Powered By Blogger

wtorek, 9 kwietnia 2013

POGODOWE ANOMALIE W PRZESZŁOŚCI (2)



Z powyższych informacji widać jednak, że anomalia pogodowe nie są niczym nowym na naszym kontynencie i zdarzały się  zawsze,  odkąd ludzie nauczyli się przekazywać o nich wiedzę z pokolenia na pokolenie. Po drugie – opisy tych kataklizmów mają wiele zbieżności z tym, co pisał opat o. dr Mauritius Knauer w swym „Kalendarzu Stuletnim” (zainteresowanych odsyłamy do naszej publikacji pt. „Prognoza pogody na rok 2002” na łamach „Nieznanego Świata”, NB, gdzie wraz z Wiktorią Leśniakiewicz udowadniamy, że wielkie powodzie z lat 1997 i 2001 były do przewidzenia oraz do serii broszur „Nostradamus i jego przepowiednie”, Warszawa 1996-2004.)

Co z tego wynika? Ano to, że nie należy wylewać dziecka z kąpielą – jak to robią nasi niektórzy „uczeni” i „eksperci”, którzy odsyłają tego rodzaju prognozy do diabła twierdząc obłudnie, że są „nienaukowe” i „ludowe” – i jako takie nie mające racji bytu w uczonym świecie – jak twierdził nasz przyjaciel – red. Andrzej Zalewski (1924-2011) z Eko Radio PR-1. Prawda jest nieco inna – te prognozy zostały jednak opracowane w sposób naukowy, metodyczny i celowy. Bez żadnych odwoływań się do religii czy magii. Systematyczność prowadzonych obserwacji przez długie lata jest najlepszą rękojmią tego, że są one niezawodne. W ten sposób powstały zdumiewająco precyzyjne kalendarze Majów czy astronomiczne obliczenia ludów z basenu Morza Śródziemnego i Azji. Nie dysponowały one komputerami i modelami matematycznymi, ale niską jakość obserwacji kompensowano ich ilością, czego nie mogą zrozumieć Erich von Däniken i jego stronnicy. Zero mistyki, zero Kosmitów, zero Braci w Rozumie, tylko oczy i pomiary – tysiące pomiarów, myślenie i obliczenia. Dokładnie to samo było z „Kalendarzem Stuletnim”: mrówcze zapisywanie stanu pogody przez długie lata, obserwacje i wyciąganie wniosków po maglu interpretacyjnym tak uzyskanych danych. To raz.

Po drugie zaś, anomalie – jak widzimy chociażby w ostatniej dekadzie XX stulecia i pierwszych latach XXI wieku – istnieją w dalszym ciągu, a wroga Przyrodzie i wybitnie destrukcyjna działalność człowieka doprowadziła do ich zagęszczenia się w coraz krótszych jednostkach czasu i w niektórych miejscach do ich kumulacji, czego przykłady mieliśmy w latach 1997 i 2001 – najpierw powodzie a potem wściekłe upały, które w średniowiecznej Europie musiałyby doprowadzić do morowej zarazy i zdziesiątkowania populacji kontynentu; także długie lata w 1992 i 2003 roku i wywołane przez nie susze są wynikiem kumulacji kilku czynników i rozregulowania przez efekt szklarniowy mechanizmu pogody na kontynencie. Mechanizm pogody zaczyna się psuć w XVI wieku, kiedy z kontynentu europejskiego znikają puszcze, a na ich miejsce pojawiają się miasta i pola uprawne, a potem coraz większa industrializacja, która od XIX wieku zaczyna obracać się przeciw człowiekowi.

Czego możemy się spodziewać? Nade wszystko kolejnych – coraz groźniejszych – anomalii pogodowych. To rozumieją ekolodzy, to rozumieją ludzie związani z „Nieznanym Światem”, to rozumieją ludzie zaangażowani w ochronę Przyrody – zarówno niektórzy globaliści (a tak! są tacy!!!) jak i alterglobaliści. Niestety – politycy i ludzie biznesu pozostają głusi i ślepi na ostrzeżenia, które Natura wysyła pod naszym adresem. To im należy zawdzięczać coraz większe skażenie środowiska, choroby cywilizacyjne gnębiące Ludzkość i pogłębiający się efekt cieplarniany, odwracanie się biegu prądów oceanicznych i pustynnienie żyznych dotąd regionów – a co za tym idzie głód, choroby i niewyobrażalne cierpienia milionów ludzi żyjących w skrajnym, obezwładniającym ubóstwie. To oni są odpowiedzialni za   Głos obrońców Przyrody i planety Ziemia jest na razie głosem wołającego na puszczy.

