowany na początku XX wieku, a jego pierwszym właścicielem był inż. Wiaczesław Jachimowicz. W czasie jego
budowy zastosowano po raz pierwszy w Saratowie wynalezione przez Jachimowicza
systemy ogrzewania i wentylacji – wbudowane w podłogę i ściany.
Dzisiaj budynek ten uznano za
awaryjny i opuszczono go. Tym niemniej mieszkańcy sąsiednich domów słyszeli
dobiegający odeń dziecięcy płacz i widzieli unoszący się tam zielonkawy dymek.
A kiedyś tam jakiś człowiek nawet widział koło budynku widmo młodej dziewczyny…
Specjaliści z Towarzystwa Badawczego Intiegrał-Kosmopoisk
przebadali dom i odkryli tam anomalną, geopatogenną strefę.
Wedle słów miejscowej
ekstrasenski Wiktorii, onegdaj w
jednym z pomieszczeń domu Jachimowicza mieszkała rodzina z dzieckiem. Głowa
rodziny zginęła w skutek zatrucia gazem świetlnym, zaś jego żona z córeczką
zmarli wskutek ciężkiej choroby. To właśnie ich duchy niepokoją sąsiadów.
W samym centrum Saratowa, na
rogu ulic Gorkiego i Gogola znajduje się niedokończona budowla (coś à la krakowski „szkieletor” – przyp.
tłum.) W 2004 roku miejscowa wspólnota mormońska chciała wznieść tam swoją
świątynię. Ale pod wpływem niesprzyjających okoliczności i trudności
organizacyjnych, budowy nie ukończono. A do tego wszystkiego – jak mówiono po
kątach – samo miejsce było „niedobre”: do rewolucji był tutaj żeński klasztor,
gdzie posyłano dziewczyny w ciąży. Przeorysza przywoływała szeptuchę, która pozbawiała
dziewczyny niechcianej ciąży. Ekstrasenska Wiktoria twierdzi, że słyszy w tym
miejscu dziewczęce krzyki i płacz nienarodzonych dzieci. A na najbliższym
skrzyżowaniu przez to dochodzi do kolizji.
Na skraju osiedla Jubiliejnego
na przedmieściu Saratowa znajduje się Monachow Prud (staw). Kiedyś na jego
brzegu znajdował się monastyr. Jeżeli mniszce zdarzyło się zgrzeszyć i urodzić
potem chłopca, to dziecko dla zatarcia śladów przestępstwa topiono w stawie…
Teraz w rejonie stawu można zobaczyć duchy zamordowanych chłopców. Tak
opowiadają o tym miejscowi…
Częstymi świadkami pojawień się duchów osób zmarłych są dzieci
Widmo
w błękicie
W budynku rady miejskiej w
Barnaule straszy tajemnicza Dama w Błękicie. Mówi się o tym, że kiedyś dawno
temu została ona żywcem zamurowana.
Pracownicy miejskiej
administracji od czasu do czasu spotykają w korytarzach budowli kobietę,
odziana w błękitna suknię. W czasie tego świadkowie odczuwają mogilny chłód, a
ich ciała pokrywają się gęsią skórką.
Mówi się, że na początku XIX
wieku, w budynku rady znajdowała się rezydencja ówczesnego naczelnika regionu.
Na jednym z bali, jego małżonka jakoby na oczach swego męża zaryzykowała flirt
z jednym z inżynierów-górników. Mąż nie czekał nawet do końca imprezy i
uniósłszy się straszliwym gniewem powlókł swoją lekkomyślną damulkę do piwnicy,
a następnie nakazał swym wiernym sługom zamurować ją żywcem w ścianie! Tak więc
już dwa stulecia widmo Damy w Błękicie pojawia się w domu i koło niego. I nawet
pracownicy służb komunalnych boją się zaglądać do piwnic tego domu.
Jeszcze jedna nieszczęsna
mieszkanka Barnaułu – wedle podań – została zamurowana w fundamencie budynku
Ałtajskiego Krajowego Dziecięcego Szpitala Klinicznego na ulicy Guszina. Prawdą
jest to, że tego ducha niejednokrotnie widziały kamery wewnętrznego monitoringu,
widoczny on jest tylko w postaci bezcielesnej białej plamy.
Takie właśnie jęki i inne
odgłosy dobiegające znikąd słyszą pracownicy medyczni kliniki. A wieczorami, po
opustoszałych korytarzach słychać stukot niewidzialnych damskich bucików…
Samotnie stojące, opuszczone domy są ulubionymi miejscami nawiedzenia...
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka” nr 43/2013, ss. 36-37
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©