Krajobraz Kapadocji
Wiktoria
Leśniakiewicz, Robert K. Leśniakiewicz
Nasz stary przyjaciel
dr Miloš Jesenský w swej pracy „Bogowie atomowych wojen“ (Ústi nad Labem
1998)[1]
pisze o straszliwym konflikcie zbrojnym, który miał miejsce kilkadziesiąt
tysięcy lat temu. Niektórzy autorzy, jak np. sir Brinsley le Poer-Trench -
Lord of Clancarty – szacują ten okres czasu na 12-50 tyś. lat temu.[2]
Inni na równie zamierzchłe czasy, ale i w tych przypadkach cezurą jest tutaj
magiczna liczba 12.000 lat temu, czyli przełom zodiakalnej Epoki Panny i Lwa –
szczyt potęgi Imperium Atlantydzkiego w basenie Morza Śródziemnego, który zarazem
stał się początkiem jego upadku...[3]
Pozostałością po tych wstrząsających wydarzeniach stały się dziwne artefakty,
budowle megalityczne, podania i legendy oraz właśnie te nieprawdopodobne fakty,
wobec których kapituluje ortodoksyjna nauka, bowiem nie mieszczą się one w jej
ciasnych ramach. Z łańcuchem właśnie takich dziwnych faktów spotkaliśmy się w
Turcji latem 2002 roku.
Kapadocja, to kraina
geograficzna położona w górach Taurus, na południu Turcji. Jej krajobraz
przypomina krajobraz z innej planety, NB to właśnie tutaj kręcono niektóre
epizody z lucasowskich „Wojen gwiezdnych”, który powstał około 60 mln lat temu,
we wczesnym Kenozoiku, krótko po impakcie asteroidy, który zabił dinozaury.
Kraina ta należąca wtedy do lądu Tetydy została pokryta bardzo grubą warstwą
jasnego tufu wulkanicznego – wyprodukowanego przez trzy pobliskie wulkany:
Erciyeş Dag (3.917 m n.p.m.), Hasan Dag (3.263 m) i Gölü Dag (2.143 m) - który potem
spękał tworząc niesamowicie wyglądające formacje terenowe: pinakle, stożki,
grzyby skalne, groty, wąwozy czy kaniony wyżłobione przez wodę deszczową – vide
zdjęcia. Niesamowita i zarazem piękna to kraina.
Nieco później, bo 1.800
lat p.n.e. tereny te zamieszkiwał lud Hatti – czyli Hetyci, którzy stworzyli
swoje własne imperium. Ludy, które tam się osiedliły wybudowały potem miasta w
tufowej skale. Rzecz w tym, że były to miasta nie na powierzchni Ziemi, ale w
jej głębi... I to właśnie one nas zainteresowały, a szczególnie Derinkuyu,
które zwiedzałam w sierpniu 2002 roku. Przewodniki mówią o Kapadocji i jej
podziemnych miastach, że są one unikatem na skalę światową. Faktycznie –
nigdzie indziej nie ma czegoś podobnego – a przynajmniej jeszcze nie znaleziono.
W tym regionie znajduje
się 36 podziemnych miast i wszystko wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec, i
że największe i najciekawsze odkrycia są jeszcze daleko przed nami. Któż może
wiedzieć, ile czasu pochłonęła budowa tych podziemnych kompleksów, ile tysięcy
ludzi pracowało nad ich budową, jakich technik budowlanych oni używali, i co najciekawsze:
jak wydobywali tysiące metrów sześciennych skały i ziemi, jak transportowali
urobek na powierzchnię i jak się ich pozbyli, by nie zwrócić uwagi swych wrogów
na trwające prace podziemne? W rzeczy samej, wszystko było dziełem ludzkiej
pracy i przemyślności, jakkolwiek nie było to łatwe do wykonania przy ówczesnym
poziomie techniki.