Do czasu.

Tylko, że kiedy dotrze to do otumanionych władzą i mamoną omroczonych  mózgownic i ciasnych serc, będzie już za późno na cokolwiek.

* * *

Słowa te napisaliśmy w grudniu 2004 roku. Czy coś się zmieniło od tego czasu? Nic się nie zmieniło – Przyroda jest nadal wystawiona na najgorszą próbę – pazerność i nieobliczalną głupotę Homo sapiens sapiens. Natomiast sprawdza się najczarniejszy z możliwych scenariuszy globalnego ocieplenia: wszystkie kontynenty nawiedzają coraz silniejsze i coraz bardziej niszczące anomalie pogodowe. I jest ich coraz więcej, a ich energia cały czas wzrasta. Niedawno media podały bardzo niepokojącą wiadomość:

“Pamiętacie sceny z filmu katastroficznego ”2012”, w których prezydent USA (Danny Glover) ginie razem z mieszkańcami Waszyngtonu podczas nawiedzającej Amerykę śnieżycy? A może oglądaliście film ”Pojutrze”, w którym ludzkość przestaje istnieć z powodu nadejścia kolejnej epoki zlodowacenia? To uważajcie: służby odkryły, że mróz, który sparaliżował na przełomie marca i kwietnia Europę, to efekt groźnego zjawiska. Tak groźnego, że…

Mroźny marzec i kwiecień to nie przypadek! Polarny prąd strumieniowy (słynny Golfsztrom), który otulał nasz kontynent (ale też część Ameryki) przestał istnieć! Naukowcy nie mają już, co do tego najmniejszej wątpliwości. A to oznacza, że naturalna osłona, która stabilizowała klimat na Ziemi została zniszczona. Stało się tak prawdopodobnie na skutek szkodliwej dla środowiska działalności człowieka.

Służby, które monitorują podobne zjawiska o wszystkim wiedzą. Rodzi się tylko pytanie: czy powstał jakiś plan awaryjny, na wypadek nasilania się zjawiska zagrażającemu życiu? Przecież brak wiosny, będzie skutkował trudnymi do przewidzenia zaburzeniami w samoregulującej się z reguły naturze! Fauna i flora w poszczególnych szerokościach geograficznych nie będą już tak obfite. Czy wyginięcie jakiś gatunków zwierząt i roślin może zagrażać życiu ludzi? Wiele na to wskazuje.

Co więcej, służby meteorologiczne twierdzą, że na szybkie ocieplenie też nie możemy liczyć. Słońce wprawdzie gdzieniegdzie wyjdzie zza chmur, ale mają wrócić śnieżyce, przez które Polska będzie w śniegu jeszcze do końca tego tygodnia. Specjaliści dodają przy okazji, że nie są w stanie zapewnić nas, iż mróz nie chwyci także w przyszłym tygodniu.”


Informacje te podał „Fakt” – tabloid o niewielkiej wiarygodności, ale czy oznacza to, że akurat ta informacja może być nieprawdziwa? Problem polega na tym, że zatrzymanie się Golfstromu oznaczałoby przejście do Epoki Lodowej i to bardzo szybkie. Po prostu zniknąłby strumień ciepła, który ogrzewał Północną Europę, część Ameryki i Arktyki. I jeszcze jedna informacja z Internetu:

Obecna fala nietypowych chłodów i śnieżyc to paradoks pogodowy, który może pojawiać się coraz częściej, a co jeszcze bardziej zaskakujące, wszystko to przez postępujące ocieplanie się klimatu w Arktyce.

Ciągłe pomiary meteorologiczne zaczęto prowadzić w Warszawie w 1779 roku, czyli aż 234 lata temu. To stąd właśnie wiemy, że klimat w Polsce bez wątpienia ociepla się, ale nie jest to trend jednostajny, który sprawia, że każdy kolejny rok jest cieplejszy od poprzedniego.

Podobnie jest z zimami, jedne są łagodne (na przełomie 2006 i 2007 roku mieliśmy najcieplejszą zimę w dziejach meteorologii), a inne srogie (jak ta z przełomu 2009 i 2010 roku). Różnice z intensywności zim są w naszym kraju bardzo duże. To, jak je odbieramy, często jest skutkiem pogodowych, a nie klimatycznych anomalii.

