Komunizm
umarł. Co prawda w niektórych miejscach opóźnił się jego pogrzeb. Trzy
tragiczne dni sierpnia przyspieszyły ten zgon, mimo tego, że organizatorzy
puczu marzyli o czymś zupełnie innym: to oni chcieli urządzić nam pogrzeb - nam
i naszej wolności...
Komunizm...
- ten diabeł jest przeraźliwie zwinny: człowiek wyrzuca go drzwiami, a on pcha
się przez okno. Nawet martwy - zabiera żywych.
Władimir Boriew - „Trzy
dni”
Dzieci
w Europie i Ameryce północnej siedziały w szkołach, obgryzały końce długopisów,
przeklinały ułamki. Nie wiedziały, że ich własny los zostanie niebawem
rozstrzygnięty na podstawie wzorów i rysunków, jakie kreśli im na tablicy
nauczyciel fizyki.
Ciągle
jeszcze trwał stan, który nazywano pokojem.
Robert Stratton - „Czas
nietoperza”
Ten artykuł mówi o jednej z
ostatnich zagadek Zimnej Wojny i jest fragmentem szerszej pracy pt. „Ufologia a
polityka”, w której usiłuję udowodnić, że niejednokrotnie ufologię wprzęgano w
rydwan polityki po to, by dzięki takiemu „ufomatactwu” osiągnąć konkretne cele
polityczne czy wojskowe, co w sumie na jedno wychodzi... Wydarzenie to jest
typowym przykładem na powyższe. A zatem...
1
...nie, nie było dzieci w
szkołach - jak pisał w „Czasie nietoperza” Robert
Stratton. Trwała pełnia lata i wakacji, kiedy w sierpniu 1991 roku, nad
pustkami w okolicy szwedzkiego miasta Umeå pojawił się niezwykły Nieznany
Obiekt Latający. Było to dokładnie wieczorem, dnia 23 sierpnia 1991 roku.
Ludzie w całej Szwecji zasiadali właśnie przed telewizorami, by obejrzeć
publiczne lub lokalne wiadomości. Cały świat przeżywał aktualne wydarzenia w
Moskwie i widział początek końca sowieckiego Czerwonego Imperium Zła - jak
eufemistycznie pisały gazety na Zachodzie. W spokojnej Szwecji ludzi zajmowały
sprawy zwyczajne i codzienne - i naraz niektórzy z nich ujrzeli na niebie dziwo
przedziwne, cudo cudowne...
Szwedzki ufolog należący do
czołówki światowej i europejskiej ufologii - Clas Svahn z Vällingby szczegółowo opisał to wydarzenie na łamach
„UFO Aktuellt”. Przytaczam tutaj bez skrótów ten raport, bo jest on pełnym
opisem wydarzenia, a poza tym obrazuje zainteresowanie tym przypadkiem
szwedzkich służb specjalnych: SÄPO, SSI oraz co za tym idzie także FRA. A oto treść tego raportu:
2
Obserwacje NOL-i dokonane w
biały dzień przez kilku świadków są zawsze niezwykłe. Incydent, do którego
doszło w późnym lecie 1991 roku w Häknas - 40 km na południe od Umeå - jest
ciągle jeszcze analizowany, jednak można już podać pewne związane z nim fakty
do publicznej wiadomości.
23 sierpnia 1991 roku, krótko
po godzinie 19:00, pewne małżeństwo - nazwijmy ich Svenssonowie - zasiadało właśnie przed ekranem telewizora, by
obejrzeć wiadomości lokalne. Było to niemal w dwie godziny po zachodzie słońca
i niebo miało wciąż niebieską barwę z kilkoma mlecznymi obłoczkami widocznymi
nad horyzontem. W chwilę później
przyjechała z Umeå ich córka. Po zatrzymaniu się przed domem zgasiła silnik,
poczym wysiadła z samochodu. A oto jej relacja o tym, co zobaczyła:
Kiedy wyszłam z samochodu,
usłyszałam niski pomruk jakby
silnika, który dobiegał z wysoka. Spojrzałam w górę i zobaczyłam ten biały
obiekt nad czerwonym domkiem na podwórzu. Poruszał się on powoli na niebie i
był cylindryczny, spiczasty z przodu i tępo ścięty z tyłu - wyglądał jak
trąbka.
Najpierw pomyślałam, że to po prostu
samolot, ale to nie miało ani skrzydeł, ani okien, ani w ogóle niczego, co
powinien mieć normalny samolot. Doskoczyłam do frontowych drzwi i zawołałam
rodziców, by wyszli zobaczyć, co się dzieje.
