Michaił Kuzmin
Grupa badaczy Tunguskiego Meteorytu
pod kierownictwem W. A. Romejko
znalazła w próbkach ziemi na miejscu katastrofy strimerglasy – tajemnicze pozostałości nieziemskich prymitywnych
zwierząt morskich.
W dniu dzisiejszym na pewno nie
ma człowieka, który nie słyszałby o anomalnych strefach i cudach, jakie tam od
czasu do czasu mają miejsce. Na mapie w naszej stacji mamy takich miejsc
mnóstwo, i ich większość już została przebadana przez badaczy Nieznanego i
paranormalnego. I mamy w Rosji jeszcze więcej takich miejsc, które są w stanie
zdziwić swymi właściwościami każdego.
Wizyta
informatora
Uroczysko X – to
jest jedna ze starszych anomalnych stref w Rosji. Nie jest tak łatwo doń
dotrzeć, a i na mapach też go nie ma. Dla dzisiejszego pokolenia ufologów Uroczysko
X stanowi bardziej mit, niż rzeczywistość.
Zacznijmy od tego, że w całym
szeregu ostatnich publikacji o tej anomalnej strefie znajduje się błąd. Miejsce
to nie znajduje się w Jarosławskiej Obłasti – jak twierdzi wielu – ale w
Wołogodskiej. I nie choć-gdzie, ale pośrodku Darwinowskiego Państwowego
Biologicznego i Biosferycznego Rezerwatu, nieopodal centrum administracyjnego –
osiedla Borok.
W roku 1991 ten rejon bardzo
zainteresował jarosławskich ufologów. Wysłano w tamten rejon prawie 20
naukowych ekspedycji, w trakcie których udało się zebrać dużą ilość relacji
naocznych świadków, opisujących np. niebywałą wprost aktywność UFO w Borokskim
Rejonie. No, ale skąd wzięły się pierwsze doniesienia o istnieniu w tym rejonie
strefy anomalnej? I dlaczego sama miejscowość nazwana została tak dziwnie – Uroczysko
X? na te pytania należy odpowiedzieć dokładniej.
Jeżeli idzie o nazwę, to sprawa
jest prosta: „X” w tym przypadku nie
należy czytać tak, jak łacińskie „iks”, ale jak rosyjskie „ch” – w tym
przypadku pierwszą literę z nazwy wsi Chotowiec – po rosyjsku Хотовец.
A wszystko zaczęło się w 1988
roku, kiedy to do pracowników Jarosławskiego Planetarium zgłosił się niejaki Aleksandr Pietrowicz Gusiew – który był
mieszkańcem Jarosławia, ale urodził się i wychował w Chotowiecu, w Wołogodskiej
Obłasti. Według słów Gusiewa, w jego rodzinnej wsi i jej okolicach w swym
czasie działy się niewiarygodne rzeczy, które miały związek z odwiedzinami
Ziemi przez przedstawicieli inno planetarnych cywilizacji.
Ogniste
strzały
Wkrótce po tej wizycie w
Planetarium miało miejsce zebranie Towarzystwa Astronomiczno-Geofizycznego
„Meridian”, które zajmowało się problematyką ufologiczną. Członkiem „Meridianu”
był Walerij Aleksandrowicz Kukuszkin
– kierownik zorganizowanej przy Towarzystwie grupy badań zjawisk anomalnych.
Aleksandr Gusiew wystąpił przed zgromadzonymi. Jego opowiadanie wydało się
słuchającym więcej, niż fantastyczne.
Gusiew już dawno nie mieszkał w
swych rodzinnych stronach, ale pamiętał wydarzenia, które tam miały miejsce, i
to dość dokładnie. Wedle jego słów, dziwne rzeczy zaczęły dziać się we wsi
Chotowiec i jej okolicach jeszcze w 1890 roku. W tych dawnych czasach zdarzyło
się tam coś bardzo dziwnego i niewiarygodnego: na niewielki wzgórek znajdujący
się obok jeziora, jakieś 100 m od wsi, spadł z nieba wielki obiekt. Na miejscu
jego spadku pokazała się wielka jama. Kiedy miejscowi pokonali strach, udali
się na miejsce katastrofy, to ujrzeli w jamie „poruszające się ogniste
strzały”. Co oni rozumieli pod tym pojęciem, nie wiadomo do dziś dnia…
Od tego czasu ludzie bali się
podejść do tej jamy, a który się odważył to cierpiał potem na bóle głowy i
innych zdrowotnych niedomagań. Wkrótce też we wsi i okolicznych miejscowościach
zaczął się ni z tego, ni z owego pomór bydła.
