Powered By Blogger

wtorek, 17 lipca 2012

Potomkowie Atlantydów znajdują siebie nawzajem…

 Położenie zaginionych lądów i...
...mapa Lemurii - kontynentu, który rozpościerał się gdzieś na morzach południowych...


Igor Kołomiec



W 1926 roku James Churchward – pułkownik bengalskich kawalerzystów – twierdził, że pewien indyjski mnich pokazał mu pradawne teksty, w których wspomina się o jakimś zaginionym kontynencie – Lemurii.



Pewnego razu zadzwoniła do mnie nieznana mi dziewczyna z Krasnodarskiego Kraju – przedstawiła się jako Alena i zadała mi dziwne pytanie:

- Proszę mi powiedzieć, czy wie pan coś o ostatnich dniach Atlantydy?

I Alena opowiedziała mi, że od wielu lat śnią się jej sny o zatopionym kontynencie, które ona zapisuje w specjalnym zeszycie. Kilka dni temu spotkaliśmy się u mnie w Rostowie n./Donem i ja poznałem jej niezwykła historię…



Tajemniczy doradcy



Do 17. roku w życiu Aleny niczego osobliwego się nie działo. Prawdę powiedziawszy, ojciec Aleny nie był tak zupełnie zwyczajnym człowiekiem – on zajmował się healingiem. Niezwykłe właściwości objawiły się u niego w 1988 roku po niezwykłym wydarzeniu. Pewnego razu nad jego domem pojawiła się czarna kulka wielkości piłki tenisowej. Ów tajemniczy obiekt zawisł nad domem na około 20 minut, poczym wzniósł się w górę i znikł.



Od tego czasu ojciec Aleny zaczął śnić dziwne sny. W widzeniach sennych przychodzili do niego jacyś dziwni ludzie i prowadzili z nim długie rozmowy. Oni zaproponowali mu zajmowanie się medycyną tybetańską i healingiem, a ojciec posłuchał Ich rady…



Alena wspominała, jak ojciec sadzał ją na kolanach i opowiadał bajki. Ale to nie były zwykłe bajki, ale historie wzięte z jego snów. I tak np. opowiadał jej o jakimś kontynencie, który znajdował się gdzieś tam na morzach południowych i nazywał się Mu. Po jednej nocy okropnej, kiedy wody oceanu zalały kontynent, ludzie na czele z odważnym księciem Adamem popłynęli szukać nowego świata, który zwano Edenem albo Nową Ziemią…



Miasto z Przeszłości



Ojciec Aleny zmarł na raka wątroby. Wkrótce potem Alena zaczęła też mieć kłopoty wątrobą. Dziewczyna przeszła złożoną operację, w czasie której przeżyła śmierć kliniczną. I w tedy właśnie miała pierwszą wizję Atlantydy.

- Wpadłam i przemieszczałam się w złocistym długim tunelu – opowiadała Alena – a obok mnie pojawiła się jakaś Istota wysokiego wzrostu, wielka. Ona wyciągnęła do mnie rękę i ukazała mi moje przeszłe życie. A potem razem polecieliśmy w głąb tunelu. Mój przewodnik  pociągnął mnie w stronę miasta, które rozpościerało się u podnóża potężnego wulkanu. Miasto było rzeczywiście ogromne i w czymś przypominał współczesne megapolis. W jego centrum znajdowała się gigantyczna piramida podobna do piramid Majów, ale cała ze złota. Wokół niej znajdowały się stożkowate budowle.



Jak wyglądały fortyfikacje, Alena opisała w swoim zeszycie, który przekazała mnie. Wedle jej słów, miasto miało kolistą formę. Centralną piramidę okrążały pomniejsze piramidy. Z kolei je okrążała fosa, a za nią stała zabudowa miejska. Patrząc na to miasto z lotu ptaka, to było ono wybudowane na planie swastyki.



Więcej szczegółów Alenie nie udało się zobaczyć, bo Istota znów ujęła ją za rękę i powiedziała, że trzeba wracać. Na pytanie o to, co właściwie widziała, przewodnik odrzekł:

- To miasto z twojej przeszłości.



Przyjaciółki w nieszczęściu



Alena otworzyła oczy w szpitalnej sali. Lekarze nie mogli uwierzyć, że dziewczyna wróciła do siebie. Wkrótce okazało się, że oni stwierdzili u niej śmierć!



