Położenie jeziora Lagarfljót
potwór z jeziora Lagarfljót - kadr z filmu Kerulfa
Igor Krasnowskij
W lutym 2012 roku, 67-letni farmer Hertur Kerulf zelektryzował świat
niewiarygodnym wideo. Udało mu się sfilmować rzeczywistego potwora, który
pojawił się na powierzchni jeziora Lagarfljót, które znajduje się we wschodniej
Islandii. I od tej pory wśród uczonych nie milkną spory: co to takiego –
nieznane nauce zwierzę, czy jakaś duża, ale banalna, ryba? Sam Kerulf twierdzi,
że wcale nie zamierzał żartować.
Pewnego
razu była sobie dziewczynka…
Jeżeli idzie o Islandczyków, to ich takie
spotkanie nie zdziwiło, bowiem właśnie w jeziorze Largarfjót widziano
niejednokrotnie zagadkowego wielkiego węża wodnego. To taki islandzki
odpowiednik szkockiej Nessie – Nessiteras
rhombopteryx. Nazywają je tam Lagarflóutsormurinn. Ponadto w
podaniach lokalnych mieszkańców znajduje się legenda o tym, w jaki sposób w
wodach tego jeziora pojawił się ten potwór. Przyczyną wszystkiego stała się
ludzka chciwość. A to było tak:
Dawno,
dawno temu pewnej islandzkiej dziewczynce mama podarowała złoty pierścioneczek.
Ale że dziewczynce prezent wydawał się zbyt skromnym, przypomniała sobie stary
przesad mówiący, że jak przez pierścionek przewlecze się dżdżownicę, to on
powiększy swe rozmiary. No i dziewczynka tak zrobiła. Ale coś poszło nie tak, i
zamiast złota zaczęła rosnąć sama dżdżownica! A kiedy dorosła do rozmiarów
węża, dziewczynka przestraszyła się i wyrzuciła ją do jeziora wraz z
pierścionkiem. Tam dalej rozrastała się dalej, aż wreszcie przekształciła się w
ogromnego węża wodnego.
Tak właśnie tą historyjkę opisał w połowie XIX
wieku, zbieracz islandzkich legend, pisarz Jon
Arnasson.
Pierwsze spotkanie ludzi z potworem miało
miejsce jeszcze w 1345 roku i zostało opisane w islandzkich kronikach z XIV
wieku. Lagarflóutsormurinna widziano
także i w naszych czasach: w 1963 roku napotkał go szef Islandzkiej Służby
Leśnej, potem w roku 1983 potwora widzieli specjaliści kładący kabel
telefoniczny, a w 1998 roku – nauczyciel wraz z uczniami jednej z pobliskich
szkół.
Wideo-mistyfikacja…
Uczeni niejednokrotnie wyprawiali się na
poszukiwania nieznanego węża, ale jak to bywa z innymi jeziornymi monstrami, niczego
nie znaleźli. W każdym przypadku poszukiwano go na dnie Lagarfljót, ale jego
rozmiary – jezioro ma długość 25 km i przez niego przepływa rzeka Lagar w
jednym kierunku. Sceptycy nie wierzą w istnienie potwora i usiłują objaśnić
widziane przez miejscowych zjawisko. Jeden z nich wyjaśnia, że wszystko to są
tylko pęcherze gazu, które podnoszą się z dna na powierzchnię wody, inny zaś
twierdzi, że ludzie brali za potwora kłęby schodzącej z lodowców pary.
Co zaś się tyczy wideo zrobionego przez Hertura
Kerulfa pokazują się poglądy, że była to tylko sieć rybacka płynąca z prądem.
Nie można wykluczyć, że to sam naoczny świadek żądny sławy zrobił
wideo-mistyfikację…
…czy szokująca realność?
Przyznaję, że jak usłyszałem iż po raz któryś
ktoś sfilmował kryptydę, też odniosłem się do tego z niedowierzaniem. „Pewnie
znów jakiś mądraluch zapragnął pospekulować na starej legendzie” – pomyślałem.