Rodzice fröken Svensson wyszli w pośpiechu z domu, poczym cała trójka
obserwowała NOL-a przemierzającego wieczorne niebo.
To było niewiarygodne - mówi
pan Svensson - Moim zdaniem ten obiekt nie miał prawa latać, gdyż był
pozbawiony skrzydeł, czy choćby stabilizatorów lotu. Patrzyliśmy na to długo -
jakieś 30 sekund. Miałem czas, by wpaść do domu po lornetkę, ale nie znalazłem
jej - powróciłem przed dom i widziałem
t o przed zniknięciem z oczu.
Trójka Svenssonów obserwowała
NOL-a lecącego powoli na północny-wschód i znikającego za małymi chmurkami
wiszącymi nad horyzontem. Znajdował się on tak daleko, że nie słychać było
odgłosu pracy jego silników. Warto zauważyć przy okazji, że coś podobnego
zauważono swego czasu także w trakcie spotkania ze sterowcopodobnym NOL-em na
wodach Zatoki Gwinejskiej, z pokładu SS Fort Salisbury w 1910 roku.
3
Zapytałem dziewczynę o
prawdopodobne rozmiary NOL-a. Odpowiedziała mi, że był on większy od dłoni
widocznej z odległości wyciągniętego ramienia, a zatem tak duży, że niemożliwym
było zakrycie go dłonią na wyciągnięcie ręki. Ten NOL - powiedziała - był tak
biały, jak mój samochód, ale jego tył był ciemny, nie błyszczał, tak jak reszta
jego korpusu, która doskonale odbijała światło słoneczne.
Jej ojciec, który sporządził w
następnym, dniu opis obiektu również zasugerował to, że to było światło
słoneczne:
Kiedy wybiegliśmy na zewnątrz,
widzieliśmy NOL-a od tyłu. Nie było tam światła, ani dymu, a w chwilę potem
pojazd znikł za chmurkami nad horyzontem.
Przypuszczałem, że to mógł być
pocisk rakietowy, ale mogłem błędnie określić odległość, wielkość oraz
wysokość. W chwili, kiedy to ujrzałem, pomyślałem: „To jest samolot - duży stratoliner!” Jednak po pierwszym rzucie
oka, umysł odrzucił to przypuszczenie...
A oto fragmenty wywiadu,
którego udzielił mi świadek:
Pytanie: Nie miał Pan jakichkolwiek wątpliwości, co
do tego, że ten obiekt nie był samolotem?
Odpowiedź: Nie,
słońce świeciło tak, że widziałem jego odbicie od NOL-a. to nie mogło zdarzyć
się zbyt szybko. Widziałem wyraźnie, jak NOL wchodził powoli w chmurę i
stopniowo w niej znikał.
P.: Czy widział Pan smugę odrzutu?
O.: Nie,
nie. Nie widziałem u rufy NOL-a niczego ciemnego, natomiast moja córka
zaobserwowała coś ciemnego u jego końca. Zauważyła też, że jego przód jest
zaostrzony, jak stożek. Ja tego nie spostrzegłem, bo NOL zbytnio oddalił się od
nas.
P.: Jak Pan sądzi: z czego to
było zrobione?
O.: Trudno
mi powiedzieć – to było lśniące i odbijało światło słoneczne. Nie mogłem zrozumieć,
co to takiego. Nie słyszałem odgłosu pracy silnika, ale mój słuch nie jest już
dobry i pozostawia sobie sporo do życzenia. Obie moje panie powiedziały mi
jednak, że słyszały odgłos pracy silnika spalinowego pracującego „na niskim
biegu”.
Po zawiadomieniu telefonicznie
najbliższej jednostki wojskowej piechoty zmechanizowanej z garnizonu w Umeå, do
świadków zgłosił się wywiadowca z tamtejszej komórki SSI. Po kilku dalszych
dniach, jakie upłynęły od incydentu, do świadków zgłosili się funkcjonariusze
SÄPO, którzy niezwłocznie ich przesłuchali na okoliczność przelotu NOL-a.
wszystkie materiały z tego przesłuchania zostały
niezwłocznie utajnione. Zgodnie z
tym, co podał stacjonujący w Umeå pułk piechoty zmechanizowanej, w dniu 23
sierpnia 1991 roku, żaden szwedzki
samolot nie znajdował się w przestrzeni powietrznej nad tym terenem, i to
właśnie stało się przyczyną wdrożenia śledztwa przez SSI.
