Dixmude nad Tulonem
Zdarzają się wielkie
katastrofy, które są traumą wlokącą się przez całe dziesięciolecia. Takim
akademickim przykładem jest katastrofa jednego z największych transatlantyków –
RMS Titanic,
która miała miejsce w nocy 14/15 kwietnia 1912 roku. W lotnictwie cywilnym
takim traumatycznym wspomnieniem stała się katastrofa niemieckiego sterowca LZ-129
Hindenburg,
która wydarzyła się 6 maja 1937 roku w Lakehurst NAS (NJ), a która pochłonęła
35 ofiar. Oczywiście takich katastrof było więcej. Pisałem już o tragediach
niemieckich sterowców LZ-59 i SLX, które rozegrały się
w czasie I Wojny Światowej na Morzu Adriatyckim i Morzu Czarnym. Pisałem także
o tragedii radzieckiego sterowca W-6 Ossoawiachim, który uległ
katastrofie lecąc na pomoc uczestnikom wyprawy Papanina. (O czym pisałem już na łamach „Nieznanego Świata”.) Tym
razem chciałbym przypomnieć Czytelnikom zapomnianą niemal całkowicie katastrofę
francuskiego sterowca Dixmude, która – co mnie nieco dziwi
– nie trafiła do światowych annałów ufologicznych, a powinna, bowiem jako żywo
przypomina niektóre wydarzenia z akwenów Trójkąta Bermudzkiego.
Jeden
z trzech
Dixmude
był jednym z trzech sterowców, które dostały się Francji po I Wojnie Światowej
w ramach reparacji. Tak o tym pisze jeden z polskich specjalistów z zakresu
historii lotnictwa:
We
Francji zbudowano tylko jeden oryginalny sterowiec o sztywnej konstrukcji - Spiess
(1912-13). Powstał w firmie Zodiac w St. Cyr, przez armię nie był chwalony, gdyż
był zbyt ciężki. Po wojnie Francja otrzymała trzy niemieckie sterowce, jeden
krótko używano, drugi nigdy nie latał, o trzecim LZ 114 niżej.
Drugim
używanym sztywnym sterowcem francuskim był zbudowany w 1918 roku w Niemczech
nowoczesny sterowiec Zeppelin LZ 114 typu „x”, należący
do marynarki pod oznaczeniem L 72 (nie obsadzony), w 1920 jako
reparacja wojenna przekazany Francji. Pod oznaczeniem Dixmude stacjonował w
Cuers koło Tulonu, dowódcą był komandor podporucznik Jean du Plessis de Grenedan, wykonywał loty nad północną Afryką, we
wrześniu 1923 wywarł wielkie wrażenie w Paryżu. Służył z powodzeniem do grudnia
1923, kiedy wracając z Algierii i Tunisu zaginął bez wieści w sztormie nad
Morzem Śródziemnym (zaginęła cała załoga - wg różnych źródeł 40 lub 42 osoby
oraz 10 pasażerów).
Sterowiec ten miał 211,5 m
długości, 24 m średnicy, jego balonety zawierały 68.500 m sześć. gazu, co
nadawało mu payload 44,5 tony, zaś 6
silników Maybacha o łącznej mocy 1.560 KM nadawały mu prędkość 120 km/h. (=>
M. Wojciechowski – „Sterowce we Francji” -
http://www.mars.slupsk.pl/fort/sterowce/)
Według innego źródła, sterowiec ten miał długość 226 m, średnicę 24 m, miał 16
balonetów, 6 silników Maybacha po 260 KM każdy, co pozwalało mu na osiąganie
prędkości marszowej = 77 km/h i maksymalnej = 110 km/h. Załoga składała się z
39 osób, a od 1923 roku przewidziano miejsca na 10 pasażerów. (=> Folder
towarzystwa Les Amis du Dixmude – „Le Dixmude”, Pierrefeu-du-Var 2005)
Według jeszcze innych źródeł francuskich, Dixmude miał 226 m długości, 28 m
wysokości, ważył 30 ton zaś jego payload wynosił 55 ton, miał 7 silników
Maybacha o łącznej mocy 1.820 KM. (=> C. I. E. L. - „Zeppelin Dixmude“
- http://perso.wanadoo.fr/c.i.e.l/dixmude/htm)
Sterowiec ten jako jedyny
latał obsługując linie lotnicze pomiędzy bazami wojskowymi we Francji i
Algierii (wraz z dzisiejszą Tunezją). Najpierw jednak przybył z zakładów
Zeppelina w Friedrichshafen, w dniu 13 lipca 1920 roku. Tegoż dnia, sterowiec LZ114/L72
zacumowano w bazie lotniczej w Maubeuge, a kmdr ppor. Jean du Plessis de
Grenedan zostaje mianowany dowódcą tego statku powietrznego i wraz z załogą
zapoznaje się z jego dokumentacją.
