Powered By Blogger

sobota, 14 września 2013

KRĄŻOWNIK „WARIAG” – KONIEC PIĘKNEJ LEGENDY?

Krążownik Wariag - sterburta


Po rosyjsku słowo Wariag oznacza tyle, co Wareg – przedstawiciel skandynawskich osadników w Rosji. Jednym słowem osiadły tam Wiking. Ale w tym znaczeniu – jest to nazwa rosyjskiego krążownika, który wsławił się nierównym bojem z Japończykami na redzie portu Czemulpo – dzisiejszego Incz’on, Korea Pd. A było to dnia 9 lutego 1904 roku.


Wariag jak na owe czasy był nowoczesnym okrętem – jak podaje Jan Piwowoński w swej książce „Nierówne boje” (Warszawa 1988) – który przewyższał swą prędkością wszystkie japońskie okręty, zaś uzbrojeniem przewyższał go tylko pancernik (krążownik pancerny) Asama. Podobną opinię podaje Edmund Kosiorz w książce „Bitwy morskie”, (Gdańsk 1973).


Wariaga wybudowano w roku 1899. Jego wyporność wynosiła 6.500 BRT. Prędkość 23 kts, co przy uzbrojeniu 12 dział kalibru 152 mm, 2 działa kalibru 76 mm i 3 podwójne wyrzutnie torpedowe, dawało mu pewne atuty w walce z silniejszym przeciwnikiem. Jego  580-osobową załogą dowodził komandor  W. F. Rudniew (1855-1913). Rzecz w tym, że w jego przypadku potwierdziło się stare przysłowie: Nec Hercules contra plures... Towarzyszący mu Koriejec został zwodowany w 1886 roku. Ta kanonierka miała 1.334 BRT i prędkość maksymalną 13,5 kts. Uzbrojenie w pełni uzasadniało klasę tego okrętu: 2 działa o kalibrze 203 mm, 1 o kalibrze 152 mm i 4 o kalibrze 102 mm oraz 1 wyrzutnia torpedowa. Załoga liczyła 179 marynarzy.


Naprzeciwko stanęły japońskie okręty: pancernik Asama, lekkie krążowniki – Niitaka, Takashio, Akashi, Chiyoda i Chichaya, a do tego 4 małe torpedowce i pięć mniejszych jednostek torpedowych. Zespołem tym dowodził adm. Uriu. Stosunek jak 2 do 15 w jednostkach i 2 działa artylerii ciężkiej, 13 dział średnich i 12 lekkich oraz 7 wyrzutni torpedowych do 4 ciężkich, 56 średnich i 26 lekkich dział oraz 37 wyrzutni torpedowych – zaiste nierówny był to bój! Rosjanie stracili oba okręty, ale Japończykom też się dostało. Jak pisze Jan Piwowoński – Japońskie okręty odczuły również ogień Wariaga. Na Asamie rozbity jest rufowy pomost, pożarem ogarnięta jest cała rufa, milczy tylna wieża artylerii ciężkiej. Uszkodzony jest również Takashio. Spośród 1.105 wyrzuconych przez działa Wariaga pocisków wiele było celnych. Rosyjskie źródła podają, że zatopiono także jeden stawiacz min.


Wariaga finalnie zatopiła jego własna załoga, zaś Koriejec także wyleciał w powietrze – oczywiście aby nie wpadły w ręce wroga... W lutym 2004 roku, 100 lat po tej bitwie, sprawa Wariaga i Koriejca powróciła na łamy prasy rosyjskiej. W sankt-petersburskiej świątyni prawosławnej Spas-na-Wodach odprawiono nabożeństwo w stulecie tej bitwy.  Z wizytą do portu Inch’on udały się trzy jednostki rosyjskiej Floty Oceanu Spokojnego: krążownik rakietowy Wariag, fregata Admirał Tribuc i korweta Koriejec. Rejs ten ma upamiętniać bitwy pod: Port Arturem (Lüshun, Chiny), Czemulpo (Inch’on, Korea Pd.) i Cuszimą (Tsushima, Japonia). Powrót z rejsu do Władywostoku miał miejsce pod koniec lutego 2004 roku.


12 lutego 2004 roku, w Smolnym Soborze miało miejsce otwarcie wystawy pt. „Rosyjsko-japońska wojna 1904-1905”, stanowiąca nie tylko hołd dla odwagi marynarzy i żołnierzy rosyjskich, którzy wzięli w niej udział, ale także opowieść o strasznej stronicy w historii dwóch państw oraz życia rosyjskich i japońskich żołnierzy w czasie tej wojny.


