Powered By Blogger

niedziela, 1 lutego 2015

I powróci Godzilla... (3)


III


Zapadła chwila milczenia. Przerwał je Sato.
- Czy mieliście jakieś dane po temu, by sądzić, że te wszystkie obiekty istnieją realnie?
- Ba! – odparłem - Ziemia Sannikowa jest jednym z wielkich nierozwiązanych problemów Arktyki. Jak dotąd, mimo najnowocześniejszych urządzeń i możliwości technicznych nie została ona odnaleziona, choć wiadomo, że ją widziano. Jak wiecie, 21 czerwca 1900 roku od przystani na Wyspie Wasilewskiej odbił parowo-żaglowy szkuner Zaria. Na jego burcie znajdowali się uczestnicy ekspedycji polarnej, której celem było odnalezienie zagadkowej Ziemi Sannikowa. Szefem ekspedycji był Eduard Wasiliewicz Toll, entuzjasta badań Arktyki. Była to dla niego już trzecia wyprawa na Archipelag Nowosybirski. W roku 1886, znajdując się na północnym brzegu wyspy Kotielnyj zobaczył on na horyzoncie „jasne kontury czterech stołowych gór”. Odległość do nich według Tolla, który oszacował ją na oko, wynosiła około 150 km. W roku 1893 uczony powrócił jeszcze raz do tej krainy, a znalazłszy się na Kotielnym popróbować dostać się po lodzie pieszo i z psim zaprzęgiem do tej nieznanej wyspy.

Przerwałem na moment i zwilżyłem sobie gardło. Japończycy milcząc czekali na ciąg dalszy.
- Ziemię Sannikowa widziało przed Tollem wielu ludzi. Legenda o wielkiej wyspie na Północnym Oceanie Lodowatym na której mieszkają ludzie i zwierzęta, rosną lasy, płyną rzeki, powstała w połowie XVII wieku. Zainteresowanie nią już to słabło, już to wybuchało z nową siłą. W latach 1808-1810 na Północy pracowała ekspedycja naukowa badająca przyrodę Wysp Nowosyberyjskich. Jej kierownikiem był sankt-petersburski uczony Matwiej Hedenstrom, który tutaj poznał syberyjskiego przemysłowca Jakowa Sannikowa. To właśnie on opowiedział uczonemu o tym, że niejednokrotnie obserwował z wyspy Kotielnyj wysokie skały nieznanej wyspy położone na północ od niej. Zaintrygowany Hedenstrom sam przeprowadził obserwację horyzontu przy pomocy lunety i także ujrzał na horyzoncie „niebieskawą linię, podobną do brzegów oddalonej wyspy”. Rysując już w Sankt-Petersburgu mapę archipelagu Wysp Nowosybirskich, Hedenstrom naniósł na nią także i Ziemię Sannikowa. Uwierzył w niej istnienie także i Eduard Toll. Uwierzył w to tak mocno, że za cel swego życia przyjął odnalezienie i opisanie tej „białej plamy”. Wiarę ta umacniały także opowieści miejscowych myśliwych i zbieraczy mamucich ciosów. Oni twierdzili, że na nieznaną wyspę po lodzie przechodziły renifery. Toll widział także sznury ich tropów na śniegach i lodzie. Po swej drugiej wyprawie na Północ, uczony przedstawił w Akademii Nauk plan nowej ekspedycji. A teraz coś dla pana, komandorze.
- A cóż to takiego?
- Ekspedycja zaginęła bez wieści. Niestety, szczęście opuściło członków tej wyprawy. Tej jesieni przyszło Zarii zimować u wybrzeży Tajmyru. Szkuner mógł zacząć i kontynuować swobodne pływanie na początku sierpnia następnego roku. Ekspedycja zapłynęła daleko na północ. Mała głębokość morza w tym przypadku wskazywałaby na to, że cel podróży jest bliski. Jednakże gęste mgły i napór lodów zmusiły Zarię do odpłynięcia ku Kotielnemu, gdzie szkuner stanął na kolejnym zimowisku. Wczesną wiosną 1902 roku, Toll nie chcąc tracić czasu przekazał dowództwo Zarii porucznikowi Matisenowi, a sam wraz z trzema towarzyszami przedsięwziął marsz po lodach na wyspę Bennetta, na północ od której – jak się przypuszczało – miał znajdować się nie odkryty ląd. Kiedy tylko jesienią morze było wolne od lodów, Zaria puściła się w dalszy rejs, ale rychło osiadła na mieliźnie. Ratownicy z trudem dopłynęli do Wyspy Bennetta na wiosnę 1903 roku. Znaleźli miejsce zimowania ekspedycji. W znalezionych zapiskach Toll narzekał na gęste mgły, ale w ostatnich akapitach pisał, że wszyscy są zdrowi, zamierzali pozostać tutaj jakieś 2-3 tygodnie i wreszcie, że zamierzają pójść na południe. Poniżej był wpisana data z listopada ubiegłego roku. Między innymi, ekspedycją ratunkową dowodził młody hydrograf Andriej Kołczak. Innych śladów ekspedycji nie udało się znaleźć – zaginęła bez śladu. Dokładnie tak, jak Ziemia Sannikowa, której od tego czasu już nikt nie widział...