Wielki sterowiec został
ochrzczony mianem Dixmude ku pamięci żołnierzy piechoty morskiej, którzy oddali
swoje życie w obronie miejscowości Dixmude. 11 sierpnia 1920 o brzasku 7
silników Maybacha umożliwiło gigantowi wzniesienie się w stronę Francji, 3
godziny później sterowiec leciał nad Champs-Elysees i obrał kierunek na Cuers
koło Tulonu. Sterowiec znajdował się cały czas nad ziemią, a komendant du
Plessis wolał zatrzymać sterowiec w powietrzu przez całą noc, kierując się
względami bezpieczeństwa. Następnego ranka sterowiec został zaparkowany w swoim
hangarze nr 20 w Cuers-Pierrefeu.
W Cuers-Pierrefeu
zbudowano 2 hangary, aby przyjąć ogromne sterowce. W tych czasach Dixmunde
był największym sterowcem na świecie. We Francji nie było hangaru i
infrastruktury niezbędnej dla sterowca równie wielkiego (226 m długości) i Dixmude
jest zaparkowany i opróżniony z gazu - palnego wodoru.
2 września 1921, sterowiec
został ponownie napełniony, niestety po zauważeniu, że balonety gazu są
nieszczelne, Dixmude został opróżnione w słońcu.
6 czerwca 1923, na skutek
uporu kmdr Jeana du Plessis de Grenedan, balonety zostały wymienione i
sterowiec był gotowy do podjęcia efektywnej służby. Skierowano go do lotów nad
Morzem Śródziemnym i niegościnnymi obszarami Sahary. W ten sposób spełniła się
wizja Juliusza Verne’a (1828-1905),
którą był zawarł w swej pierwszej poważnej fantastyczno-awanturniczo-podróżniczej
powieści pt. „Pięć tygodni w balonie” (1863), z tym, że jego Victoria,
w przeciwieństwie do sterowca, nie miała zdolności do samodzielnego, aktywnego
lotu i była miotana nad kontynentem kaprysami afrykańskich wiatrów...
Lot
ku niewiadomemu...
Rozkład lotów Dixmude
wygląda następująco:
0
rejs: 1 i 2 sierpnia 1923, lot próbny na trasie: Tulon –
Nicea – Aigues-Mortes – Cuers trwający 14 godzin i 25 minut.
I
rejs: 9 i 10 sierpnia 1923, przelot tam i z powrotem do
Cuers la Corse, w 23 godziny i 20 minut.
II
rejs: 30 sierpnia do 2 września 1923, rejs na trasie:
Cuers-Pierrefeu, Algier, Tunis i powrót do Cuers-Pierrefeu, w 50 godzin i 20
minut.
III
rejs: 25 do 30 września 1923, Algier, Bizerta, Lyon, Paryż i
powrót do Cuers-Pierrefeu, 118 godzin – to był
rekord świata, jeśli chodzi o czas i odległość wynoszącą 9.000 km!
IV
rejs: 17-19 października 1923 roku – lot na wschód Francji,
powrót via Tulon w czasie 44 godzin 25 minut. Lot ten miał za zadanie promocję
komunikacji lotniczej w kraju.
