Maria Podoleckaja
Bezcielesne istoty pojawiające
się w porzuconych budowlach często okazywały się duchami ich byłych
gospodarzy…
W policyjnych dossier XIX wieku
zebrane są fakty o rozłożonych zwłokach, które znajdowano rankiem nieopodal
Jeźdźca Miedzianego. Zgodnie z miejską legendą, zapóźnionych przechodniów
zabijał sam założyciel miasta.
Na początku ubiegłego stulecia,
jeszcze istniało Imperium Rosyjskie, które potem przekształcono w Związek
Radziecki, a później rozpadło się na oddzielne państwa. Trudno jest nam
przedstawić teraz tą epokę; po rewolucji nowa władza znacjonalizowała
szlacheckie i kupieckie pałace, zamknęła i burzyła świątynie. I czasami jedynym,
co przypomina o przeszłości – to widma ich dawnych gospodarzy…
Rozebrana
cerkiew
Jeden z takich domów nawiedzanych
przez widma został zbudowany w Kałudze, przy ulicy Lenina 100, na miejsce
starej cerkwi p.w. Archanioła Michała. Jak głoszą to źródła historyczne,
drewniana cerkiewka stała tam już w XVII wieku. W 1687 roku na jej miejscu
postawiono kamienną świątynię z pięcioma kopułami i kaplicą Jana Wojownika. W
1813 roku do świątyni dobudowano dzwonnicę, której fundatorem był kałużski
kupiec Jakow Bilibin.
Cerkiew zamknięto na początku
lat 30. XX wieku, kiedy to władzy zachciało się zburzyć świątynię, a na jego
miejscu postawić apartamentowiec dla elity. Świątynia została rozebrana, część
cegły poszła na budowę przedszkola, a część na budowę tego bloku. Cerkiewny
fundament biegnący wzdłuż ulicy Darwina postanowiono zostawić i wybudować na
niej kotłownie. W fundamencie znaleziono groby tamtejszych duchownych
prawosławnych, których doczesne szczątki wywieziono w nieznanym kierunku.
Jak opowiadają ówcześni
mieszkańcy tego domu, w tym miejscu regularnie straszyło. Zazwyczaj to miało
miejsce każdą jesienią, u końca października i na początku listopada. W różnych
częściach domu pokazują się tajemnicze, ciemne sylwetki. W tym czasie dziwnie
zachowują się zwierzęta domowe, a ludzie w tym czasie odczuwają lodowaty chłód
i nieuzasadniony strach…
Duchy
z jekaterinburskich domów
Wiele starych domów z duchami
znajduje się w Jekaterinburgu. W domu nr 3 na ul. Czapajewa, w budynku
należącego do rodziny Oszurkowych
rozmieszczony dziecięcy oddział Biblioteki Publicznej im. Hercena – „Mała
Hercenka”. Uważa się, że tam objawiają się duchy byłych właścicieli tego domu.
Czasami pracownicy biblioteki słyszą jak ktoś chodzi po schodach. W nocy z
pustych pomieszczeń słychać melodię - ktoś tam gra na klawesynie. Zaś rankiem z
kranów leje się gorąca woda, chociaż nikt jej nie włączał. A na podłogach
pojawiają się plamy, które się nie dają zmyć, a po jakimś czasie znikają same z
siebie…
Wbrew temu nie chodzi wcale o
fakt, że szaleją tutaj widmowe postacie dawnych właścicieli. Kiedyś był tam
posterunek milicji, tak więc energia w tym budynku nie jest taka przyjazna.
Na tej samej ulicy Czapajewa w
domu pod numerem 11 znajduje się dom-muzeum P. P. Bażowa. Można tam ponoć zobaczyć widma znanego pisarza oraz
jego domowników. Prawdę powiedziawszy, pracownicy muzeum twierdzą, że nie
widzieli ani raz jego ducha, ale nieraz słyszeli jakieś dziwne chrobotania z
kątów drewnianej budowli.
Przy ul. Karola Liebknechta nr
44, stoi pałacyk Rastorgujewych-Charitonowych,
teraz Pałac Sztuki Dziecięcej i Młodzieżowej. Jego pracownicy i uczniowie
szkolni, którzy zajmują się tutaj różnymi rzeczami w ramach wielu kółek
zainteresowań, opowiadają z ust do ust legendy o widmach, które od czasu do
czasu pokazują się w przestronnych salach: w zwierciadłach błyskają odbicia już
to chudziutkiej, bladej dziewczyny w jasnej sukience, już to młodzieńca w
zakrwawionej odzieży. Opowiadają o tym, że córka kupca Rastorgujewa pokochała
młodzieńca, który często przebywał u jej ojca w interesach – pracował on na
budowach Rastorgujewych. O ich romansie doniesiono ojcu, a on polecił
zamordować młodzieńca, a córkę zamknął w areszcie domowym. Ale jak to bywa, w
nocy dziewczyna wyrwała się z domu do sadu i utopiła się w strumieniu.
A na dodatek słychać tak
jeszcze jakieś jęki i szelesty. Mówi się, że to są dusze chłopów, którzy
budowali podwaliny pod budowla i często umierali z powodu trudnych warunków
życia i pracy. A gdzieś w ścianach są zamurowane skarby chronione przez
szkielety na łańcuchach… Ale wejścia do nich zamurowano.
Przy ul. Róży Luksemburg, w
domu pod nr 56 znajduje się pałacyk Żeleznowa.
