Najpierw była sensacyjna
informacja w głównym wydaniu Wiadomości TVP-1 z dnia 13 marca 2001 roku,
którą potem powtórzył Super Express w dniu 14 marca. Otóż wieczorem,
dnia 12 marca 2001 roku, o godzinie 18:30 czasu moskiewskiego (czyli 20:30
CŚE), załoga polskiego samolotu typu Boeing 737-500, oznaczony jako
SP-LKF lecącego z Moskwy (SVO) do Warszawy (WAW) lot nr LO 678, w kilka minut
po starcie z lotniska, w odległości 200-250 km (rozbieżności w relacjach
świadków) na zachód od Moskwy, zauważyła ogromny, bijący w niebo na 11 km słup
ciemnego dymu. Słup ten widziało jeszcze kilkanaście załóg innych maszyn
lecących z lub do Moskwy z kierunku zachodniego. Po wylądowaniu w Warszawie na
Okęciu, Boeinga poddano kontrolnym testom na radioaktywność - obawiano
się bowiem tego, że był to grzyb po wybuchu jądrowym lub po awarii reaktora
jądrowego elektrowni nuklearnej w Smoleńsku. Na szczęście nie stwierdzono
podwyższonej radiacji. Nie stwierdzono także żadnych silniejszych wstrząsów
podziemnych dobiegających z tamtego rejonu, jedynie stacja sejsmograficzna w
Helsinkach odnotowała słabe wstrząsy w okolicach Moskwy.
Ludzie
gubili się w domysłach, sądzono m.in., że samolot wszedł w strefę działania
jakiegoś niezbyt dobrze znanego zjawiska atmosferycznego - wersja lansowana
przez rosyjskie Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych; wybuch w składzie
amunicji, wybuch międzykontynentalnej rakiety balistycznej ICBM w silosie,
wybuch składowanego w silosach paliwa rakietowego... Jedno jest absolutnie
pewne i uspokajające - to nie reaktor w Smoleńskiej EJ. Wybuch wulkanu? - w
rejonie Moskwy nie ma wulkanów, chociaż obraz silnego wybuchu typu Wezuwiusza
czy Mt. Pele daje wysokie słupy lekkich frakcji tefry sięgających do kilku
kilometrów wysokości. Ale erupcje wulkaniczne dają zupełnie inny obraz
zjawiska, gdyż towarzyszą im wstrząsy tektoniczne i wydzielanie się trujących
gazów, głównie: dwutlenku i tlenku węgla, tlenków siarki i siarkowodoru oraz
związków chloru i innych halogenów. Tego nie stwierdzono.
15 marca Rosjanie podali oficjalnie, że słup
dymu powstał w wyniku pożaru zachodniej nitki gazociągu biegnącego z Tweru w
kierunku zachodnim - vide mapa - i że nic niezwykłego poza zwykłym pożarem tam
nie zaszło... Pożar zniszczył ponoć 70 m gazociągu w okolicach Tweru leżącego 160
km na północ od Moskwy.
Takie wyjaśnienie
jeszcze bardziej pogłębiło zagadkę, boż słup dymu widziano przecież 200-250
km na zachód od Moskwy. To po pierwsze.
Po drugie: widziano
potężny słup dymu, a nie ognia. W przypadku pożaru gazociągu czy ropociągu - te
ostatnie przebiegają na zachód od Moskwy, ale w jeszcze większej odległości -
widziano by na tle ciemnej ziemi jasne pomarańczowo-czerwone płomienie i
podświetlone nimi kłęby dymu, i byłoby oczywiste, że chodzi o zwykły pożar... Gaz ziemny pali się słabo kopcącym
płomieniem, więc nie mógł to być pożar gazu. Wybuch gazociągu mógłby spowodować
wytrysk fontanny ognia na 1.500 - 2.000 metrów, jak to miało miejsce w
Azerbejdżanie, Armenii i USA, ale potem słup płomieni byłby znacznie wyższy i
nie wydzielałby on tak wiele dymu...
Po trzecie: nie mógł to
być zwykły pożar, bowiem nawet gwałtowna burza ogniowa nie spowodowałaby
powstania słupa dymu wysokiego na 11 km, a grzyba dymu, który przypominałby
grzyb po wybuchu jądrowym.
