Ida Szachowskaja
Czyngiza-chana
pochowano wraz z jego skarbami. Potem przez zasypaną mogiłę przepędzono tabun
koni i zabito wszystkich szeregowych uczestników rytuału pogrzebowego. Nikt nie
wie, gdzie właściwie, w którym miejscu znajduje się grób tego władcy.
Historyczne perypetie, które
przydarzyły się Rosji, zrodziły mnóstwo legend w których zadziwiająco
przeplotła się mistyka z realnością. W tym także mity o skarbach, które jakoby
były związane z kimś-tam kiedyś-tam w trudnych czasach, i teraz czekają na swą
godzinę. Ale – niestety – dobrać się do nich niełatwo, bowiem w to jest
zamieszana…
…mistyka
stawu Andriejewskij Prud
Ulica Lenina w Ulianowsku
(d. Symbirsku) dawniej nazywała się Moskiewską. W 1800 roku była ona pocztowym
traktem. Znajdowały się przy niej karczmy i domy noclegowe, w których
zatrzymywali się podróżni. Jedną z budowli, która dotrwała do naszych czasów
jest cerkiew Objawienia Pańskiego, która powstała w XVII wieku. Także w rejonie
Moskiewskiej znajdował się młyn, który w ciągu wielu lat arendowali kupcy Andriejewowie. Dlatego też staw, który
znajdował się opodal nazwano Andriejewskim. Miejsce to uchodziło za głuszę
zabitą dechami i tu zamieszkiwały wilki oraz menele. Krążyły słuchy o skarbach,
które ukryli gdzieś w okolicy starego młyna już to rozbójnik-ataman Stieńka Riazin, już to sybirscy
kupcy-milionerzy Twierdyszewscy.
Przez wiele lat poszukiwali ich różni ludzie. Między innymi - jak powiadają -
był także Wołodia Ulianow (Lenin),
wtedy jeszcze gimnazjalista.
Opowieści o skrytkach ze
skarbami są związane z różnoraką mistyką. I tak na miejscu ukrycia skarbu
pokazują się ogieńki, albo koziołek meczący ludzkim głosem, i wreszcie różne
widma i duchy. Nieopodal Bogojawlieskiego zjazdu można było napotkać widmo żołnierza
ogromnego wzrostu z niesamowitą twarzą, z charakterystycznym wielkim i krzywym
nosem i ustami od ucha do ucha… Według mnogich świadectw, ów fantom wychodził z
bramy do młyna i straszył pojedynczych przechodniów. Mówi się, że żołnierz ten
jest efektem działania nadprzyrodzonych sił strzegących skarbu. Żeby wydobyć
skarb należało wykonać odpowiednie działania magiczne, a także podzielić się
nim z tymi, kogo się spotka w procesie wydobywania skarbu. W innym przypadku
skarb znów zapadnie się pod ziemię.
Adm. Aleksander Kołczak
„Złoty
eszelon” admirała Kołczaka
W marcu 2011 roku, w
mediach pojawiły się informacje o tym, że członkowie Klubu Podróżników „Miry”
znaleźli w Bajkale tzw. „złoto Kołczaka”. Zgodnie z legendą, w 1918 roku,
białogwardziści pod dowództwem adm. Aleksandra
Kołczaka zagarnęli złoto z rezerwy bankowej Cesarstwa Rosji, które
znajdowało się w Kazańskim Banku. Stąd właśnie uciekając przed bolszewikami na
wschód Biali wzięli złoto ze sobą. Jednakże pod Irkuckiem na kołczakowców
napadli żołnierze z Czechosłowackiego Korpusu, którzy wydali bolszewikom samego
Kołczaka i część złota. Potem wyjaśniło się, że 180 ton szlachetnego metalu
znikło bez śladu. Istnieje hipoteza, że doszło tam do katastrofy kolejowej i
jeden z wagonów – w którym jak raz znajdowało się złoto! – wpadł do Bajkału. No
i leży tam do dziś dnia na jego dnie…
Parę lat temu, w rejonie
Wokółbajkalskiej Linii Kolejowej, zostały rzeczywiście znalezione jakieś
resztki wagonu kolejowego z czasów wojny domowej. Jednakże ze względu na
możliwość uruchomienia warstw ziemi, nie udało się kontynuować poszukiwań.