W oknach tego zbudowanego z czerwonej cegły budynku można czasami zobaczyć
widmo kobiety w białej sukni. Opowiadają, że to małżonka kupca Żeleznowa – Maria Jefimowa. Mówi się, że
nieszczęsna ta kobieta była kleptomanką i w czasie przechadzek co chwilę coś
kradła i składowała w kieszeniach swej odzieży. Mąż, który zazwyczaj szedł za
nią, chodził do odwiedzanych przez nią sklepów i płacił za towar, by uniknąć
skandalu. Maria Żeleznowa zmarła w niezwykłych okolicznościach, nagle i
przedwcześnie. Dlatego też mówi się, że to jej duch straszy przechodniów.
Żona
czarnoksiężnika
W Dniepropietrowsku, przy ul.
Orłowskiej, stoi dwukondygnacyjny, kamienny dom. Jego okna są zabite na głucho
deskami, a podwórze ogrodzone wysokim płotem. Dom wybudowano na początku XX
wieku. Mówią o nim, że jego pierwszym właścicielem był kupiec, który poza tym
zajmował się czarowaniem i czarną magią. Ożenił się z młodziutką dziewczyną
(najwidoczniej zaczarowawszy ją) i trzymał małżonkę pod kluczem. Od czasu do
czasu pomagała mu w jego czarodziejskich praktykach.
Zdarzyło się tak, że w pięknej
żonie kupca zakochał się jeden z klientów czarownika – miejscowy bogacz.
Zwrócił się on do czarodzieja z prośbą o pomoc w swej nieszczęśliwej miłości do
innej kobiety, ale jak zobaczył gospodynię domu, to zapomniał o innej… Bogacz
znajdował coraz to nowe powody i preteksty do odwiedzania domu
kupca-czarodzieja. Wreszcie poczuł się na tyle silny, by zawojować serce żony
czarownika i zostali oni tajnymi kochankami. Ale kupiec-czarodziej ma się
rozumieć, o wszystkim się dowiedział. Doszło do skandalu i żona powiedziała
mężowi, że odchodzi od niego.
Tego już czarodziej nie mógł
ścierpieć. Następnego dnia po tym, jak żona odeszła od niego, zdarzyło się
nieszczęście. Jadąc do swej letniej rezydencji, gdzie miał ją zakwaterować,
doszło do koszmarnego wypadku – koń ciągnący dwukółkę zbrykał się i poniósł
pojazd, który się wywrócił. Wskutek tego kochanek wypadł z wozu i uderzył głową
w kamień zabijając się na miejscu.
Po kilku dniach, w czasie
nocnej burzy, na górnej kondygnacji domu kupca zaczął się pożar. Sąsiedzi
słyszeli krzyki i widzieli, jak w świetle płomieni miotają się ludzkie figury,
ale w niczym nie mogli pomóc: nikt nie zaryzykował rzucić się w szalejący
ogień… Pożar ugaszono dopiero nad ranem. Ściany domu ocalały, ale górna
kondygnacja spaliła się do cna. W zgliszczach znaleziono spalone ciało
gospodarza, ale ciała jego pięknej żony nie znaleziono.
Przyczyny tego pożaru nie
docieczono, chociaż pojawiło się kilka wersji, i tak: ktoś powiedział, że
czarownik nieostrożnie obchodził się z materiałami palnymi, których używał do
magicznych celów; ktoś winił za to uderzenie pioruna; a jeszcze inny twierdził,
że było to podpalenie.
Oczywiście poszedł chyr, że
czarownik przed śmiercią przeklął swój dom. Także pojawiła się plotka, że
śmierć w męczarniach była cena za magiczny dar otrzymany przezeń od diabła. Ba!
- a do tego jeszcze sam diabeł in persona
pojawił się za duszą czarodzieja. I od tej pory w domu tym straszy duch
czarodzieja, który pałęta się po ruinie szukając sposobu na przywrócenie mu
miłości swej żony.
Potem odremontowano dom
czarownika i zamieszkali w nim znowu ludzie. Mieszkańcy pietra słyszeli nocami
słyszeli nieraz jakieś skrzypienia, szlochania i wzdychania. Niekiedy słyszeli
kroki, jakby ktoś chodził po korytarzu, a rano znajdowano tam rozrzucone
rzeczy... Stopniowo mieszkańcy opuszczali nawiedzony dom. Nikt nie chciał
wynajmować tam mieszkania.
Na początku lat 70., mieszkanie
na piętrze zajął miejscowy dzielnicowy. Mówi się, że o0n specjalnie poprosił o
zakwaterowanie go właśnie w tym domu, żeby obalić wszelkie pogłoski o duchach.
Jednakże już po miesiącu dzielnicowy wyjechał z nawiedzonego domu – wszystkie
plotki i pogłoski okazały się prawdziwe!!! Ten milicjant na własne oczy
widział, jak w środku nocy na ścianach przesuwały się jakieś cienie, albo w
pokoju poruszali się jakieś postacie. Zanim wyjechał, milicjant zabił deskami
okna na piętrze.
W latach 90., budynek przejęła
jakaś firma i urządziła na piętrze magazyn towarów. Ale już następnego dnia, po
tym jak w magazynie znalazł się towar, skrzynie zostały pootwierane, rzeczy
wyrzucone na zewnątrz i w ogóle był tam straszny bałagan... A do tego żaden
zamek nie był nawet naruszony. Wkrótce firma opuściła dom. Po niej jeszcze
kilka firm przejmowało ten dom, ale wszystkie kończyły w ten sam sposób –
opuszczeniem nawiedzonego domu.
Domu także nie udaje się
wyświęcić: w czasie obrzędu wyświęcania gasną świece, wylewa się woda święcona,
a modlitewnik wypada z rąk duchownego na podłogę i się nią zachlapuje… Na takie
dictum, duchowni stanowczo rezygnują
z wyświęcania uzasadniając to tym, że znajdujące się w domu czarodzieja złe
moce są silniejsze od nich…
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka” nr 39/2013, ss.36-37
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©