Górka, na którą upadło to
kosmiczne dziwo nazywała się Osarki. Widząc co się dzieje, miejscowy pop
postanowił przywieźć tutaj konny wóz z gaszonym wapnem, który używano do budowy
kamiennej cerkwi w jednej z sąsiednich wsi. Jamę z „ognistymi strzałami”
zasypano. Wkrótce na Osarkach postawiono drewnianą cerkiew. Zachowały się
pisemne wzmianki o tym, że w tej właśnie cerkwi działały jakieś „nieczyste
siły”. Przejawiało się to tym, że niekiedy sługom Bożym robiło się jakoś
tak głupio, zaczynały się bóle i zawroty
głowy, i długo tam nikt nie mógł wytrzymać.
„Żelazny
parowiec”
Po upływie 10 lat od spadku
niezwykłego obiektu, miało tam miejsce jeszcze jedno dziwne wydarzenie. Pewnego
razu, w środku białego dnia nad jeziorem, które nazywało się tak jak wieś –
Chotowiec – pojawił się niespodziewanie ognisty obiekt. Miejscowi nazwali go
„żelaznym parostatkiem”. Doleciawszy do jednego z pobliskich wzgórz – hełmów –
obiekt wbił się weń i wszedł pod ziemię.
Po drugiej wizycie NLO,
anomalii w okolicy jakby przybyło. Po pewnym czasie mieszkańcy wsi zaczęli
zauważać, że woda w jeziorach i rzekach, a jest ich trochę w tej okolicy,
zaczęła w dziwny sposób wibrować a w tym czasie wszystko dookoła odzywało się
jakimś dziwnym, wysokim dźwiękiem.
W niewielkiej zatoczce, w
której chętnie kąpały się miejscowe kobiety, a także i w całym jeziorze woda
zaczęła przejawiać dziwne właściwości. Jeżeli – jak twierdzili miejscowi – ktoś
przebywał w niej nie więcej niż 5 minut, to na brzeg wychodził zdrowszym i
młodszym. Skóra po takiej kąpieli stawała się ponownie gładka i elastyczna, zaś
ludzie cierpiący na przewlekłe choroby rychło zdrowieli. Ale jeżeli w jeziorze
przebywało się dłużej niż 5 minut, to następował efekt odwrotny. Samopoczucie
człowieka rychło się pogarszało.
No i jeszcze na dobitkę, po
spadku tego dziwnego „żelaznego parostatku” ludzie zaczęli spotykać w miejscach
swego zamieszkania dziwne człekopodobne stworzenia o zielonych twarzach – z opisu
bardzo podobnych do Obcych – takich, jakich znamy Ich teraz (Szaraków).
Ekspedycja
Walerija Kukuszkina
Opowiadanie Gusiewa tak bardzo
poruszył słuchających, że zdecydowano wysłać w Borokskij Rejon ekspedycje
badawczą. Walerij Kukuszkin – były deputowany do Rady Miejskiej – miał wielki
autorytet, dzięki któremu, nie zważając na protesty pracowników rezerwatu –
udało się mu uzyskać zezwolenie na prowadzenie badań w tamtym rejonie.
Przybywszy do rezerwatu grupa
ustaliła, że na miejscu dość ludnej wsi Chotowiec już niczego nie było. Ludzie
opuścili swoją wieś jeszcze w latach 50. Pomimo tego, w sąsiednich wsiach
ludzie jeszcze się ostali. Okazało się przy tym, że zgodnie z planami rządowymi
powstałymi kilkadziesiąt lat temu, Chotowiec jak i inne wioski z okolic
Zbiornika Rybińskiego (58°35’N –
037°59’E) były przeznaczony do zatopienia.
