W latach
80. ubiegłego wieku, kiedy w Polsce powiały nowe wiatry i dzięki przemianom
polityczno-ustrojowym otwieraliśmy się powoli na świat, miałem niezwykłe
szczęście zetknąć się z opowieścią o tajemniczej miejscowości Damcar – na
której zamieszkiwali arabscy mędrcy Średniowiecza i Odrodzenia. Pierwszą
wzmiankę na jej temat znalazłem w pracy jednego z polskich historyków, która to
praca traktowała o alchemii i jej implikacjach naukowych, historycznych,
kulturowych, i innych. Interesujący nas
fragment brzmi tak:
Mistycyzm najzupełniej wyraził się w ruchu
różokrzyżowców. Różokrzyżowcy pojawili się w 1614 roku, w Kassel w Niemczech w
czasie wojen religijnych. Działalność ich zapoczątkowało ukazanie się
anonimowych pism skierowanych do uczonych i władców ówczesnego świata. Głośne
stało się zwłaszcza dzieło zatytułowane „Fama Fraternitatis, albo Odkrycie
najchwalebniejszego Zakonu Różanego Krzyża”, opisujące losy tajemniczej
postaci, określanej inicjałami C.R.C.
Owym tajemniczym człowiekiem miał być pewien
Holender, urodzony w 1378 roku, który jako młody chłopiec wyjechał na Wschód,
gdzie w Damaszku studiował mądrości starożytnych. Odwiedził on również
tajemnicze miasto Damcar w Arabii, gdzie został wtajemniczony w najwyższe
arkana wiedzy hermetycznej i otrzymał „Księgę M” objaśniającą wszystkie
tajemnice bytu.
C.R.C. powrócił do Europy, założył Zakon Róży
i Krzyża. Składał się z 8 członków, którzy zaprzysięgli celibat i tajemnicę
swej działalności. Wiek jednak minął, wobec czego zakon postanowił zwerbować
nowych członków, tym bardziej, że istniała pilna potrzeba zreformowania świata
i odrodzenia ludzi...
W następnym, 1615 roku ukazała się dalsza
część wyżej wspomnianego „dzieła”. Utwór ów – „Confessio Fraternitatis, albo
Wiadomości o Wielebnym Stowarzyszeniu Czcigodnego Różanego Krzyża” – ostrzegał,
że różokrzyżowcy są o krok od opanowania Europy i przebudowania jej na obraz
Damcaru mądrych Arabów.
Wreszcie w 1616 roku ukazało się „Chemiczne
Wesele Christiana Rosenkreutzera, Anno 1459”. Po raz pierwszy też zostało
wymienione nazwisko owego domniemanego Holendra i rozszyfrowany jego łaciński
odpowiednik: Christianus Roseae Crucis
– C.R.C. [...]
Wymienione trzy dzieła sprawiły, że o
różokrzyżowcach zaczęto mówić. Przystąpiono również do zwalczania ich, choć –
na dobrą sprawę – nikt nie wiedział, czy istnieją i o co właściwie im chodzi,
poza dość mglistą zapowiedzią „reformowania świata”. Przeto pojawili się i
obrońcy. Gorąco bronił ich alchemik niemiecki Michael Maier (1568-1622), angielski alchemik i mistyk – Thomas Vaughan (?-1666), zaś astrolog
angielski – John Heydon opisał nawet
swe odwiedziny w podziemnym zamku różokrzyżowców w zachodniej Anglii oraz
podróż do złotej siedziby ich zakonu na jakiejś wyspie na Morzu Arabskim. [...]
Różokrzyżowcami
byli m.in. Saint Germain vel kawaler
Saint-Galt, hr. Alessandro Cagliostro vel Giuseppe Balsamo oraz słynny uwodziciel kobiet, a zarazem
alchemik i czarodziej Giacomo Casanova.(=> Z. Zwoźniak – „Alchemia”, Warszawa
1978)
Dalekie
echa tych rojeń (czy tylko) można znaleźć na stronach powieści sensacyjnych Antala Szerba (1901-1945), Zbigniewa Nienackiego (1929-1994) i Umberto Eco, którzy z detalami opisali
tajemnicze groby, zamki i cuda dokonywane przez różokrzyżowców żyjących co
najmniej 120 lat i względnie nieśmiertelnych – dzięki możliwości zapadania w
hibernacyjny sen wydłużający wielokrotnie życie! A także (a juści!) o ich
skarbach, oczywiście nieprzebranych... (=> A. Szerb – „Legenda Pendragonów”,
Warszawa 1987; Zb. Nienacki – „Pan Samochodzik i tajemnica tajemnic”, Warszawa
1975, sfilmowana w koprodukcji polsko-czechosłowackiej w 1988 roku, w reżyserii
Kazimierza Tarnasa oraz U. Eco – „Wahadło Foucaulta”, Warszawa 1993) Nie
wiadomo, kim naprawdę był ten Różokrzyżowiec – C.R.C. – być może nie było go
wcale, a jego nazwisko powstało od słów: Chrześcijański Różany Krzyż –
Christiani Roseae Crucis. Wspomniany tutaj Antal Szerb pisze o pierwszym
Różokrzyżowcu, iż był to: lekarz-cudotwórca i alchemik, który według „Fama
Fraternitatis...” przywiózł z Arabii ze sobą wszelkie mądrości Tajemniczego
Grodu, gdzie żyli mędrcy arabscy. Chodziło – rzecz jasna – o Al-Damcar. Jedno
jest pewne, że autorem tych różokrzyżowskich traktatów jest niemiecki teolog i
ezoteryk, luterański pastor Johann
Valentin Andreä (1587-1654) oraz jego ludzie.