Tyle Legenda, a teraz fakty...


Najciekawszy jednak materiał ukazał się na łamach tygodnika „Argumenty i Fakty” nr 5/2004 pod bulwersującym tytułem – „W rzeczywistości krążownik Wariag podarowano Japończykom: «Rosjanie strzelali często, ale głuszyli tylko ryby»”. Różni się on znacznie od Legendy, którą przekazał nam Jan Piwowoński i dlatego pozwolę sobie przekazać jego przekład w całości.





Jest to wywiad, jaki korespondent „AiF” Siergiej Osipow przeprowadził z redaktorem naczelnym magazynu „Morskaja Kollekcja” Siergiejem Bałakinem:


„Do góry, wy towarzysze...”


- Tak zatem można z całą pewnością powiedzieć, że oficjalna wersja wydarzeń nie wytrzymuje krytyki. Wedle największego prawdopodobieństwa, Wariaga po prostu poddano Japończykom. Porzucono go na redzie, a do tego dowództwo porzuciło krążownika w panice. Mówi o tym chociażby ten fakt, że z okrętu nie zwieziono na brzeg ciała 22 poległych, chociaż czasu na to było dosyć. Nie mogli oni nawet uszkodzić poważnie Wariaga – nawet zamki do dział pozostawili, czego nie powinni byli robić. Czy tylko otworzono kingstony, ale – jak widać – nie wszystkie? - bo krążownik tonął bardzo wolno – 2 godziny 20 minut. Prawie tak długo, jak RMS Titanic...


Wariag zatonął na mieliźnie. W czasie odpływu ¼ kadłuba wystawało nad wodę. Japończycy podnieśli krążownik i wcielili go do swej floty pod nazwą Soya. I jeśliby japońscy stoczniowcy przyłożyli się do roboty, to Rosjanie mieli wielkie szanse spotkać się z Wariagiem ponownie przy Cuszimie...


Pytanie: Dlaczego więc w takim razie dowódcę po takim wydarzeniu nie postawiono przed sądem wojskowym, a szczodrze wynagrodzili wraz z całym dowództwem?
Odpowiedź: Właśnie tego oczekiwało wielu oficerów z Wariaga, którzy trzeźwo oceniali wydarzenia na krążowniku. Ale po powrocie do kraju wszystko poszło według nieoczekiwanego scenariusza wydarzeń. Bonzowie rosyjskiej imperialnej floty postanowili zrobić z uczestników nieudanego boju prawdziwych bohaterów. Należy dodać, że należało podnieść poziom patriotyzmu w zagrożonej ojczyźnie. I tak powstała 100 lat temu legenda o bohaterstwie załogi Wariaga, żyła do dziś dnia i weszła do wszystkich podręczników szkolnych...

W gruncie rzeczy i na upartego Legenda zgadza się w szczegółach i formalnie kmdr Rudniew był w porządku: wyszli do boju z przeważającymi siłami nieprzyjaciela? Wyszli. Ponieśli straty? Ponieśli. Wypełnili kryteria przyznania im tytułów bohaterów? Wypełnili. No, ale żeby wyprowadzić krążownik na głęboką wodę i go zatopić – o tym nie pomyśleli, a byłoby to bardziej logiczne...


Pytanie: A co zapisano w dokumentach okrętowych Wariaga?
Odpowiedź: Dziennik pokładowy zapisywano już po walce. Podstawowe wpisy tam były, no ale na pochwałę kmdr Rudniewa, nie miały one na celu zrobić z dowódcy i dowództwa bohaterów. Kmdr Rudniew tylko zrobił wszystko, by odrzucić od siebie, oficerów i marynarzy zarzuty o niedopełnienie swych obowiązków. Potem oczywiście wszystko i tak wypłynęło na wierzch. I tak np. jeżeli wierzyć raportowi kmdr Rudniewa, to krążownik wyczerpał środki do dalszej walki chociażby dlatego, że wszystkie działa największego kalibru zostały uszkodzone. Ale w 1916 roku, kiedy Rosja wykupiła Wariaga od Japończyków, wszystkie jego „rodzime” sześciocalówki były w najlepszym stanie. A kmdr Rudniewa już od trzech lat nie było wśród żywych...
Po przewrocie listopadowym 1917 roku, zapomniano o krążowniku, który znajdował się na remoncie w Anglii. Anglicy zdecydowali się go złomować, ale po drodze wpadł on na rafę. W 2003 roku, resztki Wariaga znalazła rosyjska ekspedycja.


