Północny Atlantyk
USS „Mizar”
okręt badawczy US Navy wyszedł z bazy w Keflaviku szybko zmierzał w kierunku
rozlanej szeroko czarnej plamy ropy. Miał on za zadanie dokonać niezbędnych
pomiarów grubości plamy ropy na wodzie, co było o tyle ważne, że pozwalało na
optymalne pokrycie celu pociskami z głowicami termojądrowymi. Przy okazji trzeba
było zebrać dodatkowe informacje o warstwach słodkiej wody zalegającej na
różnych poziomach Atlantyku i hamującej coraz bardziej ruch pionowy Golfstromu.
Dane, które jego załoga miała zebrać na tych wodach miały posłużyć do
opracowania planu nuklearnego ataku na plamę i warstwy słodkiej wody
zalegającej na powierzchni oceanu.
Bermudy – port Hamilton
- Atis,
kochana, czy możesz powiedzieć nam, jaki będzie skutek ataku nuklearnego na tą
plamę? – zapytałem naszego komputera pokładowego.
- Ten
plan ma pewne szanse powodzenia, jeżeli zostanie precyzyjnie wykonany – Atis
odpowiedziała niemal natychmiast. – Same wybuchy to pestka, najgorsze będą fale
tsunami, bo wybuch będzie powierzchniowy i oczywiście skażenie… Radioaktywny fall-out poleci na całą Arktykę i
pokryje całą północną półkulę radioaktywnym trytem.
- Czyli
to będzie coś podobnego do tego, co szykowało się w Palomares – szepnęła za mną
Gemma.
- Nie
zapominaj o Czarnobylu i Fukushimie – dodała Krystyna.
Spojrzeliśmy
sobie w oczy.
-
Skażenie trytem będzie najgorsze, trudno powiedzieć, jak zachowa się plama
ropy. Jeżeli się spali, to na Europę, Amerykę i Kanadę poleci smolisty,
radioaktywny deszcz… Jeżeli się nie spali lub spali tylko częściowo – cała
Arktyka będzie zaświniona ropą. Potrzebne będą cztery ładunki termojądrowe o
mocy poniżej 10 Mt, odpalone jednocześnie w czterech miejscach tak, by
uderzenie promieniowania cieplnego spowodowało natychmiastowe odparowanie i
zapłon kożucha ropy. Niestety – zaatakowany akwen stanie się oceaniczną
pustynią.
- A może
zastosować taki wariant – zaproponowałem – i zebrać ropę z powierzchni morza,
ile się tylko da, a potem detonować głowice jądrową pod powierzchnią morza, na
głębokości kilometra, by fale uderzeniowe rozbełtały te „poduchy” słodkiej
wody?
- Ale to
potrwa kilka tygodni, a działać trzeba natychmiast, tym niemniej przekażę twoją
sugestię profesorowi – powiedziała Atis.
Dwie
mocne kobiece ręce objęły mnie w pasie, poczułem ciepły dotyk gibkiego,
wysportowanego ciała i chmurę zapachu Prête-à-porter,
która otoczyła nas. Siedzieliśmy na rufowym pokładzie przy stanowisku ROV-a
mocząc nogi w ciepłej wodzie.
- Masz
rację kochany – Krystyna szepnęła mi do ucha – to jest jedyne rozsądne wyjście.
- Ba! –
odezwałem się na głos – ale kto mnie posłucha!? Nie mam znaczącego tytułu i
stopnia naukowego, i właściwie jestem nikim. Nie jestem żadnym autorytetem,
nawet nie jestem kimś znanym…
-
Pomyślimy – Krystyna przylgnęła do mnie. – Teraz naprawdę musimy uratować
świat. Pomogę ci.
- Ale
jak? – zapytałem nieco bezradnie.
-
Zobaczysz – uśmiechnęła się.
A mnie od
razu przeszły wszystkie strachy. Zrozumiałem, że mogę na nią liczyć w każdej
potrzebie i w każdej chwili. Poczułem przypływ wdzięczności.
- Dobrze,
że jesteś – powiedziałem. – Z tobą jest mi o wiele lżej…
- Wiem –
uśmiechnęła się znowu – do roboty, ale jeszcze nie teraz...
…
Ochłonąłem
jako pierwszy i wydrapałem się na pokład.
- Zawołaj
Gemi i do roboty! – krzyknęła Krystyna gramoląc się za mną.
Obydwie
wreszcie wyszły z wody, zdjęły swe bikini i owinęły w ręczniki. Gemma wysunęła
głowę z okna zwabiona hałasem.
- Odpalaj
wszystkie komputery! – zawołałem – jest robota!
Po dwóch
godzinach skończyliśmy obliczenia i prezentacje symulacji komputerowej naszego
pomysłu. Krystyna wyprawiła cały ten materiał do profesora jednym kliknięciem
myszki. Odetchnęliśmy z ulgą.
- Żeby
się udało! Tfu, na psa urok! – splunąłem przez lewe ramię. Kobiety wybuchły
śmiechem.
Całą
resztę dnia spędziliśmy grając w brydża na pokładzie „Atlantis MMII”.
Północny Atlantyk - 250 mil na NE od Islandii
Plama
ropy częściowo została na brzegach Islandii, ale był to zaledwie skromny ułamek
tego, co wylało się z ładowni „Frei”. Czarno-brunatna śmierdząca ciecz coraz
bardziej rozlewała się na stosunkowo spokojnych wodach. Nie było żadnego
silnego wiatru, który zepchnąłby ja w konkretnym kierunku, więc posuwała się z
coraz bardziej zwalniającym prądem Golfstromu rosnąc w kierunku północnym.
Bermudy – port Hamilton
- Jest
odpowiedź od profesora! – w głosie dyżurującej na mostku Gemmy brzmiała
nieukrywana radość i satysfakcja mimo tego, że mówiła do mnie przez interkom.
- I co
pisze? – zapytałem – proszę przeczytaj! Por
favor!...
- Moi
kochani! – czytała Gemma. - Bardzo
się cieszę, że zaproponowaliście takie rozwiązanie! Oczywiście postawiliśmy to
na sesji ONZ i rozwiązanie to zostało przyjęte, o dziwo! – bez żadnych
poprawek. Gratuluję solidnej i fachowej roboty. Proszę o spotkanie, bo mam dla
Was pewną propozycję…
- Aha,
propozycję… – mruknąłem – kolejna robótka dla Komitetu…
- No, idę
o zakład, że tak – zaśmiała się Gemma – no i dalej już pożegnalne grzeczności i
podpis.
- Dobra –
zadecydowałem – spotkamy się z nim jutro. Miłego dyżuru.
- Pa! –
odpowiedziała i wyłączyła się.
Zgasiłem
światło i położyłem się znowu. Po paru minutach spałem jak suseł.
CDN.