Udało mi się odwiedzić
funkcjonariusza SÄPO prowadzącego dochodzenie wspólnie ze zwiadowcami SSI z
p.zmech. w Umeå. Okazał się on jednak strasznym służbistą i nie chciał nic
powiedzieć na temat prowadzonego dochodzenia. Dowiedziałem się jednak, że
wojskowi nie wysłali na miejsce incydentu swych ludzi, ale całe dochodzenie powierzyli
kontrwywiadowi cywilnemu - SÄPO. Jeżeli chodzi o świadków, to określił ich,
jako „wysoce wiarygodnych”. Takąż samą opinię wyrażali przyjaciele rodziny
Svenssonów w rozmowie z przedstawicielami organizacji UFO Sverige.
- To najciekawszy incydent, jaki
kiedykolwiek badałem - oświadczył mi jeden z funkcjonariuszy SÄPO. Przesłuchali
oni całą trójkę obserwatorów. - Wiele czasu poświęciłem badaniu tego incydentu.
Nie robiłbym tego, gdybym nie miał pewności, co do wiarygodności świadków. Być
może był to ICBM, albo coś jeszcze innego. To jest bardzo trudny przypadek -
skomentował to tak jeden z funkcjonariuszy badający incydent w Häknas. Incydent
ten - jego zdaniem - miał wszelkie dane po temu, by zostać uznanym za jedna z
najciekawszych obserwacji NOL-i w 1991 roku. Doszliśmy więc do wniosku, że jest to historia prawdziwa. Ów NOL
faktycznie naruszył szwedzką granicę i przestrzeń powietrzną w chwilę po
godzinie 19:00 w dniu 23 sierpnia 1991 roku!
4
Sześciostronicowy meldunek
stanowiący rezultat dochodzenia policyjnego został utajniony i nie miałem prawa
weń wejrzeć. Mogłem za to rozmawiać z oficerem prowadzącym postępowanie i
dowiedzieć się tą drogą coś niecoś na temat tego tajnego dokumentu.
Spotkałem się z tymi ludźmi i
sądzę, że są oni uczciwymi i solidnymi obywatelami. Poza tym mamy jeszcze kilku
świadków, którzy dodali kilka innych szczegółów na temat tego incydentu.
Wszystko to powoduje, że wiarygodność Svenssonów jako świadków zyskuje in plus.
Cóż to być mogło?... - wiele
rzeczy, bowiem niejednokrotnie oszukuje nas i ogłupia ów cudowny instrument,
jakim jest ludzkie oko. Mógł to być np. pocisk rakietowy, samolot, refleks
obszaru cieplejszego powietrza - czy
cokolwiek innego... Fakt, ze kilku świadków widziało obiekt powoduje, że
historia ta jest bardziej autentyczna od innych. Nie widzę więc przyczyny, by
wątpić w jej prawdziwość - i wierzę w to, że jest ona prawdziwa.
A teraz przedstawiam fragment
wywiadu z funkcjonariuszem SÄPO:
P.: Jaka jest zatem Pańska ostateczna konkluzja?
O.: Nie
wyciągnąłem finalnego wniosku. Sądzę, że Svenssonowie widzieli obiekt, który
mógł być pociskiem ICBM czy MRBM, ale mogło to być cokolwiek innego. Skrajnie
trudno jest sądzić, czym to właściwie było...
Nie jestem w stanie podać tutaj
jakiegoś rozsądnego wyjaśnienia, a moje policyjne doświadczenie podpowiada mi,
że zaobserwowany obiekt mógł być naszym aparatem szpiegowskim -
czy też mógł należeć do tajnej służby innego kraju - czego nie mogę wykluczyć.
P.: Czy sprawdził Pan ruch lotniczy w
krytycznym dniu i w podanym przez świadków czasie?
O.: Tak,
tam nie było niczego nad tym terenem i nic nie poruszało się z taką prędkością,
jak mi to opisano.
P.: Czyli - jeżeli Pan może to stwierdzić nie naruszając
tajemnicy państwowej czy służbowej - to coś nie było szwedzkie?...
O.: Nie,
nie.
P.: ... i to nie było widoczne na radarze?
O.: Nie -
ale my nie bierzemy zbyt poważnie wskazań radarów, bo nie są one stuprocentowo
pewne, np. w odniesieniu do obiektów poruszających się zbyt nisko nad
ziemią.
P.: Przypuszczam, że był Pan w kontakcie z
wojskowymi i cywilnymi instytucjami w celu uzyskania jakiegoś wyjaśnienia tego
zjawiska?
