Prof. dr hab. Krzysztof
Skóra nie żyje…
Ta strasznie przykra wieść
dosięgła mnie dzisiaj późnym popołudniem. Dosłownie ścięło mnie z nóg, bo tego
się nie spodziewałem… Cóż, teraz mógłbym napisać cały elaborat o tym, kim był
Profesor i czego dokonał, ale od tego są dziennikarze. A ja… - a ja miałem
zaszczyt pracować w helskim Fokarium, którym On kierował, przez dwa sezony i
uważam, że trochę poznałem wielkość tego dzieła, które On stworzył. Bo jak mało
kto, miał On wizję, którą realizował z żelazną konsekwencją. I chyba dziękują
Mu za nią wszystkie bałtyckie stworzenia, którym uratował życie, a które teraz poprowadzą
Go do Wszechświatłości…
Bo mało kto miał tyle empatii i
przyjaźni dla wszystkich istot żywych, co prof. Krzysztof Skóra. To rzadka,
wręcz unikalna cecha, którą może poszczycić się niewielu Ludzi - właśnie pisanych
z dużego „L”. Znany angielski pisarz, sir Brinsley le Poer-Trench właśnie
takich jak On nazywa Men in White - Ludźmi w Bieli. To właśnie dzięki takim
Ludziom jak prof. Skóra ten świat jeszcze nie strzelił sobie w łeb i nie
strzeli póty, póki tacy jak On będą między nami. Mało kto miał taką życiową
pasję, którą potrafił zrealizować, pomimo trudności i niezrozumienia
doniosłości Jego czynów. W swoim życiu napotkałem wielu ciekawych i wspaniałych
ludzi, a On był jednym z pierwszej piątki. Wyjątkowo niepospolity człowiek,
brylant w zalewającym nas szlamie głupoty, niekompetencji i przerażającego, ogłupiającego
bełkotu ludzi małych i podłych, którzy rzucają kłody pod nogi takim Ludziom jak
On.
A teraz już Go nie ma wśród nas. Pozostaje
mieć nadzieję, że na Jego miejscu stanie ktoś równie śmiały i mający wizję, ktoś,
który będzie kontynuował Jego wielkie dzieło. Ktoś powiedział, że ratując jedno
życie, ratuje się cały Kosmos. A w Jego przypadku tych Kosmosów jest wiele. Mam
nadzieję, że Jego dzieło przetrwa wszystkie zawieruchy i sztormy, jakie są jeszcze
przed nim w tych niespokojnych czasach.
Cześć Jego pamięci!
Fot. Kamil Grochowski