Powered By Blogger

wtorek, 7 kwietnia 2015

Odtajnione dokumenty: Amerykańskie testy jądrowe na Księżycu



Ivan Petricevic

Zgodnie z odtajnionymi dokumentami mającymi związek z misją Apollo-11, rząd USA miał wiele planów związanych z Księżycem, a niektóre z nich nie miały wiele wspólnego z nauką, jak się nam to wydaje. Zgodnie z nimi, rząd USA miał zamiar wykorzystać Księżyc jako centrum kosmicznego szpiegostwa i jako swój poligon broni nuklearnych A i H. W czasie Zimnej Wojny najważniejszym było pokazanie swej militarnej potęgi, a co mogło być lepszego od pokazania swej potęgi atomowej na Księżycu? Nieprawdaż?

Nikt nie wiedział o Projekcie A119, który był niejawny do połowy lat 90., kiedy to pisarz Keay Davidson, który napisał biografie Carla Sagana odkrył intel – informacje ważne ze względów wojskowych i/lub politycznych idący do przemiału, a który dotyczył właśnie tajnych operacji na Księżycu.

Na całym świecie ludziom przedstawiono ten Projekt A119 jako „Studium o badaniach lotów księżycowych”, dzięki odtajnieniu dokumentów dotyczących Projektu A119, który był prowadzony przez Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych - USAF. Celem Projektu A119 była militaryzacja Księżyca w czasie Zimnej Wojny.


W 1959 roku, włoski fizyk Leonard Reiffel, który specjalizował się w fizyce nuklearnej i jego kolega Enrico Fermi zostali zaproszeniu do udziału w Projekcie A119 przez rząd USA. Od tego czasu, niebo Newady i ziemia Nowego Meksyku były targane nieomalże co tydzień nuklearnymi eksplozjami w atmosferze.
Na szczęście testy na Księżycu nigdy nie były przeprowadzone z powodu podpisania Traktatu o Częściowym Zakazie Prób Atomowych w 1963 roku i Traktatu o Przestrzeni Kosmicznej w 1967 roku. Te traktaty przerwały przyszłe prace nad transportem i detonowaniem ładunków jądrowych na Księżycu.
Musimy pamiętać, że satelita NASA – LCROSS (Lunar Crater Observation and Sensing Satellite) został wystrzelony w 2009 roku i jak widzieliśmy, oddzielił on od siebie Centaura – zderzacz działający energią kinetyczną – coś, co dzisiaj wielu uważa za głowicę nuklearną, która nie eksplodowała na powierzchni Księżyca.


Niektórzy ufolodzy sądzą, że Centaur nie był takim laboratorium naukowym, jak twierdzi NASA, i był zbudowany w zupełnie innym celu.
Mając niemal 90 lat, krótko przed swą śmiercią, dr Reiffel wyznał, że ostrzegał oficjeli z Pentagonu o niemożności technicznej wysłania broni jądrowej na pokładzie statku kosmicznego na Księżyc w 1959 roku. Jednakże plany te były zbyt atrakcyjne dla wojskowych, którzy kontynuowali je dla osiągnięcia swych celów.
Był to globalny projekt śledzenia całej Ziemi z Księżyca. Projekt ten zawierał instalacje stacji, baz księżycowych, centrów telemetrycznych i obserwacyjnych, kontrolowanych przez stałe załogi, które dostarczono by na Księżyc przy pomocy wahadłowców. Technologicznie byłoby to możliwe, więc rząd USA spieszył się pokazać swą technologiczną i militarną potęgę. Dostarczenie głowic nuklearnych na Księżyc i zdetonowanie ich tam byłoby ostateczną demonstracją potęgi takiego narodu jak amerykańskiego.

Miejsce impaktu "Centaura" na powierzchnię Księżyca...

Chociaż na Księżyc poleciało 12 astronautów pomiędzy 1969 a 1972 rokiem, plany militaryzacji zakończyły się rezygnacją i rozwinięciem koncepcji satelitów krążących wokół Księżyca.

Prawdziwą przyczyną tego, że nie latamy na Księżyc po misjach Apollo, może wiązać się z Projektem A119, albo w końcu jak uważają ufolodzy i może aktualnie tak jest, oni mieli rację od samego początku…


Moje 3 grosze


…a chodzi konkretnie o to, że z Księżyca albo przegonili nas Kosmici, albo jego mieszkańcy, bo i tego nie da się wykluczyć. Księżyc zawiera w sobie wiele tajemnic, które można będzie poznać dopiero wtedy, kiedy ludzie znów powrócą na Srebrny Glob i zaczną go badać na serio – bez politycznych podtekstów i chorych militarnych zamiarów.

Nasz wielki filozof i pisarz sci-fiStanisław Lem  w  „Cyberiadzie” napisał, że: Oto powyżej pewnej granicy wojskowość jako stan lokalny przekształca się w cywilność, a to dlatego, ponieważ Kosmos jako taki jest cywilny absolutnie…”

Dlaczego? Ano dlatego, że prowadzenie wojen wymaga trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. I właśnie dzięki temu nikt rozsądny nie wyprowadza wojen w Kosmos – po prostu jest to nieopłacalne na dalszą metę, a pierwsi zrozumieli to Rosjanie, którzy wyścig ten przegrali. Ale – wbrew temu, co buńczucznie głosi ich propaganda – Amerykanie też się do tego nie kwapią, bo wyprowadzanie wojny w Kosmos – osławione reaganowskie „wojny gwiezdne” – stanowi potężne obciążenie dla budżetu. Na szczęście prawa ekonomii są równie bezlitosne jak prawa fizyki i każda wojna w Kosmosie musi zakończyć się finansową zapaścią. Doznała tego III Rzesza w czasie II Wojny Światowej. Niemcy mieli wspaniałe konstrukcje urządzeń wyprzedzających swoje czasy o dziesięciolecia – i zero kasy na ich realizację…

Dlatego też Amerykanie prowadzą szereg wojen konwencjonalnych, prowadzonych w oparciu o renegatów i „pożytecznych idiotów”, którzy za nich nadstawiają karki w amerykańskim interesie. A do czego to prowadzi, to widzimy w Kosowie, Iraku, Afganistanie, Somalii, Egipcie, Libii, Syrii… Polska szczęśliwie uniknęła tego losu, ale czy wystarczy nam rozsądku na dalsze lata?

Czarny Książę wydaje się być technologicznym mitem wczesnego etapu rozwoju kosmonautyki i chyba takowym pozostanie. Gdyby taki obiekt znajdował się na orbicie, to dawno zostałby wykryty, co jest oczywistą oczywistością. No chyba, że Czarny Książę wciąż lata wokół Ziemi a NASA i Roskosmos utajniają jego istnienie. 

Jest jeszcze jedna hipoteza na temat Czarnego Księcia: to właśnie on spadł do Basenu nr 4 gdyńskiego portu handlowego w dniu 21.I.1959 roku i jego szczątki zostały wydobyte i cichcem-boczkiem wywiezione do ZSRR przez ekipę SPECNAZ-u GRU…  Niemożliwe? Owszem, ale jakże to sensacyjnie brzmi!              


Przekład z j. angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©