Jedną z nich jest tzw. blokada cyrkulacji, o której usłyszeliśmy w 2006 roku, bo właśnie wtedy dała się nam nadzwyczaj we znaki, przynosząc tęgie mrozy w styczniu i opóźniając nadejście wiosny. Blokada ta była też przyczyną rekordowo upalnego lipca tego roku.

Od 2007 roku mieliśmy serię wyjątkowo wczesnych wiosen, bo marce i kwietnie okazywały się nadzwyczaj ciepłe wobec normy z ostatnich 30 lat. Jednak zimy ciepłe już nie były, a wręcz przeciwnie, przynosiły tęższe niż zwykle fale mrozów, jak na przykład w lutym 2012 roku, kiedy na Pomorzu odnotowano najniższe temperatury od 25 lat.

To była ostatnia tak dotkliwa blokada cyrkulacji strefowej odczuwana w Polsce. Większość zimowych miesięcy okazało się jednak normalnych pod względem średniej temperatury. Działo się tak dlatego, że fale większych mrozów były pokrywane przez głębsze odwilże i bilans miesięczny wychłodził na zero.

Pierwsza od roku blokada, która rozpoczęła się w drugiej dekadzie marca i trwa do tej chwili, ma cechy tych poprzednich. Pasuje do niej, jak ulał, opis, jaki zamieściliśmy na łamach serwisu przed rokiem w lutym, kiedy próbowaliśmy wytłumaczyć skąd się wzięła 2-tygodniowa fala ponad 20-stopniowych mrozów.

W pogodzie też występują standardy i jest nim właśnie cyrkulacja strefowa, czyli swobodny przepływ układów niżowych przez Europę z zachodu na wschód. Mamy wówczas kilka dni z opadami, w zależności od temperatury, śniegu lub deszczu, a następnie parę dni słonecznej i suchej aury z większym mrozem.

Tak właśnie wygląda typowa zima w naszym kraju. Jednak od czasu do czasu i to niestety coraz częściej, dochodzi do zablokowania tego przepływu niżów przez wyż. W poprzednich takich sytuacjach albo pojawiał się on nad wschodnią Europą, albo, tak jak obecnie, nad Skandynawią i Morzem Norweskim.

Wyż powoduje spychanie prądu strumieniowego, a więc korytarza, którym wędrują niże, bardziej niż zwykle na południe. To oznacza dla nas nie tylko większy mróz, lecz również spore opady śniegu, występujące na przemian. A co dzieje się wtedy w Arktyce, skąd zimne powietrze zostało zepchnięte m.in. nad Polskę?

Wcale nie jest jeszcze zimniej, tylko dużo cieplej. Tak było w lutym 2012 roku, tak jest i teraz. Obecnie biegunem nietypowego ciepła jest zachodnia Grenlandia i północno-wschodnia część Kanady, zaś przed rokiem były północne wybrzeża Rosji. Średnia temperatura była tam na początku lutego 2012 roku wyższa od normy aż o 25 stopni. To absolutnie spektakularne wydarzenie, które wpisało się do pogodowych kronik i będzie się wpisywać coraz częściej.

Główną przyczyną jest rekordowe topnienie pokrywy lodowej w Arktyce. Na przełomie lata i jesieni 2012 roku mieliśmy najmniejszy zasięg lodu od czasu pierwszego pomiaru satelitarnego w 1979 roku. Naukowcy są zdania, że uwolniona w ten sposób energia musi się jakoś skumulować i w ten sposób przesuwa za bardzo na południe prąd strumieniowy, a występująca wówczas blokada cyrkulacji zaburza nam pogodę.pl

Czy nadeszła następna Mała Epoka Lodowa?

Co to oznacza na chłopski rozum? Że jeśli Arktyka nadal będzie się ocieplać w takim tempie, jak obecnie, to z wyjątkowo mroźnymi zimami w Europie i na znacznym obszarze północnej półkuli Ziemi, będziemy mieć do czynienia coraz częściej.

Podczas, gdy będziemy się zmagać z prawie 30-stopniowymi mrozami, w Arktyce przy ekstremalnym cieple będą się roztapiać wieczne lodowce, i to w samym środku zimy, pod osłoną nocy polarnej. Czy można sobie wyobrazić bardziej niepokojące zjawisko?