Sato skinął głową.
- Znam tą historię, ale nigdy nie myślałem o tym w ten sposób – rzekł. – I co dalej z Ziemią Sannikowa?
Pociągnąłem tęgi łyk soku.
- Począwszy od lat 30. ubiegłego stulecia, akwen, na którym miałaby znajdować się Ziemia Sannikowa był dokładnie zbadany przez lodołamacze i polarne lotnictwo. Przy tej okazji nie dokonano żadnych sensacyjnych odkryć geograficznych. Ogromna i nieznana północna wyspa, na której „rosną lasy i płyną rzeki” dosłownie wyparowała. A przecież w jej istnienie wierzyło wielu entuzjastów badań i zagospodarowania Arktyki, ludzie bardzo doświadczeni, których nijak nie da się nazwać łatwowiernymi.
- A zatem czym można objaśnić tą masową łatwowierność? – zapytała Azumi.
Roześmiałem się.
- No, jakieś wyjaśnienie by się znalazło - rzekłem. – W roku 1945 załoga polarnego samolotu w składzie: kapitan Titłow i ówczesny porucznik a dziś generał i nestor rosyjskich nawigatorów polarnych Walentin Akkuratow lecąc nad oceanem na niedużej wysokości, odkryli na północ od Wyspy Wrangla nieznaną wyspę o długości 30 i szerokości 25 km. Lotnicy ustalili położenie geograficzne i sporządzili doniesienie naukowe o odkryciu nowej wyspy. Na pokładzie znajdowała się grupa uczonych, którzy podpisali się pod nim. Ale kiedy w dwa miesiące później lotnicy powrócili na to samo miejsce, by potwierdzić fakt odkrycia nowego lądu okazało się rychło, że wyspa... znikła! Wyspę tą odkryto ponownie po upływie roku, ale znajdowała się ona bardziej na północny-zachód, niż to podano w doniesieniu. Wyjaśniło się przy tym, że była to po prostu gigantyczna góra lodowa. Historia zna przypadki odrywania się gigantycznych gór lodowych od lodowego pancerza Grenlandii czy Antarktydy, więc zjawisko to nie jest aż takim ewenementem, jakby to sobie życzyli niektórzy żurnaliści z brukowych pisemek... Podobne „wyspy” odkrywali później także inni polarni lotnicy – zarówno Rosjanie, jak i Amerykanie i Kanadyjczycy.
- Czyli co z tego wynika? – znów zapytała Azumi.
- A zatem oznaczało to, że Ziemia Sannikowa była niczym innym, jak ogromnym konglomeratem gór lodowych – ale... Wszak Sannikow, Toll i inni widzieli tam skalne – nie lodowe, a skalne właśnie – masywy górskie i zamarznięte rzeki! Tego nie ma na górach lodowych! – To po prostu miraż! – odpowiadali sceptycy. Oczywiście wszędzie znajdują się naukowe niedowiarki, którzy zagadkę znikającej wyspy usiłują wytłumaczyć złudzeniem optycznym, iluzją psychiczną czy mirażem. No dobrze – niech im będzie miraż... OK., ale dlaczego w takim razie do tego „mirażu” zmierzały po lodach stada reniferów? Czyżby one też ulegały złudzeniu optycznemu czy psychicznemu omamowi???... Przyznaję, że to jest bardzo konkretny argument za istnieniem tej wyspy, bądź wysp, na tamtym akwenie.

