Położenie zaginionych lądów i...
...mapa Lemurii - kontynentu, który rozpościerał się gdzieś na morzach południowych...
Igor Kołomiec
W 1926 roku James Churchward – pułkownik bengalskich kawalerzystów – twierdził,
że pewien indyjski mnich pokazał mu pradawne teksty, w których wspomina się o
jakimś zaginionym kontynencie – Lemurii.
Pewnego razu zadzwoniła do mnie nieznana mi
dziewczyna z Krasnodarskiego Kraju – przedstawiła się jako Alena i zadała mi dziwne pytanie:
- Proszę mi powiedzieć, czy wie pan coś o
ostatnich dniach Atlantydy?
I Alena opowiedziała mi, że od wielu lat śnią
się jej sny o zatopionym kontynencie, które ona zapisuje w specjalnym zeszycie.
Kilka dni temu spotkaliśmy się u mnie w Rostowie n./Donem i ja poznałem jej
niezwykła historię…
Tajemniczy
doradcy
Do 17. roku w życiu Aleny niczego osobliwego
się nie działo. Prawdę powiedziawszy, ojciec Aleny nie był tak zupełnie
zwyczajnym człowiekiem – on zajmował się healingiem. Niezwykłe właściwości
objawiły się u niego w 1988 roku po niezwykłym wydarzeniu. Pewnego razu nad
jego domem pojawiła się czarna kulka wielkości piłki tenisowej. Ów tajemniczy
obiekt zawisł nad domem na około 20 minut, poczym wzniósł się w górę i znikł.
Od tego czasu ojciec Aleny zaczął śnić dziwne
sny. W widzeniach sennych przychodzili do niego jacyś dziwni ludzie i
prowadzili z nim długie rozmowy. Oni zaproponowali mu zajmowanie się medycyną
tybetańską i healingiem, a ojciec posłuchał Ich rady…
Alena wspominała, jak ojciec sadzał ją na
kolanach i opowiadał bajki. Ale to nie były zwykłe bajki, ale historie wzięte z
jego snów. I tak np. opowiadał jej o jakimś kontynencie, który znajdował się
gdzieś tam na morzach południowych i nazywał się Mu. Po jednej nocy okropnej,
kiedy wody oceanu zalały kontynent, ludzie na czele z odważnym księciem Adamem
popłynęli szukać nowego świata, który zwano Edenem albo Nową Ziemią…
Miasto z
Przeszłości
Ojciec Aleny zmarł na raka wątroby. Wkrótce
potem Alena zaczęła też mieć kłopoty wątrobą. Dziewczyna przeszła złożoną
operację, w czasie której przeżyła śmierć kliniczną. I w tedy właśnie miała
pierwszą wizję Atlantydy.
- Wpadłam i przemieszczałam się w złocistym
długim tunelu – opowiadała Alena – a obok mnie pojawiła się jakaś Istota
wysokiego wzrostu, wielka. Ona wyciągnęła do mnie rękę i ukazała mi moje
przeszłe życie. A potem razem polecieliśmy w głąb tunelu. Mój przewodnik pociągnął mnie w stronę miasta, które
rozpościerało się u podnóża potężnego wulkanu. Miasto było rzeczywiście ogromne
i w czymś przypominał współczesne megapolis. W jego centrum znajdowała się
gigantyczna piramida podobna do piramid Majów, ale cała ze złota. Wokół niej
znajdowały się stożkowate budowle.
Jak wyglądały fortyfikacje, Alena opisała w
swoim zeszycie, który przekazała mnie. Wedle jej słów, miasto miało kolistą
formę. Centralną piramidę okrążały pomniejsze piramidy. Z kolei je okrążała
fosa, a za nią stała zabudowa miejska. Patrząc na to miasto z lotu ptaka, to
było ono wybudowane na planie swastyki.
Więcej szczegółów Alenie nie udało się
zobaczyć, bo Istota znów ujęła ją za rękę i powiedziała, że trzeba wracać. Na
pytanie o to, co właściwie widziała, przewodnik odrzekł:
- To miasto z twojej przeszłości.
Przyjaciółki
w nieszczęściu
Alena otworzyła oczy w szpitalnej sali. Lekarze
nie mogli uwierzyć, że dziewczyna wróciła do siebie. Wkrótce okazało się, że
oni stwierdzili u niej śmierć!
Ona zapomniała swoje widzenie, póki w szpitalu
nie poznała dziewczynę nieco starszą od siebie o imieniu Olga z Połtawy. Ona opowiedziała Alenie, że też przeżyła coś
podobnego.