Powołani
autorzy oczywiście zajmowali się oni tylko i wyłącznie sensacyjno-przygodową
stroną istnienia stowarzyszeń różokrzyżowskich, które – jak pisze Jacek Golędzinowski – opuściły scenę
dziejów równie nagły i tajemniczy, w jaki się na niej pojawiły. Wprawdzie – pisze
on – działają jeszcze ośrodki ruchu w Anglii i Stanach Zjednoczonych, ale nie
towarzyszy im zainteresowanie opinii publicznej w stopniu znanym w przeszłości.
(=> J. Golędzinowski – „Jawne historie tajemnych stowarzyszeń”, Łódź 1990)
Nie jest to zupełnie ścisłe, bowiem część różokrzyżowskich ansamblei ujawniła
swą działalność pod koniec XX wieku – jak np. AMORC, natomiast w dalszym ciągu
ponoć tajne są ansamlee należące do
tzw. Perskiego Różokrzyża. Ujawnienie się jest związane z – jak to oświadczają
– dalszym prowadzeniem prac nad doskonaleniem człowieka i Ludzkości.
Różokrzyżowcy
wydają się być strażnikami nie tyle skarbów – o co podejrzewa ich m.in. Umberto
Eco, który utożsamia ich z Templariuszami, którzy to po pogromie urządzonym im
przez króla Francji Filipa IV Pięknego
(1268-1314), jego chciwych ministrów Marigny’ego
i Nogareta oraz awiniońskiego
papieża Klemensa V (?-1314), po 1307
roku zeszli do podziemia i założyli Zakon Różokrzyżowców – ale tajemnej
tradycji, Starożytnej Mądrości i Sekretnej Doktryny, co chociażby widać czarno
na białym w opracowaniach ich dotyczących oraz krążących w Internecie.
Czym była
i jest ta Starożytna Mądrość Różokrzyżowców? To, co głosili członkowie Bractwa
musiało być wywrotowe i powodowało spore zamieszanie, bo Różokrzyżowców obawiano się jeszcze bardziej,
niż masonerii. I problem w tym, że nikt za bardzo nie wiedział, gdzie ich
szukać... Sir Brinsley Le Poer-Trench
w swych pracach twierdzi, że mądrość ta jest niczym innym, jak wiedzą z
Atlantydy, którą Wielcy Wtajemniczeni przekazywali z pokolenia na pokolenie.
(=> B. Le Poer-Trench – „Operation Earth”, „Men Among Mankind” i „In My Soul
I Am Free”) Osobiście jestem tego samego zdania, z tym jednak, że wiedza ta
jest wypatrzona, wykoślawiona, przeładowana symboliką i całkowicie
niezrozumiała nawet dla nich samych. Przekazywano ją na tej samej zasadzie, jak
przekazuje swą gnozę każda religia, w której po pewnym czasie rytuały i
symbolika przesłania sens i treść antycznej czy nawet pra-antycznej wiedzy. Nie
ma się czemu dziwić, wszak od czasu zalania wysp Imperium Atlantydzkiego przez
wody Atlantyku upłynęło 12.000 lat! – no, a historia Ludzkości też nie
sprzyjała przekazywaniu resztek tej wiedzy, że wspomnę tylko prześladowania i
represje ze strony Kościoła rzymsko-katolickiego i Inkwizycji. (=> M. Baigent & R. Leigh – „Eliksir i
kamień”, Warszawa 1998) W takim kontekście, ów mityczny Al-Damcar jawi się jako
azyl Ostatecznej Mądrości w morzu ciemnoty i fanatyzmu religijnego. De facto ów
tajemniczy Damcar to zbitka dwóch nazw miast: Damaszku i Kairu = DAMascus +
CAiRo, w których przebywał i studiował C.R.C.
