Oleg Fajg
Zorza polarna na Saturnie
wygląda jak jaskrawe, nieprzerwane kręgi wokół biegunów. Ich jasność i
rozmieszczenie są związane z ciśnieniem wiatru słonecznego: im jest ono
silniejsze, tym jaskrawsze i bliższe biegunom.
Zadziwiające zjawisko zorzy
polarnej obserwował i badał już sam M.
W. Łomonosow. W jednym ze swych wierszy o światłach nocnego nieba, które
Pomorzanie nazywali „pozoriami”, on zadał takie pytanie:
Jak
to być może
By
zmarzłe pary
Wśród
mroźnej zimy
Zażegły
pożary?
Było to związane z ówczesna teorią
Christiana Wolfa zakładającą, że przyczyn powstawania „północnej zorzy” należy
szukać w „subtelnych parach” z głębin Ziemi. Według Wolfa, „saletrzane i
kwaśne” gazy unosiły się w górę i tam zapalały się pod wpływem słonecznych
promieni.
[Tak sam był pogląd na naturę
komet, które – według krakowskiego uczonego prof. dr Kaspra Ciechanowskiego cytującego zresztą poglądy Arystotelesa –
były niczym innym jak: waporem gorącym y
suchym, tłustym y lipkim – mocą gwiazd z Ziemię wyciągnionym ponad Spherę Ognia tamże zapalonym i bieg
swoy odprawuiącym wraz z trzecią Powietrza Krainą… - uwaga tłum.]
Północne
zorze i południowe światła
Zorze polarne odkryto także na
innych planetach. One jaskrawo świecą w górnych warstwach atmosfer gazowych
olbrzymów - Jowisza i Saturna. Przejawy aktywności jonosferycznej obserwuje się
także na ich księżycach, które otacza stosunkowo gęsta atmosfera.
[Czyli na Ganimedesie (J3),
Europie (J2) Callisto (J4) Io (J1) oraz Tytanie (S6), Dione (S4) i Rei (S5) –
uwaga tłum.]
Niektórzy planetolodzy uważają,
że zorze polarne występują również na pozostałych gazowych olbrzymach – Uranie
i Neptunie.
Zorze polarne na Jowiszu mają
taką sama naturę jak ziemskie: szybkie elektrony dryfujące w magnetosferze
planety wzdłuż linii sił pola magnetycznego pomiędzy biegunami. Potem wpadają
one w górne warstwy atmosfery w okolicach biegunów i wywołują świecenie gazów.
[Tlen świeci czerwono i
zielono, azot świeci na purpurowo i bordo. Na niebiesko i fioletowo świecą
wodór i hel. Zorze polarne świecą zazwyczaj na wysokości 100 km nad
powierzchnią Ziemi – uwaga tłum.]
Stosunkowo niedawno zorze
polarne zostały odkryte także na wewnętrznych planetach Układu Słonecznego – na
Wenus i Marsie. Marsjańskie zorze można zaobserwować w każdym dowolnym punkcie
planety – także na równiku – bowiem słabe pole magnetyczne planety nie ściąga
cząstek wiatru słonecznego ku biegunom.
Następną sensację przyniosły
badania brązowych karłów – gigantycznych ciał niebieskich, które masą niewiele
ustępują gwiazdom. Te obiekty stanowiące ogniwo pośrednie pomiędzy gazowymi
gigantami a gwiezdnymi karłami, w których jądrach na pewnym etapie zaczynają
się reakcje termojądrowe zachodzące przy wysokich ciśnieniach i temperaturach.
Jednakże dla podtrzymania tego procesu nie starcza masy i reakcja „palenia się”
wodoru (jego przemiany w hel i cięższe pierwiastki – przyp. tłum.) –
podtrzymująca „życie” gwiazd i naszego Słońca – szybko gaśnie.
Szczegóły badań promieniowania
elektromagnetycznego brązowych karłów pozwalają na wyciągnięcie wniosku, iż w
jonosferze tych obiektów mogą szaleć straszliwe burze magnetyczne wywołujące
silne świecenie.
