Wiktor Swietłanin
W Przeszłości lidyt był
używany jako kamień probierczy do określenia próby srebra i złota. Jubiler
kreślił na kamieniu linie wzorcem i próbką metalu, potem linie polewano kwasem
i porównywano ich kolor z wzorcowymi.
Jest to jeden z najbardziej
zagadkowych artefaktów na świecie. Średnica kamiennego krążka znalezionego na
terytorium Kolumbii wynosi 27 cm, a waga ok. 2 kg. Obie jego strony są pokryte
wyobrażeniami ludzkiego płodu we wszystkich stadiach rozwojowych. Dzisiaj ten
proces lekarze obserwują przy pomocy specjalnych przyrządów. Ale jak to było
możliwe 6000 lat temu? I jeszcze jakimi możliwościami władali ci
przedstawiciele nieznanej nam cywilizacji?
Rysunki,
których nie wolno powtarzać
Kolumbijski uczony prof. Jaime Gutierres Lega od dziesiątków lat
zbiera niezwykłe przedmioty z Przeszłości. Większość egzemplarzy z jego
kolekcji zostało znalezionych w mało zbadanym i trudnodostępnym rejonie
Sutatausa znajdującym się w prowincji Cundinamarca – N 05°14’50” – W
073°51’10”, 2602 m n.p.m. Są to kamienie z wyobrażeniami ludzi i zwierząt, a
także pola pokryte niepojętymi symbolami i napisami w nieznanym języku.
Głównym eksponatem ze zbioru
profesora jest genetyczny (inna nazwa - embriologiczny) dysk i inne rzeczy
zrobione z lidytu (odmiana krzemionki z chalcedonem – przyp. tłum.) – kamienia,
który najpierw wydobywano w Lidii – krainie na zachodzie Azji Mniejszej.
Minerał ten w swej twardości jest równy granitowi, jednakże ma on słoistą
strukturę i jest bardzo trudny w obróbce.
Kamień ten jest także znany pod
nazwami: darlingit, radiolaryt i bazanit - odznaczającym się jaskrawym
odcieniem. Już od czasów antycznych wykorzystywano go do ozdób i w mozaikach.
Ale wyrzeźbienie czegoś na nim, nawet posługując się dzisiejszymi narzędziami,
jest praktycznie niemożliwe! Na to nie pozwala szczególna struktura minerału,
która pod działaniem dłuta będzie się kruszyć. Tym niemniej ów „genetyczny
dysk” jest wykonany właśnie z niego. A do tego rysunki nie przypominają rzeźb,
ale sztance. Najwidoczniej przy obróbce tego minerału została użyta jakaś
nieznana nam technologia. Tak więc nawet nie biorąc pod uwagę samych wyobrażeń,
my od razu spotykamy się z pierwszą tajemnicą, która pozostaje bez wyjaśnienia.
Mistrzowie
z podziemnych tuneli
Druga zagadka brzmi: w jakim
to konkretnie miejscu dysk ów znaleziono? Prof. Lega otrzymał go od jednego z
miejscowych mieszkańców, który twierdził, że znalazł ten kamienny dysk z
rzeźbami gdzieś w okolicy miasteczka Sutatausa. Ale niektórzy uczeni (np. Erich von Däniken) utrzymują, że dysk
ten mógłby pochodzić z kolekcji o. Carlosa
Crespiego – misjonarza pracującego w połowie XX wieku w Ekwadorze. Żeby
jakoś związać koniec z końcem, padre
Crespi skupywał od swych parafian artefakty z Przeszłości, które znajdywali oni
na polach i w dżungli - od inkaskiej ceramiki do kamiennych płyt. Sam zakonnik
nie interesował się badaniem swoich zbiorów, ale wiadomo o tym, że znajdowały
się tam rzeczy, które nijak nie pasowały do żadnej ze znanych kultur Ameryki
Południowej. Były to przedmioty z metali, ale zdarzały się także kamienne
krążki pokryte napisami i rysunkami. Po śmierci zakonnika niektóre cenne rzeczy
z jego zbiorów zostały wywiezione do Watykanu, zaś inne po prostu wyrzucono.
