Z
powyższych informacji widać jednak, że anomalia pogodowe nie są niczym nowym na
naszym kontynencie i zdarzały się
zawsze, odkąd ludzie nauczyli się
przekazywać o nich wiedzę z pokolenia na pokolenie. Po drugie – opisy tych
kataklizmów mają wiele zbieżności z tym, co pisał opat o. dr Mauritius Knauer w swym „Kalendarzu
Stuletnim” (zainteresowanych odsyłamy do naszej publikacji pt. „Prognoza pogody
na rok 2002” na łamach „Nieznanego Świata”, NB, gdzie wraz z Wiktorią Leśniakiewicz udowadniamy, że
wielkie powodzie z lat 1997 i 2001 były do przewidzenia oraz do serii broszur
„Nostradamus i jego przepowiednie”, Warszawa 1996-2004.)
Co
z tego wynika? Ano to, że nie należy wylewać dziecka z kąpielą – jak to robią
nasi niektórzy „uczeni” i „eksperci”, którzy odsyłają tego rodzaju prognozy do
diabła twierdząc obłudnie, że są „nienaukowe” i „ludowe” – i jako takie nie
mające racji bytu w uczonym świecie – jak twierdził nasz przyjaciel – red. Andrzej Zalewski (1924-2011) z Eko
Radio PR-1. Prawda jest nieco inna – te prognozy zostały jednak opracowane w
sposób naukowy, metodyczny i celowy. Bez żadnych odwoływań się do religii czy
magii. Systematyczność prowadzonych obserwacji przez długie lata jest najlepszą
rękojmią tego, że są one niezawodne. W ten sposób powstały zdumiewająco
precyzyjne kalendarze Majów czy astronomiczne obliczenia ludów z basenu Morza
Śródziemnego i Azji. Nie dysponowały one komputerami i modelami matematycznymi,
ale niską jakość obserwacji kompensowano ich ilością, czego nie mogą zrozumieć Erich von Däniken i jego stronnicy.
Zero mistyki, zero Kosmitów, zero Braci w Rozumie, tylko oczy i pomiary –
tysiące pomiarów, myślenie i obliczenia. Dokładnie to samo było z „Kalendarzem
Stuletnim”: mrówcze zapisywanie stanu pogody przez długie lata, obserwacje i
wyciąganie wniosków po maglu interpretacyjnym tak uzyskanych danych. To raz.
Po
drugie zaś, anomalie – jak widzimy chociażby w ostatniej dekadzie XX stulecia i
pierwszych latach XXI wieku – istnieją w dalszym ciągu, a wroga Przyrodzie i
wybitnie destrukcyjna działalność człowieka doprowadziła do ich zagęszczenia
się w coraz krótszych jednostkach czasu i w niektórych miejscach do ich
kumulacji, czego przykłady mieliśmy w latach 1997 i 2001 – najpierw powodzie a
potem wściekłe upały, które w średniowiecznej Europie musiałyby doprowadzić do
morowej zarazy i zdziesiątkowania populacji kontynentu; także długie lata w
1992 i 2003 roku i wywołane przez nie susze są wynikiem kumulacji kilku
czynników i rozregulowania przez efekt szklarniowy mechanizmu pogody na kontynencie.
Mechanizm pogody zaczyna się psuć w XVI wieku, kiedy z kontynentu europejskiego
znikają puszcze, a na ich miejsce pojawiają się miasta i pola uprawne, a potem
coraz większa industrializacja, która od XIX wieku zaczyna obracać się przeciw
człowiekowi.
Czego
możemy się spodziewać? Nade wszystko kolejnych – coraz groźniejszych – anomalii
pogodowych. To rozumieją ekolodzy, to rozumieją ludzie związani z „Nieznanym
Światem”, to rozumieją ludzie zaangażowani w ochronę Przyrody – zarówno
niektórzy globaliści (a tak! są tacy!!!) jak i alterglobaliści. Niestety –
politycy i ludzie biznesu pozostają głusi i ślepi na ostrzeżenia, które Natura
wysyła pod naszym adresem. To im należy zawdzięczać coraz większe skażenie
środowiska, choroby cywilizacyjne gnębiące Ludzkość i pogłębiający się efekt
cieplarniany, odwracanie się biegu prądów oceanicznych i pustynnienie żyznych
dotąd regionów – a co za tym idzie głód, choroby i niewyobrażalne cierpienia
milionów ludzi żyjących w skrajnym, obezwładniającym ubóstwie. To oni są
odpowiedzialni za Głos obrońców
Przyrody i planety Ziemia jest na razie głosem wołającego na puszczy.
