Robert K.
Leśniakiewicz
Miloš Jesenský
Nie wywołuj wilka z
lasu...
Ludowa mądrość
Ten tekst powstał
na początku stulecia i jest nadal aktualny. A przypomniałem sobie o nim, kiedy
czytałem materiał Pana Marcina Szerenosa
pt. „Co się dzieje w USA”, bo intuicyjnie czuję, że mają one ze sobą jakiś punkt
wspólny, który zda się być kluczem do tego, co zdarzyło się ponurego dnia 11.IX.2001
roku w Nowym Jorku… A oto nasz tekst na ten interesujący temat:
Kiedy w noc sylwestrową
2000/2001 roku witaliśmy nowy rok, nowy wiek i nowe milenium, to mieliśmy serca
pełne nadziei na przyszłość - może nie lepszą, może nie bogatszą - ale
spokojniejszą, bez żadnych większych kryzysów i wstrząsów politycznych. Niestety,
po kilku miesiącach przyszło gorzkie i straszne zarazem rozczarowanie. Dla
niektórych świat się skończył z hukiem i skowytem, gorzej niż w poezji T. S.
Eliota...
Koniec pewnej epoki.
To, co stało się w dniu
11 września 2001 roku, nie można określić innymi słowami, niż załamanie się
wszelkich moralnych norm ogólnoludzkich i swoistego kodeksu etycznego, który
był respektowany nawet przez terrorystów starszej generacji. Wszyscy pamiętamy
jeszcze zbrodnie Rote Armee Fraktion w Niemczech, włoskich Brigade
Rosso czy japońskich czerwonoarmistów z lat 70. i 80. XX wieku. Pamiętamy
zamachy bombowe IRA i ETA. Nie zapomnimy monachijskiej akcji „Czarnego
Września” w czasie Letnich Igrzysk
Olimpijskich w 1974 roku. W tych przypadkach terror był skierowany przeciwko konkretnym
osobom: szefom policji i służb specjalnych, wysokim wojskowym NATO - jak np.
amerykański generał Lee Dozier,
przemysłowcom - jak Hans Martin Schleyer, znanym politykom - jak Aldo
Moro, Mahatma Ghandi, Indira Ghandi, Rajiv Ghandi, Olof Palme, czy wreszcie
papieżowi Karolowi Wojdyle - Janowi Pawłowi II.
Zamach nowojorski
otwiera zupełnie nową kartę w dziejach walki z terroryzmem i terrorystami. W
dniu 11 września 2001 roku, świat cofnął się do czasów krucjat i wojen
religijnych na Bliskim Wschodzie, w których znaczącą rolę grali Asasyni - fanatyczni fedavici, zwanymi także haszyitami
- żołnierze Starca z Gór, mieszkającego w niedostępnej twierdzy Almhut w górach
na pograniczu Syrii i Iraku. Człowieka, a właściwie całej dynastii władców
arabskich, którzy przez dwa wieki kierowali tamtejszą polityką przy pomocy
noża, miecza, intrygi i trucizny. Tych ludzi bali się wszyscy od Egiptu po
Indie. Także Europejczycy. Ślad tego przetrwał do dziś w językach europejskich,
w których słowo „assas[s]in[o]” oznacza po prostu „morderca”, a
„assas[s]ination[e]” - „morderstwo” - także w staropolszczyźnie, w której słowo
„asasyn” oznaczało skrytobójcę. W tej chwili zaczyna się II Wojna Asasynów,
której wynik jest wielce niepewny i w każdej chwili może przemienić się ona w
wojnę „gorącą” pomiędzy dwoma religiami - chrześcijaństwem i islamem, aliści
nie zapominajmy, że jej podłożem jest odwieczny konflikt pomiędzy Arabami i
Żydami, który został przeniesiony na płaszczyznę starcia właśnie tych dwóch
religii...
Relikt Zimnej Wojny
Współczesny terroryzm
powstał w czasie trwania Zimnej Wojny, bowiem dwa wrogie sobie supermocarstwa
nie mogąc doprowadzić do walnego starcia, prowadziły zaciekłą rywalizację w
Kosmosie i w krajach Trzeciego Świata, a także na terenie państw satelickich -
w Europie. Terroryści szkoleni w specjalnych ośrodkach i obozach po obu
stronach Żelaznej Kurtyny, działali na terenach krajów trzecich - jak właśnie
m.in. Usama ben-Laden vel Osama bin-Laden, który
początkowo walczył z Rosjanami w Afganistanie - dozbrajany i wspierany przez
Amerykę - teraz zwrócił się (podobno) przeciwko swym dawnym mocodawcom i to on
zorganizował zamachy na Twin Towers -
World Trade Center w Nowym Jorku i
Pentagon w Waszyngtonie. Innymi celami była siedziba CIA w Langley i oczywiście
Biały Dom. Te dwa cele nie zostały staranowane przy pomocy samolotów
pasażerskich, ale niewiele brakowało, by plan się powiódł... Takich terrorystów
było więcej, że wspomnę Abu Nidala - który ponoć w 1987 roku zamierzał
zamordować Jana Pawła II, czy lewackiego podpalacza świata, słynnego Carlosa
a właściwie Carlosa Ilicza Ramireza Sancheza alias „Szakala”
- nie mylić z bohaterem powieści „Dzień szakala” Fredericka Forsythe’a,
który wreszcie wpadł w Sudanie kilka lat temu. NB, tenże tutaj wymieniony
Frederick Forsythe uśmiercił go w swej noweli pt. „Death Has a Bad Reputation”
w Rzymie...