Otworzyły się drzwi i wszedł młody chłopak, który podał Sato jakąś kartkę, zasalutował i wyszedł. Sato rzucił na nią okiem i położył ja na stoliku.
- Proszę, niech pan kontynuuje – powiedział.
- No i w zasadzie niewiele mam już do dodania. Już w okresie powojennym, profesor Stiepanow sformułował hipotezę o tym, że w Arktyce poza wyspami złożonymi ze skał i wysp konglomeratów gór lodowych, istnieje także jeszcze jeden swoisty typ wysp. Są to odłamy pancerza lodowego pochodzącego z północnej okołobiegunowej czapy lodowej pochodzące z czasów ostatniego zlodowacenia Vislan-Würm – od 70.000 do 10.000 lat temu. Na i w takich odłamach lodu mogły się nagromadzić warstwy gleby, które mogły zostać zabrane z kontynentu i szelfu, które były bardziej suche w tamtej epoce geologicznej. Jest to także do przyjęcia, że znajdowały się tam kamieniste wzniesienia z ogromnymi głazami, warstwami lodu i nawet roślinnością tundrową. Jednakże ich podstawą byłby kopalny lód. Niestety – lód ten podlegałby szybkiemu topieniu przez ciepły głębinowy prąd idący z Morza Łaptiewów na północny-wschód. W rezultacie tego wyspy zbudowane z kopalnego lodu powoli topnieją, jak kostka cukru rzucona do wody... Osobiście podzielam pogląd, że te wyspy mogły składać się z kopalnego lodu, który osiadł w dwóch miejscach położonych na północ i na północny – zachód od Wysp Nowosyberyjskich. To właśnie w jednym z tych miejsc w dniu 13 czerwca 1881 roku został zniszczony przez lody okręt wyprawy George’a Washingtona de Longa – przystosowaną do żeglugi w lodach kanonierkę USS Jeanette...
- Ale nie ma pan żadnych danych na ten temat?

Uniosłem brwi i na chwilę się zastanowiłem. Czyżby Sato nie wiedział niczego o wodach, na których prowadził swój okręt?
- Hipotezę tą doskonale ilustruje los Wyspy Siemienowskiej, odkrytej na Morzu Łaptiewów w 1815 roku – powiedziałem powoli i z namysłem. – Była to prawdziwa wyspa, pokryta warstwami lodu i tundrą pod którą znajdowały się kości mamutów i bawołów. Długość wyspy wynosiła 14, zaś szerokość 4,5 km. Wszystkie ekspedycje meldowały potem, że wyspa ta ustawicznie zmniejsza swe rozmiary. Znikła ona z powierzchni morza w roku 1936, a w roku 1950 pozostały z niej jedynie ledwie co widoczne rafy, natomiast w dniu dzisiejszym wyspa ta już po prostu przestała istnieć... Podobny los spotkał także Wyspę Wasilewską, która znikła w 1912 roku. Podobny los spotkał także wyspy Figurna, Merkuria i Diomidia oraz całą masę innych. Logicznym zatem byłoby dodać do tego spisu także Ziemię Sannikowa.
- A zatem ta wyspa mogła naprawdę istnieć – stwierdził Sato.
- Ba! Wyspa ta istniała realnie! Odkrywcy rosyjskiej Północy oglądali ją nieraz na własne oczy, ale nikomu nie udało się na niej postawić stopy. Ona rozpadła się pod wpływem głębinowego prądu ciepłej wody, bowiem podstawą jej istnienia był kopalny lód. Ziemia Sannikowa już nigdy się nie pojawi, ale pozostała jeszcze nazwa Cieśniny Sannikowa pomiędzy Wyspami Lachowskimi a Wyspami Anjou, rzeka na jednej z wysp Archipelagu Nowosyberyjskiego oraz mielizna na Morzu Wschodnio-Syberyjskim.

