W
dniu 10 grudnia media przyniosły niezwykłą wiadomość, która zaintrygowała
wszystkich badaczy Nieznanego. Oto nad północna Norwegią ukazało się niezwykłe
zjawisko – najpierw na horyzoncie ukazała się świetlista kropka, która zaczęła
wspinać się ku zenitowi wlokąc za sobą niebieskawy „ogon”. Naraz świetlista
plamka jakby znieruchomiała, a wokół niej zaczęła narastać
niebieskawo-zielonkawa spirala. Po kilkunastu sekundach plamka zgasła, a
świetlista spirala rozproszyła się. Oczywiście
z miejsca runęła lawina spekulacji i…
…test nowej broni wywołał
"gorączkę UFO"
Dziwny wir niebieskiego
światła, widziany wczoraj na porannym niebie w Norwegii, jest przypisywany
nieudanemu testowi rosyjskiej rakiety. Zjawisko to można było obserwować w
całej Norwegii, a świadkowie opisywali je jako wir światła, który około godziny
8.00 rano czasu lokalnego pojawił się na niebie, a potem eksplodował.
Rosyjskie ministerstwo
obrony potwierdziło, że flota wystrzeliła tego dnia pocisk balistyczny typu
Buława, ale zaprzeczyło jakoby test miał związek ze światłami widzianymi nad
Norwegią. Ministerstwo potwierdziło też, że pocisk został wystrzelony z
atomowego okrętu podwodnego RFS TK-208
Dymitr Doński, ale nie podało danych
na temat położenia okrętu w momencie, kiedy doszło do wystrzelenia.
Truls
Lynne Hansen, szef obserwatorium geofizycznego w
Tromsø w północnej Norwegii, powiedział CNN, że starty rakiet to powszechny
widok w tym rejonie.
- Widzieliśmy rakiety
wystrzeliwane z północno-zachodniej Rosji i poligonu rakietowego w Kiruna w
północnej Szwecji oraz z pobliskiego Andenes na północy Norwegii, ale czegoś
takiego nie widzieliśmy – powiedział jednak Hansen.
- Zazwyczaj widzimy, jak
drugi człon rakiety spala się, a potem znika. To było coś niespotykanego -
mówi.
W pisemnym oświadczeniu
rosyjskie ministerstwo obrony stwierdziło, że test rakiety nie powiódł się na
trzecim etapie lotu.
- Niestabilna praca
silników w trzecim członie (rakiety) została wykryta przez systemy monitorujące
- stwierdzono w oświadczeniu. - Przyczyny tego technicznego problemu są
ustalane przez państwową komisję.
Erik
Tandberg, konsultant w państwowej agencji
Norweskiego Centrum Kosmicznego (Norwegian Space Center), powiedział, że
centrum zostało zasypane pytaniami o pochodzenie wirującego światła.
W ciągu kilku godzin
agencja stwierdziła, że zjawisko to nieudany test rosyjskiej rakiety.
- Było niemal pewne, że
problem spowodowała rosyjska rakieta - powiedział CNN Tandberg. - Od pierwszego
telefonu wczoraj rano upłynęły dwie, może trzy godziny, zanim dla większości
ludzi stało się jasne z czym mamy do czynienia.
Pierwsze teorie, które
pojawiły się w Internecie wiązały to zjawisko z przylotem kosmitów, a nawet
wizytą prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka
Obamy w Oslo i związanym z tym odbiorem przez niego Pokojowej Nagrody
Nobla.
- Myślę, że dla większości
ludzi jasne było, że to nie UFO, w takim sensie jak większość z nas je rozumie.
Oczywiście wszystko stanowi UFO do czasu, aż zostanie ustalone, co to jest.
Jednak większość ludzi łączy pojawienie się UFO z kosmitami, a takie pomysły
pojawiły się tylko na początku, potem już nie - powiedział Tandberg.
