X
- No, to jeden
problem mamy z głowy – powiedział cicho komandor Sato – teraz możemy pogadać o
naszych sprawach.
Pitt rzucił nam
spojrzenie.
- One moment Captain – powiedział i
zwrócił się do nas – mam do was dwa pytania.
- Proszę, niech
pan pyta – odparłem.
- Jak
znaleźliście Fairbanksa?
Uśmiechnąłem się.
- Nie uwierzy mi
pan, dyrektorze, ale to był fart. Po prostu przypadek i łut szczęścia.
Nie miałem najmniejszego
zamiaru wtajemniczać go w rozwiązania techniczne w jakie był wyposażony mój
jacht Atlantis MMII na pokładzie
którego dokonaliśmy tego odkrycia. Pitt przez chwilę przeżuwał tą wiadomość.
- OK. – rzekł
wreszcie – i drugie pytanie: jak go podnieśliście?
- To nie było
takie trudne – podparłem.
- Jak to nie było
trudne? Przecież padły wszystkie komputery, a okręt był zassany…
- Po pierwsze nie
był, a jedynie dotykał dna półkulistym dziobem, dzięki czemu go w ogóle
usłyszeliśmy, jak stuknął w dno – odparłem.
- A co po drugie?
– Giordino włączył się do rozmowy.
- Po drugie
szasowaliśmy awaryjnie balasty. Na szczęście można to było zrobić ręcznie.
- Aha, jasne –
Pitt skinął głową w kierunku Giordina i położył przed nim studolarowy banknot –
wygrałeś stary!
Roześmialiśmy się
wszyscy.
- Widzi pan –
rzekłem do Pitta – wasz okręt szedł niesiony prądem na głębokości jakichś 60
stóp. Jego trym był wyważony, nie było żadnego przegłębienia, więc szedł na
równej stępce i w ogóle wszystko było OK., poza komputerami, które zwariowały,
bo ktoś puścił im wirusa i reaktorem, który pracował na jałowym biegu.
Pitt pokiwał
głową ze zrozumieniem.
- OK., drugie
pytanie: jak się dostaliście na pokład Fairbanksa?
- Przez wyrzutnię
torpedową.
Amerykanie
spojrzeli na nas jak na coś nie z tego świata.
- ŻE CO???!!! –
krzyknęli unisono.
- Przecież mówię,
przez wyrzutnię torpedową – powtórzyłem powoli i spokojnie sądząc, że nie
bardzo rozumieją moją angielszczyznę. Ale rozumieli aż za dobrze.
- Sorry – Giordino wycelował we mnie palec
– ale to JEST niemożliwe. Klapy wyrzutni otwierają się naprzemiennie. Po prostu
po to, by woda zaburtowa nie dostała się do wnętrza okrętu. Przez wyrzutnię
torpedową można tylko WYJŚĆ z okrętu,
ale nie da się WEJŚĆ. Cudów nie ma!
- A jednak tak
właśnie było. Byliśmy wtedy we troje: ona – wskazałem Krystynę – moja żona
Gemma i ja. Pierwsza weszła Krystyna przez otwartą klapę wyrzutni. Okazało się,
że obie klapy są otwarte, a pomieszczenie przedziału torpedowego jest
wypełnione wodą. Krystyna weszła do przedziału, zamknęła klapę wewnętrzną i
wpuściła powietrze usuwając wodę. A potem już poszło: wszedłem do wyrzutni,
Krystyna zamknęła klapę zewnętrzną, wpuściła powietrze i otworzyła klapę
wewnętrzną. Tak weszliśmy do wnętrza okrętu. Potem poszliśmy do centrali, gdzie
najpierw spróbowaliśmy wynurzyć się korzystając z automatyki. Nie dało się, bo
wszystkie komputery szalały. Wynurzyliśmy się szasując awaryjne balasty. Wot i wsio, that’s all...
Pitt skinął
głową.
- To by się
zgadzało. Ale nie rozumiem, jak to się stało, że obie klapy były otwarte?
- Defekt
konstrukcyjny – podsunęła Krystyna.
- Próbowaliście
otwierać inne wyrzutnie? – zapytał mały Włoch.