Według słów samego o. Crespi,
miejscowi znajdowali pokryte rysunkami kamienne przedmioty w okolicach
ekwadorskiego miasta Cuenca (prowincja Azuay, S 02°53’57”
- W 079°00’55”, 2548 m n.p.m.) z
rozmieszczonych w podmiejskiej dżungli podziemnych tuneli i komór. Padre także twierdził, że od miasta
Cuenca ciągnie się system podziemnych tuneli na odległość ponad 200 km. Potem o
tym systemie tuneli pisał także Erich von Däniken w książce pt. „Złoto bogów”,
1972, (w wydaniu polskim „Siejba i Kosmos”, Warszawa 1993)
Czy zatem nie mógłby być ów
dysk jakoś powiązany z ludźmi, którzy zbudowali te podziemne tunele?
Rysunki
na kamiennym dysku
Nie mniej pytań rodzi to, co
jest ukazane na tym dysku. Na jego obrębie, po obu stronach z jubilerską
precyzją został pokazany proces pojawienia się na świecie istoty ludzkiej:
organy reprodukcyjne mężczyzny i kobiety, moment poczęcia, wewnątrzmaciczny
rozwój płodu i narodzenie się niemowlęcia.
Genetyczny dysk - awers...
W lewej części awersu (jeżeli
krąg porównamy do tarczy zegara) na godzinie 11. znajduje się wyraźny rysunek
męskiego jądra bez spermatozoidu (plemnika) i obok rysunek jądra z spermatozoidem
(jak widać, autor rysunku chciał pokazać proces zapłodnienia męskim nasieniem).
Wyjaśnijmy: plemniki zostały
odkryte przez Antoine’a van Leeuvenhoeka
dopiero w 1677 roku. To odkrycie zostało dokonane dzięki wynalazkowi
mikroskopu. Ale jak widać – rysunki na dysku pokazują to, że takie rzeczy były
już znane w dalekiej Przeszłości! Dalej na dysku – w kierunku godziny 1. można
zobaczyć kilka powstałych plemników. Potem następuje niezrozumiały rysunek –
uczeni nie doszli do jednego wniosku, co właściwie on oznacza. Następnie w
rejonie godziny 3. widać wizerunki mężczyzny, kobiety i dziecka. Ale do jakiej
rasy należą ci ludzie – tego nie wiadomo.
...i rewers
Na rewersie dysku pokazano
zarodki w kilku stadiach rozwojowych tworzącego się młodzieńca. Rysunki
pokazują zmiany rozwojowe od płaza do człowieka (ontogeneza). W rejonie godziny
6. znów pokazani są mężczyzna i kobieta.
Przeprowadzona lekarska
ekspertyza potwierdziła: na dysku rzeczywiście pokazano podstawowe etapy
rozwoju zarodka człowieka, które można łatwo zidentyfikować. Przede wszystkim
wskazują na to takie szczegóły jak oczy znajdujące się za czołowymi płatami
głowy, a każe szeroki segment nosa. Cechy te są charakterystyczne dla wczesnego
embrionalnego rozwoju głowy.
Inne
artefakty w kolekcji
Poza dyskiem w kolekcji
Gutierresa znajdują się inne przedmioty zrobione z lidytu. Sądząc z tego
wszystkiego, należały one także do przedstawicieli nieznanej cywilizacji.
I tak np. wielofigurowa
statuetka na której z jednej strony jest matka i dziecko a z drugiej mężczyzna
z przyborami do polowania.
Albo całkowicie niezwykły nóż.
Na jego rękojeści wyrzeźbiona głowa matki a niżej głowa dziecka, którego szyja
jest owinięta pępowiną. Jest zatem oczywiste, że ten nóż służył do przecinania
pępowiny i ratowania życia noworodka. Poza tym mógł on pomagać przy wydobywaniu
się noworodka na świat (cesarka). Nóż zrobiono tak, że jego można naciskać
tylko jednym palcem – kciukiem, tj. nie ze wszystkich sił. To jest najbardziej
bezpieczne dla dziecka, a w porównaniu z instrumentami medycznymi używanym w
naszych czasach, mogą one uszkodzić głowę dziecka.
Tajemnicze narzędzia chirurgiczne
Wśród artefaktów znajduje się
wiele innych przedmiotów używanych w oczywistych celach medycznych. Przy ich
małych rozmiarach, cechuje je bogactwo kształtów.
Znany badacz archeologicznych
znalezisk – prof. Klaus Dohna z
Austrii kierował dokonanej w Wiedniu ekspertyzą tych instrumentów. W szeregu
swych artykułów zauważył on, że obejrzeli je najlepsi światowi specjaliści.
Wnioski ich były jednoznaczne: nikt nie mógł zrozumieć, jak zostały one
wykonane, ale wszyscy zgodni byli co do jednego – dzisiaj nie da się wykonać
takich instrumentów tego materiału. One pasują do ręki dowolnego rozmiaru – tak
precyzyjnie je wykonano.