Teoretycznie burze
elektromagnetyczne z zorzami polarnymi powinny się pojawiać także na innych
ciałach niebieskich takich jak magnetary. Są to jedne z najbardziej masywnych
obiektów we Wszechświecie – obracające się gwiazdy neutronowe, które pozostały
po wybuchach gwiazd Supernowych. One są otoczone straszliwie silnym polem
magnetycznym, tysiące razy silniejszym, niż u zwykłych gwiazd. Obracają się one
z ogromnymi prędkościami – kilku obrotów na sekundę – i to pole magnetyczne
zakręca się wokół nich w rodzaj „magnetycznego kokonu”, na powierzchni którego
powstają gigantyczne impulsy promieniowania elektromagnetycznego.
Projekty
„Araxe” i „Harfa”
Najbardziej przekonywującym
dowodem na to, że pojmujemy jakieś fizyczne zjawisko, to powtórzenie go w
warunkach laboratoryjnych. Jednym z pierwszych, którzy spróbowali
laboratoryjnie wytworzyć zorzę polarną był znany amerykański konstruktor i
badacz elektryczności – Nikola Tesla.
W swych eksperymentach
jonizował on silnie rozrzedzone powietrze w kolbach i rurach, które to gazy
świeciły w silnym szybkozmiennym polu magnetycznym. Tesla uważał, że modeluje
procesy zachodzące w górnych warstwach atmosfery. W swych doświadczeniach
posunął się on dalej. Zbudował on dużą wieżę – „wieżę Tesli” – przy pomocy
której zamierzał „podpalić niebiosa” – dzięki elektrycznemu rezonansowi
zachodzącemu pomiędzy jonosferą a powierzchnią Ziemi. Zadziwiające jest to, że
ów fantastyczny eksperyment wywołał światowe efekty. W czasie silnej burzy,
„rezonator Tesli” otoczył się gigantycznymi wyładowaniami, i na niebie nad Long
Island pojawiło się dziwne świecenie przypominające w wyglądzie zorzę polarną.
Przeszło ponad pół stulecia i
nadeszła pora „naturalnych kosmicznych eksperymentów” – takich jak
radziecko-francuski program „Araxe”/„Аракс”. Z półkuli południowej, z
francuskiej wyspy Kerguelena na Oceanie Indyjskim wystartowała geofizyczna
rakieta z „elektronowym działem”. Lecąc wzdłuż linii sił pola magnetycznego,
połączonych w pasy, wykonała ona parę „elektronowych wystrzałów” w jonosferze. Powstały
potok elektronów przeleciał na półkulę północną i wywołał zorzę polarną nad
miejscowością Sogra w Archangielskiej Obłasti.
Eksperyment „Araxe” spowodował
pojawienie się programu badań jonosfery za pomocą fal radiowych o wysokich
częstotliwościach – HAARP czyli „Harfa” (harp
to po angielsku harfa – przyp. aut.).
W toku tego projektu w Gakonie, AK, został zbudowany ogromny kompleks do badań
jonosferycznych. Na powierzchni 60 km² postawiono las 360 anten, stanowiących
emitor fal wysokiej częstotliwości – EHF – skierowany w jonosferę. Następnie
analogiczne pola antenowe powstały w Tromsø (Norwegia), na Grenlandii i w
Australii.
Oficjalnie kompleks do badań
jonosferycznych „Harfa” został zbudowany do zbadania natury jonosfery oraz
rozwijania systemów OPLOT i OPB (Tarczy Antyrakietowej systemu SDI/NMD – przyp.
tłum.). Poza tym HAARP miałby służyć do wykrywania okrętów podwodnych i do
podziemnej tomografii wnętrza Ziemi. Jednakże wielu „niezależnych badaczy”
twierdzi, że głównym celem programu „Harfa” jest znalezienie kanałów wpływania
na jonosferę i ostrych zmian warunków klimatycznych i naturalnych na
terytoriach potencjalnych i realnych przeciwników USA.