To nie mógł być także
wybuch jądrowy, bo w takim przypadku stwierdzono by silne wstrząsy podziemne o
nietypowej charakterystyce pozwalającej na błyskawiczne zidentyfikowanie
wstrząsu jako efektu wybuchu nuklearnego. No i rzecz jasna skażenia
radioaktywne samolotów. Tego nie stwierdzono. Nie stwierdzono także typowej w
takich przypadkach kuli ognistej i fal uderzeniowych eksplozji. Nie stwierdzono
także wystąpienia EPM - czyli efektu pulsu magnetycznego eksplozji jądrowej.
Synergiczne działanie błysku neutronowego, błysku termicznego i EPM wybuchu
jądrowego spowodowałoby śmierć ludzi na pokładzie polskiego samolotu, o ile nie
zostałby wcześniej sprasowany na placek uderzeniem naddźwiękowej fali
eksplozji...
Co to być mogło? W
niedzielnej audycji z cyklu „Nautilius
Radia Zet” w dniu 18 marca 2001 roku będący gościem programu Igor
Witkowski stwierdził, że obraz tego zdarzenia przypomina mu dość dokładnie
powietrzny wybuch jądrowy, aliści nim na pewno nie był ze względu na to, że jak
już podałem wyżej - nie stwierdzono wystąpienia zjawisk świetlnych,
akustycznych i magneto-elektrycznych towarzyszących tego rodzaju eksplozjom. W
swoim wejściu antenowym z kolei skojarzyłem ten dziwny incydent z wydarzeniem z
30 czerwca 1908 roku, jakim był spadek tzw. Meteorytu Tunguskiego w syberyjską
tajgę. Wtedy też zaobserwowano chmurę ciemnego dymu, która uniosła się do
stratosfery - czyli na co najmniej 10 km nad Ziemię. Ale w przypadku
podmoskiewskim nie było innych efektów fizycznych tego wydarzenia, a zatem...
Jest jeszcze jedno
wytłumaczenia - w rejonie Moskwy spadł jakiś masywny sztuczny satelita Ziemi,
który pozostawił po sobie smugę dymu, która potem słabe wiatry „rozmazały” w
kolumnę, zaś silne stratosferyczne wiatry „jet streams” rozwiały ją całkowicie
powyżej 11.000 metrów. To też jest jakieś wytłumaczenie, ale moim zdaniem też
ciągnięte za włosy...
A zatem mamy znowu
zagadkę i to techniczną, przez to groźną dla ekosystemu planety. Bo jestem
pewien, że była to robota człowieka. Mam nadzieję, że nie był to wybuch
jakiegoś składu broni biologicznej czy chemicznej, których na terenach byłego
Związku Radzieckiego jest bardzo dużo, a wszystkie SOWIERSZIENNO SIEKRIETNO, a
w dzisiejszej Rosji nie ma środków na ich utrzymanie, więc siłą rzeczy takie
wypadki mogą się zdarzyć... i to w każdej dosłownie chwili. Przykład
wzięcia przez rosyjski OPL norweskiej rakiety meteorologicznej za amerykański
ICBM i postawienie rosyjskich sił rakietowych w stan najwyższej gotowości
bojowej w 1995 roku, czy ostatnie wydarzenia związane z zatonięciem okrętu podwodnego
K-141 Kursk w sierpniu 2000
roku wskazują na to, że wystarczy jeden impuls, jeden bit fałszywej informacji
wklepanej na dysk komputera, jeden nieopatrzny ruch joysticka czy jeden
przedmiot wrzucony do silosu albo składu i bieda gotowa, i to taka, w porównaniu
z którą katastrofa czarnobylska wydawać się będzie wiosennym deszczykiem...
Obym się mylił! - ale niestety, wszystko wskazuje na to, że to my, ekolodzy
mamy rację. Tylko, że nikt nas nie słucha.[1]
---oooOooo---
A teraz będzie najciekawsze. W grudniu 2013
roku zapytałem o ten właśnie incydent mojego rosyjskiego korespondenta Pana Wadima Ilina. Okazało się, że Rosjanie w ogóle
nic nie wiedzą na ten temat! Co więcej – byłem pierwszym, który
cośkolwiek im powiedział o tym wydarzeniu! Nie wie o tym nic także Michaił Gersztejn i ufolodzy z jego
grupy. Czyli co? – oznacza to, że
tajemniczy słup dymu nad Rosją pozostaje zagadką!
[1] Źródła: 1.
Telewizja Polska Program Pierwszy (TVP-1) w programie "Wiadomosci" z
dnia 13.III.2001 roku, 2. Gazeta "SuperExpress" nr z dnia 14.III.2001
roku - materiał odredakcyjny.