Ona zapomniała swoje widzenie, póki w szpitalu nie poznała dziewczynę nieco starszą od siebie o imieniu Olga z Połtawy. Ona opowiedziała Alenie, że też przeżyła coś podobnego.



Olga także posiadała niezwykłe umiejętności. I tak np. w pracy była w stanie czytać myśli swych kolegów i szefa. A w jednym z centrów badawczych fenomenów psychotronicznych powiedziano jej, że jest ona jedną z potomkiń Atlantów i to od nich otrzymała swój dar.



A wszystko zaczęło się od choroby wątroby. Na pewnej imprezie dziewczynie zrobiło się niedobrze i zabrało ją pogotowie. Dalej była śmierć kliniczna, w czasie której Olga – podobnie jak Alena – zobaczyła świetlistą Istotę oznajmującą jej, że w poprzednim życiu mieszkała na Atlantydzie, w mieście Posejdonis i wkrótce ujrzała tam jedną dziewczynę, która była jedną z tamecznych kapłanek.



W parę tygodni po swych odwiedzinach, Alena przyjechała ponownie do mnie, ale tym razem z Olgą – obie dziewczyny były do siebie podobne jak siostry!



Krwawa ofiara dla boga Słońca



Olga opowiedziała, że w jednym ze swych widzeń obserwowała tajemniczy rytuał związany ze składaniem ofiary z ludzi. Rytuał ten był przeprowadzany na wierzchołku wielkiej piramidy przez jakiś tajny zakon składający się z 11 kapłanek i kapłana mężczyzny. Kapłanki były odziane w złociste stroje. Mężczyzna nosił skórzany strój. Punktem szczytowym obrzędu było złożenie ofiary z człowieka bogu Słońca. Kapłanka przy pomocy rytualnego noża wycinała ofierze wątrobę, a ciało zrzucano z piramidy.



Usłyszawszy to opowiadanie od razu przypomniałem sobie surowe, okrutne rytuały Majów. Ale ci z kolei nie ofiarowali wątrobę, tylko serce!



Według słów Olgi, świecący przewodnik wyjaśnił jej: Atlantydzi na początku nie praktykowali składania ofiar z ludzi. Jednakże pewnego razu miał miejsce jakiś kataklizm, który cofnął Atlantydów w rozwoju na całe wieki do tyłu.  Potomkowie niegdyś panującej rasy ze strachu przed przyszłością zaczęli składać ludzkie ofiary by przebłagać bogów.



„Księga Losów”



Ale powróćmy do Aleny. Już po wypisaniu jej ze szpitala okazało się, że poprzez sny ona może manipulować wydarzeniami i ludźmi w rzeczywistości! Na przykład, jak widziała, że ktoś z jej bliskich zaczyna chorować, to ona mentalnie we śnie pomagała choremu i ten szybko wracał do zdrowia.



Tak więc przypominają mi się tajemnicze możliwości leczenia Majów i Azteków, którzy potrafili wchodzić w czyjś sen i w ten sposób manipulować człowiekiem. Alena twierdziła, że nie zna tej techniki, ale doskonale się orientowała, w jaki sposób to działa.



Po śmierci ojca dziewczynie zaczęły śnić się sny, w których widziała go obok tej samej piramidy, którą widziała w czasie swej śmierci klinicznej. Pewnego razu ojciec dał jej do ręki księgę. Alena zapamiętała jedynie jej tytuł „Księga Losów”.  I jeszcze zasugerował jej czytanie wszelkiej literatury o Atlantydzie, jaką tylko będzie w stanie dostać.



Przeszło kilka lat. Alena wyszła za mąż. Początkowo młodej kobiecie wydawało się, że kocha swego męża. Ale w snach widziała ona innego mężczyznę, z którym porozumiewała się myślami, bez słów, telepatycznie. Wydawało się jej, że tego mężczyznę ona znała od zawsze. Pewnego razu przyśniło się jej miasto u podnóża wulkanu. Widziała tam samą siebie z długimi, czarnymi włosami w których lśnił grzebień wysadzany kamieniami szlachetnymi, a obok niej tenże mężczyzna dający jej jakiś złoty przedmiot i trzymający ją za rękę.



Wkrótce Alena rozstała się z mężem. I została za to nagrodzona – pewnego razu spotkała mężczyznę ze swych snów! Okazało się, ze jej wybrany miał podobne sny: piękne miasta na morskim wybrzeżu i dziewczynę w ubiorze z dawnej epoki… - tak więc spełniło się ich szczęście i miłość już w rzeczywistości! Może to być zew z przeszłego życia, który pomaga ludziom STAMTĄD znaleźć siebie w realiach tego świata?

