Powered By Blogger

czwartek, 2 lutego 2017

Miraże Kołymy





Iwan G. Kiriczenko


To wydarzyło się, kiedy pracowałem na Kołymie. Woziłem ciężarówką ładunki i żywność. Kiedyś jadę z Pierewozu – to była nasza baza przeładunkowa. Mróz był wtedy na jakieś -60°C. Jak to określaliśmy? To proste – powyżej -50°C już stoi mgła. A droga biegnie do przeładunkowych punktów, takich jak choćby Turpan czy Szaman, ale tam nie jeździło się po asfalcie. 

No i jadę ci ja z miejsca przeładunku, prędkość jak u piechura. Zakręt za zakrętem, od lewej skała, a z drugiej strony urwisko na jakieś 50 m czy nawet 80… i naraz patrzę do przodu, a przede mną jadą autobusy i tramwaje. Jednym słowem znalazłem się w jakimś mieście.

Zatrzymałem się, wyszedłem z kabiny i stanąłem na stopniu. No nie, naprawdę miasto. Ale skąd ono się mogło wziąć na tych soplach? Potem usiadłem z powrotem za kierownicą, patrzę – miasto znikło. Potem przypomniałem sobie, że któryś z kierowców opowiadał mi o mirażu.

Przyjechałem do bazy, wyładowałem się i poszedłem do stołówki, a tam siedziało kilku naszych chłopów. Zacząłem im to opowiadać, a oni w odpowiedzi:
- A ty tu kto, nowicjusz?
- Tak.
- To przywyknij, jeszcze niejeden raz to zobaczysz. 

Jeden z geologów powiedział mi, że to złudzenie optyczne. Obłok mgły przechodził przez jakieś miasto, prawie jak był tam silny mróz. Mgła, przecież na jednym miejscu się nie zatrzymuje, a przesuwa się, chociaż powoli. No a ja jechałem w dół, pomiędzy sopki i wjechałem w tą „taśmę filmową” i dlatego przede mną pokazało się jakieś miasto.
- Pracujemy tutaj niejeden rok, tak że nas to nie dziwi – wyjaśnił mi geolog. – A dla was żółtodziobów to cudowne zjawisko. Tak więc, mój drogi, jeźdź, woź ładunki i napawaj się północną przyrodą i jej klimatycznymi kataklizmami.

Jeszcze jeden raz przyszło mi ujrzeć miraż, kiedy już wyjechałem z bazy i znalazłem się w innym miejscu – też na Kołymie. Tam też przebywałem 10 dni na stażu. 

Jedziemy więc w stronę Bilibińskiej EJ. Przy zjeździe z sopki mówię do zmiennika, że to już Bibilino, a on w śmiech:
- Do atomówki jeszcze połowa drogi, to miraż. Ty co, nigdy takiego nie widziałeś?
- Widziałem, kiedy robiłem w złocie!
- No to zamknij dziób i zapamiętuj drogę, a miraży się jeszcze naoglądasz.
No i takie są cuda na Północy…


Tekst i ilustracja – „Tajny XX wieka” nr 51/2015, s. 25
Przekład z rosyjskiego – ©Robert K. F. Leśniakiewicz