W obserwatorium
geofizycznym w Tromsø naukowcy badają pole magnetyczne Ziemi, w tym między
innymi zorzę polarną, obserwowaną w pobliżu północnego pola magnetycznego. Tandberg
stwierdził, że połączenie kilku czynników spowodowało, że światło było tak
wyraźnie widoczne. Błękit obłoku przypisuje on podświetleniu gazów
wydobywających się z rakiety od spodu przez słońce.
- Obecnie nie widać u nas
słońca. Nie wschodzi ono i jest tuż za horyzontem na wschodzie. Niebo było
bardzo, bardzo czyste. Zimne i czyste powietrze pozwoliło na to, że gazy z
rakiety zostały podświetlone od dołu przez słońce. To jeden z powodów, dla
których były one tak wyraźnie widoczne - wyjaśniał Tandberg. (Onet.pl)
Zwróciłem
się do szwedzkiego ufologa Clasa Svahna
z prośbą o komentarz do tej informacji i oto, co mi odpisał:
Tak, jest potwierdzone, że
był to jeden z 13 pocisków rakietowych wystrzelonych próbnie z pokładu SSBN
Dimitrij Donskoj i jeden z tych, który nie funkcjonował tak, jakby tego sobie
życzyli rosyjscy wojskowi. Start tego pocisku był obserwowany także na północy
Szwecji.
Jak
podaje z Moskwy Wacław Radziwinowicz
z "Gazety Wyborczej", rakieta Buława
zamiast na poligon Kura na Kamczatce pomknęła nad norweskie Tromsø, a potem
ponoć uległa samozniszczeniu. Początkowo Rosjanie jak zwykle zaprzeczali
wszystkiemu, ale operatorom telewizji VG-TV udało się sfilmować cały przebieg
zdarzenia. Już się go nie udało ukryć
przed światem, czy nałożyć na nie odpowiednią „kryszę” albo „maskirowkę”.
* * *
Oglądałem
ten film i zdjęcia. Faktycznie, jest to normalny widok lecącej rakiety. Podobne
zdjęcia wykonał pilot szwedzkiego samolotu lecącego z Bangkoku do Kopenhagi w
2005 roku, o czym mówi artykuł Clasa Svahna, który prezentuję poniżej w całości:
UFO czy rosyjska rakieta?
Jeden ze szwedzkich pilotów kpt. Anders Ahlberg
miał niezwykłe szczęście, a mianowicie – udało mu się wykonać 9 zdjęć
startującej rakiety nad południową częścią WNP, w dniu 16 czerwca 2005 roku.
Początkowo sądził, że widzi UFO... Materiał o tym niezwykłym spotkaniu został
opublikowany w szwedzkim magazynie "UFO-Aktuellt" nr 3/2005.
Wydarzyło się to w czasie, kiedy kpt. Ahlberg znajdował się na
trasie z Bangkoku do Kopenhagi. On i jego kopilot zauważyli jasne światło,
które jakby leciało kursem równoległym do trasy jego samolotu i wlokło za sobą
świetlistą smugę. Było to o godzinie 23:06 GMT i samolot znajdował się mniej
więcej w połowie trasy z Samarkandy do Aktiubińska, 150 mil (około 240 km ) od Moskwy.
- Siedzieliśmy sobie spokojnie w górze i naraz zobaczyliśmy jasny
obiekt, która zmierzał w stronę naszej maszyny. Ale zorientowaliśmy się, że to
nie był żaden samolot, który ciągnął za sobą smugę, więc sięgnąłem po aparat
fotograficzny i wykonałem kilka zdjęć.
Kpt. Ahlberg opisuje, jak obiekt wznosił się z kierunku Moskwy i
poszedł prosto na wschód. Obaj piloci mogli podziwiać jego lot przez dwie
minuty. Zauważony był on po raz pierwszy „na godzinie dziesiątej” (tzn. 60º w
lewo od kursu samolotu), w czasie kiedy samolot leciał kursem pomiędzy 280º a
290º (tj. kierunek WN-W).
- Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego – powiedział on,
kiedy później dowiedział się, że widzieli oni start rosyjskiej rakiety
kosmicznej. Wygląd i rozmiary smugi kondensacyjnej także całkiem różnił się od
mu znanych typów statków powietrznych.
