W dniu 19.VIII.2013 roku
NASA ogłosiła, że wskutek pojawienia się na Słońcu aktywnego obszaru
spodziewana jest potężna burza magnetyczna wywołana przez potoki naładowanych
cząstek wiatru słonecznego. W związku z
nią, w III dekadzie sierpnia miały się dziać straszne rzeczy i dantejskie sceny
związane z zniszczeniem ziemskiego systemu produkowania i przesyłania energii
elektrycznej, i tak dalej, i temu podobnie. Hiobową wieść podał Onet.pl, a ja
ucieszyłem się na to, że będziemy obserwować jaskrawe zorze polarne. Oczywiście
nie wierzyłem w rewelacje Onet-u, ale przygotowałem sobie aparaty fotograficzne
i czekałem na wysokoenergetyczne protony i elektrony lecące z wiatrem
słonecznym ku Ziemi.
Oczywiście pogoda się
zepsuła i nad Polska zawisły chmury, więc z zapowiadanego widowiska nic nie
było… Zresztą nic być nie mogło, boż – jak potem obejrzałem sobie Słońce oczami
jego obserwatorów – aktywny obszar rzeczywiście wyglądał groźnie, ale tylko
wyglądał. Na Ziemi nie było żadnych efektów tej aktywności, ale każdy pretekst
jest dobry do wywołania sztucznego zainteresowania wydumanym problemem. Nie
muszę mówić, że wiarygodność mediów ponownie wystawiono na szwank.
A to jest najgorsze, co
można zrobić – przypomina się bajka o juhasie, który wołał pomocy, kiedy jej
nie potrzebował i który szydził z innych juhasów, którzy pospieszyli mu z
pomocą. Wywoływanie fałszywych alarmów może się na nas srodze zemścić, bo
przyzwyczajona do takich głupawek publiczność po prostu wypnie się na prawdziwy alarm.
Ale to redaktorów brukowej prasy czy mediów elektronicznych już nie obchodzi…