Najbardziej logiczną
metodą budowy podziemnych kompleksów – która wyjaśnia wiele – było wywiercanie
przede wszystkim szybów wentylacyjnych (patrz schemat), które wbijano w skałę
dopóki, dopóty nie natrafiono na wodę, to jest do głębokości 70-85 m; a potem
rozbudowywano poziomy podziemnego miasta od szybów wentylacyjnych w głąb skał we
wszystkich kierunkach. Szyby wentylacyjne były zawsze otwarte, by podziemni
konstruktorzy i budowniczowie mieli świeże powietrze. Dzięki temu powstało to
wspaniałe dzieło sztuki i zmysłu konstrukcyjnego ludzi tamtej epoki. Jak to
robiono? Prawdopodobnie kamiennymi dłutami i siekierkami w miękkim tufie. Nie
znaleziono wprawdzie śladów obróbki tufów przy ich pomocy, ale w 1910 roku
angielski archeolog R. Campbell Thomson znalazł takie narzędzia w jednej
z komór podziemi.
To pytanie rodzi się
natychmiast i dotyczy zagadnienia drążenia podziemnych konstrukcji, a
mianowicie: jak wydobywano urobek spod ziemi i co z nim robiono? Oczywiście, że
tym, co wybrano spod ziemi – a była to gleba i skała wydobywana z głębokości
70-85 m w pewnych miejscach i to wszystko robiono na obszarze nawet 4 km2 (!!!)
– usypano by w wielki pagórek czy też kopiec. Zastanawiające jest to, czy te
miasta zostały wybudowane w czasach Paleolitu? Tego nadal nie wie nikt, bowiem
badania i wykopaliska prowadzone są w ograniczonym zakresie. Istnieją dowody na
to, że mieszkali tam Rzymianie i Bizantyjczycy, i znajduje się tam kościół w
kształcie krzyża, gdzie później powołano także szkołę misjonarską.
Wentylacja podziemnych
miast stała na bardzo wysokim poziomie. Czyste powietrze dochodzi aż do
najniższego poziomu poprzez system tuneli i szybów wentylacyjnych. Szokującym
jest to, że powietrze jest tak czyste, jakby filtrowane. Dym z papierosa jest
usuwany nieprawdopodobnie szybko przez szyby wentylacyjne na każdej z siedmiu
kondygnacji Derinkuyu! Na poszczególnych piętrach temperatura w sąsiedztwie szybów
wentylacyjnych wynosi od +7 st. C do +8 st. C i jest stała niezależnie od
panującej pory roku. W partiach odległych od szybów jest ona wyższa i zawiera
się pomiędzy +13 st. C a +15 st.C. Powietrze płynie systemem otworów o średnicy
10 cm i długości 3-4 m, wywierconych przy pomocy drewnianych świdrów z
metalowymi zakończeniami, z poziomu na poziom.
Jak dotychczas niewielka
część podziemi została udostępniona zwiedzającym. Nie mamy wielu informacji
dotyczących historii tych miast. Z tego powodu ciągle stajemy w obliczu coraz
to nowych pytań. I tak np. wciąż nie za bardzo wiemy, jak ludzie mogli żyć w
tak zatłoczonych podziemiach? Obliczono bowiem, że podobno zamieszkiwało tam
jednorazowo 200.000 mieszkańców! To bardzo dużo, jak na owe czasy!
Na udostępnionym do
zwiedzania szlaku w Derinkuyu spotykamy niewiele kuchni. Wyglądałoby zatem na
to, że tam były kuchnie dla jednej, lub co najwięcej dwóch rodzin. W tej chwili
panuje pogląd, że wiele rodzin używało wspólnie jedną kuchnię – jak w byłym
ZSRR... Miało to jeszcze znaczenie strategiczno-obronne – dym z wielu kuchni
mógł nieprzyjaciołom zdradzić lokalizację podziemnych miast z wiadomym efektem.
Dlatego też ludzie używali tylko kilku palenisk kuchennych, które obsługiwały
całą populację.
Następna sprawa, to
sprawa tamtejszych WC. W podziemnych miastach Tatlarin i Gelveri toalety
zrobiono niezwykle starannie i mogą być używane nawet dzisiaj! Są tam nawet
podziemne szamba. W innych miastach nieczystości składowano do glinianych i
zamykanych naczyń, które potem wynoszono z podziemi do wiosek, które maskowały
wejścia do podziemnych miast, a dzięki czemu zapobiegano fetorowi i możliwości
zakażenia salmonellozą lub innymi chorobami tego typu.