- Pytaliśmy kontrolę ruchu powietrznego o to, co tam było. Ale
oni nie chcieli nam pomóc. Po prostu odpowiedzieli, że „nie mamy żadnych
oficjalnych informacji o tym, co to było”. Tak właśnie było. Cały czas
odpowiadali: „nic się nie dzieje” na nasze pytania. To tak, jak kiedyś było w
Chinach – widzę MiG-31 lecący w kierunku Pekinu i mówię kontroli
lotów: „Widzę, że tutaj jest jakiś wojskowy samolot”. A oni odpowiedzieli: „Tam
NIE MA żadnego samolotu wojskowego”. Następnym razem taki numer nie przejdzie!
UFO-Sverige może odpowiedzieć na pytanie zadane przez kpt.
Ahlberga o to, co widzimy na zdjęciach. Była to rakieta nośna Sojuz-U
ze statkiem kosmicznym Progress-M-53, który udawał się w rejs do ISS.
Została ona wystrzelona z kosmodromu Baikonur w Kazachstanie.
A może jednak UFO?
Zdjęcia są rzeczywiście ciekawe, bo przypominają mi fotografię
UFO zrobioną ponoć w archipelagu Wysp Kanaryjskich dnia 22 czerwca 1976 roku,
lub 5 marca 1979 roku, o czym już
pisałem, a także serię zdjęć wykonanych przez japońskiego fotografa Isao
Tanii’ego w dniu 28 października 1987 roku o godzinie 18:00 czasu
miejscowego (02:00 GMT) w okolicach Los Angeles, CA. W obydwu przypadkach
przedstawiają one start rakiety i to wielostopniowej. A zatem nie ma mowy o
meteorach czy UFO, a o wytworach rąk ludzkich – ICBM czy rakietach kosmicznych.
Na Kanarach mógł to być pocisk balistyczny odpalony z okrętu podwodnego, zaś w
przypadku Los Angeles mógł to być jakiś satelita szpiegowski wystrzelony z
wojskowego kosmodromu Vanderberg III AFB.
Start SLBM w okolicach Wysp Kanaryjskich...
...i Los Angeles, 28.X.1987 roku
Kiedy tłumaczyłem ten materiał, to pojawiły się pewne
wątpliwości, co do tego, czy był to rzeczywiście tandem Sojuz-U/Progress-M-53
w locie ku ISS. Pierwszą sprawą było położenie samolotu kpt. Ahlberga. Clas
Svahn pisze, że znajdował się on w połowie drogi pomiędzy Samarkandą w Uzbekistanie a
Aktiubińskiem w Kazachstanie – pkt. 1 na mapce. Oznacza to, że znajdował się on
nieco na południe i wschód od Bajkonuru, a zatem mogli oni faktycznie zobaczyć
start Progressa, który miał miejsce w dniu 17 czerwca o godzinie
01:09 czasu warszawskiego, (tj. 05:09 czasu lokalnego Bajkonuru), ale jeszcze
16 czerwca o godzinie 23:09 GMT. Analiza zdjęć wykazuje jednak, że
najprawdopodobniej szwedzki samolot znajdował się bardziej na wschód – czyli
bliżej Samarkandy, gdzieś w okolicy pkt. 3.
No dobrze, ale w takim przypadku samolot nie mógł się znajdować w
odległości ok. 240 km
od Moskwy – jak to twierdzi autor. Znajdując się w tym miejscu – pkt. 2 na
mapce – piloci nie mogliby zobaczyć startu i lotu w atmosferze Progressa,
bowiem znajdowali się zbyt daleko na zachód od Bajkonuru i nawet lecąc na
wysokości 12.000 m
mogliby oni widzieć przedmioty terenowe leżące w odległości ok. 392 km od samolotu, bo tyle
wynosiła odległość od niego do linii horyzontu. Dalej widok zasłaniała
krzywizna Ziemi. Tak zatem dnia 31 października napisałem email do Clasa Svahna
z zapytaniem w tej materii.