Ale kiedy obejrzałem wideo zrobione przez Islandczyka, to zastanowiłem się. To coś, co pełzło po lodzie przypominało
dość dokładnie węża. I do tego węża o niewiarygodnych rozmiarach! W świetle
tego, co widziałem, wersja o sieci rybackiej jest co najmniej śmieszna. A zatem
w obiektyw kamery wpadł tenże sam zagadkowy potwór z Lagarskiego jeziora? No i
nawet jeśli autor tego zapisu sfałszował go, przy pomocy jakiegoś tricku czy
montażu, zrobił to po prostu po mistrzowsku!
Lagarfljót
Worm
Ja też postanowiłem dowiedzieć się czegoś
więcej o tym UMA i sięgnąłem do Wikipedii. W polskiej nie było o nim ani słowa,
co mnie zbytnio nie dziwi, zaś w amerykańskim wydaniu stało tak:
Potwór
z jeziora Lagargljót, Lagarfljótsormur,
Lagarfljót worm czy po prostu Iceland Worm Monster jest kryptydą z islandzkiego
jeziora Lagarfljót koło Egilsstaðir. Obserwacje tego potwora odnotowywano już
od 1345 roku i miały miejsce w XX i XXI wieku, zaś oryginalna legenda o tym
stworzeniu jest podana w zbiorze Jona Arnasona, opublikowanego w latach 1862 i
1864.
Opis i środowisko
Jak się
uważa, to wężokształtne stworzenie zamieszkuje i jest często widziane jak unosi
swój grzbiet ponad fale Lagarfljót, słodkowodnego, depresyjnego, polodowcowego
jeziora, w którego wodach panuje zła widzialność z powodu siltacji.[1]
UMA jest opisywane jako tak długie jak boisko futbolowe czy nawet większe do
300 ft/91 m i niejednokrotnie widziano je leżące na brzegu, poza wodą lub
buszujące wśród drzew, które tam porastają.[2]
Czasami mówiło się, że jest ono tak długie, jak samo jezioro liczące sobie 19
mi/30 km. Jest on typem UMA nieco różniącym się od słynnego potwora z Loch Ness
– Nessie.
Potwór
ten był widziany kilkakrotnie we współczesnych czasach – w tym w 1963 roku
przez szefa Islandzkiej Narodowej Służby Leśnej Sigurðura Blöndala, i w 1998
roku przez nauczyciela i uczniów ze szkoły w Hallormsstaðir. W 1983 roku,
technicy kładący kabel telefoniczny namierzyli wielka dryfująca masę przy
wschodnim brzegu jeziora, kiedy przeprowadzali pomiary głębokości i później
wydobyli nie funkcjonujący kabel, który został zerwany na wysokości tej
anomalii:
„Ten
kabel, który był specjalnie skonstruowany i zbrojony został uszkodzony lub
paskudnie zerwany w 22 różnych miejscach… Uważam, ze wyciągnęliśmy ten kabel
wprost z żołądka tej bestii, a jeżeli nie, to z jego pyska.”
W dniu 22
lutego 2012, islandzkie narodowe medium „RÚV” opublikowało zapis video, na
którym potwór pływał w wodzie pokrytej
ośnieżoną krą, ale to, co potem pokazano nie wniosło niczego nowego do sprawy i
najprawdopodobniej był to jakiś przedmiot niesiony prądem wodnym.
Łódź
badawcza RV Lagarfljótsormurinn rozpoczęła operacje poszukiwawcze już od 1999 roku, a firma Gunnara Gunnarsona w Skriðuklaustur poszukuje
sposobów zachowania tradycji Logarfljót Worm i wykorzystania jej w celach
kulturalnych i turystycznych.
Mity
Po raz
pierwszy o potworze wzmiankowano w kronikach islandzkich z 1345 roku.
Obserwacje te odnotowano jako coś porównywalnego z naturalnym kataklizmem.
Zgodnie z
ludową tradycją, odnotowana przez Jóna Árnasona, ogromny wąż z Lagarfljót
wyrósł z małej dżdżownicy, którą dziewczynka przepuściła przez swój
pierścionek, w celu jego powiększenia. Dżdżownica powoli rosła, aż
przekształciła się w potwora. Przerażona dziewczynka wyrzuciła złoto i zwierzę
do jeziora. Potwór rósł dalej i zaczął terroryzować okolicę plując jadem,
zabijając ludzi i zwierzęta. Dwóch Finów, których wezwano by zabili potwora i
odzyskali złoto stwierdzili, że próbowali unieszkodliwić potwora, ale to było
niemożliwe, bo ten potwór był coraz większy.