Ostatnia parada


Pytanie: Czy bitwa pod Czemulpo mogła zakończyć się inaczej?
Odpowiedź: Sądzę, że ani Wariag, ani Koriejec nie miały szans przebić się przez okrążenie.
Port Czemulpo to prawdziwa pułapka, w której wyjście zamykała japońska eskadra. Siły były zupełnie nierówne nawet na papierze. W rzeczywistości sprawy miały się jeszcze gorzej. Krążownik strzelał najgorzej ze wszystkich rosyjskich okrętów port-arturskiej eskadry. Na ostatnich strzelaniach w grudniu 1903 roku, na wystrzelonych 145 pocisków różnych kalibrów, w cel trafiły tylko... trzy!


Pytanie: Jeżeli wierzyć kmdr Rudniewowi, Wariag wrócił do portu dlatego, by naprawić uszkodzenia i ponownie włączyć się do walki, a w rzeczywistości?...
Odpowiedź: W rzeczywistości celny ogień Japończyków stał się dla rosyjskich marynarzy wstrząsem. Jeden z pierwszych pocisków wystrzelonych przez krążownik Asama ugodził Wariaga w przedni pomost. Padli zabici i ranni. W ciągu następnych trzech minut w okręt trafiła kolejna japońska salwa...
Załoga krążownika po raz pierwszy znalazła się pod ogniem. I szybko okazało się, że do wojny nie byli przygotowani ani marynarze, ani oficerowie. Wariag przyjął trzy pociski „na pierś”, kiedy szedł na spotkanie z eskadrą japońską. Następnych osiem trafiło go w rufę, kiedy kmdr Rudniew rozkazał wykonać zwrot i powrót do portu Czemulpo. Do tego krążownik – jeżeli wierzyć raportom kmdr Rudniewa – prowadził dosłownie huraganowy ogień: tylko jedno działo 6” (152 mm) wystrzeliło 425 pocisków. Wariag wystrzelił wszystkiego 1.105 pocisków – ale czy trafił chociaż raz Japończyków – oto jest pytanie! Japoński admirał Togo napisał tak: Rosjanie strzelali gęsto, ale głuszyli tylko ryby...


Pytanie: Przez całe 100 lat Wariag był symbolem rosyjskiej chwały na morzach. Wychodzi na to, że jak nie ma symbolu, to nie ma i sławy?
Odpowiedź: A to dlaczego? Przecież w tej przegranej rosyjsko-japońskiej wojnie były zapisane i chwalebne stronice. W roku 1905 cały świat poraziła odwaga załogi pancernika Kniaź Suworow, która walczyła literalnie do ostatniego naboju. No, ale po Cuszimie bohaterowie już nie byli potrzebni - ani żywi, ani tym bardziej martwi...
Czy taki stawiacz min Stierieguszczij, który bił się z czterema okrętami japońskimi, i tylko w jeden z nich trafił 27 razy. Zginęli wszyscy oficerowie, a na pokładzie zostało tylko czterech podoficerów. Stierieguszczemu chociaż postawiono pomnik, ale czy ktoś słyszał teraz o minowcu Sierdityj, który posłał na dno dwa okręty Japończyków? Za władzy radzieckiej nie można było o tym mówić – przez pewien czas Sierditym dowodził por. Kołczak.  A dlaczego by o nim teraz nie wspomnieć? Największy cios Japończykom w całej tej wojnie zadał minowiec Amur, na którego minach wyleciały w powietrze dwa wrogie pancerniki. Obydwa poszły na dno. Czemu tego nie uznano za bohaterstwo? Czy rosyjski heroizm oznacza tylko jedno – lec na dnie nie spuściwszy bandery???...


Widziane z drugiej strony


Do dnia dzisiejszego nie wiadomo było w Rosji, jak do boju z Wariagiem ustosunkowali się Japończycy. Nie wiadomo było, ile w rzeczywistości wystrzelili pocisków w jego kierunku i jakie ich okręty odniosły szkody. Także informacja o ilości okrętów japońskich pod Czemulpo była sprzeczną. Postanowiliśmy dostać odpowiedź z pierwszej ręki – od ambasady Japonii. I otrzymaliśmy następującą odpowiedź:

Zgodnie z «Materiałami o wojnie na morzu w latach 1904-1905» przeciwko Wariagowi stanęły następujące okręty: Asama, Tioda, Naniwa, Niitaka, Takachiho i Akasi – oraz także trzy okręty z 14. Flotylli: Tidori, Haiabusa i Mayadzuru. Zgodnie z załączonymi tabelami i mapami w/w okręty wystrzeliły następujące ilości pocisków artyleryjskich: Asama – 28 pocisków kalibru 8” (203 mm), 98 pocisków 6” (152 mm) i 9 z dział 12-funtowych (78 mm); Tioda – 71 pocisków z dział 4,7” (120 mm); Naniwa – 14 z 6” dział; Niitaka – 58 z 6” dział i 130 z 12-funtówek; Takachiho – 10 z 6” dział; Akasi – 2 z 6” dział. Okręty z 14. Flotylli przygotowały się do wystrzelenia torped i oczekiwały na sprzyjający moment do oddania salwy, ale nie było to konieczne.