W dniu 1 listopada otrzymałem odpowiedź, że istotnie nastąpił
błąd – chodziło bowiem o dystans wynoszący nie 150 mil , czyli 240 km , ale o 200 mil szwedzkich, z których każda liczy sobie 10 km , a zatem odległość
wynoszącą 2.000 km !
Czyli sprawa została wyjaśniona i załoga szwedzkiego stratolinera faktycznie
widziała i sfotografowała lot w atmosferze tandemu Sojuz-U/Progress-M-53
lecącego do ISS. A zatem nie było to UFO i trochę żal, bo padła kolejna
legenda, którą na pewno wylansowałyby media goniące za tanią sensacją...
* *
*
Jeszcze o pseudo-UFO nad
Norwegią
W
dniu 12.XII. zwróciłem się do kolegów z FUFORA z prośbą komentarze i ewentualne
relacje z obserwacji zjawiska świetlnego nad Norwegią, które było zaobserwowane
kilka dni temu i wiąże się je z nieudaną próbą rosyjskiego pocisku rakietowego Topol/Buława.
A oto odpowiedź:
O ile mi wiadomo, żaden Fin
nie widział tego zjawiska na niebie. Było to zbyt daleko na północ od naszych
granic. Na ten temat ukazała sie tylko niewielka wzmianka w naszej prasie
bulwarowej. Sprawdziłem tez na naszej stronie internetowej FUFORA, ale tez nikt
nie komentował tego wydarzenia. Nasz prezes sądzi, że była to po prostu
nieudana próba z rosyjską rakietą.
Usko
Ahonen
Tego
samego dnia otrzymałem odpowiedź od prezesa FUFORA, która brzmiała tak:
Ten incydent nad Norwegią
został dokładnie opisany przez prasę w różnych krajach. Pokazano go również w
wielu stacjach TV i ich programach informacyjnych. Niestety, incydent ten nie
był widoczny w Finlandii, i nie mogę na jego temat niczego powiedzieć.
Zdarzenie to bardzo szybko zidentyfikowano jako nieudaną próbę rosyjskiego ICBM
systemu BUŁAWA wystrzelonego w okrętu podwodnego. Na ten temat pojawiło się
sporo informacji, do których linki podaję poniżej: (i dalej nastąpiła lista linków do stron
internetowych)
Z poważaniem -
FUFORA Finland
Björn
Borg - Prezes
A
zatem - jak widać z powyższego - na pewno nie było tam żadnego UFO. Trochę
szkoda, bo tak to spektakularnie wyglądało. Ale takie widowiska nie są czymś
nowym, bo coś podobnego - jak przypomniał to Arkadiusz Miazga - widziano nad Azją, kiedy doszło do awarii chińskiej
rakiety nad Tybetem. Oczywiście także w tym przypadku na informacje nałożona
była całkowita „czapa”… Krótko mówiąc - trzeba dobrze obserwować niebo,
szczególnie przy naszej wschodniej i północnej granicy, bo takie widowisko mogą
nam Rosjanie zafundować także nad Bałtykiem czy Białorusią...
Upłynął
kolejny dzień i…
Test nowej broni ASAT?
Tak
się ciekawie złożyło, że 13 grudnia otrzymałem od mojej australijskiej
korespondentki taki oto list w sprawie HAARP:
Armia USA od dawna
analizuje pogodę pod kątem wykorzystania jej w działaniach wojennych. W ośrodku
HAARP (High Frequency Active Auroral Research Program) w Gakona na Alasce sztab
naukowców zawiaduje siecią nadajników radiowych olbrzymiej mocy. Według
oficjalnych doniesień HAARP prowadzi między innymi badania jonosfery, jednak
niektórzy naukowcy zwracają uwagę na fakt, że dysponując mocą nadajników
ośrodka można nie tylko badać pogodę, ale również ją zmieniać. Falami
elektromagnetycznymi o odpowiedniej częstotliwości wystarczy rozgrzać na przykład
chmurę pyłu rozsianego w górnych warstwach atmosfery. Zupełnie jak w
gigantycznej mikrofalówce. A stąd już tylko krok do sterowania masami
powietrza, chmurami, a nawet huraganami.