Tysiące
lat temu
Do jakiego periodu czasowego
należy dysk genetyczny i instrumenty medyczne z lidytu?
Ekspertyza geologiczna
przeprowadzona w Narodowym Uniwersytecie Kolumbii wykazała, że powstały one na
pewno w czasach prehistorycznych i możliwość fałszerstwa jest właściwie żadna.
Jak dotąd znaleziono je w Kolumbii (albo niewykluczone, że w Ekwadorze) i nie
należą one do żadnych kultur z Ameryki Południowej – i eksperci oceniają ich
wiek na jakieś 6000 lat.
Jak dotąd, nikt nie jest w
stanie wyjaśnić, jakiego rodzaju technologii użyto do wykonania takich
przedmiotów. Ale na podstawie badań tych znalezisk można dojść do wniosku, że
wszystkie one należały do wysokorozwiniętej cywilizacji z Przeszłości, o której
istnieniu oficjalna nauka niczego powiedzieć nie może. I nie jest wykluczone,
że w tym embriologicznym dysku są odnotowane tajemnice genetyki, których
jeszcze nie odkryli współcześni uczeni…
Moje 3 grosze
Oczywiście, oficjalna nauka
nie wypowiada się na ten temat, boż oficjalna nauka nie uznaje istnienia
Atlantydy i jej cywilizacji. Tak było, jest i długo jeszcze będzie.
Dysk ten stanowi dowód na
to, że cywilizacja Atlantydy poszła nieco inną drogą rozwoju i postawiła nie na
technologię, ale na biotechnologię, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Stąd
właśnie wzięły się wszystkie dziwne hybrydy zwierzęco-ludzkie: chimery, smoki,
Gorgony, Meduzy, nawet Nessie czy zmutowani ludzie w rodzaju Syren czy Tytanów,
Gigantów, Cyklopów, Stolemów, Yeti… To wszystko mogą być pozostałości po tej
super biocywilizacji. Jest to faktycznie prawdziwy, namacalny, konkretny „list
z Przeszłości”.
Ale taka biocywilizacja wymagała
wysokiej wiedzy na temat genetyki i w ogóle biologii. I taka była, ale po jej
zagładzie wiedza ta została wypatrzona, skrzywiona, wykoślawiona i doszła do
nas w postaci magii. Zresztą dotyczy to nie tylko biologii i medycyny, ale
także innych nauk – wystarczy przeczytać starożytne eposy czy postudiować
mitologie narodów świata. Wszędzie znajdują się okruchy wiedzy wielkiej, ale
wcale nie tajemnej, którą zaczęliśmy pojmować dopiero w II połowie XX wieku,
kiedy umożliwił to nam postęp techniczny. Polecam Czytelnikom pracę dr Miloša Jesenský’ego – „Bogowie
atomowych wojen” czy Aleksandra Mory
– „Atomowa wojna bogów” – dostępne na stronach - http://hyboriana.blogspot.com/2012/07/bogowie-atomowych-wojen-1.html i
dalszych.
Uważam, że narzędzia te
stanowią dowód na powyższe. Ta wiedza jeszcze jest przed nami ukryta pośród
religijnych bredni i metafizycznego bełkotu. Ale te artefakty są już twardymi
dowodami na to, że przed nami ktoś dysponował wiedzą o wiele wyższą od naszej.
I tylko szkoda, że nawet tak
wysoka wiedza nie uchroniła jej przed zagładą…
Opinie z KKK
Świetny tekst, dużo nowości, ale...
...A zaawansowane cywilizacje, i raczej z ingerencją
kosmicznych "turystów", istniały - baaaardzo dużo dowodów w świecie,
to potwierdza. Właściwie - moim zdaniem - to już Wielkie Piramidy i Sfinks
powinny wystarczyć.
Z pozdrowieniami! (Avicenna)
*
Niech każdy zatrzyma opinie swoje, ale nie
koniecznie dla siebie, a zatem niech i mi będzie wolno dorzucić kopiejkę do
sakwy deliberacji.
Otóż moim szalonym zdaniem, i mniejsza przy tym, co
się kryje za którym słowem, jesteśmy wszak cywilizacją, jednak nie tylko
prymitywną, ale i wtórną, a może i wsobną. Niech mi ktoś zaręczy, że nie
istniejemy jako wytwór innej, która sprawia nad nami kontrolę/opiekę/dozór, i
według której motywów wiedziemy swe losy, mając tyle wolnej woli, ile jest Im
potrzebne, by czegoś dowieść lub coś obalić, a pewnie i tylko sprawdzić.