V
rejs
i ostatni: 18 grudnia 1923, o 6 rano Dixmude opuszcza Cuers-Pierrefeu,
przecina Morze Śródziemne i przylatuje nad Bizertę o godz.16. 19 grudnia 1923,
godz. 7 przelatuje nad Ouargla, a o godz.16. 30 znajduje się na wysokości
In-Salah, zmieniając kurs w stronę Algieru. 20 grudnia 1923, godz. 8 rano
znajduje się nad Touggourt i przelatuje
nad Biskrą, gdzie z północy powiały gwałtowne wiatry, bowiem burza przeszła nad
Morzem Śródziemnym. Około godziny 22. tego samego dnia, widziano go nad rejonem
Thala w Tunezji. Mając paliwo na 36 godzin, załoga zrezygnowała z lotu w stronę
Baraki. Wtedy też po raz ostatni widziano Dixmude na niebie.
21 grudnia 1923, Algier
odebrał dwie wiadomości radiowe: Godzina
01:21 - Nawałnica oraz
Godzina 02:08 – Urwana antena z powodu
nawałnicy.
W ciągu 6 dni nie było
znaku życia ze strony Dixmude i jego załogi w liczbie 50
osób.
26 grudnia 1923, rybacy z
sycylijskiego portu Sciacca znaleźli w swoich sieciach ciało młodego człowieka,
dowódcy sterowca kmdr ppor. Jeana du Plessis de Grenedan. Jego zegarek
zatrzymał się na godzinie 2 minut 27... (=> C.I.E.L. – ibidem, przekład Irena Chojnacka) Zwłoki noszą na sobie ślady
ognia, dlatego przyjęto, że na pokładzie sterowca wybuchł pożar, który stał się
przyczyną jego zguby. Inne źródło podaje, że sterowiec napotkał na swej drodze
sztorm i został uderzony piorunem, poczym eksplodował u wybrzeży Sycylii (koło
Sciacca) w nocy 20/21 grudnia 1923 roku, i o godzinie 02:28 jego szczątki
wpadły do morza. Czas jego ostatniej podróży wynosił ok. 68 godzin. (=>
Folder towarzystwa Les Amis du Dixmude
– „Le Dixmude”, Pierrefeu-du-Var 2005) Takiż był oficjalny komunikat,
po którym wszyscy autorzy przyjęli, iż: „Powodem zniszczenia [sterowców]
trzykrotnie był pożar. Czwarty nie jest pewny. Piąty, słynny Dixmude
niewątpliwie.” (=> R. Umiastowski –„Los pierwszych 134 sterowców” [wykaz] w
„Ludzie przestworzy”, Warszawa 1930, s. 398) Nawiasem mówiąc, w tej właśnie
antologii zachowała się relacja o próbnym locie Dixmude napisana ręką
jego dowódcy! (=> J. du Plessis –
„Sterowiec”, ibidem, ss. 380-382) Poza tym interesujące są wspomnienia
niemieckich lotników balonowych: por. Strottmeistera,
Goebela, kmdr Sprengera, por. Rhodego
i gen. von Schultza, którzy brali
udział w nocnych rajdach nad Londyn i Bukareszt lub obserwowali je – jak gen.
von Schultz ziemi i morza – jak kmdr Sprenger. (=> „Ludzie...”, ss. 373-412)
Wszystkie
pożary sterowców...
... jak się powszechnie
uważało, zostały spowodowane w głównej mierze przez użycie do wypełniania ich
balonetów wybuchowego i łatwopalnego wodoru. To wydawało się być oczywistym i
zaowocowało to wypełnianiem balonetów niepalnym helem, ale dokładna analiza
wypadku Hindenburga wykazała, że to wcale nie było aż tak oczywiste,
jak się ludziom wydawało. Jak już pisałem wcześniej, przyczyną zagłady LZ-129
był zapłon jego powłoki, która była pokryta lakierem zawierającym
pyliste aluminium i tlenek żelaza +III. Jest to ni mniej ni więcej, tylko
termit – mieszanina używana w bombach zapalających, która spala się według
następującej reakcji:
Fe2O3
+ 2 Al => Al2O3 + 2 Fe + Q
wytwarzającej temperaturę
>3.000 st. C! Termitu używa się m.in. jako paliwa w rakietach pomocniczych
promów kosmicznych, nic więc dziwnego w tym, że LZ-129 literalnie
sfajczył się w ciągu kilku minut! (=> „What Happened to The Hindenburg?” –
film TV BBC 2002) Dla świadków tej katastrofy musiał to być straszny szok
porównywalny z katastrofą brytyjsko-francuskiego Concorde’a, która
wydarzyła się w dniu 25 lipca 2000 roku, w podparyskim Gonesse. Zginęły wtedy
133 osoby. Teraz oczywiście nikt nie powtórzyłby tego błędu. Katastrofę LZ-129
pokazał całkiem nieźle Robert Wise w
swym technothrillerze pt. „The Hindenburg” (1975) z tym, że
przedstawiona w nim hipoteza sabotażu jest niezbyt udokumentowana, a powiązanie
tragedii Hindenburga z tajemnicami Peenemünde – niewiarygodne, choć sam HRVA
Peenemünde istniał już od prawie dwóch lat. Jak wynika z listy pasażerów, na
pokładzie tego sterowca nie było nikogo z
Peenemünde, ale za to znajdowało się tam aż trzech oficerów Luftwaffe!