Rezolucja przyjęta w 1976
r. przez Zgromadzenie Ogólne ONZ zakazywała modyfikowania pogody dla celów
militarnych. Naukowcom pozwolono jedynie „bawić się” klimatem w pokojowych
celach. O tym, że ta zabawa nadal trwa, świadczą ostatnie doniesienia.
Mając broń mikrofalową
można skierować fale na chmury i spowodować ich rozgrzanie i odparowanie.
Chmury, to para wodna, której cząsteczki pod wpływem fal zaczynają drgać, a
drgania powodują wzrost temperatury. Chmury zbierają się, bo woda na Ziemi
paruje. Jak ciepły front powietrza jest wysoko, to para jest wchłaniana przez
kosmos. Ciepły front powietrza ma konsystencję rzadką. Natomiast zimny front
powietrza ma konsystencję gęstą i kiedy przechodzi nisko, to zatrzymuje parę
wodną tworząc chmury. Jak HAARP chce odparować chmury, to musi podgrzewać nie
tylko chmury ale i front chłodnego powietrza nad chmurami. Teraz wszystko
zależy, jaki gruby jest ten zimny front powietrza i jaką moc nadajnika fal mamy
do dyspozycji.
Można też podgrzewać wodę w
oceanie, w morzu w rzece czy w innym zbiorniku. HAARP nakierowując fale na
jakiś obszar wodny powoduje podgrzanie wody i jej szybkie parowanie. Jak akurat
nad podgrzewaną powierzchnią przechodzi wysoko chłodny front atmosferyczny, to
chmury będą tworzyły się bardzo szybko. Kiedy się jeszcze zna aktualny kierunek
wiatru, to te chmury można skierować w odpowiednie miejsce i spowodować obfity
opad z nagromadzonych chmur. Ostatnio taki nietypowy opad był spowodowany w
Anglii. W niektórych miejscach woda sięgała 2,5 metra .
HAARP może przesyłać
chłodne powietrze. O tym przekonałam się sama. Kilka razy leżąc w łóżku czułam
syberyjski powiew powietrza. To było coś niesamowitego, ale to mi podpowiada,
że HAARP może ochładzać parę wodną w chmurach powodując jej skraplanie -
deszcz.
Anglicy też mają bazy
HAARP, bo oni do tego programu należą, tak jak do ECHELON.
Ja wiem o trzech
brytyjskich bazach. Jedna jest w Australii, a o drugiej wiem na Cyprze i o
trzeciej w Hondurasie. O tych bazach zdołałam się doczytać. Wszystkich baz
HAARP jest 132.
(W kontekście powstania w
Polsce bazy wojsk USA) Ano nie jest wiadomo, co będzie w Polsce. Jak
instalowała się baza amerykańska w Australii w 1963 roku, to premier Australii
bardzo chciał się dowiedzieć, do czego będzie przeznaczona ta baza, ktora się
mieści na ośmiu kondygnacjach pod ziemią. Okazało się, że to była wielka
tajemnica, a że premier był nieugięty, to CIA go odwolała, a królowa brytyjska
przyklasnęła. Premier całą sprawę rozkręcił w telewizji na ten temat. Teraz już
wiadomo, że w Pine Gap mieści się amerykanski HAARP, ale to po latach wydali
australijscy pracownicy, bo ponad tysiąc ich tam pracowało, ale nie było wolno
im wchodzić na amerykańskie piętra i spotykać się z Amerykanami.
Takie to są sprawy tego
świata Anglosasów. W Polsce będą robili, co będą chcieli.
Tyle
moja korespondentka. Ile jest w tym prawdy - trudno powiedzieć. Jest coś na
rzeczy i rzeczywiście manipulacje z pogodą mają miejsce już od Wojny
Koreańskiej i w Wietnamie, kiedy to Amerykanie usiłowali spowodować obfite
opady deszczu lub wręcz odwrotnie - ich zanik - nad atakowanymi rejonami.