O.:
Oczywiście, że tak.
P.: I one, niestety, nie były w stanie pomóc
Panu?
O.:
Niestety, nie. Nie przyjęły ani nie odrzuciły żadnej z postawionych przeze mnie
hipotez - a zatem ta kwestia jest wciąż otwartą. W całej Szwecji nie mamy
czegoś podobnego i nie testujemy pojazdu zbliżonego chociaż wyglądem do tego pojazdu.
Początkowo przypuszczałem, że był to samolot-cel przeznaczony do ćwiczeń
wojskowych, ale ustaliłem, że w całym Västerbotten nie było żadnego
samolotu-celu. Tak więc ta hipoteza odpada.
P.: Spędził Pan wiele czasu na poszukiwaniu
wyjaśnienia tego fenomenu?...
O.: Tak,
ponieważ kiedy spotyka się takich świadków, jak Svenssonowie, to spędza się z
nimi wiele godzin. Poznałem dobrze tych ludzi i stwierdziłem, że są oni
najlepsi w swym rodzaju. Najciekawszą rzeczą i szczegółem zarazem, stał się
fakt odnotowania odgłosu pracy silników wydzielany przez NOL-a. Panna Svensson
słyszała coś w rodzaju warkotu silnika spalinowego pracującego na niskich
obrotach. W rozmowie z pracownikiem SÄPO oświadczyła, że przypominało jej to
pracę silnika V8 z modelu amerykańskiego Chevroleta.
---oooOooo---
W czasie rozmów z oficerami
SÄPO wyszło na jaw jeszcze kilka innych, równie zdumiewających rzeczy:
W tym przypadku obiekt poruszał
się na małej wysokości i był napędzany silnikiem spalinowym - co jest
technicznie możliwe, ale stoi w
całkowitej sprzeczności z naszą wiedzą na temat pocisków rakietowych i
ich osiągów.
Tak powiedział funkcjonariusz
SÄPO, co jest warte odnotowania o tyle, że w latach 80. XX wieku, krążyła po
Zachodzie dość uporczywa pogłoska o radzieckich rakietach skrzydlatych -
będących odpowiednikami amerykańskich pocisków odrzutowych Cruise i Tomahawk
o dużym współczynniku CEP , poruszających się na niskim pułapie i z niewielkimi
prędkościami . Wróćmy jednak do wywiadu:
P.:
A może to było coś lżejszego od powietrza - np. sterowiec?
O.:
Myślałem i o tym, ale nie wydaje mi się, że jest to właściwa odpowiedź.
Świadkowie twierdzili, że t o miało kształt samolotu komunikacyjnego, a
kolor tego był srebrzysty. W zasadzie mówimy od dużym, srebrzystym cygarze, a
jeden z obserwatorów wspomina o dużym, ciemnym otworze w rufowej części
obiektu, a to oznaczałoby, że owo c o
ś było napędzane silnikami odrzutowymi
czy rakietowymi. Nie przystaje do tego odgłos pracy silnika spalinowego -
tradycyjnego...
P.:
No cóż, rzeczywiście - trudno to powiązać ze sobą...
O.: Tak - bardzo trudno.
Rozważałem kilka technicznych możliwości. Za sterowcem przemawia odgłos pracy silnika spalinowego i powolny lot
obiektu. Ale jest kilka przesłanek, które sugerują dokładnie coś odwrotnego.
NOL zmierzał wprost na północ. Oznacza to, że nadleciał on ze strony morza -
znad Järnsnäs, gdzie mieści się jachtklub. Gdyby sterowiec wystartował stamtąd
- zauważalne byłyby także zmiany co
najmniej dwóch parametrów jego ruchu, czego nie zaobserwowano na całej
trasie lotu NOL-a, bowiem ani prędkość lotu, ani jego wysokość nie uległy
zmianie.
5
Jak widać z tego - przelot
NOL-a odbył się w dziwnym czasie i miejscu - dlaczego? Odpowiada na to dalsza
część wywiadu:
P.:
Czy nie było przypadkiem tak, że to zostało zaobserwowane przez wiele osób na
całej trasie przelotu? Czy coś takiego Pan odkrył?