Natomiast w czasie ekspedycji «„Miry” na Bajkale» jak raz na tym miejscu w
wodzie znaleziono jakieś błyszczące przedmioty. I z tego to właśnie poszedł
chyr, że to było legendarne złoto Kołczaka! Jednakże były to jedynie pozłacane
patery i chociaż wody Bajkału są krystalicznie czyste, na dnie osiadają różne
śmieci, w tej liczbie także naczynia kuchenne i inne. Co się zaś tyczy wagonu
ze złotymi sztabami, który wpadł do jeziora, to jest to jedynie piękna legenda.
Obwał skał na Wokółbajkalskiej Linii Kolejowej. Początek XX wieku
Telegram do płk Kappela Czeczenki dotyczący przejęcia rezerwy bankowej Rosji o wartości
650 mln rubli w złocie, z dnia 9.VIII.1918 roku
Nowosybirskie
skrytki
Opowiadają, że kiedy
kołczakowcy w czasie wojny domowej uciekali z Nowosybirska, to wraz z nimi
miasto opuścili przedstawiciele ancient
regime’u: kupcy, burżuje, dworacy… W pośpiechu pozostawili one swe dobro,
ukrywając je w skrytkach. Ukrycia najczęściej znajdowały siwe w fundamentach i
powałach. I tak właśnie 30 lat temu ktoś znalazł skarb złożony z nikołajewskich
dziesiątek (złote dziesięciorublówki z czasów cara Mikołaja II – przyp. tłum.)
Jakimś przypadkiem wpadły one w ręce pracowników miejscowego Sbierbanku, które
potem zarekwirowała milicja. A kiedy kopano pod basenem fontanny w teatrze
„Głobus” znaleźli tam skarb złożony ze starych monet.
Najbardziej znanym na
dzień dzisiejszy nowosybirskim skarbem jest znaleziony w drzwiach domu na ulicy
Miczurina nr 6. Do rewolucji, dom ten należał do wysokiego naczelnika
kolejowego Żukowa. W czasie wojny
domowej, parter domu zajął sztab białogwardzistów, zaś rodzinę Żukowów
przeniesiono na piętro. Opowiadają, że kiedy do miasta wkroczyła Armia Czerwona,
jeden z synów Żukowa, biały oficer wyskoczył z okna ponosząc śmierć na miejscu.
Pozostali członkowie rodziny zdążyli uciec, gdzieś pozostawiając skarb złożony
ze złotych monet.
Jeden z potomków Żukowa
opowiadał, że w połowie ubiegłego stulecia przyjechał do niego wujek i
powiedział, że wie, gdzie znajduje się złoto. Według jego słów, było ono ukryte
w drzwiach domu na ulicy Miczurina, który w tym czasie prawie był remontowany.
Wuj i bratanek pojechali do tego domu, zdjęli drzwi i znaleźli skrytkę, w
której znajdowały się tylko stare gazety. Jak widać, ktoś ich już uprzedził…
Jeżeli o skarbie wiedział tylko jeden człowiek, to mogli o nim wiedzieć i inni
członkowie rodziny. A być może skarb dostał się komuś innemu. Tak czy owak
teraz na budynku, który jest obecnie zabytkiem historycznym, został położony ukaz o objęciu go prawną ochroną jako
dobro dziedzictwa kulturowego. Ale jego pracownicy niczego o skarbach nie
wiedzą.
Mieszkańcy Nowosybirska
ukrywali nie tylko kosztowności, ale np. broń. I tak w czasie remontu domu na
ulicy Czeluskinowców nr 13, gdzie wcześniej znajdował się sklep „Wideo” , a
dzisiaj komercyjny bank, został znaleziony pistolet i plik papierów
wartościowych. A w domu na ulicy Komunisticzieskoj znaleziono strzelbę i
pistolet Veledog dobry do odstraszania
psów.