Olga także posiadała niezwykłe umiejętności. I
tak np. w pracy była w stanie czytać myśli swych kolegów i szefa. A w jednym z
centrów badawczych fenomenów psychotronicznych powiedziano jej, że jest ona
jedną z potomkiń Atlantów i to od nich otrzymała swój dar.
A wszystko zaczęło się od choroby wątroby. Na
pewnej imprezie dziewczynie zrobiło się niedobrze i zabrało ją pogotowie. Dalej
była śmierć kliniczna, w czasie której Olga – podobnie jak Alena – zobaczyła
świetlistą Istotę oznajmującą jej, że w poprzednim życiu mieszkała na
Atlantydzie, w mieście Posejdonis i wkrótce ujrzała tam jedną dziewczynę, która
była jedną z tamecznych kapłanek.
W parę tygodni po swych odwiedzinach, Alena
przyjechała ponownie do mnie, ale tym razem z Olgą – obie dziewczyny były do
siebie podobne jak siostry!
Krwawa
ofiara dla boga Słońca
Olga opowiedziała, że w jednym ze swych widzeń obserwowała
tajemniczy rytuał związany ze składaniem ofiary z ludzi. Rytuał ten był
przeprowadzany na wierzchołku wielkiej piramidy przez jakiś tajny zakon
składający się z 11 kapłanek i kapłana mężczyzny. Kapłanki były odziane w
złociste stroje. Mężczyzna nosił skórzany strój. Punktem szczytowym obrzędu
było złożenie ofiary z człowieka bogu Słońca. Kapłanka przy pomocy rytualnego
noża wycinała ofierze wątrobę, a ciało zrzucano z piramidy.
Usłyszawszy to opowiadanie od razu
przypomniałem sobie surowe, okrutne rytuały Majów. Ale ci z kolei nie
ofiarowali wątrobę, tylko serce!
Według słów Olgi, świecący przewodnik wyjaśnił
jej: Atlantydzi na początku nie praktykowali składania ofiar z ludzi. Jednakże
pewnego razu miał miejsce jakiś kataklizm, który cofnął Atlantydów w rozwoju na
całe wieki do tyłu. Potomkowie niegdyś
panującej rasy ze strachu przed przyszłością zaczęli składać ludzkie ofiary by
przebłagać bogów.
„Księga
Losów”
Ale powróćmy do Aleny. Już po wypisaniu jej ze
szpitala okazało się, że poprzez sny ona może manipulować wydarzeniami i ludźmi
w rzeczywistości! Na przykład, jak widziała, że ktoś z jej bliskich zaczyna
chorować, to ona mentalnie we śnie pomagała choremu i ten szybko wracał do
zdrowia.
Tak więc przypominają mi się tajemnicze
możliwości leczenia Majów i Azteków, którzy potrafili wchodzić w czyjś sen i w
ten sposób manipulować człowiekiem. Alena twierdziła, że nie zna tej techniki,
ale doskonale się orientowała, w jaki sposób to działa.
Po śmierci ojca dziewczynie zaczęły śnić się
sny, w których widziała go obok tej samej piramidy, którą widziała w czasie
swej śmierci klinicznej. Pewnego razu ojciec dał jej do ręki księgę. Alena
zapamiętała jedynie jej tytuł „Księga Losów”.
I jeszcze zasugerował jej czytanie wszelkiej literatury o Atlantydzie,
jaką tylko będzie w stanie dostać.
Przeszło kilka lat. Alena wyszła za mąż. Początkowo
młodej kobiecie wydawało się, że kocha swego męża. Ale w snach widziała ona
innego mężczyznę, z którym porozumiewała się myślami, bez słów, telepatycznie.
Wydawało się jej, że tego mężczyznę ona znała od zawsze. Pewnego razu przyśniło
się jej miasto u podnóża wulkanu. Widziała tam samą siebie z długimi, czarnymi
włosami w których lśnił grzebień wysadzany kamieniami szlachetnymi, a obok niej
tenże mężczyzna dający jej jakiś złoty przedmiot i trzymający ją za rękę.
Wkrótce Alena rozstała się z mężem. I została
za to nagrodzona – pewnego razu spotkała mężczyznę ze swych snów! Okazało się,
ze jej wybrany miał podobne sny: piękne miasta na morskim wybrzeżu i dziewczynę
w ubiorze z dawnej epoki… - tak więc spełniło się ich szczęście i miłość już w
rzeczywistości! Może to być zew z przeszłego życia, który pomaga ludziom
STAMTĄD znaleźć siebie w realiach tego świata?