Zbiornik Rybiński i jego okolice są przepiękne, ale także bagniste i moczarowe
Plan ten pozostał planem, ale
większość mieszkańców się przeniosła gdzie indziej. Ci, którzy tam pozostali,
okazali się ludźmi odciętymi od cywilizacji. W ich domach nie było ani gazu,
ani elektryczności (!!!) – a po zmierzchu ludzie oświetlali swe domy lampami
naftowymi (!!!) zaś jedzenie gotowali na piecu, zaś niektórzy mieli patefony i
można nawet było posłuchać muzyki.
W latach 1991-97, Walerij
Kukuszkin przedsięwziął w ten rejon 27 ekspedycji, w czasie których
zarejestrował 2000 relacji dotyczących zachodzących na tym miejscu dziwnych
wydarzeń.
Świadectwa
naocznych świadków (z materiałów Kukuszkina)
W.
Piestriakow, mieszkaniec wsi Własicha:
W
ubiegłym roku, pod koniec lata wydarzyło się coś takiego. Ujrzałem mianowicie,
jak nad tym bliższym lasem zawisła ognista kula. Posiwiała ona tam czas jakiś,
potem zabrał się z tego miejsca i kamieniem runął w dół. Poszedłem na to
miejsce, i na miejscu, pośród trawiastych kęp ujrzałem wypalony krąg trawy. To
nie było żadne ognisko, bowiem nie było tam ani węgielka. Wypalony obszar miał
kształt trójkąta, którego krawędzie były równe. A z wierzchu jakby było tam
posypane popiołem.
A. A. Bojarskow,
mieszkaniec wsi Plenisznik:
3
sierpnia 1991 roku, o godzinie 23:05 MST[1],
na północno-wschodnim skraju nieba zauważyłem dziwny, świecący się obiekt.
Wyglądało to jak świecąca kula z niewielką świecącą się płaszczyzną na
wierzchu. Obok niej świeciło się kilka różnokolorowych światełek. Po 15
minutach kula zaczęła podnosić się do góry. Nie było to widoczne zbyt dobrze,
bo przeszkadzał Księżyc, ale pozostała aureola po tym świetle. Potem z tego
właśnie położenia kula poleciała na południe i naraz rozdzieliła się na cztery
równe części, które oddalały się kolejno migocząc, a potem znikły z oczu.
A. I. Sziszina –
mieszkanka wsi Samsza:
Jakieś
dwa lata temu, w sierpniu, pewnej nocy obudziło mnie silne światło świecące
prosto w oczy. Podeszłam do okna, wyjrzałam na ulice i oczom nie wierzę – na
niebie naprzeciwko domu wisiała świecąca pomarańczowa kula o rozmiarach
Księżyca w pełni. Odchodziły od niej dwa szerokie, świetliste promienie, z
których jeden uderzał w moje okno. Po kuli od czasu do czasu przebiegały
srebrzyste punkty, od czego potem zaczęła ona zmieniać kolor i świecić
srebrzystym światłem. Potem ona ruszyła się z miejsca i powoli poleciała na
południe – w kierunku sąsiedniej wsi.
Kto
wspomni Borkowską Strefę Anomalną?
W ekspedycjach zorganizowanych
na ogólnych zasadach uczestniczyli poza nielicznymi specjalistami także ludzie
zajmujący się ufologią, którzy jednak nie zajmowali się badaniami stricte
naukowymi. Pracom przeszkadzali także pracownicy rezerwatu, którzy nie chcieli
(dlaczego???) wpuszczać ufologów na swoje tereny.
Po pewnym czasie Walerij
Aleksandrowicz przestał walczyć z przeciwnościami i trudnościami w organizacji
ekspedycji. Wiek też robił swoje: pojawiły się u niego problemy ze zdrowiem.
Badania wreszcie zakończono.
W. A. Kukuszkin i jego książka o Uroczysku X
Podsumowaniem jego ogromnej
pracy stała się książka pt. „Chimery Uroczyska X”, ale sama nazwa wsi Chotowiec
nie figuruje tam z pewnych względów.
Od czasu ostatniej ekspedycji
minęło już 15 lat. Poza nim Borokską Strefę Anomalną – jak jeszcze nazywa się Uroczysko
X – już jej nie badał żaden ufolog. Dzisiaj ten teren, mimo
odnotowanych tam ogromnej ilości dziwnych zjawisk, jest niemal zapomniany. Mamy
nadzieję, że nie na zawsze…
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
21/2012, ss. 30-31
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert
K. Leśniakiewicz ©