Nie ma śladów odzieży,
którą nosili ludzie zamieszkujący te podziemia – przynajmniej nie znaleziono
ich w komorach i korytarzach na szlaku turystycznym. Na pewno używano grubszej
odzieży ze względu na niższą temperaturę panującą w podziemiach. Korytarze
wszystkich miast podziemnych mają 160-170 cm wysokości od spągu do stropu i nie
bardzo wiadomo, czy ludzie je zamieszkujący byli takiego właśnie wzrostu?
Na pewno wiadomo, że
znajdowały się tam zwierzęta gospodarskie i wytwórnie win, bowiem wskazują na
to stajnie, obory i winiarnie umieszczone na wszystkich poziomach miast.
Tymczasem wieśniacy uprawiali ziemię na równinach. Ziemia była powulkaniczna, a
zatem bardzo żyzna. Wypada tutaj postawić kolejne pytanie: jak ci ludzie byli w
stanie komunikować się ze sobą, kiedy zaatakowali ich wrogowie?
W Kapadocji są wzgórza i
góry takie, jak : Erdaş, Karadağ, Çağnı i Kahveci – na szczytach których
znajdowały się posterunki wartownicze, które przekazywały sobie informacje o
zagrożeniach przy pomocy błysków światła i innych umówionych sygnałów. Zazwyczaj
w takich przypadkach i w takim terenie porozumiewano się przy pomocy sygnałów
dymnych.
Podziemne miasta miały
swe znaczenie także w czasie szerzenia się chrześcijaństwa. W czasie prac
wykopaliskowych i porządkowych wydobyto stare monety, naczynia na kruszec i
olej do lamp, jednakże podziemne miasta nie są zamieszkiwane już od VIII w n.e.
Przez te 1.200 lat stały
one otworem i przenikał do nich deszcz i śnieg, kurz, kamienie i ziemia poprzez
otwarte drzwi i szyby wentylacyjne. Tymczasem ludzie mieszkali nadal we wsiach
nad nimi, nie zdając sobie sprawy z tego, co znajduje się pod ich stopami...
Największe
zainteresowanie współczesnych budzą niezwykłe drzwi, które zrobiono z
okrągłych, gładko ociosanych kamieni o grubości 55-65 cm, wysokości 170-175 cm i
wadze od 300 do 500 kg! Są one o wiele twardsze, niż skały tufowe tworzące
podziemne miasto. Ociosano je i obrobiono na powierzchni ziemi, a następnie
przetransportowano w dół, gdzie osadzono je na stałe.
Generalnie, wszystkie
miasta – te udostępnione dla turystów i te niedostępne dla publiczności –
położone są na wschodnich, południowych i zachodnich zboczach wzgórz. Na
północnej stronie nie budowało się ich, a to ze względu na ostre zimy i dużą
ilość śniegów, które w czasie nich spadały.
Jak dotąd, to n i k
t nie odpowiedział na zasadnicze
pytania: kto pierwszy zbudował te podziemne miasta, w którym wieku i jakie
plemiona tego dokonały oraz – co najważniejsze - d l a c z e g o je wybudowały???
I byłoby tyle mądrości
objawionej z przewodników i mądrych ksiąg.
Nasz przewodnik, o
jakimś niezmiernie skomplikowanym tureckim imieniu, które spolszczyliśmy do
polskiego Jacka, opowiedział nam jeszcze o tym, że dwa z tych podziemnych miast
są połączone tunelem o długości 40 km wybitym w skamieniałym tufie i obsydianie.
