Powered By Blogger

wtorek, 21 kwietnia 2015

SŁOŃCE W GŁĘBINACH (9)



„Atlantis MMII”


- Dlaczego właściwie płyniemy w kierunku Wyspy Niedźwiedziej? – Krystyna uniosła swe gęste ciemne brwi w geście zdumienia.
- Prośba profesora Milczarka i sekretarza generalnego ONZ. Mamy obserwować siłę tsunami na tej wyspie – odpowiedziałem.
- Przecież… bliżej jest Wyspa Jana Mayena! – zaoponowała Gemma.
- Najwidoczniej jest już tam jakaś ekipa – wzruszyłem ramionami – a poza tym musimy zbadać stan wraku „Komsomolca” po eksplozji. No i w razie czego „K-159”…
To była prawda. Wczoraj otrzymaliśmy radiogram, w którym zostaliśmy poproszeni o ewentualne zbadanie wraku „K-159” przy pomocy naszego ROV. Miał to być gest otwarcia i dobrej woli ze strony prezydenta Rosji, którego podpis figurował pod zaproszeniem.
- Chyba nam wybaczyli to, co zrobiłam z ich agentką w zeszłym roku… - Gemma uśmiechnęła się niewesoło.[1]
- Mam nadzieję, zresztą kto to teraz pamięta? – rzekłem – ale o ile ich znam, to potrafią być pamiętliwi. Tylko, że oni teraz stali się wściekłymi pragmatykami. Podzielają poglądy kardynała Richelieu’ego, który mawiał, że zemsta jest zbytkiem, na który ich nie stać… A poza tym ten ich batiuszka nie jest głupi jak go przedstawiają na Zachodzie po zajęciu Krymu, więc sądzę, że nikt nie zakwestionuje jego podpisu i zaproszenia – no nie?
- Mam nadzieję – mruknęła Gemma nie do końca przekonana.


USS „Iowa”


Dowódca pancernika, komandor Beau Johnson stał na pomoście bojowym gigantycznego, dwieściesiedemdziesięciotrzymetrowego okrętu czekając na rozkaz prezydenta Stanów Zjednoczonych. Pogoda była wymarzona, słońce i lekki wiaterek.
- Panie komandorze! Wiadomość od dowództwa – rozległ się za nim głos zastępcy komandora Dona Perkinsa.
- Nareszcie – rzekł komandor i otworzył przyniesiony mu szyfrogram. Przebiegł oczami po linijkach tekstu rozkazu. Skończył i podał go zastępcy.
- Tu są kody. Wykonać – polecił – i God bless America
- Aye, aye, Sir! – Perkins zasalutował i podszedł do centralki komunikacyjnej wydać rozkazy do odpalenia Tomahawka ze specjalną głowicą głębinową.


„Atlantis MMII”


- Która godzina – zapytała Naïs.
- Za siedem dwunasta – odpowiedziała natychmiast Atis.
- Chyba zaraz powinni zaczynać – powiedziałem patrząc na ekran sytuacyjny.
- Pocisk ma być wystrzelony równo o dwunastej – rzekła Atis. – Potem kwadrans lotu i wrzuta głowicy do wody.
- No i duże bum! – dokończyła Gemma. – Gdyby mi ktoś dwadzieścia lat temu powiedział, że będę uczestniczyć w takiej operacji z użyciem broni jądrowej po stronie tego, co ją używa, to zamordowałabym go z zimną krwią. Śmiechem!


USS „Iowa”


Punktualnie o godzinie dwunastej pocisk BG-109 Tomahawk TLAM opuścił wyrzutnię na pokładzie USS „Iowa” i poleciał w kierunku północno-wschodnim w kierunku przecięcia się południka zerowego z siedemdziesiątym równoleżnikiem. Lecąc na niskim pułapie nie musiał kluczyć i dlatego mógł rozwinąć pełną prędkość marszową. Do uderzenia w cel pozostało pięć minut.


„Atlantis MMII” - Morze Norweskie, 73°10’N – o13°00’E 


- Jeszcze tylko pięć minut – oznajmiła Atis.
- Ciekawa jestem, jak to będzie wyglądało – Gemma patrzyła na południowo zachodni horyzont.
- Nie zobaczysz samego pocisku, bo jesteśmy z daleko – odrzekłem – ale efekty jego działania na pewno odczujemy. No i powinniśmy zobaczyć wierzchołek grzyba pary powstałego wskutek eksplozji.
- Atis, proszę podawaj czas do impaktu, OK.? – poprosiłem
- OK., mamy cztery minuty trzydzieści pięć sekund – odpowiedziała Atis.