Co więcej, jako tak zwane byty, poszczególne
elementy cywilizacji, możemy być jej częścią, istniejącą na dwóch poziomach -
raz jesteśmy po tamtej stronie, raz po tej - jako ludzie. Niech mi ktoś
zagwarantuje, że nie jesteśmy tymi, którzy to wszystko stworzyli, i którzy
wcielają się we własne twory, egzystując okresowo w czymś, czego, jako wcielone
byty, nie zrozumiemy, bowiem cały pic w tym właśnie, by nie dało się tego
zrobić tak łatwo, jak tego pragniemy, będąc tymi pragnącymi poznania bytami.
A może cały szkopuł w tym, by się rozwijać, a
największy jak dotąd rozwój gwarantuje okres dysharmonii, zawieruchy,
niepewności, pozbawienia podstawowych wartości i dóbr, itp.? Może to tu jest
cały fun, a nie w niebiesiech? Może po powrocie wszystko wydaje się tym, co
zwykle nazywamy wspomnieniem snu? Nie mówię koniecznie o zaświatach jako o
miejscu istnienia pierwotnej cywilizacji, ale nie mówię też, że nie jest
właśnie tak - nasza, ziemska cywilizacja może wynikać z innych, wspanialszych,
które były przed nami, ale i tej, która fizycznie istnieje wokół i wśród nas -
nie mam nawet zamiaru celować w wyjaśnienie jej proweniencji.
Jedno widzę jako pewne - jeśli coś istnieje, miało
swą przyczynę, a co istnieje, o czymś kolejnym świadczyć może. Czym są jednak
te nieokreślone słowa podszyte, jaką prawdą niezmierzoną - ot, i cały fun w
tym, by to zbadać:)
Pozdrawiam z Niewyspanodworu! (Smok Ogniotrwały)
*
*
Witam,
moim zdaniem wyciąganie wniosku po krótkiej analizie artefaktu, że dysk ten, tzw. genetyczny, jest dowodem na to, że dawniej prowadzono zaawansowane badania/eksperymenty genetyczne jest za daleko idący, delikatnie pisząc.
Taki wniosek jest zbyt pochopny. Informacje przekazywane w tej formie i przy innych artefaktach, nają walor edukacyjny. O tym dysku rozpisywał się fantasta Daniken. Dla niego to było jasne. Ktoś bawi się genami. A moim zdaniem ktoś uczył prymitywnych ludzi. Jeżeli dobrze pamiętam znaleziono go w Ameryce Południowej. Daniken wpadł przy tym w samozachwyt i rozpisywał się o nim. Nie zauważył tylko jednego, co nam podpowiada logika, że warunki w jakich żyli ci ludzie były bardzo prymitywne, a badania takie wymagają wiedzy, pracy naukowej, specjalistów, poważnego sprzętu, ale przede wszystkim znajomości genetyki. Ci co tworzą krzyżówki ją posiadają, więc nie tworzyli by tego dysku. Jego forma i wykonanie też jest wymowne. A więc ci wykształceni ludzie uczyli by prymitywnych Indian jak robić hybrydy? Nie. Po prostu by je zrobili i żadnego dysku by po sobie nie zostawili.
Wiele na to wskazuje, że w różnych kulturach, na różnych kontynentach, w pewnym czasie pojawiają się Nauczyciele. Często próbują przekazać ważne informacje ludziom w formie jak najbardziej zrozumiałej, używają metafor itd. Stąd myślę błędne pojęcie dawnych ludzi o świecie i wymienianie wśród bogów Słońca, naszej gwiazdy. Zderzenie tych informacji, trudnych do wyobrażenia z ich prostymi umysłami, wybaczyło podstawowe pojęcia i dało początek najróżniejszym fantastycznym opowieściom.
Panowie i Panie, więcej logiki, mniej Danikena i innych oszołomów! Do stworzenia takich superistot potrzebne jest nowoczesne laboratorium. Budowle Indian są prymitywne, jak oni sami. Obok tych struktur z kamienia, drewna, miałoby stać supernowoczesny ośrodek badawczy? Gdzie tworzono by syreny, gigantów itd? To przecież cały przemysł. (M.S.)
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka” nr 35/2016, ss.18-19
Przekład z j. rosyjskiego – © Robert
K. Leśniakiewicz