Brzmiało to niewiarygodnie, ale... Przypomniały nam się opowieści z polskiego i
słowackiego Spisza, w których mówi się o tajemniczym tunelu łączącym Zamek
Dunajec w Niedzicy z domniemanym Zamkiem Karpaty (z powieści Juliusza
Verne’a pt. „Zamek w Karpatach”) w Spišskim Podhradiu k./Prešova na
Słowacji, a który też miałby mieć długość prawie 40 km i przebiegać w
wapiennych skałach Pienin i Spišsko – Šarišskiego Medzihoria.[4]
Pięknie.
Są jednak rzeczy, które
budzą nasze wątpliwości, a mianowicie: na którym poziomie trzymano zwierzęta?
Na 1 czy na 7? Na pierwszym byłoby nie bardzo bezpiecznie, bo ryk bydła słychać
byłoby nawet spod ziemi – szczególnie w nocy. Na ostatnim też nie, bo fekalia
ściekając i przeciekając przez porowate skały skaziłyby wodę... Ten fakt staje
się niebagatelnym problemem!
Mówi się, że okoliczna
ludność chowała się w tych miastach przed Persami. Oczywiście pochód Persów
zaczynał się na wiosnę i kończył późną jesienią, a wszystko było uzależnione od
spyży. Bez tego ani rusz. Bez tego nawet najlepsza armia świata staje się
zbieraniną hałastry. Z Persji – dzisiaj Iran – do Kapadocji jest prawie 2.000
km w linii prostej. W praktyce o wiele więcej, bowiem nie idzie się tam przez
równiny, tylko góry i to wysokie. Zakładając, że armia perska poruszała się z
prędkością do 20 km dziennie – co jest szacunkiem zawyżonym – te dwa tysiące kilometrów
przeszłaby w ciągu 100 dni, czyli trzech miesięcy. A potem trzeba było wracać
na Wyżynę Irańską też 3 miesiące... - pozostała zatem okupacja tych terenów. I
tutaj kolejna wątpliwość – skoro Persowie okupowali te tereny w latach 546-333
p.n.e., to musieli wiedzieć o tych miastach. Nie jest możliwe, by ukryć fakt
ich istnienia na czas dłuższy, niż wyczerpią się zapasy zgromadzone w
podziemiach... Były przecież pola, które trzeba było uprawiać: orać, siać,
kosić i zbierać, zwierzęta, które trzeba było karmić, itd. itp. – a tego nie
dało się ukryć przed najeźdźcami. Takich cudów nie było, nie ma i nie będzie.
Takie pożal się Boże „wyjaśnienie” zadowala mieszczucha, ale nie kogoś, kto
jest związany z pracą na roli!
Przed Hetytami, czyli
1.800 lat temu tereny te zamieszkiwały ludy azjanickie, ale to nie one
zbudowały te podziemne miasta. Powstały one w epoce wczesnego Paleolitu – czyli
około 1 mln – 100.000 lat temu! Pytanie
brzmi – komu i do czego były potrzebne takie miasta? Jak dotąd oficjalna nauka
nie znalazła na nie odpowiedzi, a tymczasem odpowiedź jest prosta, gdy spojrzymy
na problem z punktu widzenia hipotezy o zamierzchłej Pracywilizacji na Ziemi –
cywilizacji, która poprzedza naszą własną, a której upadek zakończyła zagłada
Atlantydy 12.000 lat temu.
Wspomniany już tutaj dr
Jesenský w swej pracy twierdzi, że nasza cywilizacja wyrosła na gruzach i
popiołach poprzedniej cywilizacji Atlantydów, która pozostawiła po sobie
gigantyczne artefakty w postaci kamiennego sanktuarium w Marcahuasi, piramid w
Gizie i innych miejscach, kamiennych kul w Meksyku i na Słowacji, obserwatorium
w Stonehenge, kurhanów w Małopolsce, itd. itp., które spędzają sen z powiek
archeologom i poszukiwaczom Nieznanego.