 Lemuryjka...
...i jej ojczyzna pod wodą - wizja artysty

Bajki z przeszłości?



Ktoś powie – bujdy na resorach, nieracjonalne, antynaukowe… Jakie to wszystko romantyczne i sentymentalne, a na dodatek z happy-endem! Ale na ile możliwe?



A jednak coś w nich jest i osobiście jestem zdania, póki nie da się ich ująć w ramki wzorów matematycznych lub udowodnić ich nieprawdziwość, to nie wolno, NIE MAMY PRAWA ich lekceważyć – przede wszystkim trzeba je traktować serio, a nie jako dobrą zabawę kilkunastu pięknoduchów, i zabrać się za nie na serio – z całym oprzyrządowaniem i aparatem poznawczym współczesnej nauki. Niestety, najczęściej współczesnej nauce zależy na tym, by takie fakty zanegować, ośmieszyć i w rezultacie pogrzebać z kretesem. Z drugiej strony całe sztaby specjalistów, w największym sekrecie, pracują nad tym, by zjawiska te wykorzystać przeciwko innym ludziom.



To nie jest ta droga…



Te bajki z przeszłości mają swój sens, bo za wiele rzeczy składa się na obraz cywilizacji, która niegdyś istniała i upadła, a na gruzach której powstała nasza własna. Pisze o tym wielu autorów. Od siebie dodam jednakże, że szukamy tych śladów nie tam, gdzie one się znajdują. Spójrzmy na załączone mapy – istnienie trzech dużych wysp: Atlantydy, Lemurii – Mu i Lanki musiało w sposób znaczący zmienić linie brzegowe pozostałych lądów! Poziom Wszechoceanu musiałby się znacząco PODNIEŚĆ, ergo linie brzegowe przesunęły się znacznie w głąb masywów lądowych, nawet jeżeli nadmiar wody został wchłonięty przez lodowce Arktyki i Antarktyki. A zatem ślady kolonizacji Atlantydy powinny znajdować się gdzieś w głębi masywów lądowych Afryki i obu Ameryk. I co? – no i tak właśnie jest. Np. słynne jezioro Titicaca i Tiahuanaco leżące na wysokości 3812 m n.p.m. w Andach było ongi portem i to portem morskim! Sama zaś wyżyna Altiplano była początkowo zatoką morską, a potem śródlądowym morzem zwanym Lago Ballivian. Kiedy to było? – a w Miocenie, czyli najstarszym piętrze Neogenu – czyli co najmniej 5.332.000 lat temu… Interesujące, nieprawdaż?



Dlatego też idea poszukiwania śladów Atlantydów, Lemurejczyków i Lankijczyków w interiorze kontynentów ma sens – szczególnie jeżeli przewidzieli oni kataklizmy, które zmiotły ich wyspy z powierzchni Wszechoceanu i zdążyli się ewakuować, tworząc kultury zamieszkujące nasze dzisiejsze kontynenty. O tym będzie traktowała praca, nad którą teraz siedzę i mam nadzieję ją wydać w przyszłym roku.  



Ani Atlantyda, ani Mu czy Lanka NIE BYŁY  żadnymi kontynentami. Były to wyniesione ponad powierzchnię Wszechoceanu fragmenty dna morskiego, które były z kolei wypychane przez znajdujące się pod nimi pióropusze magmy z wnętrza Ziemi. Tak jak to teraz ma miejsce w przypadku Islandii, Hawajów czy Azorów albo Galapagos. Gdyby pióropusze gorąca – owe hot spots znikły, to wyspy te pogrążyłyby się w wodach Wszechoceanu na głębokość 5-6 km… To jest pewnik – proces tego rodzaju widać najdobitniej na przykładzie Hawajów, których zachodnie wyspy powoli pogrążają się w wodach Pacyfiku tworząc w końcu łańcuch Gór Cesarskich. I wydaje mi się, że słynny Edgar Cayce miał rację mówiąc, że Atlantyda wynurzy się z odmętów Atlantyku, kiedy znów uaktywni się jakiś hot spot, który ponownie wypchnie ją na powierzchnię…



Źródło – „Tajny XX wieka”, nr 14/2012, ss.36-37



Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –

Robert K. Leśniakiewicz ©