Jonosferyczne
UFO
Opisując niezwykłe formy
pojawiającego się świecenia, wielki fantasta i popularyzator nauki – Arthur C. Clark – zauważa:
- Nie przychodzi łatwo przyjąć
za prawdę, że Natura jest w stanie zbudować „statki kosmiczne” wyposażone w
najbardziej wymyślne możliwości – kiedy tylko Ona tego zapragnie…
Jeszcze w 1882 roku, astronom z
Obserwatorium Astronomicznego w Greenwich – Edward Walter Maunder dowodził na posiedzeniu Królewskiego Towarzystwa
Astronomicznego, że zaobserwował on jak:
…wielki
okrągły dysk koloru zielonkawego naraz pojawił się nisko nad horyzontem w
kierunku NE-E, a który wzeszedł i poruszał się na niebie płynnie i równomiernie
jak Słońce, Księżyc, gwiazdy i planety, ale tysiąc razy szybciej. Jego okrągły
kształt najwidoczniej był spowodowany efektem perspektywy – obiekt zbliżając
się wydłużał się i kiedy przeciął południk przechodząc nieopodal Księżyca –
jego kształt stał się bliski wydłużonej elipsy i wielu obserwatorów opisywali
go jako cygarokształtny, podobny do torpedy…
Clark faktycznie powtarza
wyjaśnienie, które podali radzieccy uczeni. Natura przy pomocy swej rzutni
elektronowej o długości 93.000.000 mi/148.900.000 km może stworzyć symetryczne,
ostro odcinające się od tła obiekty, jednostajnie poruszające się po niebie. Po
mojemu, to widowisko było o wiele bardziej realne niż jakikolwiek statek
kosmiczny, ale fakty nie pozostawiają miejsca dla sporów. Obserwacje dokonane
przy pomocy spektroskopów potwierdzają, że były to tylko zorze polarne i nic
ponadto. I w czasie swego lotu nad Europą, obiekt zaczął się powoli rozwiewać i
rozpadać na fragmenty. W kosmicznym kineskopie zepsuła się regulacja ostrości…
Jest całkiem możliwe, że
burzliwy rozwój fizyki jonosfery natchnął swego czasu znanego pisarza Frederica Browna do napisania
oryginalnego opowiadania pt. „Falowcy” w którym mówi się o nowej formie życia,
która manifestuje się poprzez emisje fal elektromagnetycznych. A oto jak
opisuje je autor z punktu widzenia jednego z bohaterów – prof. Helmetca:
-
Przecież przybysze z kosmosu, to są w rzeczywistości prawdziwe fale radiowe.
Ich jedyną osobliwością polega na tym, że nie mają One źródła promieniowania.
One są po prostu falową formą przyrody ożywionej, zależnej od fluktuacji pola,
tak jak nasze ziemskie życie zależy od ruchu i wibracji materii.
Jak
one są wielkie? Czy są jednakowe, czy też różne?
Brown całkiem oryginalnie
przedstawia tą zasadniczo nową formę jonosferycznego życia, która bierze udział
w tworzeniu zórz polarnych. On fantazjuje, że dla istnienia
elektromagnetycznych Przybyszów jest dostępna każda długość fali. A to oznacza,
że Oni są w stanie pojawić się na każdej częstotliwości fal radiowych, albo
zmieniają sobie długość fali radiowej wedle swego życzenia.
Z kolei zaś rozmiary Falowców
od indywiduum do indywiduum zwierają się w diapazonie od kilku tysięcy do pół
miliona kilometrów. I na pytanie:
-
A dlaczegóż-to profesorze sądzi pan, że te fale radiowe są żywymi istotami?
Dlaczego nie są to po prostu fale radiowe? – bohater opowiadania
odpowiada: -
Dlatego, że po prostu fale radiowe, jak pan to mówi, podlegają dokładnie takim
samym prawom fizycznym jak każda nieożywiona materia. Kamień nie może podobnie
jak zając, wybiec na górę a tylko spadać w dół. Wynieść go na górę może tylko
przyłożona doń siła. Przybysze, to szczególna forma życia dlatego, że są w
stanie przejawiać swoją wolę, dlatego że Oni mogą dowolnie zmieniać kierunek
swojego ruchu, a głównie dlatego, że w każdych warunkach chronią swoją
integrację. Odbiornik radiowy jeszcze ani razu nie przekazał dwóch zlewających
się sygnałów. One biegną jedne po drugich, ale nigdy nie nakładają się na
siebie, jak to bywa z radiosygnałami wysyłanymi na jednej fali. I tak jak pan
widzi, nie mamy takiej prostej „sprawy z falami radiowymi”.
Finał opowiadania został napisany w
tragikomiczny sposób: okazało się, że kosmiczni Falowcy (jak nazywają
Przybyszów z jonosfery) karmią się sztuczną i atmosferyczną elektrycznością. To
szybko doprowadza nas do zaniku bytowej i przemysłowej energii elektrycznej,
znikają błyskawice, a Ludzkość wraca do wieku pary!
Źródło – „Tajny XX wieka” nr 37/2013, ss. 14-15
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K.
Leśniakiewicz ©