Lemuryjka...
...i jej ojczyzna pod wodą - wizja artysty
Bajki z
przeszłości?
Ktoś powie – bujdy na resorach, nieracjonalne,
antynaukowe… Jakie to wszystko romantyczne i sentymentalne, a na dodatek z happy-endem! Ale na ile możliwe?
A jednak coś w nich jest i osobiście jestem
zdania, póki nie da się ich ująć w ramki wzorów matematycznych lub udowodnić
ich nieprawdziwość, to nie wolno, NIE MAMY PRAWA ich lekceważyć – przede
wszystkim trzeba je traktować serio, a nie jako dobrą zabawę kilkunastu
pięknoduchów, i zabrać się za nie na serio – z całym oprzyrządowaniem i
aparatem poznawczym współczesnej nauki. Niestety, najczęściej współczesnej
nauce zależy na tym, by takie fakty zanegować, ośmieszyć i w rezultacie
pogrzebać z kretesem. Z drugiej strony całe sztaby specjalistów, w największym
sekrecie, pracują nad tym, by zjawiska te wykorzystać przeciwko innym ludziom.
To nie jest ta droga…
Te bajki z przeszłości mają swój sens, bo za
wiele rzeczy składa się na obraz cywilizacji, która niegdyś istniała i upadła,
a na gruzach której powstała nasza własna. Pisze o tym wielu autorów. Od siebie
dodam jednakże, że szukamy tych śladów nie tam, gdzie one się znajdują.
Spójrzmy na załączone mapy – istnienie trzech dużych wysp: Atlantydy, Lemurii –
Mu i Lanki musiało w sposób znaczący zmienić linie brzegowe pozostałych lądów! Poziom
Wszechoceanu musiałby się znacząco PODNIEŚĆ, ergo linie brzegowe przesunęły się
znacznie w głąb masywów lądowych, nawet jeżeli nadmiar wody został wchłonięty
przez lodowce Arktyki i Antarktyki. A zatem ślady kolonizacji Atlantydy powinny
znajdować się gdzieś w głębi masywów lądowych Afryki i obu Ameryk. I co? – no i
tak właśnie jest. Np. słynne jezioro Titicaca i Tiahuanaco leżące na wysokości
3812 m n.p.m. w Andach było ongi portem i to portem morskim! Sama zaś wyżyna
Altiplano była początkowo zatoką morską, a potem śródlądowym morzem zwanym Lago
Ballivian. Kiedy to było? – a w Miocenie, czyli najstarszym piętrze Neogenu –
czyli co najmniej 5.332.000 lat temu… Interesujące, nieprawdaż?
Dlatego też idea poszukiwania śladów
Atlantydów, Lemurejczyków i Lankijczyków w interiorze kontynentów ma sens –
szczególnie jeżeli przewidzieli oni kataklizmy, które zmiotły ich wyspy z
powierzchni Wszechoceanu i zdążyli się ewakuować, tworząc kultury zamieszkujące
nasze dzisiejsze kontynenty. O tym będzie traktowała praca, nad którą teraz
siedzę i mam nadzieję ją wydać w przyszłym roku.
Ani Atlantyda, ani Mu czy Lanka NIE BYŁY żadnymi kontynentami. Były to wyniesione
ponad powierzchnię Wszechoceanu fragmenty dna morskiego, które były z kolei
wypychane przez znajdujące się pod nimi pióropusze magmy z wnętrza Ziemi. Tak
jak to teraz ma miejsce w przypadku Islandii, Hawajów czy Azorów albo
Galapagos. Gdyby pióropusze gorąca – owe hot
spots znikły, to wyspy te pogrążyłyby się w wodach Wszechoceanu na
głębokość 5-6 km… To jest pewnik – proces tego rodzaju widać najdobitniej na
przykładzie Hawajów, których zachodnie wyspy powoli pogrążają się w wodach
Pacyfiku tworząc w końcu łańcuch Gór Cesarskich. I wydaje mi się, że słynny
Edgar Cayce miał rację mówiąc, że Atlantyda wynurzy się z odmętów Atlantyku,
kiedy znów uaktywni się jakiś hot spot,
który ponownie wypchnie ją na powierzchnię…
Źródło – „Tajny XX wieka”, nr 14/2012, ss.36-37
Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©