Do
czasu.
Tylko,
że kiedy dotrze to do otumanionych władzą i mamoną omroczonych mózgownic i ciasnych serc, będzie już za
późno na cokolwiek.
* * *
Słowa te napisaliśmy w grudniu 2004 roku. Czy coś się
zmieniło od tego czasu? Nic się nie zmieniło – Przyroda jest nadal wystawiona
na najgorszą próbę – pazerność i nieobliczalną głupotę Homo sapiens sapiens. Natomiast sprawdza się najczarniejszy z
możliwych scenariuszy globalnego ocieplenia: wszystkie kontynenty nawiedzają
coraz silniejsze i coraz bardziej niszczące anomalie pogodowe. I jest ich coraz
więcej, a ich energia cały czas wzrasta. Niedawno media podały bardzo
niepokojącą wiadomość:
“Pamiętacie
sceny z filmu katastroficznego ”2012”, w których prezydent USA (Danny Glover)
ginie razem z mieszkańcami Waszyngtonu podczas nawiedzającej Amerykę śnieżycy?
A może oglądaliście film ”Pojutrze”, w którym ludzkość przestaje istnieć z
powodu nadejścia kolejnej epoki zlodowacenia? To uważajcie: służby odkryły, że
mróz, który sparaliżował na przełomie marca i kwietnia Europę, to efekt
groźnego zjawiska. Tak groźnego, że…
Mroźny
marzec i kwiecień to nie przypadek! Polarny prąd strumieniowy (słynny
Golfsztrom), który otulał nasz kontynent (ale też część Ameryki) przestał
istnieć! Naukowcy nie mają już, co do tego najmniejszej wątpliwości. A to
oznacza, że naturalna osłona, która stabilizowała klimat na Ziemi została
zniszczona. Stało się tak prawdopodobnie na skutek szkodliwej dla środowiska
działalności człowieka.
Służby,
które monitorują podobne zjawiska o wszystkim wiedzą. Rodzi się tylko pytanie:
czy powstał jakiś plan awaryjny, na wypadek nasilania się zjawiska
zagrażającemu życiu? Przecież brak wiosny, będzie skutkował trudnymi do
przewidzenia zaburzeniami w samoregulującej się z reguły naturze! Fauna i flora
w poszczególnych szerokościach geograficznych nie będą już tak obfite. Czy
wyginięcie jakiś gatunków zwierząt i roślin może zagrażać życiu ludzi? Wiele na
to wskazuje.
Co
więcej, służby meteorologiczne twierdzą, że na szybkie ocieplenie też nie
możemy liczyć. Słońce wprawdzie gdzieniegdzie wyjdzie zza chmur, ale mają
wrócić śnieżyce, przez które Polska będzie w śniegu jeszcze do końca tego
tygodnia. Specjaliści dodają przy okazji, że nie są w stanie zapewnić nas, iż
mróz nie chwyci także w przyszłym tygodniu.”
Źródło: http://www.fakt.pl/Do-kiedy-bedzie-snieg-Sluzby-odkryly-tajemnicze-zjawisko-,artykuly,206026,1.html
Informacje te podał „Fakt” – tabloid o niewielkiej
wiarygodności, ale czy oznacza to, że akurat ta informacja może być
nieprawdziwa? Problem polega na tym, że zatrzymanie się Golfstromu oznaczałoby
przejście do Epoki Lodowej i to bardzo szybkie. Po prostu zniknąłby strumień
ciepła, który ogrzewał Północną Europę, część Ameryki i Arktyki. I jeszcze
jedna informacja z Internetu:
Obecna
fala nietypowych chłodów i śnieżyc to paradoks pogodowy, który może pojawiać
się coraz częściej, a co jeszcze bardziej zaskakujące, wszystko to przez postępujące
ocieplanie się klimatu w Arktyce.
Ciągłe
pomiary meteorologiczne zaczęto prowadzić w Warszawie w 1779 roku, czyli aż 234
lata temu. To stąd właśnie wiemy, że klimat w Polsce bez wątpienia ociepla się,
ale nie jest to trend jednostajny, który sprawia, że każdy kolejny rok jest
cieplejszy od poprzedniego.
Podobnie
jest z zimami, jedne są łagodne (na przełomie 2006 i 2007 roku mieliśmy
najcieplejszą zimę w dziejach meteorologii), a inne srogie (jak ta z przełomu
2009 i 2010 roku). Różnice z intensywności zim są w naszym kraju bardzo duże.