O.: Nie, i
to nie jest akurat w tym przypadku takie dziwne. Jeżeli spojrzymy na mapę, to
stwierdzimy, że są tam wielkie obszary w ogóle nie zamieszkałe przez ludzi. To
przeleciało właśnie nad tym terenem, gdzie
jedynym zamieszkałym
miejscem było Haknäs, kierując się na północ - w stronę dzikiej i bezludnej
strefy. Nie ma tam ani jednego domu, a nawet gdyby był, to lecąc na małej wysokości
to byłoby w stanie ominąć go niepostrzeżenie. I jeszcze coś ważniejszego - to
przelatywało wtedy, kiedy ludzie zasiadali przed ekranami telewizorów w celu
obejrzenia wiadomości lokalnych i krajowych - w chwili największej oglądalności
- dokładnie o godzinie 19:15!
P.:
Tak więc uważa Pan, że czas i kierunek przelotu obiektu zostały wybrane
rozmyślnie?!
O.: Zarówno czas i trasa przelotu wskazują na to,
że ktoś - kto planował przelot - starał się zminimalizować możliwość wykrycia
tego NOL-a! Czas i miejsce wybrano idealnie i optymalnie zarazem, by
zminimalizować prawdopodobieństwo ujawnienia przelotu, a może także jego
lądowania?...
P.:
Czy jest to najciekawszy tego rodzaju przypadek, który Pan badał?
O.: Tak, ponieważ mamy kilku
naprawdę wiarygodnych świadków, a ponadto wiele szczegółów przemawia za ich
prawdziwością. Wielokrotnie przyjmowałem tego rodzaju doniesienia - niektóre z
nich liczą sobie rok, dwa lata... W takich sytuacjach pamięć zawodzi i trudno
jest dociec prawdy.
P.:
A zatem, co ta rodzinka widziała? Cóż to być mogło?
O.: Na mój rozum i na moje
rozeznanie, mógł to być pocisk rakietowy, ale nie wiem, w jaki sposób był on
napędzany. Nie wiem także, z jakiego kierunku on nadleciał. Starannie
przestudiowałem całą dostępną literaturę wojskową, ale nie znalazłem niczego,
co byłoby do tego podobne. Zero
podobieństwa!...
Pracowałem usilnie nad tym
przypadkiem, ale nie znalazłem żadnego punktu wspólnego z czymkolwiek mi
znanym.
To trudna sprawa...
6
Tak kończy się raport Clasa
Svahna dla UFO Sverige. Wymieniam z
nim korespondencję od 1991 roku i doszedłem do wniosku, że byłoby wskazane
wprowadzić do ufologii - a raczej do ufologicznej taksonomii i abrewiatury nową
kategorię: CNOL-e czyli Cygarokształtne Nieznane Obiekty Latające - po
angielsku CUFOs - Cigarlike Unknown
Flying Objects - co wydaje się o tyle sensowne, że stanowią one poważny
procent wszystkich obserwacji NOL-i na całym świecie.
v Obserwacja
ta zostałaby zapewne zaszufladkowana do CNOL-i i dałbym sobie z nią święty
spokój, ale... - było w niej coś więcej, niż przypadek albo świadoma wola
Obcych. Popatrzmy:
v Ów CNOL
przeleciał nad Bałtykiem i bezludnym terenem Szwecji - a najprawdopodobniej
także i Norwegii - gdzie istniało nikłe prawdopodobieństwo jego wykrycia;
v CNOL
wydzielał z siebie dźwięk przypominający pracę silnika spalinowego - coś, czego
w ufologii się w ogóle nie spotyka!
v CNOL
leciał wolno na niskim pułapie - co się czasami zdarza, ale nie jest to regułą;
v CNOL
przeleciał w dniu 23 sierpnia w godzinach wieczornych;
v Oficer
SÄPO twierdzi, że meldunki o przelotach podobnych obiektów otrzymuje od niemal
dwóch lat, a zatem - biorąc to wszystko pod uwagę...
... stawiam hipotezę, że nie
był to NOL w tradycyjnym tego słowa pojmowaniu, ale jak najbardziej ziemski
pojazd latający! A konkretnie chodzi mi o sterowiec specjalnego przeznaczenia,
należący albo do USA albo do NATO.
Sterowiec ten pełnił służbę
rozpoznania radioelektronicznego nad Morzem Bałtyckim. Jego obecność uzasadniam
sytuacją polityczną w Związku Radzieckim - a chodzi mi konkretnie o sławetny
pucz Janajewa - Jazowa - Pugo -
Kriuczkowa, a w szerszym kontekście - sytuację polityczna w krajach byłego
Układu Warszawskiego i w ogóle bloku wschodniego. Oczywiście, hipoteza powinna
mieć swe uzasadnienie - więc spróbowałem poszukać odpowiedzi na zadane przez
Clasa Svahna pytania, i jako starej daty „detektyw kanapowy” zacząłem jak
zwykle - od biblioteki. A zatem - kurs CNOL-a.