Ogłaszając swą krucjatę
przeciwko terroryzmowi, ben-Ladenowi i jego al-Quaeda (czyli Bazie) i w jej
ramach operację wojskową o kryptonimie „Unlimited Justice” prezydent George
Bush jn. popełnił kardynalny błąd. Prowadzenie każdej wojny zakłada, że
należy uśmiercić jak najwięcej żołnierzy nieprzyjaciela, a ci ostatni będą bali
się fizycznego końca i dzięki temu - przy przewadze w systemach uzbrojenia i
logistyce - będzie można tego nieprzyjaciela pokonać - licząc głównie na jego
strach. Ta wojna jest inna, bo prowadzona przeciwko fanatykom, którzy będą się
bili do ostatniego naboju, do ostatniego granatu, a śmierć dla nich jest tylko
przejściem do mahometańskiego raju. Islamskim terrorystom n i e
można zagrozić fizycznym unicestwieniem, bowiem oni n i e
b o j ą s i ę ś m i e r c i wierząc, że pójdą po niej
wprost do Raju... Podobnie, jak fanatyczni wyznawcy japońskiego Kodeksu Bushido
z czasów II Wojny Światowej, czy fedavici
Starca z Gór... Terrorystów można pokonać tylko w jeden, jedyny racjonalny
sposób - odcinając ich od źródła pieniędzy na ich działalność. Jak długo źródła
te biją, tak długo ci terroryści będą groźni dla całego cywilizowanego świata -
także islamu. A zatem wystarczy zająć aktywa i konta bankowe, unieważnić
operacje giełdowe i handlowe, zaczopować granice dla przepływu narkotyków i
środków odurzających - by podciąć gałąź ben-Ladenom i im podobnym podpalaczom
świata. Nie działania militarne, nie bombardowania czy ostrzał Afganistanu,
Iraku, Pakistanu czy Libii, nie nocne rajdy komandosów, ale działania
administracyjno-finansowe i prewencyjno-pościgowe powinny być głównymi środkami
prowadzenia tej II Wojny Asasynów! A nade wszystko należy likwidować nie
ludzi, nie religie, ale obszary potwornej, nieludzkiej biedy, która jest
udziałem zdecydowanej większości obywateli naszej planety!!!... To jest
właściwa baza terrorystów!
Mogło być gorzej...
I teraz akcent
najosobliwszy tych okropnych wydarzeń. Otóż jesteśmy zdania, że Amerykanie są w
głównej mierze sami sobie winni tego, do czego doszło 11 września 2001 roku na
Dolnym Manhattanie - piszmy o Manhattanie, bo ten wątek szczególnie
wyeksponowały media. W samym tylko 2000 roku w Hollywood wyprodukowano - jak
policzył to chyba red. Zygmunt Kałużyński albo red. Mariusz Max
Kolonko - aż o s i e m filmów fabularnych i katastroficznych - sic!
- w których scenariusze opowiadają o straszliwych kataklizmach nawiedzających
miasto nad Hudson River - stolicę świata, (dla nas stolicą świata był, jest i
zawsze będzie Paryż), co chyba jest ukłonem w stronę Stanów Zjednoczonych i
prezydenta Busha. Zadziałał tutaj właśnie przywołany w motto mechanizm wywoływania
wilka z lasu!...