Rosjanie zawsze przed 1-majowymi obchodami rozpylali w chmurach argentorat albo
halogenki srebra w celu „wylania się" chmur sunących na Moskwę - tam
musiała być zawsze słoneczna pogoda. Podobnie robili Chińczycy - ostatnio przed
ceremonią otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie.
Nad
Norwegią zaobserwowano wir niebiesko-zielonkawego światła, który był
spowodowany przez niezbyt precyzyjnie odpalony i sterowany ICBM typu Topol-M
z morskiego systemu Buława. Tak podały media i z tym zgadza się większość uczonych
i ufologów. W dniu przedwczorajszym (12.XII.) na łamach Seattle Exopolitics Examiner pojawiła się ciekawa notatka, której
treść przedstawiam poniżej zgodnie z jej internetową wersją:
Dwaj badacze przypisują
światło nad Norwegią instalacji HAARP - anty-ETI kosmicznej broni masowego
rażenia
12
grudnia, Alfred Lambremont pisze:
W dniu 9 grudnia 2009 roku
zauważono spiralne światło nad Tromsø, Norwegia. Idąc śladem różnych
interpretacji tego zjawiska w przededniu wygłoszenia przez Baracka Obamę mowy z
okazji nadania mu Nagrody Nobla (a chodziło o nieudany rosyjski test rakietowy
- Rosyjski ICBM został uszkodzony przez Obcych), dwaj badacze niezależnie od
siebie doszli do wniosku, że w tym przypadku zadziałał HAARP, którego antenowe
pole znajduje się stosunkowo blisko miejsca tego rakietowego incydentu nad
Norwegią.
Zgodnie z jednym z tych
badaczy Davidem Wilcoxem - jedno z
jego poufnych źródeł twierdi, że spiralne światło nad Norwegią było częścią Projektu
Blue Beam. Jednym z jego celów jest użycie fal
elektromagnetycznych i wysoko zaawansowanych technik ich przesyłu i propagacji
do - jak pokazano to nad Norwegią - przygotowania i wprowadzenia na masową
skalę warunków do wprowadzenia na świecie Nowego Porządku Światowego - NWO. Jeżeli
ta analiza jest trafna, to te norweskie światło mogło być indukowaną przez
HAARP próbą zakotwiczenia pozaziemskiej czy transcendentnej aury wokół
przemówienia prezydenta Obamy w Oslo, co miało miejsce w dniu 10 grudnia.
Szczegóły na stronie
internetowej - http://www.examiner.com/examiner/x-2912-Seattle-Exopolitics-Examiner~y2009m12d12-Two-researchers-attribute-Norway-light-to-HAARP-antiET-spacebased-weapon-of-mass-destruction
Może
tak akurat było, ale nie chce mi się w to wierzyć. Natomiast pewne jest jedno -
w reaganowskich planach „wojen gwiezdnych” programu SDI/NMD przewidziano
stosowanie antyrakietowej i antysatelitarnej broni mikrofalowej służącej do
oślepiania i niszczenia samonaprowadzających się na cel głowic nuklearnych oraz
satelitów zwiadowczych. I tutaj jest właśnie miejsce dla instalacji HAARP.
Silna wiązka mikrofal wyemitowana z Ziemi teoretycznie mogłaby rozregulować
elektroniczne układy satelitów i ich czujniki do tego stopnia, że byłyby one
bezużyteczne.
W
przypadku norweskim pocisk rakietowy wystrzelony z pokładu SSBN mógł zostać
trafiony wiązką wysokoenergetycznego promieniowania radiowego o częstotliwości
kilku czy kilkunastu GHz (gigaherców) i jego elektronika „padła" z
wiadomym efektem - eksperyment się nie udał, a sam pocisk nie doleciał do
celu... W takim kontekście, HAARP okazałby się niezwykle groźną bronią - o
wiele lepszą od wszystkich systemów OPB i ASAT razem wziętych!
A
zatem nie pozostaje nic innego, jak czekać na dalszy rozwój wypadków.