W materiałach, którymi dysponujemy, nie wspomina się o uszkodzeniach w czasie walki na japońskich okrętach od rozrywających się w pobliżu rosyjskich pocisków. Poza tym stwierdza się, że nie było żadnych bezpośrednich trafień rosyjskimi pociskami wystrzelonymi z Wariaga.

Z poważaniem –

Kmdr Tetsuya Masuda
Attache wojskowy przy
Ambasadzie Japonii w Rosji




Koniec legendy?


A zatem koniec pięknej legendy? Opowiadał mi ją mój dziadek – Franciszek Baranowicz, który tak jak tysiące innych Polaków służył wtedy w carskim wojsku i bił się z Japończykami pod Inch’on, w Port Arturze czy Mukdenie. Niewiele pamiętam z jego opowieści – miałem wtedy 8 lat i zapamiętałem tylko tyle, że w czasie swej tułaczki po Azji szlak mojego dziadka przeciął się z drogami Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego i Kamila Giżyckiego... Pamiętam tylko tyle, że czytając mi „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” do poduszki dziadek powtarzał mi – Tak właśnie było... – w kontekście walk w Mongolii i Chinach. Tak samo mówił, kiedy czytał mi relację o tym boju w szkolnym (już radzieckim) podręczniku literatury rosyjskiej „Rodnaja riecz”. Rosyjskie okręty strzelały gęsto, a potem zatonęły. A zatem dlaczego mam mu nie wierzyć, wszak to on był naocznym świadkiem wydarzeń, o których ja teraz czytam w książkach. To, co ja widzę oczami mojej wyobraźni, on widział swoimi własnymi.


Koniec legendy? - być może tak. Historia ma to do siebie, że jest przedmiotem ścisłym – jak matematyka – boż wydarzenia wynikają logicznie jedno z drugiego. Ale zarazem jest to nauka otwarta, bowiem każdego dnia znajdywane są nowe fakty, nowe dokumenty, nowi świadkowie, którzy zmieniają obrazy już istniejące zapełniając szczeliny i pęknięcia w nich występujące, lub wręcz powstają nowe – bardziej spójne i logiczne od starych. Najgorszą rzeczą jest powoływanie się na autorytet, bo oznacza to samoograniczenie się i zawężenie pola widzenia tylko do jednego źródła lub do jednej grupy źródeł reprezentujących jakąś opcję. No i zwalnia z myślenia – to Wielki Autorytet myśli za takiego „krytyka”, ale nie on sam. Jak Wielki Autorytet o czymś tam nie napisał, to tego nie ma i nie ma prawa być! Najczęściej tacy „krytycy” boją się stawiania hipotez jak diabeł święconej wody, bo mogliby dojść do przeciwnych wniosków, a wtedy przykry dysonans poznawczy i co najgorsze – musiałby odwołać to wszystko, co napisał, a to wstyd. Oczywiście – wstyd dla takiego kołtuna naukowego – bo prawdziwy badacz ma odwagę przyznać się do błędu.


Powyższy materiał na temat Legendy Wariaga jest dowodem na to, jak bardzo trzeba uważać, pisząc opracowania czy artykuły krytyczne, bo można się po prostu kosmicznie wygłupić – co daję pod rozwagę wszystkim „demaskatorom” i „krytykom” moich (i nie tylko moich prac, a także całej ufologii i innych „nauk z pogranicza”) z totalnym niedowładem wyobraźni i powołującym się tylko na Wielkie Autorytety (jakby sami nie potrafili czegoś wymyślić), co plasuje ich – niestety - w szeregach scholastyków XXI wieku...


W ścisłym związku z tym materiałem będzie następny artykuł na temat Bitwy pod Cuszimą widzianej oczami rosyjskiego historyka i marynarza, i wynikających z niej wniosków dla rosyjskiej marynarki wojennej.


Źródła: 
"Sankt-Petersburskie Wiedomosti"  z dn. 10.II.2004 i 13.II.2004 r. 
"Argumenty i Fakty" nr 5/2004.

Przekład z j. rosyjskiego -
Robert K. Leśniakiewicz ©