Zakładając, że ów CNOL leciał
na stałej wysokości, ze stałą prędkością i stałym kursem - powinien być
widziany w okolicach Kiruny i miasteczka Svappavaara, przelecieć trochę na
wschód od masywu Halti (1.328 m n.p.m.) i opuścić terytorium Norwegii w
przestrzeni powietrznej nad Lopp-havet, gdzieś pomiędzy miejscowościami
Skjervøy a Nordreisa. Mimo tego, że było tam jasno - wszak im dalej na północ,
tym - paradoksalne - jaśniej - mógł nie zaobserwować go nikt, ponieważ
poruszając się wolno i na niskim pułapie mógł on być po prostu niewykrywalny
dla radaru, a poza tym mógł przybyć tam tak późno, że potencjalni obserwatorzy
po prostu... spali!
Zwróciłem się w tej sprawie do UFO Norge i nieocenionego w takich
przypadkach Ole Jonny Brænnego,
który przysłał mi odpowiedź negatywną - we wskazanych miejscach takiego CNOL-a
w podanym czasie nie widziano, co było zgodne z moimi przewidywaniami.
Z kolei południowy odcinek
trajektorii tego CNOL-a - zakładając, że parametry jego lotu były niezmienne -
przebiegał przez Morze Bałtyckie i dobiegał do wybrzeży ZSRR, na wysokości
miasteczka Zielieniogorsk na półwyspie Sambia w Obwodzie Kaliningradzkim.
Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że miejsce to jest położone niemal w
geometrycznym centrum wybrzeży trzech krajów należących do Układu
Warszawskiego: Polski, Niemieckiej Republiki Demokratycznej i Związku
Radzieckiego.
Zakładając, że ten hipotetyczny
sterowiec operował w odległości 30-40 km od wybrzeży ZSRR w rejonie
Zielieniogradska, na wysokości 10.000 m, to można śmiało przypuszczać, że
zasięg jego horyzontu radiowego pokrywał się mniej więcej z odległością od
Wismaru do Leningradu (dziś Sankt Petersburga) - czyli, że jego średnica
wynosiła jakieś 1.350 km.
Prawdę powiedziawszy, to
najodpowiedniejszym miejsce do radionasłuchu ZSRR byłby akwen znajdujący się
pomiędzy wyspami: Saarema, Gotlandia i Aland, NB leży on idealnie na
przedłużeniu trajektorii lotu CNOL-a z dnia 23 sierpnia 1991 roku... Co więcej
- sterowiec ów najprawdopodobniej współpracował ze stacją nasłuchową FRA na
Gotlandii i okrętem rozpoznania radioelektronicznego FRA - HMS Orion,
który wsławił się wieloma akcjami szpiegowskimi przeciwko radzieckiej Flocie
Bałtyckiej, a zwłaszcza jej okrętom podwodnym!
7
Rankiem 19 sierpnia 1991 roku,
obudziliśmy się w świecie, który stał się bardziej niebezpieczny dla nas -
Polaków - od czasu tzw. kryzysu kubańskiego. W tym dniu, grupa komunistycznych
aparatczyków spróbowała sięgnąć po władzę w byłym ZSRR i przy pomocy aparatu
KGB i częściowo także MWD usiłowała tego
dokonać w tym kraju. Nie było to jednak możliwe, bowiem Rosjanie z 1991 roku,
to byli już nie ci sami Rosjanie, których można było zastraszyć zsyłką,
torturami czy rozstrzelaniem i pucz nie powiódł się.
Najpierw przeciągnięto na stronę przeciwną puczystom wojsko i część KGB, a potem i MWD. Coup d’etat upadł, ale przez 72 godziny kody uruchamiające procedurę wystrzelenia ICBM znajdowały się w rękach spiskowców. Rezultat był taki, że ZSRR zaczął rozpadać się na poszczególne państwa, zaś powołanie na jego miejsce Wspólnoty Niepodległych Państw jest próbą powrotu Rosji na kurs mocarstwowy. Ostatnie wydarzenia z próbami rakiet Topol M i systemami ASAT oraz wpadka z zatonięciem okrętu podwodnego K-141 Kursk są na to dobitnymi przykładami.
