Kaczyńskiego
zabili sami Amerykanie: Operacja „Czerwona Róża”
Kilka dni temu znalazłem w
Internecie na Facebooku poniższy tekst, który jest głosem w dyskusji na temat
katastrofy z dnia 10.IV.2010 roku, w której zginęło wielu polskich osób ze
świecznika, w tym para prezydencka – Lech
i Maria Kaczyńscy. A oto ten tekst:
Poniższe tłumaczenie ukazało
się już na kilku blogach i stronach. Zamieszczam je u siebie, ponieważ dyskusja
na temat zamachu smoleńskiego jest nadal gorąca (i tak być powinno), wszelkie
komisje, a także niezależni „badacze” dokładają tylko oliwy do ognia
zaciemniając obraz sprawy nowymi „faktami” i teoriami.
Można mieć szereg zastrzeżeń do
poniższego tekstu, jak to, że nie tłumaczy tak istotnych faktów, jak
całkowitego rozerwania kadłuba samolotu. Nie odpowiada też na pytanie czy na
pokładzie były wszystkie osoby, które miały rzekomo lecieć z Prezydentem.
Jeszcze raz podkreślam, że nie wierzę by po katastrofie Casa kilka lat temu
(która sądzę, że też był zamachem) polscy oficerowie wsiedli na pokład samolotu
razem z Prezydentem i tak wieloma osobami pełniącymi w państwie najwyższe
pozycje.
Na wiele pytań nikt nie usiłuje
nawet dać odpowiedzi. Jednym z nich jest ustalenie kto wręczał czerwoną różę
równo miesiąc przed zamachem smoleńskim. Zajście nazwane „zamachem z różą” jest
bardzo podejrzane, szczególnie że różę Kaczyńskiemu wręczał osobnik w jarmułce,
tak jakby chciał zamanifestować swoją żydowską przynależność. Symbolika w tym
wypadku wydaje się bardzo podejrzana.
Czy ktoś wrócił do tematu
angielskojęzycznego osobnika, który rzekomo przebywał w wieży kontrolnej? Co
się stało ze światłami na lotnisku, że po katastrofie je tak starannie
wymieniano? Tych pytań są setki.
Zmyłka z GPS-em mogła być
jednym z elementów zamachu – akcje służb specjalnych różnią się tym od
amatorszczyzny, że są tak przemyślane by były udane w 100 procentach.
Pamiętajmy, że USA nie rządzą już Amerykanie – zarówno rząd, jak i wszystkie
agencje rządowe, służba zdrowia, wojsko, edukacja itd. są w rękach bolszewików
– tych samych ludzi, którzy wymordowali dziesiątki milionów chrześcijan w Rosji
i innych krajach.
Rosyjskie służby wyjaśniły, w
jaki sposób został zabity L. Kaczyński.
Katastrofa prezydenckiego Tu-154M wynikła wskutek złośliwego
przeorientowania satelitarnego systemu, produkcji amerykańskiej,
zainstalowanego na pokładzie samolotu. Wskutek tego pilot w złych warunkach
pogodowych nie zdążył na czas zareagować i wyciągnąć samolotu ze spadania. (…)
Przy oględzinach miejsca
upadku, specjalistów najbardziej zadziwiło, dlaczego samolot odchylił się od
ścieżki nalotu aż o 500 metrów i znalazł się tylko 5 metrów nad ziemią, zamiast
60 według ekspertów, Amerykanie lokalnie zmienili poziom ziemi w systemie GPS
samolotu. Nikt, oprócz specsłużb USA, nie jest w stanie lokalnie zmienić
współrzędnych GPS.
Taka możliwość została
wymyślona dla wykorzystania w okresie wojny. Na przykład w okresie napaści
Gruzji na Południową Osetię w roku 2008 rosyjscy artylerzyści zderzyli się z
problemem przesunięcia w ogólnodostępnym sygnale GPS. Amerykanie przesunęli w
tej strefie współrzędne o 300 metrów. W rezultacie rosyjscy artylerzyści nie
mogli posługiwać się ogólnie dostępnym systemem GPS. Ta teza się potwierdziła,
gdy po stronie gruzińskiej zostały przejęte rządowe Hummery z zapasowymi
dyskami do wprowadzenia do urządzeń GPS na ich pokładzie.
Moje
3 grosze
Czy coś takiego jest
możliwe? Najpierw po przeczytaniu tego tekstu wzruszyłem ramionami – ot,
jeszcze jedna teoryjka wylęgła w jakiejś głowie niedowarzonej, kolejny przypał
chciałby mieć swoje wielkie 5 minut w historii i wymyślił teoryjkę, która
wkrótce i tak trafi do lamusa, jako niedorzeczna. Tak już nawiasem, hipoteza o manipulowaniu
wskazaniami GPS pojawiła się w śledztwie na samym początku i… szybko znikła wyparta
przez wrzaski „genetycznych” polskich „patriotów” i „teorie” różnych „specjalistów”
m.in. z USA, sprowadzonych przez Antoniego
Macierewicza.