Teraz wszyscy patrzyliśmy w tym kierunku. Pocisk leciał w kierunku celu i pokonał jakieś dwie-trzecie trasy.
- Atis, proszę, wyrzuć sonar na głośnik – OK.? – poprosiłem.
- Aye, aye Sir! – odpowiedziała i po chwili usłyszeliśmy to, co słyszały nasze sonary.
- Jak to będzie wyglądało? – zapytała Naïs.
- Usłyszymy najpierw przejście naddźwiękowej fali uderzeniowej eksplozji, potem odgłos wpadnięcia pocisku w wodę i właściwą eksplozję – wyjaśniłem jej. – Mam nadzieję, że nie padnie nam elektronika wskutek EPM – efektu pulsu magnetycznego. Mamy prawie pięćset kilometrów do punktu zero, ale…
- Skoro na Moruroa tego nie było, to tutaj też nie powinno – wtrąciła się Gemma.
- No też prawda – mruknąłem – tylko że tam wybuch był jeszcze ponad pół kilometra pod ziemią...
- Cztery minuty – powiedziała Atis.


Morze Norweskie -  70°00’N - 000°00’E


Pocisk wpadł do wody i szybko zaczął pogrążać się w głębinie.


„Atlantis MMII” - Morze Norweskie, 73°10’N – o13°00’E


Czas strasznie nam się dłużył. Atis podawała kolejne minuty. Czekaliśmy w napięciu…

- Trzydzieści sekund – usłyszeliśmy wreszcie.

Ciekawy byłem przebiegu tego zjawiska. W trakcie gwałtownego rozprzestrzeniania się pod wodą gorących gazów powstaje fala uderzeniowa. Ślad tej fali, poruszającej się na zewnątrz od punktu wybuchu, widoczny jest na gładkiej powierzchni wody jako przesuwający się bardzo szybko krąg o białym zabarwieniu. Krąg ten powstaje na skutek tworzenia się na niewielkiej wysokości od powierzchni wody, warstwy emulsji powietrzno-wodnej. Zjawisko to nazywane jest otoczką.

Bezpośrednio po pojawieniu się otoczki, nad punkt wybuchu zostają wyrzucone: słup wody i masa pyłu wodnego tworząc chmurę kondensacyjną w kształcie kopuły. Zjawisko to jest wynikiem odbicia fali uderzeniowej od powierzchni. Wysokość tworzącej się kopuły zależy od energii wybuchu i od punktu wybuchu bomby. W przypadku wybuchów głęboko pod wodą kopuła może być niewidoczna nad powierzchnią wody.

Podczas wybuchu na małej głębokości kula ognista pozostaje nienaruszona aż do chwili wzniesienia się jej do powierzchni wody. W naszym przypadku wybuch miał nastąpić na głębokości tysiąca trzystu dwudziestu metrów. Po jej osiągnięciu gazy, zawierające trochę wody, zostają wyrzucone w atmosferę. Z chwilą gdy ciśnienie kuli zmniejsza się woda wypełnia jej wnętrze. W rezultacie tych zjawisk woda wznosi się w postaci pustego w środku cylindra albo komina. Radioaktywne produkty kuli ognistej przenikają środkiem tego słupa, tworząc na szczycie chmurę radioaktywną w kształcie kalafiora. W skład chmury wchodzą produkty rozszczepienia, pozostałości bomby, jak również duże ilości rozpylonej wody. Utworzona chmura radioaktywna ma niesymetryczny kształt, a wysokość jaką osiąga jest mniejsza niż wysokość osiągana przez chmurę radioaktywną po wybuchach powietrznych.

Woda ze słupa wodnego, a także pył wodny opadając wywołują powstanie olbrzymiej fali, całkowicie otaczającej podstawę słupa wodnego, zwanej falą u podstawy. Składa się ona z kropelek wody i jest podobna do chmury pyłu wodnego jaki powstaje u podstawy wysokich wodospadów. Chmura pyłu wodnego, pochodząca z tej fali, szybko wznosi się ku górze i równocześnie porusza się w kierunku poziomym z prędkością początkową powyżej dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę. W miarę upływu czasu prędkość poruszania się fali u podstawy coraz bardziej maleje i fala uniesiona wysoko nad powierzchnią wody zaczyna zlewać się z chmurą radioaktywną.

Po kilku minutach chmura pochodząca z fali u podstawy przekształca się w zbiorowisko wielkich chmur typu strato-cumulus, o rozmiarach dochodzących do kilku tysięcy metrów. Z chmur tych mogą powstać średnie, a nawet duże opady deszczowe, przesuwające się w kierunku działania wiatru. Oczywiście deszcz będzie zawierał radioaktywny tryt i inne „gorące” paskudztwa, które rozproszą się po całej północnej półkuli Ziemi…[2]

- Dziesięć… dziewięć… osiem… - odliczała Atis – siedem… sześć…
Znowu nasze oczy zwróciły się ku południowemu zachodowi.
- Pięć… cztery… trzy… dwa… jeden… Impakt!
Skuliłem się instynktownie czekając na huk wybuchu. Panowała jednak martwa cisza.

CDN.



[1] Opisane to zostało w opowiadaniu pt. „W cieniu góry Elgon”.
[2] Wg Wikipedii.