(z
cyklu „Pociągi widma, widma w pociągach”)
Dimitrij Igorewicz Czułkow (Sankt Petersburg)
Mój dziadek przepracował 37 lat
w metro w Sankt-Petersburgu. Przez ten czas stał się on świadkiem różnych
dziwnych wydarzeń. Jedno z nich przydarzyło mu się w połowie lat 60., kiedy był
on maszynistą na 1 Linii.
W tą niedzielę mojemu dziadkowi
wszystko szło nie tak jak trzeba. Najpierw w drodze do pracy przeszedł mu drogę
czarny kot, potem zepsuł się tramwaj. Przybył do pracy i od razu dostał
reprymendę od naczalstwa za jakieś głupie przewinienie. Poszedł zatem na linię
i uruchomił pociąg. Podjechał do stacji „Bałtijskaja” (czarna strzałka). Na
peronie – żywego ducha. To było zrozumiałe – był niedzielny ranek. Ale kiedy
pociąg się zatrzymał, dziadek że zobaczył obok kabiny maszynisty stoi grupka
ludzi – sądząc po upaćkanych ubraniach to byli pracownicy metro. Dziadek
spojrzał na ich twarze i przeraził się: ich wygląd był koszmarnym. Kiedy znów
wyjrzał z kabiny, to nie widział tych ludzi w poplamionych ubraniach. Dziadek z
ulgą stwierdził, że mu się coś przywidziało i pojechał dalej.
I naraz światło reflektorów
wychwyciło sylwetkę człowieka, który szedł po torowisku naprzeciw pociągowi!
Dziadek zareagował natychmiastowo – awaryjnie zahamował zestaw. Ale kiedy
pociąg się zatrzymał, przed nim widać było tylko pusty tunel. Nikogo! Żywego
ducha! Do tego dziadkowi się wydawało, że przez chwilę słyszał w tunelu –
wzmocniony przez echo – szyderczy chichot…
Źródło – „Tajny XX wieka” nr 7/2013,
s. 24
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©