Sugerowane wyjaśnienia
Gazy
podnoszące się z dna jeziora tworzą otwory w lodzie, podnoszą szczątki z dna
jeziora i czasami wyrzucają je w powietrze tworząc iluzję. Spływy wodne ze
stoków gór i z lodowców też zabierają gmatwaninę traw i korzeni, które niesione
prądem przypominają potwora. Zgodnie z islandzką biolożką Helgi Hallgrímsson, która intensywnie bada to jezioro, obie te
hipotezy mogą wytłumaczyć kilka, ale nie wszystkie przypadki obserwacji tego
UMA, natomiast tradycyjny, legendarny materiał mógłby wyjaśnić niektóre
historie. (Wikipedia)
* * *
No i jak się okazuje, sprawa wygląda niemal
identycznie, jak w Szkocji. Zresztą co się dziwić – w chłodnych i mętnych jeziorach
Północy widziano niejednego potwora. Przypomina się potwór z jeziora Silian w Szwecji
(60°51’N), Loch Ness w Szkocji (57°18’N), Worota i Łabynkyr w Rosji (62°30’N),
Okanagan w Kanadzie (50°00’N), że wspomnę tylko te najbardziej znane. Do tego
dorzucimy teraz potwora z jeziora Lagarfljót na Islandii (65°11’N). Co łączy te
jeziora? Przede wszystkim położenie geograficzne – wszystkie znajdują się w
okolicy 60 stopnia szerokości północnej, z wyjątkiem jeziora Okanagan. Wszystkie
są mętne od osadów i/lub od taniny i innych garbników z kory niektórych drzew. Przez
wszystkie przepływają rzeki. Niektóre z nich (Siljan) są pochodzenia pometeorytowego,
pozostałe są polodowcowe, a wszystkie są stosunkowo chłodne. Czyżby były to
optymalne warunki do przetrwania kryptyd od czasów Wielkiego Pogromu sprzed
64,8 MA – tj. od czasów końca Ery Mezozoicznej?
Zakładając, że te potwory są dinozaurami,
które przetrwały w stanie niezmienionym (czyli poza nurtem ewolucji) od czasów
Górnej Kredy do czasów współczesnych musimy zwrócić uwagę na jeden zasadniczy
fakt. Otóż przetrwały one tylko i wyłącznie na półkuli północnej i to na
szerokościach geograficznych, do których mogły nie dotrzeć odłamki Meteorytu
(czy jak kto woli Asteroidy) Chicxulub. Po drugie, nie dotarły tam zabójcze
czynniki powstałe wskutek impaktu tejże, a po trzecie – nie dotarły do nich
zabójcze ekshalacje wulkaniczne po gigantycznym wybuchu superwulkanu na
ówczesnej wyspie Dekan, która znajdowała się na antypodach impaktu Chicxulub, a
która to supererupcja wygubiła dinozaury na półkuli południowej naszej planety.
Gdyby nie ona, dinozaury przetrwałyby co najmniej do połowy Paleogenu na
Antarktydzie i wyginęłyby dopiero jakieś 35 MA temu, w dalszym ciągu mając
szanse przetrwać w Australii, Patagonii i Płd. Afryce.
No i trzecia hipoteza – dinozaury przedostały się
do naszego czasu wskutek chronoklazmu – a zatem całkiem przypadkowo nieznany Ktoś
(nasi dalecy Potomkowie, nasi odlegli Przodkowie, Ludzie I Generacji, Kosmici)
przywiózł je do nas i zostawił w tych jeziorach jako dowód Ich istnienia
chociażby i memento dla nas. To jednak jest mało prawdopodobne, ale możliwe,
boż takich przypadków jest więcej i wałkowałem ten temat w opracowaniu „UFO i
Czas” (Tolkmicko 2011), więc nie będą się tu powtarzał.
Tak czy inaczej kwestia istnienia tych UMA jest
w dalszym ciągu otwarta i trzeba ją po prostu monitorować, także poza sezonem
ogórkowym…
Źródła:
„Tajny XX wieka” nr 10/2012, s.3
Przekład z j. rosyjskiego, angielskiego i komentarz
–
Robert K. Leśniakiewicz ©