A wywoływano tego wilka z lasu od czasów „King Konga”! - i to
w wersji przedwojennej i remake’u z 1978 roku. Potem był „The Day After” z 1983
roku, gdzie Nowy Jork został zamieniony w morze gruzów wraz z innymi miastami
amerykańskimi, w tym Denver, w którym toczy się akcja filmu. W 1996 roku Nowy
Jork pada ofiarą ataku krwiożerczych Kosmitów w filmie „Independent Day”. I
znowu przedstawiono realistycznie zniszczenie tego miasta... Dalej: w dwa lata
później Nowy Jork zostaje zaatakowany przez japońskiego superpotwora - Godzillę
- który robi z miastem to, co zazwyczaj robił z połową Japonii; potem nakręcono
„Swordfish”, w którym dochodzi do efektownej eksplozji jednej z wysokich
budowli tego miasta. Niejako po drodze należy wspomnieć „Wulkan”, „Płonący
wieżowiec” oraz „Trzęsienie ziemi”, które dokładnie pokazywały wprawdzie nie
Nowy Jork, a miasta zachodniego wybrzeża USA, ale ten unpleasant sediment
pozostał i rzutował na twórczość innych reżyserów, którzy powielali temat tragedii wielomilionowego miasta. I tak
powstały filmy akcji „Collateral Damage” i „Peacemaker” (NB, w którym ukazano
epizodycznie polskich żołnierzy z IFOR w akcji przeciwko jugosłowiańskim
ekstremistom), gdzie Ameryce i światu zagrozili terroryści dysponujący bronią
jądrową. Wariacją na ten temat był film wg powieści Alistaira Mac Leana:
„Pociąg śmierci”. Także sfilmowana powieść Toma Clancy’ego pt. „OP
Center” przestrzegała przed atakiem nuklearnym na Amerykę i tzw. „wolny” świat.
I wreszcie zakończymy ten przerażający pochód horrorów i thrillerów filmem „The
X-files: Battle for Future”, w którym także eksploduje wysokościowiec...
Poza tym na N.Y. spadają
asteroidy czy meteoryty w co najmniej czterech filmach w rodzaju „Apokalipsa”
czy „Dzień zagłady”... - co wiąże się z pożarami, trzęsieniami ziemi i
gigantycznymi tsunami!
A teraz co? Oto
wielomilionowa aglomeracja miejska zostaje zaatakowana przez nie liczących się
z życiem ludzkim terrorystów, których nie da się zagadać, do których nie
trafiają żadne argumenty rozumowe i którzy mają jeden jedyny cel - zniszczyć
Amerykę. I pijani nienawiścią realizują go z całą stanowczością. Inna rzecz -
jakkolwiek zabrzmi to cynicznie, ale muszę to powiedzieć - ci zimni i
wyrafinowani fanatyczni islamiści zawalili sprawę - na szczęście. Zamordowali
tylko około 5 tysięcy osób - Amerykanów i obywateli z 65 państw, w tym Polaków
- bowiem kierowane przez nich samoloty uderzyły mniej więcej w połowie
wysokości wieżowców WTC. Gdyby uderzyły na wysokości tylko 5-10 piętra - co
było możliwe i do zrobienia - z gruzowiska nie wyszłaby ż a d n a
żywa dusza! A to wcale nie dowodzi tego, że zamachowcami byli wysokiej
klasy specjaliści. To byli tylko wykonawcy i ich zadaniem było porwać samolot,
wycelować go w North czy South Twin Tower i uderzyć. To mieli
wkodowane w szare komórki i reszta ich najprawdopodobniej nie obchodziła. Kto
wie, czy nie działali oni w stanie hipnozy, albo po użyciu narkotyków w rodzaju
heroiny - co jest bardzo prawdopodobne - zważywszy, że przechodzili oni taki
sam trening, jak haszyici z Almhut... Podobnie, jak zabójca senatora Roberta
Kennedy’ego.
Czy ludzie przeczuwali
to, co się stanie owego fatalnego poranka? Oczywiście, że tak! Wielu naszych
znajomych dręczył niczym nieuzasadniony niepokój, który narastał do godziny zamachu.
Wyły psy, bez określonego powodu. Niektórych dręczyły koszmary. To, co się
stało w Nowym Jorku ponoć przewidział Nostradamus - jak twierdzą niektórzy
publicyści, powołując się na ezoteryków - a ponadto niektórzy komentatorzy pism
Nostradamusa zwracają uwagę, że pisze on o
dwóch holokaustach. Zazwyczaj ten pierwszy holokaust interpretuje się,
jako masowe prześladowania Żydów we Francji, Hiszpanii i innych krajach
katolickich, zaś drugi - to holokaust z czasów II Wojny Światowej, który
urządzili Żydom ich właśni pobratymcy: Hitler, Himmler, Rosenberg i inni - co
trafnie przewidział Nostradamus... Wnioski wyciągnij Czytelniku sobie sam. Jest
jeszcze inna wersja mówiąca, że ten drugi Holokaust dopiero nadejdzie…
Ten atak nie przyszedł z
Kosmosu, jak twierdzi to prof. dr inż. Jan
Pająk w swych listach, to bzdura. Za atakiem na Amerykę stali konkretni
ludzie i konkretni ludzie popełnili konkretne błędy, które stały się przyczyną
tego nieszczęścia. Ufici (albo Ludzie Spoza Czasu) stali z boku i przyglądali
się, jak zawsze w naszej historii, i nie widzę sensu, by Ich do tego mieszać...
CDN.