(=> Navy Lakehurst Historical Society, INC [NJ] - Passengers of Hindenburg
last voyage - http://www.nlhs.com/index.html) Co
oni tam robili i po co lecieli do Stanów Zjednoczonych, to już temat z innej ballady...
Co się mogło stać z Dixmude?
Oczywiście najprostszym wyjaśnieniem jest pożar wskutek uderzenia pioruna czy
nieuwagi załogi. Ale czy prawdziwym? Fakt faktem – Morze Śródziemne,
Adriatyckie, Czarne i Czerwone słyną ze swych nagłych, krótkotrwałych, ale
bardzo gwałtownych burz, które dają się we znaki szczególnie ludziom morza. Do
czego są zdolne – to dowiedzieliśmy się całkiem niedawno, po katastrofie
egipskiego statku typu ro-ro MF Al-Salaam 98 [ex Boccacio],
która wydarzyła się w dniu 2 lutego 2006 roku, w odległości zaledwie 58 mil
morskich od egipskiego portu i kurortu Hurghada. Coś podobnego przeżyła moja
siostra Wiktoria Leśniakiewicz,
kiedy przepływała niewielkim katamaranem z Hurghady na półwysep Synaj. Burza
dopadła ją w drodze powrotnej na pełnym morzu. Pogoda załamała się gwałtownie –
jak w Tatrach – dosłownie z minuty na minutę. Potężne deszczowe szkwały i
uderzenia fal miotały wątłym stateczkiem jak korkiem. Sztorm trwał około
godziny, po upływie której wszystko się uspokoiło. Zza chmur wyszło słońce, a
wściekła wieja zmieniła się w łagodną bryzę... Tak samo niebezpieczne są nagłe,
bardzo gęste mgły, które pojawiają się znikąd i równie szybko znikają. Wiktoria
Leśniakiewicz spotkała się z taką mgłą na wyjątkowo ruchliwym akwenie, jakim jest
Cieśnina Gibraltarska. Prom płynący z Algeciras do Ceuty wpadł na wysokości
Gibraltaru w mgłę, w której widzialność wynosiła kilka metrów. Słychać było
porykiwanie syren statków i o czasu do czasu odgłosy pracy ich maszyn, a także
syk ciętej ich kadłubami wody... Gdyby nie radary, to z całą pewnością doszłoby
tam w tym czasie do kilku kolizji. Po kilkunastu minutach mgła znikła równie
tajemniczo, jak się pojawiła, a przed jej oczyma rozpostarł się widok na
afrykańskie wybrzeże... Teraz ona nie dziwi się już, że tułaczka Ulissessa-Odyseusza trwała aż dziesięć
lat po tych wodach i w takich warunkach!... A zatem przyczyna zagłady Dixmude
mogła być pogoda lub nieszczęśliwy wypadek.
Widoki z Tunezji, nad którą latał Dixmude
Czy
tylko pogoda?