- Nie – odparłem
– mogły w nich być torpedy i obawialiśmy się tego, że spowodujemy ich wystrzelenie…
- Jasne – Pitt
znów skinął głową. – OK., nie mam więcej pytań. Panie komandorze? – zwrócił się
do milczącego Japończyka.
- No właśnie –
rzekł Sato zwracając się do Yakahawy – doktorze, proszę nas wtajemniczyć w
zadanie.
Yakahawa rozłożył
wielką mapę Arktyki, a dokładniej Morza Beauforta od granicy z Kanadą aż do
wysp kanadyjskiego archipelagu arktycznego i Grenlandii.
- Jak wiadomo, I-67 swój ostatni meldunek nadał z
okolic Dutch Harbor czyli Aleutów. Potem już wszelki ślad po nim zaginął, a
poszukiwanie go nie miało sensu, bo zaczęła się wojna na Pacyfiku. I wszystko
było w porządku do maja bieżącego roku. Dwie wioski kanadyjskich Inuitów w okolicach ujścia rzeki Mackenzie zostały
wyludnione w niewyjaśniony sposób. To znaczy wszyscy ich mieszkańcy wymarli i
gdyby nie zapuszczający się w te okolice traperzy i geolodzy nie wiedzielibyśmy
o tym niczego do dziś dnia! Oczywiście najpierw pojechała tam ekipa
kanadyjskich Konnych, bo podejrzewano jakieś zatrucie czy coś w tym rodzaju.
Znaleziono martwych mieszkańców wiosek i stwierdzono, że umarli wskutek jakiejś
choroby i to w czasie dwóch – trzech dób! Niestety, RCMP nie była w stanie zidentyfikować czynnika
letalnego, więc poproszono na pomoc CDC w Atlancie. Amerykanie też połamali
sobie na tym zęby – stwierdzili jedynie, że była to wyjątkowo zjadliwa odmiana
dżumy płucnej. I wtedy komuś przypomniało się, że w czasie Drugiej Wojny
Światowej uczeni japońscy pracowali właśnie nad bronią biologiczną – dżumą
płucną. Zwrócono się zatem do rządu, a rząd do JXSDF. Na podstawie materiału
biologicznego z ciał zmarłych Inuitów udało się dojść do tego, że była to
bakteria ze szczepu 087. Ostatniego „dziecka” generała Shiro. Dlatego właśnie
tutaj jesteśmy. Myśmy napaskudzili i my będziemy sprzątać to gówno.
- No dobrze, ale
gdzie trzeba szukać tego okrętu? – zapytał Pitt.
- Nie może leżeć
głęboko – odparł Yakahawa – w przeciwnym przypadku bomby z 087 nie wpadłyby w
ręce Inuitów.
- A nie dałoby
się po prostu przejrzeć tego akwenu z satelity? – zapytałem. – Przecież to nie
musi być trudne, a poza tym sądzę, że skoro okręt jest na jakiejś mieliźnie, to
powinien być widoczny z wysokości orbity, a zatem po odpowiednim
zaprogramowaniu komputera możemy wykryć go w czasie realnym – kilku do
kilkunastu godzin. Macie dokładne zdjęcia satelitarne tego akwenu w
podczerwieni?
- Mamy z JAXA z
Kagoshimy i z NASA – odparł komandor Sato – i już szukaliśmy, ale nic żeśmy nie
znaleźli…
- Ale szukaliście
na głębinie, a nie przy brzegach, a to nam zawęża pole poszukiwań – poparł mnie
Pitt – a zatem spróbujmy jeszcze raz.
- Wiecie, w
zasadzie macie rację – nieoczekiwanie poparł nas Yakahawa – przypomina mi się
katastrofa chińskiego okrętu podwodnego O-361.