To, jak je odbieramy, często jest skutkiem pogodowych, a nie klimatycznych
anomalii.
Jedną z
nich jest tzw. blokada cyrkulacji, o której usłyszeliśmy w 2006 roku, bo
właśnie wtedy dała się nam nadzwyczaj we znaki, przynosząc tęgie mrozy w
styczniu i opóźniając nadejście wiosny. Blokada ta była też przyczyną rekordowo
upalnego lipca tego roku.
Od 2007
roku mieliśmy serię wyjątkowo wczesnych wiosen, bo marce i kwietnie okazywały
się nadzwyczaj ciepłe wobec normy z ostatnich 30 lat. Jednak zimy ciepłe już
nie były, a wręcz przeciwnie, przynosiły tęższe niż zwykle fale mrozów, jak na
przykład w lutym 2012 roku, kiedy na Pomorzu odnotowano najniższe temperatury
od 25 lat.
To była
ostatnia tak dotkliwa blokada cyrkulacji strefowej odczuwana w Polsce.
Większość zimowych miesięcy okazało się jednak normalnych pod względem średniej
temperatury. Działo się tak dlatego, że fale większych mrozów były pokrywane
przez głębsze odwilże i bilans miesięczny wychłodził na zero.
Pierwsza
od roku blokada, która rozpoczęła się w drugiej dekadzie marca i trwa do tej
chwili, ma cechy tych poprzednich. Pasuje do niej, jak ulał, opis, jaki
zamieściliśmy na łamach serwisu przed rokiem w lutym, kiedy próbowaliśmy
wytłumaczyć skąd się wzięła 2-tygodniowa fala ponad 20-stopniowych mrozów.
W
pogodzie też występują standardy i jest nim właśnie cyrkulacja strefowa, czyli
swobodny przepływ układów niżowych przez Europę z zachodu na wschód. Mamy
wówczas kilka dni z opadami, w zależności od temperatury, śniegu lub deszczu, a
następnie parę dni słonecznej i suchej aury z większym mrozem.
Tak
właśnie wygląda typowa zima w naszym kraju. Jednak od czasu do czasu i to
niestety coraz częściej, dochodzi do zablokowania tego przepływu niżów przez
wyż. W poprzednich takich sytuacjach albo pojawiał się on nad wschodnią Europą,
albo, tak jak obecnie, nad Skandynawią i Morzem Norweskim.
Wyż
powoduje spychanie prądu strumieniowego, a więc korytarza, którym wędrują niże,
bardziej niż zwykle na południe. To oznacza dla nas nie tylko większy mróz,
lecz również spore opady śniegu, występujące na przemian. A co dzieje się wtedy
w Arktyce, skąd zimne powietrze zostało zepchnięte m.in. nad Polskę?
Wcale
nie jest jeszcze zimniej, tylko dużo cieplej. Tak było w lutym 2012 roku, tak
jest i teraz. Obecnie biegunem nietypowego ciepła jest zachodnia Grenlandia i
północno-wschodnia część Kanady, zaś przed rokiem były północne wybrzeża Rosji.
Średnia temperatura była tam na początku lutego 2012 roku wyższa od normy aż o
25 stopni. To absolutnie spektakularne wydarzenie, które wpisało się do
pogodowych kronik i będzie się wpisywać coraz częściej.
Główną
przyczyną jest rekordowe topnienie pokrywy lodowej w Arktyce. Na przełomie lata
i jesieni 2012 roku mieliśmy najmniejszy zasięg lodu od czasu pierwszego
pomiaru satelitarnego w 1979 roku. Naukowcy są zdania, że uwolniona w ten
sposób energia musi się jakoś skumulować i w ten sposób przesuwa za bardzo na
południe prąd strumieniowy, a występująca wówczas blokada cyrkulacji zaburza
nam pogodę.pl
Czy nadeszła następna Mała Epoka Lodowa?
Co to
oznacza na chłopski rozum? Że jeśli Arktyka nadal będzie się ocieplać w takim
tempie, jak obecnie, to z wyjątkowo mroźnymi zimami w Europie i na znacznym
obszarze północnej półkuli Ziemi, będziemy mieć do czynienia coraz częściej.
Podczas,
gdy będziemy się zmagać z prawie 30-stopniowymi mrozami, w Arktyce przy
ekstremalnym cieple będą się roztapiać wieczne lodowce, i to w samym środku
zimy, pod osłoną nocy polarnej. Czy można sobie wyobrazić bardziej niepokojące
zjawisko?