Na to pytanie nie można
odpowiedzieć jednoznacznie. Ostatnie godziny podróży Dixmude zdają się
przebiegać wyjątkowo burzliwie i są one bliźniaczo podobne do ostatnich godzin
sterowca SLX. Taka sama niepewna pogoda, takie same tajemnicze
radiogramy, długie poszukiwania i wreszcie jeden jedyny martwy załogant
wyrzucony na brzeg. Wypadek SLX różni się tylko tym, że miał on
miejsce na Morzu Czarnym i znaleziono jakieś szczątki sterowca – m.in. bak
benzynowy noszący ślady ognia i silnego uderzenia o wodę. W przypadku Dixmude
nie znaleziono nawet tego... Zresztą poza Dixmude i SLX pogodzie
najprawdopodobniej uległy takie wielkie sterowce, jak m.in. amerykański ZRS-4
USS Akron, który rozbił się w czasie rejsu do Nowej Anglii nad Oceanem
Atlantyckim w dniu 4 kwietnia 1933 roku, parę minut po północy. Spadł on u
wybrzeży stanu New Jersey – uderzając w wodę najpierw częścią ogonową, a potem
całą masą sterowca. Katastrofę tą przeżyło tylko 3 z 76 załogantów Akrona.
I co najciekawsze – katastrofa ta pociągnęła za sobą drugą, bowiem w czasie
poszukiwań szczątków USS Akron rozbił się także sterowiec J-3,
w którym zginęło 2 ludzi... W końcu wrak USS Akron został zlokalizowany na dnie Atlantyku, na
głębokości kilkunastu metrów, kilka mil na wschód od miasta Atlantic City (NJ).
W roku 2002, wrak sterowca nawiedził badawczy statek podwodny DSV NR-1,
który znalazł wrak w niezłym stanie. Można go nawet zobaczyć z powierzchni
wody. (=> Arlington National Cemetery Website – USS Akron Airship – http://www.arlingtoncemetery.net/uss-akron.htm) stąd
prosty wniosek, że jeżeli Dixmude rozbił się gdzieś na wodach
włoskich lub tunezyjskich, to jego szczątki powinny zostać dawno znalezione...
– no chyba że zostały one przeniesione przez prądy na wody libijskie i czekają
na swego odkrywcę – to jest właśnie ta niewiadoma.
I tak na dobrą sprawę
nadal nie wiemy, co naprawdę zdarzyło się w nocy 23/24 grudnia 1923 roku nad
wodami Cieśniny Tunezyjskiej (Sycylijskiej). Możemy sobie tylko to wyobrazić,
ale obawiam się, że będzie to obraz bardzo daleki od prawdy. Sterowiec i jego załoga
rozpłynęli się w lazurowym bezmiarze Morza Śródziemnego, jak transportowy
żaglowiec marynarki francuskiej Vienne w Boże Narodzenie 1903 roku
(=> R. Lercher – „Tragedie mórz i oceanów”, Warszawa 1987, ss. 41-48), jak
samolot autora „Małego księcia”, „Nocnego lotu” czy „Ziemi – planety ludzi”
kpt. pil. Antoine’a de St. Exupery’ego
w 1944 roku, i wiele innych statków, okrętów i samolotów. I jak wiele innych
tragedia zapomniana tak, że dzisiaj wspominają o niej tylko entuzjaści... Nawet
w Internecie niewiele jest na jej temat, jednakże istnieje Towarzystwo
Przyjaciół Le Dixmude w Pierrefeu-du-Var, któremu przewodniczy pan Pierre Saulnier, a którego
dokumentarzystą jest Pan Etienne Ducreux.
Historię ostatniego lotu Dixmude zamieścił na stronie
internetowej żyjący jeszcze potomek dowódcy tego sterowca – Pan Jean
du Plessis, z którego kolekcji pochodzą zdjęcia dołączone do tego
artykułu. Po katastrofie pozostał tylko pomnik jej ofiar postawiony w bazie
lotniczej w Cuers-Pierrefeu, gdzie stoi do dziś dnia.
Zdjęcia:
Wiktoria Leśniakiewicz
Internet
Centre de dirigeables de Cuers-Pierrefeu (Var)
Les Amis du Dixmude
Zdjęcia:
Wiktoria Leśniakiewicz
Internet
Centre de dirigeables de Cuers-Pierrefeu (Var)
Les Amis du Dixmude