Najpierw przeciągnięto na stronę przeciwną puczystom wojsko i część KGB, a potem i MWD. Coup d’etat upadł, ale przez 72 godziny kody uruchamiające procedurę wystrzelenia ICBM znajdowały się w rękach spiskowców. Rezultat był taki, że ZSRR zaczął rozpadać się na poszczególne państwa, zaś powołanie na jego miejsce Wspólnoty Niepodległych Państw jest próbą powrotu Rosji na kurs mocarstwowy. Ostatnie wydarzenia z próbami rakiet Topol M i systemami ASAT oraz wpadka z zatonięciem okrętu podwodnego K-141 Kursk są na to dobitnymi przykładami.
A co z implikacjami tego faktu?
Wiadomo, że USA w swym trendzie
bycia stróżem tzw. „demokracji” i „wolności” na całym świecie nie mogły
dopuścić do wymknięcia się spod kontroli wypadków na terenie rozpadającego się
od 1989 roku ZSRR. Po 19 sierpnia, satelity CIA zmieniły orbity, z lotnisk Europy
Zachodniej, Kanady, Alaski i Islandii podrywały się samoloty zwiadowcze, okręty
i samoloty zwiadu radioelektronicznego zbliżyły się do granic lądowych i
morskich ZSRR. Europejskie rezydentury CIA wysłały wsparcie dla rezydentur w
Warszawie, bo w ciągu tych 72 godzin Polska stała się państwem frontowym, skąd
CIA mogła śledzić rozwój sytuacji za wschodnią granicą naszego kraju - jeszcze
tylu Amerykanów na paszportach dyplomatycznych nie wjechało w ciągu jednego
dnia do Polski, jak w tym krytycznym dniu 19 sierpnia. Gdyby zamieszanie w
Moskwie potrwało trochę dłużej, to Polska zostałaby w trybie alarmowym włączona
w struktury NATO, bez tego całego krygowania się i ceregieli...
Ciągle trwał stan nazywany
pokojem, ale w Stanach Zjednoczonych
armia i flota zostały postawione w stan gotowości bojowej DEFCON-3, a
może nawet DEFCON-2. Obecność sterowca
zwiadu radioelektronicznego wskazuje na to, że był to już DEFCON-2 - jeden krok
do wybuchu III Wojny Światowej.
Dlaczego?
To oczywiste - kody uzbrajające
radziecki potencjał rakietowo-jądrowy znalazły się w rękach ludzi, którzy
bynajmniej nie pałali miłością do USA i NATO, ludzi - którzy nie zawahaliby się
go użyć pod byle jakim pretekstem.
Sterowiec wiszący nad środkowym
Bałtykiem nasłuchiwał radzieckich radiostacji brzegowych - a proszę nie
zapominać, że w Rydze, Tallinnie, Leningradzie, Kłajpedzie, Bałtijsku,
Kaliningradzie - Królewcu, Świnoujściu i Roztocku znajdowały się bazy
Bałtyckiej Floty ZSRR, w których stacjonowały okręty z napędem atomowym i
uzbrojone w wyrzutnie ICBM i MRBM.
Oczywiście było możliwe wykrycie zmasowanego ruchu jednostek floty podwodnej
Związku Radzieckiego natychmiast po wydaniu rozkazu opuszczenia przez nią
portów. A poza okrętami podwodnymi były tam jeszcze 2 krążowniki rakietowe, około
150 niszczycieli i fregat rakietowych. Wszystko to podlegało dozorowi
satelitarnemu, ale ma on swe ograniczenia, bowiem satelity Ferret czy KH-11
mają to do siebie, że poruszając się po orbitach polarnych nie są w stanie
objąć swymi antenami i kamerami fotograficznymi określonego terytorium
przeciwnika nie dłużej, niż kilkanaście minut, a potem interesujące tereny czy
akweny znikają z pola widzenia satelity na około 60 - 90 minut... - a godzina
czy półtora w warunkach współczesnej wojny, to kwestia życia czy śmierci
miliardów ludzi!...
Dlatego więc to musiał być sterowiec znajdujący się na stałym dozorze. Sterowiec ma to do
siebie, że może przebywać w warunkach ładnej, stabilnej, sierpniowej pogody nad
jednym miejscem przez długi okres czasu. Wprawdzie jest go łatwo wykryć i
zestrzelić, ale jest on o całe niebo tańszy od satelity i łatwiej jest go
wprowadzić w sąsiedztwo wrogich baz lotniczych i morskich, niż satelitę na
orbitę wokółziemską... Poza tym sterowiec wbrew pozorom można zbudować w
oparciu o technologię „stealth”, czemu sprzyjają jego opływowe kształty
balonetów i plastykowa konstrukcja nośna. To akurat nie stanowi problemu
technicznego, i z drugiej strony tłumaczy brak echa na ekranach szwedzkich
radiolokatorów...