Musimy
zrozumieć, że ocieplanie się klimatu oznacza wzrost średniej rocznej
temperatury, oznacza również, że będziemy świadkami coraz większych anomalii
pogodowych. Zimy będą coraz cieplejsze, ale nie oznacza to, że będzie taka
każda jedna.
Blokady
będą się zdarzać również latem, kiedy będą zapewniać albo długie okresy chłodne
i deszczowe, które mogą prowadzić do powodzi (tak właśnie było wiosną i latem
2010 roku), albo też długotrwałe fale upałów i susze (jak ta późnym latem 2012
roku, która przyniosła rekordowo niski poziom wody w Wiśle).
Nie
można z dużym wyprzedzeniem określić, kiedy owa blokada się powtórzy. Występuje
ona średnio raz na kilka lat, ale zdarza się, że kilkukrotnie w ciągu jednego
roku. W tym roku może się ona powtórzyć, ale nie musi. Dowiemy się o niej
dopiero, gdy trochę dłużej niż zwykle będzie zbyt chłodno, mokro, deszczowo
albo sucho. Nie będziemy jednak w stanie określić, jak długo ona potrwa, choć z
ostatnich obserwacji wynika, że zazwyczaj nie dłużej niż miesiąc, półtora
miesiąca.
Nie bez
znaczenia jest też ludzka natura, która sprawia, że głośno narzekamy, gdy jest
nadzwyczaj zimno. To właśnie wtedy pojawia się najwięcej, zupełnie
niepotwierdzonych dowodami teorii, że klimat nagle się ochładza i wszystko
skuje lód. Jednak, kiedy jest wyjątkowo ciepło, to fakt ten przemilczamy, bo to
nam właśnie odpowiada.
W ten
sposób szybko zapomnieliśmy o rekordowo gorącym końcu kwietnia 2012 roku, kiedy
pojawił się najwcześniejszy upał w dziejach polskiej meteorologii. A przecież
to zjawisko było równie istotnym przykładem zmian klimatycznych, co obecnie
opóźniająca się wiosna. Dlatego obecna fala chłodów i śnieżyc nie jest w żadnym
razie zaprzeczeniem ocieplania się klimatu, lecz jej najbardziej dosadnym potwierdzeniem.
Liczmy
się w przyszłych latach z zimami bardzo ciężkimi i długotrwałymi, jak i
wyjątkowo łagodnymi, bo one będą stanowić jeden z bardzo wielu elementów zmian
klimatycznych. Klimat umiarkowany pod którego wpływem znajduje się Polska
sprzyja bardzo zróżnicowanym zjawiskom pogodowym i nie raz jeszcze będziemy
tego świadkami.
I kolejne info w sprawie
zatrzymania się Golfstromu:
Czy Prąd Zatokowy, Golfsztrom, przestał istnieć?
Trudno
powiedzieć, kiedy dokładnie nastąpiła ta istotna zmiana na Ziemi, według danych
satelitarnych z końca 2010 roku prąd zatokowy, słynny Golfsztrom przestał
istnieć. Skutki dla klimatu mogą być katastrofalne, może nas czekać nowa epoka
lodowcowa w Europie.
Cały
system oceanicznych pływów na Północnym Atlantyku jest kluczowy dla właściwego
zarządzania ciepłem na naszej planecie. To dzięki prądowi zatokowemu Irlandia i
Anglia nie są skute lodem a kraje skandynawskie nie są za zimne do
zamieszkania. To ciepły prąd zatokowy jest kluczowym elementem utrzymującym
temperaturowe status quo i chroniącym nas przez nową epoką lodowcową.
Zjawisko,
o którym tu wspominamy to cyrkulacja termohalinowa. To właśnie ona zanika w
wielu miejscach na świecie. Golfsztrom to „rzeka” ciepłej wody, która
przemierza cały Atlantyk sięgając Murmańska. Ogrzewa on Europę zapobiegając
przedostawaniu się tam polarnych wiatrów.
Mechanika
płynów uczy nas, że strumień wody o pewnej gęstości przy natrafieniu na płyn
większej gęstości ulega zakłóceniu. Golfsztrom wpadł w taki region w okolicy
Zatoki Meksykańskiej, w której zwykle biegł, ale zalegająca na dnie ropa
naftowa spowodowała jego całkowite zaburzenie aż do praktycznego rozproszenia.