Skarb
Demidowa
Jeszcze jedno mistyczne
opowiadanie związane z tzw. „złotem Demidowa”. W swoim czasie znany
przedsiębiorca Akinfij Demidow
załatwił sobie od imperatorowej Elżbiety
zezwolenie na eksploatację rud miedzi na Ałtaju, ale w rzeczy samej wydobywał
on także złoto i srebro. Kiedy w 1744 roku imperatryca dowiedziała się, że
Demidow ją oszukał, to poleciła konfiskatę wszystkich jego przedsiębiorstw w
Barnaule.
Legenda głosi, że dla
Demidowa pracował podziemny ludek, znany pod nazwą „dziwnych białookich”.
Zamieszkujący w jaskiniach karzełki pomagały przedsiębiorcy wydobywać złoto.
Powiadają, że rzeczywiście dla Demidowa pracowały jakieś karzełki, a ponadto
niektóre wybudowane przez nie budynki charakteryzuje dziwna, obca architektura:
nad samą ziemią były umieszczone wąskie okienka. Co się działo w tych
suterenach? Być może były one przeznaczone dla podziemnych mieszkańców?
Po tym, jak skonfiskowano
dobra Demidowa, skończyła się jego współpraca z karzełkami i wejście do
podziemnego świata zostało „zapieczętowane”. Poza tym „wyparowało” 800 kg
złota…
Nowym gospodarzem
barnaułskich zakładów został Andris Beer,
który należał do loży masońskiej. Najwidoczniej on też chciał odzyskać wejście
do podziemnego świata i „dziwnych białoookich”, ale bezowocnie. Dzisiaj w
Barnaule spotyka się tu i ówdzie symbole wolnomularskie – np. kolumny
miejscowego Planetarium, które absolutnie nie pasują do reszty bryły
architektonicznej tego budynku. Mówi się, że takie tajemne znaki znajdują się
na grobach członków rodziny i przyjaciół Beera. Tak czy inaczej, nawet
ezoteryczna wiedza wolnomularska nie pomogła masonom dobrać się do złota,
ukrytego w łonie ałtajskich gór…
Moje
3 grosze
Skarby zawsze były i są
pod czyjąś ochroną. Pisze o tym w Polsce Jacek Kolbuszewski, którego książki na
temat skarbów i związanych z nimi magii Czytelnikowi polecam szczególnie „Skarby
króla Grigoriusa” (Katowice 1972), w których te sprawy są dokładnie opisane.
Ale ja nie o tym. Nie wierzę
w żadną magię, a skarby należy poszukiwać używając rozumu, dysponując środkami
i siłami no i mając szczęście.
Natomiast zaciekawiła mnie
sprawa „złota Demidowa” i jego konszachty z mieszkańcami planetarnego
podziemia. Zastanawia mnie, czy nie jest to kolejny ślad prowadzący gdzieś do
Agharty – wszak Azja Centralna to miejsce, gdzie według wielu podróżników mają
się znajdować wejścia do tej tajemniczej, podziemnej krainy szczęśliwości i wyższego
Rozumu. No i interesujące są poczynania wolnomularzy, którzy w XVIII i XIX
wieku prowadzili tam swe sekretne działania… Nie zapominajmy bowiem, że masoni
są strażnikami Dawnej Wiedzy, podobnie jak Różokrzyżowcy i inne tego rodzaju
organizacje tajemne. Rzecz w tym, że poprzez stulecia przekazywania tejże
Wiedzy została ona wykoślawiona i przeinaczona, obudowana niezrozumiałą dla
profanów symboliką, przez co stała się jeszcze bardziej hermetyczną. Jednakże Bracia
z Loży musieli mieć jakieś dane o współpracujących z Demidowem koboldach i ich
poszukiwania nie ograniczały się tylko i wyłącznie do złota.
Poza tym już w XX wieku na
pewno zainteresowało się nią NKWD, które w czasie II Wojny Światowej zajmowało
się także poszukiwaniami wejścia do Agharty i wszystkimi innymi dziwnymi
rzeczami, którymi zajmowali się „uczeni” z hitlerowskich ośrodków
okultystycznych i SS. A to już ma związek z Dolnym Śląskiem i ostatnimi dniami II
Wojny Światowej i początkami Zimnej Wojny.
Ale to już temat z innej
ballady…
Tekst i ilustracje –
„Tajny XX wieka” nr 47/2013, ss. 36-37
Przekład z j. rosyjskiego
– Robert K. Leśniakiewicz ©