Pogląd ten zmieniłem wtedy,
kiedy przypomniały mi się wydarzenia z września 2010 roku, kiedy to bawiłem na
urlopie w Międzyzdrojach. Przez tydzień jeździliśmy tam i sam zwiedzając
wszystko, co się dało zwiedzać i oglądając wszystko, co się dało oglądać.
Typowa wycieczka turystyczno-krajoznawcza, którą zrealizowaliśmy w 90% mimo
dość paskudnej, wietrznej i deszczowej pogody. Ale co to ma wspólnego z
katastrofą rządowej „tutki”?
Otóż ma. Podróżując po
wyspach posługiwałem się pokładową nawigacją GPS, którą miałem zamontowaną w
samochodzie. Pewnego dnia zauważyłem, że – UWAGA! – wskazania GPS nie pokrywają się z tym, co miałem w
terenie. Różnica sięgała nawet 100-250 m! Wtedy tłumaczyłem to konfiguracją
terenu i możliwością zalegania pod ziemią większej ilości meteorytowego żelaza…
Sprawę opisałem na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2012/08/podroz-uczona-do-polskiej-atlantydy-1.html i
dalsze.
Drugi przypadek miałem
niedawno na Słowacji. Jechałem właśnie z Dolnego Kubina do Trsteny.
Przejeżdżając obok templariuszowskiego zamku w Oravskim Podzamku ze zdumieniem
zauważyłem, że mój nawigator GPS „zwariował” i podaje jakieś dziwne wskazania
wysokości n.p.m. i przez 2-3 minuty miałem jakieś dziwne odczyty różniące się
nawet o 100 m. Zwaliłem to na karb aktywności słonecznej, jakiejś burzy
magnetycznej albo zakłócenia odbioru sygnałów z satelitów, i zapomniałem o tym.
Aż do wczoraj.
Czy to coś ma wspólnego z
katastrofą polskiego samolotu? Nie wiem czy tak było, ale jeżeli tak, to mieć
mogło. Wskazania wysokości n.p.m. GPS nie mają znaczenia w przypadku samochodu,
który porusza się na dwuwymiarowej płaszczyźnie, ale mają kolosalne znaczenie w
przypadku samolotu poruszającego się w trójwymiarowej przestrzeni! Taki zamach
mógłby być zrealizowany i byłby nadzwyczaj skuteczny – cel zostałby zniszczony.
Spójrzmy jeszcze na okoliczności tej katastrofy: ograniczona widoczność - mgła nad lotniskiem. Idealna pogoda własnie do takiej operacji dezorientujacej pilotów, którzy do końca wierzyli przyrządom nie zwracajac uwagi na wszelkie alarmy - to rozpaczliwe PULL UP! PULL UP!...
Spójrzmy jeszcze na okoliczności tej katastrofy: ograniczona widoczność - mgła nad lotniskiem. Idealna pogoda własnie do takiej operacji dezorientujacej pilotów, którzy do końca wierzyli przyrządom nie zwracajac uwagi na wszelkie alarmy - to rozpaczliwe PULL UP! PULL UP!...
Tylko pozostało
odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: cui
bono, cui prodest? Komu zależało na zabiciu polskiego prezydenta i
towarzyszących mu osób? Osobiście jestem przekonany, że jeżeli to był zamach,
to jego celem była nie tyle para prezydencka czy towarzyszący jej notable, ile
wszyscy Polacy, których ta zbrodnia jeszcze bardziej podzieliła. I o to właśnie
chodziło, by Polacy skakali sobie do oczu, podczas gdy sprawcy zamachu stali z
boku i wyciągali z niego kolejne korzyści. Pod tym względem technika
manipulacji ludzkimi umysłami przypomina mi operacje tego typu prowadzone przez
CIA w bananowych republikach, do poziomu których Polska doszlusowała po 1989
roku.
Myślę, że jest to także
wyjaśnienie tego, co stało się z malezyjskim samolotem, który tajemniczo
zaginął gdzieś nad którymś z oceanów w dniu 8.III.2014 roku. Teraz wydaje się
to wyjaśnione – skoro można wprowadzać błędne dane do konkretnych odbiorników
GPS, to ktoś mógł zmylić załogę lotu MH370 oraz QZ-8501 i wyprowadzić maszynę z ludźmi
diabli wiedzą, dokąd, w warunkach złej widoczności: noc, burza, mgła... A jeszcze jak na pokładzie znajdował się sabotażysta…
Jednym słowem – ta hipoteza wiele wyjaśnia.