W dniu 1.XI.1885 roku, palacz
z fabryki Izydora Brauna,
znajdującej się w austriackim mieście Schondorf, rozbił kolejny kawał węgla,
wydobytego w kopalni w Wolfseggu.
Ku jego zdumieniu, wewnątrz
skały znajdował się dziwny, metaliczny przedmiot, przypominający
prostopadłościan o wymiarach 67 x 62 x 47 mm i o ciężarze 785 g. Dziwne
znalezisko było niemal idealnie symetryczne i miało bruzdę pośrodku. Dziwny
kawałek metalu podarowano muzeum Karoliny
Augusty w Salzburgu i nazwano go „Salzburski równoległościan”. Uczeni i
badacze zainteresowali się dziwnym znaleziskiem – przecież znaleziono artefakt,
który znajdował się w warstwie paleogenowego węgla kamiennego – liczącej sobie
25-65 MA!
Moje
3 grosze
Ten salzburski artefakt, zwany
także „sześcianem dr Gurtla”, który go badał, uznano w końcu za meteoryt
żelazno-niklowy i dano sobie z nim spokój. Niektórzy autorzy mówią o tym, że
jego wiek wynosił około 15 MA, a zatem pojawił się na Ziemi jeszcze przed
powstaniem pierwszych hominidów. Nie może więc być tworem człowieka.
Przynajmniej nie takiego, jakiego znamy…
Ale to tylko tak à propos.
Tymczasem kilka lat temu na
łamach „Meteorytu” (czasopismo Polskiego Towarzystwa Meteorytowego) rzuciłem
propozycję wzbogacenia zbiorów PTM i prywatnych kolekcjonerów poprzez
przetrząśnięcie hałd kopalnianych. W kamieniach, które tam się znajdują powinno
się znajdować wiele meteorytów, które spadły na Ziemię od kilku do kilkuset
milionów lat temu, kiedy było ich znacznie więcej w przestrzeni
międzyplanetarnej Układu Słonecznego, a teraz zostały ponownie wydobyte i
wyrzucone na hałdy jako bezwartościowe kamienie. Wśród nich powinno znajdować
się wiele meteorytów żelazno-niklowych. Sądzę, że tam znalazłby się niejeden
„sześcian Gurtla”.
Tekst i ilustracja – „Tajne XX
wieka”, nr 51/2015, s. 17
Przekład z rosyjskiego -
©Robert K. F. Leśniakiewicz