Musimy zrozumieć, że ocieplanie się klimatu oznacza wzrost średniej rocznej temperatury, oznacza również, że będziemy świadkami coraz większych anomalii pogodowych. Zimy będą coraz cieplejsze, ale nie oznacza to, że będzie taka każda jedna.

Blokady będą się zdarzać również latem, kiedy będą zapewniać albo długie okresy chłodne i deszczowe, które mogą prowadzić do powodzi (tak właśnie było wiosną i latem 2010 roku), albo też długotrwałe fale upałów i susze (jak ta późnym latem 2012 roku, która przyniosła rekordowo niski poziom wody w Wiśle).

Nie można z dużym wyprzedzeniem określić, kiedy owa blokada się powtórzy. Występuje ona średnio raz na kilka lat, ale zdarza się, że kilkukrotnie w ciągu jednego roku. W tym roku może się ona powtórzyć, ale nie musi. Dowiemy się o niej dopiero, gdy trochę dłużej niż zwykle będzie zbyt chłodno, mokro, deszczowo albo sucho. Nie będziemy jednak w stanie określić, jak długo ona potrwa, choć z ostatnich obserwacji wynika, że zazwyczaj nie dłużej niż miesiąc, półtora miesiąca.

Nie bez znaczenia jest też ludzka natura, która sprawia, że głośno narzekamy, gdy jest nadzwyczaj zimno. To właśnie wtedy pojawia się najwięcej, zupełnie niepotwierdzonych dowodami teorii, że klimat nagle się ochładza i wszystko skuje lód. Jednak, kiedy jest wyjątkowo ciepło, to fakt ten przemilczamy, bo to nam właśnie odpowiada.

W ten sposób szybko zapomnieliśmy o rekordowo gorącym końcu kwietnia 2012 roku, kiedy pojawił się najwcześniejszy upał w dziejach polskiej meteorologii. A przecież to zjawisko było równie istotnym przykładem zmian klimatycznych, co obecnie opóźniająca się wiosna. Dlatego obecna fala chłodów i śnieżyc nie jest w żadnym razie zaprzeczeniem ocieplania się klimatu, lecz jej najbardziej dosadnym potwierdzeniem.

Liczmy się w przyszłych latach z zimami bardzo ciężkimi i długotrwałymi, jak i wyjątkowo łagodnymi, bo one będą stanowić jeden z bardzo wielu elementów zmian klimatycznych. Klimat umiarkowany pod którego wpływem znajduje się Polska sprzyja bardzo zróżnicowanym zjawiskom pogodowym i nie raz jeszcze będziemy tego świadkami.



I kolejne info w sprawie zatrzymania się Golfstromu:


Czy Prąd Zatokowy, Golfsztrom, przestał istnieć?

Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie nastąpiła ta istotna zmiana na Ziemi, według danych satelitarnych z końca 2010 roku prąd zatokowy, słynny Golfsztrom przestał istnieć. Skutki dla klimatu mogą być katastrofalne, może nas czekać nowa epoka lodowcowa w Europie.

Cały system oceanicznych pływów na Północnym Atlantyku jest kluczowy dla właściwego zarządzania ciepłem na naszej planecie. To dzięki prądowi zatokowemu Irlandia i Anglia nie są skute lodem a kraje skandynawskie nie są za zimne do zamieszkania. To ciepły prąd zatokowy jest kluczowym elementem utrzymującym temperaturowe status quo i chroniącym nas przez nową epoką lodowcową.

Zjawisko, o którym tu wspominamy to cyrkulacja termohalinowa. To właśnie ona zanika w wielu miejscach na świecie. Golfsztrom to „rzeka” ciepłej wody, która przemierza cały Atlantyk sięgając Murmańska. Ogrzewa on Europę zapobiegając przedostawaniu się tam polarnych wiatrów.

Mechanika płynów uczy nas, że strumień wody o pewnej gęstości przy natrafieniu na płyn większej gęstości ulega zakłóceniu. Golfsztrom wpadł w taki region w okolicy Zatoki Meksykańskiej, w której zwykle biegł, ale zalegająca na dnie ropa naftowa spowodowała jego całkowite zaburzenie aż do praktycznego rozproszenia.