Cywilizacja ta spłonęła
w ogniu termonuklearnej wojny, który przekształcił w pustynie tętniące życiem
obszary Afryki, obu Ameryk, Azji i Australii. Być może to ludzie zostali
zaatakowani przez Obcych z Kosmosu, którym Ziemia nadawała do osiedlenia się i
kolonizacji? Tego się już chyba nie dowiemy... Pozostały po tej zawierusze
obszary stosunkowo nietknięte przez wojenny kataklizm i jednym z nich jest
właśnie Kapadocja. To właśnie tutaj schowali się ludzie ocaleli z Wielkiego
Konfliktu i tutaj przetrwali najgorszy okres zmian klimatycznych po skończeniu
się IV Zlodowacenia (u nas zwanego Zlodowaceniem Północnopolskim). Niewykluczone,
że miasta te zbudowano jeszcze wcześniej – 1,8 mln lat temu, kiedy zaczęło się
I lub II Zlodowacenie (w Polsce: Przasnyskie i Południowopolskie [Krakowskie])
– najgorsze ze wszystkich – które objęły pół Europy i zaostrzyły znacznie
klimat nad Morzem Śródziemnym. Tak czy inaczej – budowa tych miast ma ścisły
związek ze zmianami klimatycznymi na Ziemi. A tylko wojna nuklearna
spowodowałaby tak katakliktyczne zmiany klimatu porównywalne jedynie z efektami
impaktu asteroidy!
Ciekawa rzecz, bo
patrząc na te wszystkie budowle, przypomniała się nam relacja dr Ludmiły
Szaposznikowej o tajemniczej krainie Szambalii – Szanszun-go czy też
Krainie d’Bus[5],
(którą James Hilton nazwał Shangri-la w swej powieści „Zaginiony
horyzont”), a w której mędrcy mieszkali w wydrążonych iglicach skalnych nad
świętym jeziorem Nam-co-to-rin. Zgadzało się prawie wszystko, nie było tylko
świętego jeziora Nam-che...[6]
I jeszcze jeden, naszym
zdaniem tajemniczy fakt, o którym opowiedział nam nasz przewodnik, a
mianowicie: dłuższe przebywanie w korytarzach podziemnych miast powoduje
napromieniowanie ciała człowieka słabymi dawkami promieniowania jonizującego,
co stwierdził na samym sobie w trakcie lekarskich badań okresowych w Ankarze.
To naturalne – tufy, obsydiany i inne skały wulkaniczne zawsze promieniują
silniej, niż normalne radioaktywne tło Ziemi, co można stwierdzić np. w Tatrach
Wysokich, których granity wypromieniowywują 21-30 μSv/h i więcej. W przypadku
Kapadocji, dawki są silniejsze i dłuższa ekspozycja na nie grozi konsekwencjami
dla zdrowia człowieka i zwierząt. Czyżby to były namacalne ślady Wielkiego
Konfliktu?
Tak czy owak – wychodzi
na to, że te podziemne miasta były po prostu
s c h r o n a m i przed opadami
radioaktywnymi, które od czasu do czasu nawiedzały to miejsce – wszak niedaleko
od Kapadocji znajdują się pustynie Arabii Saudyjskiej, Radżastanu (Thar) i
Sahara, które – jeżeli mamy wierzyć starym tekstom świętych ksiąg hinduskich i
legendom ludów Afryki – były celem uderzeń broni masowego rażenia w Wielkim
Konflikcie Bogów-Astronautów przed 120 wiekami. A zatem podziemne budowle
Kapadocji stanowią kolejne ogniwo w długim łańcuchu dowodów na to, że nie
jesteśmy pierwsi na tej planecie...
[1]
Przekład R. K. Leśniakiewicz – dostępny w Internecie na stronie „Xięgi
niewydane” - http://hyboriana.blogspot.com
[2] Brinsley le Poer-Trench –
„Operacja Ziemia”, Londyn 1978 – przekład R. K. Leśniakiewicz.
[3]
Brinsley le Poer-Trench – „Men Among Mankind”, Londyn 1978 – przekład R. K.
Leśniakiewicz; Ludwik Zajdler – „Atlantyda”, wydanie IV, Warszawa 1980.
[4] Zob. Robert K.
Leśniakiewicz – „Projekt Tatry”, Kraków 2002.
[5] Czytaj Ui lub Üi.
[6] Zob. także F. A.
Ossendowski – „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”, Poznań 1930.