4 maja 2002 roku, media przyniosły wiadomość o kolejnej podwodnej tragedii,
która rozegrała się tym razem w głębinach Morza Żółtego. Ofiarami stali się
chińscy marynarze – w liczbie 70 osób - z konwencjonalnego okrętu podwodnego,
zbliżonego do radzieckiego typu Romeo
– NB, zerżniętego z hitlerowskiego U-boota typu XX czy XXIII - źródła mówią o
tym rozmaicie, którzy zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Co ciekawe –
okręt został odnaleziony i odholowany do bazy! Jak podały media, śmierć 70
marynarzy z chińskiego okrętu podwodnego jest w dalszym ciągu niewyjaśniona i
wypadek ten bada specjalna rządowa komisja. Przyczyną ich śmierci były
„problemy mechaniczne” – jak enigmatycznie podała agencja Xinhua. Mówi się, że
załoga zatruła się albo gazem trującym, albo czadem powstałym w wyniku pożaru
na pokładzie.
- Słyszałem o tej
sprawie, ale nie znam szczegółów – rzekłem.
- Znam sprawę –
mruknął Pitt – mamy całą masę danych z amerykańskich mediów, m.in. „Miami
Heralda” i z „Tokyo Timesa”. W świetle tego, co napisano na temat tej
katastrofy, sprawa przedstawiała się następująco: Na początku maja, dokładna
data nie jest znana – jak podała japońska
agencja Kyodo za chińską agencją prasową Xinhua – na Morzu Żółtym doszło
w czasie ćwiczeń do awarii okrętu podwodnego chińskiej marynarki wojennej, w
wyniku «problemów technicznych» zginęło 70 załogantów. Okręt został odholowany
do swego macierzystego portu.
- Może coś
bliżej, panowie – odezwała się Krystyna.
- Oczywiście –
Pitt posłał jej jeden ze swych zabójczych i uwodzicielskich uśmiechów. –
Następnego dnia, czyli 4 maja, Reuters podaje następne informacje, z których
wynika, że awarii uległ okręt podwodny typu Ming
o numerze taktycznym O-361 u
północno-wschodnich wybrzeży Chin. Chińczycy mają 13 tego typu okrętów, które
budowano wzorując się na jednostkach radzieckich. Według „Jane’s Defence Weekly”
chińska marynarka posiada 90 okrętów podwodnych w ogóle, z czego większość, to
konstrukcje radzieckie. W przyszłości marynarka ta wejdzie w posiadanie 8
okrętów podwodnych klasy Kilo – też
poradzieckich – jak twierdzą specjaliści z JDW. Okręt O-361 jest jednym ze starszych okrętów podwodnych w służbie
chińskiej marynarki wojennej i strata jego załogi jest największą katastrofą
podwodną w Chinach od 1949 roku. A wiecie co w tym wszystkim jest najciekawsze?
- Tak? – Yakahawa
spojrzał z zainteresowaniem na Pitta.
- Ciekawym jest
to, że na tego typu okrętach podwodnych znajduje się 9 oficerów i 46 marynarzy
– a zatem 55 osób załogi – kim zatem było pozostałych 15 osób na pokładzie O-361? Czyżby powtórzyła się historia z
1968 roku i świat znów stanął na krawędzi wojny jądrowej???
Zapadła chwila
napiętej ciszy. Przerwał ją Sato.
- Możliwe. Nasz
wywiad nie pomijał i tej możliwości - rzekł.
- Oczywiście –
odparł Pitt – bo w dniu 6 maja chińska CCTV nadała reportaż z wizyty na pokładzie
okrętu O-361 dwóch najwyższych rangą
dygnitarzy Komunistycznej Partii Chin i rządu: prezydent Chin Hu Jintao i
przewodniczący Centralnej Komisji Obrony Narodowej Jiang Zemin, którzy
zwiedzili go przedział po przedziale w bazie morskiej Floty Północnej w Dalian.
Tymczasem rosyjska agencja prasowa Interfax, cytując wysokich wojskowych w
Pekinie pisze, że miedzy innymi na pokładzie okrętu O-361 wybuchł pożar spowodowany krótkim zwarciem w instalacji
elektrycznej. Jednakże nie było widać żadnych śladów ognia w czasie transmisji
CCTV z wizyty obydwóch chińskich dostojników w Dalian... Pod koniec tej
korespondencji, agencja Kyodo podała, że strona chińska nie podała daty tego
wypadku, ale gazeta „Mingbao” wychodząca w Hong-Kongu stwierdziła, że
katastrofa ta miała miejsce gdzieś pomiędzy 20 a 26 kwietnia 2003 roku.