Pierwszym, który zaalarmował, że Golfsztrom się zatrzymał był Dr Gianluigi Zangara, fizyk teoretyczny z Instytutu Frascati we Włoszech. Naukowiec ten przez wiele lat współpracował w grupie roboczej zaangażowanej w monitorowanie tego, co dzieje się w Zatoce Meksykańskiej. Jego publiczne zwrócenie uwagi na ten problem nosi datę 12 czerwca 2010 roku, czyli artykuł opublikowany przez Zangarę. Swoją konkluzję poparł zdjęciami satelitarnymi wykonanymi z satelity CCAR Colorado.

Doniesienia wzbudziły na chwilę zainteresowanie środowiska naukowego, ale podjęto szybko próbę zdyskredytowania danych, na jakich opierał się Zangara. Uznano, że dane są nie warte zaufania. Mimo to Dr Zangara podtrzymuje to, co stwierdził i dodaje, że zlodowacenie w najbliższej przyszłości jest nieuniknione właśnie z powodu katastrofy ekologicznej w zatoce.

Zangara stwierdził, że wielka ilość ropy długo powiększała się i pokryła tak ogromny obszar, że wywiera to istotny wpływ na system regulacji temperaturowej planety poprzez zrywanie połączenia między warstwami płynącego strumienia ciepłej wody morskiej. Dane satelitarne wskazywały na to, że Golfsztrom załamuje się 250 kilometrów na wschód od Północnej Karoliny i to pomimo tego, że szerokość oceanu w tym miejscu to ponad 5000 km.

Komentarz ZnZ:

Czy ktoś słyszał w mediach o kłopotach z Golfsztromem? Nie sadze, a może to być jeden z głównych czynników zmian klimatycznych na naszej planecie. Kto wie czy katastrofa w Zatoce Meksykańskiej jest jeszcze tylko lokalną katastrofą ekologiczną czy już wielką katastrofą o skali globalnej. Doświadczane zmiany cyrkulacji atmosferycznej nad Azją mogą być po prostu następnymi kostkami domina spadającymi, jako konsekwencja jednego zdarzenia, które jego spadanie uruchomiło.
 




Tegoroczne wyjątkowo zimne Święta Wielkanocne i wyjątkowo upierdliwa zima są także pochodnymi zjawiska globalnej cieplarni, czego nie potrafią i nie chcą zrozumieć ludzie dla których pogłębianie efektu globalnej cieplarni jest źródłem zysku. Jest to po prostu kolejna anomalia klimatyczna, która powoduje pewne przemieszczenie pór roku wynoszące około miesiąca. Długa ubiegłoroczna jesień trwająca niemal do grudnia musiała zostać skompensowana kosztem wiosny, która może być zredukowana do 1-2 tygodni… - a coś takiego obserwujemy od pewnego czasu. W tej chwili nie odważę się stawiać jakichkolwiek prognoz, bo biorą one w łeb równie szybko, jak się je stawia.

Tak już nawiasem mówiąc, to chyba jeszcze trzeba przypomnieć o tym, że ostatnio Przyroda przypomniała nam o zagrożeniach z Kosmosu. Bombardowanie meteorytowe w Czelabińsku, bliskie przejście asteroidy 2012 DA14 i jasnej komety C/2011 L4 (PANSTARRS) – w październiku drugiej ponoć jeszcze jaśniejszej C/2012 S1 (ISON) – może doprowadzić do kolejnych perturbacji pogodowych. Przypominam wiosnę 1987 roku, która była chłodna i paskudna – a poprzedziło ją w lutym 1986 roku przejście komety 1 P/Halley. Kometa ta traci w czasie jednego przelotu ok. 250.000.000 ton swej materii – i część z niej spada na Ziemię. W latach 1996 i 1997 przez Układ Słoneczny przeszły dwie jasne komety: C/1996 B2 Hayakutake i C/1995 O2 Hale-Bopp w rezultacie czego mieliśmy wielką wodę w lipcu 1997 roku! Nie chcę być złym prorokiem, ale wygląda na to, że ten i przyszły rok będą znowu deszczowe, bo Ziemi znów się „labnie” materii kometarnej do atmosfery, co spowoduje wzrost ilości jąder krystalizacji i opady…    

Jedno jest absolutnie pewne – musimy być gotowi na następne, niebezpieczne anomalie klimatyczne, które mogą w nas uderzyć w każdej chwili i bez ostrzeżenia. Szkoda tylko, że zginą przez nie niewinni ludzie, a inni znów stracą swój dorobek życia…

Ale kogo z wielkich i nade wszystko możnych tego świata to obchodzi?