Pierwszym,
który zaalarmował, że Golfsztrom się zatrzymał był Dr Gianluigi Zangara, fizyk
teoretyczny z Instytutu Frascati we Włoszech. Naukowiec ten przez wiele lat
współpracował w grupie roboczej zaangażowanej w monitorowanie tego, co dzieje
się w Zatoce Meksykańskiej. Jego publiczne zwrócenie uwagi na ten problem nosi
datę 12 czerwca 2010 roku, czyli artykuł opublikowany przez Zangarę. Swoją
konkluzję poparł zdjęciami satelitarnymi wykonanymi z satelity CCAR Colorado.
Doniesienia
wzbudziły na chwilę zainteresowanie środowiska naukowego, ale podjęto szybko
próbę zdyskredytowania danych, na jakich opierał się Zangara. Uznano, że dane
są nie warte zaufania. Mimo to Dr Zangara podtrzymuje to, co stwierdził i
dodaje, że zlodowacenie w najbliższej przyszłości jest nieuniknione właśnie z
powodu katastrofy ekologicznej w zatoce.
Zangara
stwierdził, że wielka ilość ropy długo powiększała się i pokryła tak ogromny
obszar, że wywiera to istotny wpływ na system regulacji temperaturowej planety
poprzez zrywanie połączenia między warstwami płynącego strumienia ciepłej wody
morskiej. Dane satelitarne wskazywały na to, że Golfsztrom załamuje się 250
kilometrów na wschód od Północnej Karoliny i to pomimo tego, że szerokość oceanu
w tym miejscu to ponad 5000 km.
Komentarz
ZnZ:
Czy
ktoś słyszał w mediach o kłopotach z Golfsztromem? Nie sadze, a może to być
jeden z głównych czynników zmian klimatycznych na naszej planecie. Kto wie czy
katastrofa w Zatoce Meksykańskiej jest jeszcze tylko lokalną katastrofą
ekologiczną czy już wielką katastrofą o skali globalnej. Doświadczane zmiany
cyrkulacji atmosferycznej nad Azją mogą być po prostu następnymi kostkami
domina spadającymi, jako konsekwencja jednego zdarzenia, które jego spadanie uruchomiło.
Tegoroczne wyjątkowo zimne Święta Wielkanocne i
wyjątkowo upierdliwa zima są także pochodnymi zjawiska globalnej cieplarni,
czego nie potrafią i nie chcą zrozumieć ludzie dla których pogłębianie efektu
globalnej cieplarni jest źródłem zysku. Jest to po prostu kolejna anomalia
klimatyczna, która powoduje pewne przemieszczenie pór roku wynoszące około
miesiąca. Długa ubiegłoroczna jesień trwająca niemal do grudnia musiała zostać
skompensowana kosztem wiosny, która może być zredukowana do 1-2 tygodni… - a
coś takiego obserwujemy od pewnego czasu. W tej chwili nie odważę się stawiać
jakichkolwiek prognoz, bo biorą one w łeb równie szybko, jak się je stawia.
Tak już nawiasem mówiąc, to chyba jeszcze trzeba
przypomnieć o tym, że ostatnio Przyroda przypomniała nam o zagrożeniach z
Kosmosu. Bombardowanie meteorytowe w Czelabińsku, bliskie przejście asteroidy
2012 DA14 i jasnej komety C/2011 L4 (PANSTARRS) – w październiku drugiej ponoć
jeszcze jaśniejszej C/2012 S1 (ISON) – może doprowadzić do kolejnych
perturbacji pogodowych. Przypominam wiosnę 1987 roku, która była chłodna i
paskudna – a poprzedziło ją w lutym 1986 roku przejście komety 1 P/Halley.
Kometa ta traci w czasie jednego przelotu ok. 250.000.000 ton swej materii – i
część z niej spada na Ziemię. W latach 1996 i 1997 przez Układ Słoneczny
przeszły dwie jasne komety: C/1996 B2 Hayakutake i C/1995 O2 Hale-Bopp w
rezultacie czego mieliśmy wielką wodę w lipcu 1997 roku! Nie chcę być złym
prorokiem, ale wygląda na to, że ten i przyszły rok będą znowu deszczowe, bo
Ziemi znów się „labnie” materii kometarnej do atmosfery, co spowoduje wzrost
ilości jąder krystalizacji i opady…
Jedno jest absolutnie pewne – musimy być gotowi na
następne, niebezpieczne anomalie klimatyczne, które mogą w nas uderzyć w każdej
chwili i bez ostrzeżenia. Szkoda tylko, że zginą przez nie niewinni ludzie, a
inni znów stracą swój dorobek życia…