- No to kiedy w
końcu to się stało? – zapytała Krystyna.
- Nie wiadomo –
odrzekł Pitt - tego samego dnia, agencja Associated Press w swej korespondencji
z Pekinu podała, że: stan zastany na pokładzie okrętu podwodnego pozwala na
stwierdzenie, że załoga zatruła się jakimś toksycznym gazem albo dymem, lub
ewentualnie wskutek wadliwego działania instalacji oczyszczania powietrza i
klimatyzacji. Zagraniczni eksperci
stwierdzili, że jest to bardzo dziwne, iż nie przeżył nikt z załogi okrętu O-361, i że nikt nie opuścił go, mimo
tego, iż okręt ten był płytko zanurzony w wodzie. Potwierdzałoby to tezę, że
załoga udusiła się lub zatruła. Jedna z teorii sugeruje, że to woda morska
dostała się do akumulatorni okrętu podwodnego i w reakcji z kwasem siarkowym z
baterii akumulatorów wytworzył się chlorowodór, który spowodował śmiertelne
zatrucie załogi. Inni specjaliści wojskowi twierdzą, że winę za śmierć załogi
ponosi nieszczelna instalacja wydechowa silników dieslowskich, wskutek czego
załoga zatruła się tlenkiem węgla. W takim przypadku musiałoby dojść do
zatkania tzw. «chrap» i wydmuchu spalin do wnętrza okrętu. Tymczasem dzienniki
„Boston Globe” i fiński „Helsingin Sanomat” opublikowały wiadomość, że wypadek
ten miał miejsce w dniu 16 kwietnia, ale okręt z martwą załogą zlokalizowano
dopiero 26 kwietnia 2003 roku! Okręt ten brał udział w ćwiczeniach, których
celem było unikanie wykrycia przez jednostki nawodne, podwodne i helikoptery
ZOP , dlatego też załoga miała zakaz podawania swej pozycji. Z tego powodu nie
można było zlokalizować jej od razu. Śmierć załogi musiała nastąpić nagle,
bowiem wszystkich ludzi znaleziono na ich stanowiskach.
Podziwiałem go,
bo facet cytował dane z pamięci, nie posiłkując się niczym. Widać było, że ta
sprawa bardzo go zajęła.
- I co jeszcze ma
pan na ten temat? – zapytałem.
- Jeszcze tylko
tyle, że wasza gazeta „The Hoshijima Daily Report” powołując się na prasę z
Hong-Kongu twierdzi, że tragedia załogi okrętu O-361 nastąpiła następująco: załoga udusiła się wskutek skokowego
obniżenia się zawartości tlenu w powietrzu wewnątrz okrętu podwodnego, o czym
poinformowały wysoko postawione osobistości z chińskiego Sztabu Generalnego.
Okręt ten brał udział w 13-dniowych ćwiczeniach połączonych sił marynarki
wojennej i lotnictwa wojskowego na akwenach zatoki Bo-Hai, Zatoki Koreańskiej i
Morza Żółtego. Miał on za zadanie przepłynąć z Dalian do bazy morskiej w Wei na
półwyspie Shandong tak, by nie został namierzony. Dochodzenie w sprawie śmierci
załogi wykazało, że mogło dojść do zatrucia spalinami pochodzącymi z silnika
dieslowskiego, który napędzał okręt idący na małej głębokości pod wodą.
- I to wszystko?
– zapytał Yakahawa.
- W zasadzie tak
– dokończył Pitt. – Potem sprawa ucichła, ale dzięki CIA wiemy, że nałożono na
nią „knebel” i nawet osławiony izraelski MOSSAD nic na ten temat nie wie, co
potwierdza hipotezę o próbie rozpętania Trzeciej Wojny Światowej przez
militarystów chińskich…
- OK., a co to ma
do waszego okrętu? – zapytałem Yakahawę.
- A to, że mogło
dojść tam do identycznej sytuacji, w wyniku której załoga zginęła na miejscu,
jak w przypadku O-361, a sam okręt
unoszony prądami głębinowymi mógł dopłynąć nawet do Walhalli…
CDN.