- A co ma do tego Pusta Ziemia? – zainteresował się Okimayo.
- Bo może jednak nie jest tak, jak twierdzą uczeni? Może szukają nie tam, gdzie trzeba? Poszukiwania przeprowadzone w 1931 roku, z pokładu sterowca LZ-127, który odbył 110-godzinny lot z Berlina via Leningrad do Wysp Nowosyberyjskich i z powrotem via Tajmyr do Berlina, nie dały żadnego zadowalającego rozwiązania tego problemu. Nie znaleziono ani Wyspy Sannikowa ani Wyspy Andriejewskiej... Żyjemy jednak w XXI wieku, kiedy to satelity przekazują obrazy Ziemi widzianej z Kosmosu, na której widać wszystkie obiekty naturalne i antropogeniczne z niespotykaną dokładnością. I dzisiaj znajdują się entuzjaści, którzy usiłują znaleźć to, na czym położyli krzyżyk naukowcy i politycy. Taka właśnie grupka entuzjastów zamierzała przedsięwziąć wyprawę w celu poszukania w Arktyce takich właśnie wysp z czwartorzędowego, a może nawet i trzeciorzędowego, lodu z dawnych Epok Lodowych i zbadania ich. Ta sama grupa pragnie odnaleźć także wejście do wnętrza Ziemi – o czym kiedyś pisał Władimir Obruczew w swej „Plutonii” – które miałoby się znajdować gdzieś pomiędzy wyspami Archipelagu Nowosyberyjskiego a Biegunem Północnym...
- To wy? – zapytała Azumi. – Co to jest „Plutonia”?
- To taki rosyjski Świat Zaginiony jak z powieści sir Arthura Conan Doyle’a z dinozaurami i rozumnymi owadami, tylko w rosyjskich i polarnych realiach. Bardzo ciekawa, bo wejście do niej lokalizowano właśnie w rejonie Wysp Anjou na tajemniczej Ziemi Nansena.
- A co z tą wyprawą? – zapytał Sato.

- Tamta wyprawa, jak już wiecie, była planowana przez Amerykanina Steve’a Curreya z Steve Currey’s Expedition Company w Provo, w Utah, i miała odbyć się na pokładzie rosyjskiego nuklearnego lodołamacza NS Jamał w dniach 26 czerwca – 19 lipca 2007 roku. Celem wyprawy jest także Biegun Północny oraz otwór do środka Ziemi, który według wiceadmirała Richarda Byrda oraz badacza Arktyki Olafa Jansena ma znajdować się w okolicy punktu oznaczonego współrzędnymi: 84˚24’ północ i  141˚ wschód... Jak już powiedziałem, wyprawa miała liczyć 100 członków i jej celem było dokonanie badań polarnej przyrody oraz potwierdzenie lub obalenie hipotezy Pustej Ziemi! Niestety, sprawa jak to mówią, nie wypaliła i dopiero wyprawa Italii 2 miała szanse na powtórzenie tej ekspedycji. I jak wiecie, niestety stało się inaczej…

CDN.