Kolejną poszlakę stanowi fakt,
że zarówno US Navy, jak i Royal Navy Wielkiej Brytanii dysponują sterowcami,
wykorzystywanymi przede wszystkim do celów obserwacyjnych - czytaj:
szpiegowskich, wywiadowczych!
Za hipotezą sterowca przemawia
także fakt braku okien stwierdzony przez Svenssonów i wydzielany przezeń odgłos
pracy silnika spalinowego na niskich obrotach. Dziś, w roku 2001, stosowane są
niewielkie silniki odrzutowe.
I jeszcze jedna poszlaka:
oficer SÄPO stwierdza, że otrzymuje informacje od ludzi o pojawieniach się
CNOL-i od dwóch lat. Zaskakującym zatem jest to, że początek fali tych
obserwacji przypada na rok 1989! Teraz - w takim kontekście - wygląda na to, że
Amerykanie obserwowali rozwój sytuacji na terenie państw UW od 1989 roku -
szczególnie w republikach bałtyckich: Litwie, Łotwie i Estonii - bowiem tam Michaił S. Gorbaczow chciał utrzymać
rosyjskie/radzieckie wpływy. NB, znany popularyzator historii red. Bogusław Wołoszański w swym programie z
cyklu „Sensacje XX wieku” niedwuznacznie zasugerował, że cały ten „Pugo-pucz”
został sprokurowany przez Gorbaczowa w celu ukrócenia tendencji odśrodkowych w
Imperium Sowietów. Wprowadzenie stanu wojennego na wzór polski w przypadku ZSRR
nie powiodło się, ale to właśnie nie była nieudolność puczystów, lecz celowe
działanie... Dzięki temu na tronie zasiadł Borys
N. Jelcyn, który naprawił błąd Gorbaczowa powołując do życia WNP.
Tym więc można wytłumaczyć
wydarzenia w Wilnie, Rydze i Tallinnie, których tempo narastało od 1989 roku, a
osiągnęły swą kulminację w styczniu 1991 roku. Najpierw były strzelaniny w
Wilnie i ataki OMON na stacje radia i
TV. W marcu i kwietniu zamieszki w Rydze - i znów polała się krew. Potem Gruzja
i chłopcy ze Specnazu rąbiący saperkami bezbronnych ludzi na ulicach
Tbilisi na rozkaz „apostoła pierestrojki”. Następnie w Tallinnie polała się
krew wskutek ataku OMON na demonstrantów. A potem była pierwsza wojna w
Czeczenii. Wszystkie te wydarzenia były pilnie śledzone przez dziennikarzy,
opinię publiczną i wojskowych z USA i NATO. I jest jasnym, że III Wojna
Światowa wisiała dosłownie na włosku. Gdyby do niej doszło, to zgodnie z
radziecką doktryną wojenną - Polska i inne kraje Europy Środkowej stałyby się
polem atomowej bitwy pomiędzy wojskami radzieckimi, a wojskami NATO.
Wyglądałoby to tak, jak na mapce 2, i to właśnie dlatego amerykańskie czy
natowskie sterowce rozpoznawcze wisiały nad Północno-Europejskim Teatrem
Działań Wojennych.
Oczywiście poza okrętami z
uzbrojeniem rakietowo-jądrowym na terenach Bałtywii znajdowały się silosy ICBM,
reaktory powielające, fabryki paliw jądrowych, elektrownie nuklearne, itp.
instalacje. Europa doskonale zapamiętała lekcję Czarnobyla i nie miała ochoty
na powtórkę... A przecież wiadomo, że oddziały Specnazu GRU i Osnazu KGB były przeszkalane w zakresie niszczenia
instalacji jądrowych w krajach wrogich. Młode i walczące o niezależność od
Moskwy państwa bałtyckie i Ukraina stały się „krajami potencjalnie wrogimi” w
momencie proklamowania swej niepodległości - a jak to wyglądało w praktyce,
widzieliśmy w Czeczenii - i tam pododdziały Specnazu i Osnazu podejmować miały
działania dywersyjno-sabotażowe i zaczepne. I to właśnie dlatego te sterowce
tam się pojawiały...
Podejrzewam, że takich
obserwacji CNOL-i jest znacznie więcej, tylko ludzie nam - ufologom - o tym nie
donieśli. A najbardziej przykre jest to, że odwieczne marzenie człowieka o
Kontakcie z Nimi zostało zredukowane do narzędzia w walce o dominację nad
światem...