Pierwszy Różokrzyżowiec być może przebywał w
tych centrach arabskiej (a w przypadku Kairu także i egipskiej) wiedzy i
religii, skąd przywiózł do Europy tamtejszą wiedzę medyczną, astrologiczną,
astronomiczną, chemiczną, farmaceutyczną, alchemiczną, itd. itp. Wszak w tych
czasach, to właśnie Wschód przodował w tych naukach, że wspomnę tylko Hermesa Trismegistosa (2700 p.n.e.), Osthanesa (500 p.n.e), Ptolomeusza II Philadelphosa (285-246
p.n.e.), Marię Prophetissę alias
Marię Żydówkę (I w p.n.e.), Bolosa-Demokryta alias Pseudo-Demokryta,
Komanosa – którzy byli związani z
Egiptem, a od VII w n.e. inicjatywę w rozwoju alchemii i nauk pokrewnych
przejmują Arabowie: Dżabir ibn-Hajjan
vel Geber (760-815), Muhammed
ibn-Zakarijael-Razi alias Rhazes (850-925) – to ten właśnie, który
oświadczył, ze zna doskonały sposób na robienie złota i został... lekarzem! I
dalej: Abu Ali al-Hussajn Ben Abdullah
ibn-Sina znany jako Avicenna (980-1037),
Abu Dżafar ibn-Tofail i inni. Nie
zapominajmy, że sama nazwa alchemia znaczy tylko tyle, co al-Khemeja – z krainy
Khem – z Egiptu...
Trzecim
ośrodkiem nauk tajemnych była Persja (dziś Irak) i jej „miasta akademickie”:
Jundishapur i oczywiście Bagdad. Rzecz jasna C.R.C. nie mógł ich spotkać
osobiście, ale mógł zapoznać się (i zapewne zapoznał) z ich pismami, które
znajdowały się w arabskich bibliotekach. To właśnie dlatego C.R.C znany jest
przede wszystkim jako lekarz. NB, innym słynnym lekarzem stosującym metody
leczenia z medycyny arabskiej był Michel
de Nostredame z Salon zwany Nostradamusem (1503-1566), znany przede
wszystkim ze swych przepowiedni losów Francji, Europy i świata. Arabskie metody
leczenia i lekarstwa były znacznie lepsze i skuteczniejsze od europejskich,
stąd – jako pogańskie – znajdowały się pod specjalnym nadzorem funkcjonariuszy
Świętej Inkwizycji...
Wspomniany tutaj Jacek Golędzinowski pisze w
zakończeniu rozdziału poświęconego różokrzyżowcom, że:
...Powiada się, że autentyczni, oryginalni
różokrzyżowcy wyemigrowali do ... Indii (!) zamieniając protestantyzm na
buddyzm. Pogląd ten nie wydaje się uzasadniony, bowiem materialne świadectwa
działalności Bractwa nie sięgają dalej, niż na wyspę Mauritius. Mistrzowie róży
i krzyża najprawdopodobniej stopili się z ruchem wolnomularskim albo też
zapadli w sen na kolejne sto lat...
Nie sądzę,
by była to prawda. Faktem niezbitym jest obecność ansamblei różokrzyżowskiej na Mauritiusie już od roku 1736,
jednakże niewiele wiadomo o jej działalności poza tym, że włączono do niej
także kobiety, a jedna z nich Leonia
Constantia była Kapłanką Claremont
i Mistrzynią Loży. Kolegium to znane jest ze swej działalności od 1794 roku.
(=> http://www.S.R.I.A.ChristianRosecreuz.htm) Wyspa Mauritius znajduje się
na Oceanie Indyjskim, mniej-więcej gdzieś w połowie drogi pomiędzy Afryką a
Indiami. Wyspa została odkryta przez Portugalczyków w 1505 roku. Skolonizowana
została przez Holendrów w 1638 i nazwana imieniem księcia Maurice de Nassau. Francuzi kontrolowali wyspę podczas XVIII wieku
i zmienili jej nazwę na Ile de France. Wyspa została odebrana przez
Brytyjczyków w 1814 i przywrócono jej dawną nazwę. Czyżby więc legendarnym
al-Damcarem był właśnie Mauritius? Być może, ale nie wytrzymuje to krytyki,
natomiast...
Wzmianka o
Indiach i konwersji na buddyzm brzmi w tym kontekście bardzo prawdopodobnie,
bowiem Różokrzyżowcy poszukiwali także źródeł wszelkiej Wiedzy Dawnej a
Tajemnej, a ta ostatnia znajdowała się (wedle ich wiedzy) zawsze na Wschodzie –
także w Indiach, Tybecie i Mongolii. Jeżeli więc Wielcy Mistrzowie dowiedzieli
się – a na pewno się dowiedzieli – od podróżników i mistyków w rodzaju Mikołaja Roericha (1874-1947) i jego
syna Georgija, Mikołaja Notowicza, śri Svami
Abhedananda (1866-1939) czy Ferdynanda
Antoniego Ossendowskiego (1878-1945), itd. o istnieniu krainy mędrców
zwanej Szamballą – Aghartą, to doszli do wniosku, że to właśnie jest ów
al-Damcar – kraina Mędrców ze Wschodu, w której przebywały takie postacie
historyczne, jak Paspa, książę Siddartha Guatama vel Siakyamuni zwany
Buddą (566-486 p.n.e.), sułtan Zahir
ud-din Muhammad alias Baber (1483-1530) i Issa (Jezus) z Nazaretu zwany
Chrystusem i inni... (=> „Nieznane życie Jezusa”, Zakopane 1993; F. A.
Ossendowski – „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”, Poznań 1930) A zatem trop
wiedzie może nie tyle do Indii, ale do Azji Środkowej w ogóle – od Śri Lanki do
Mongolii i od Chin do Afganistanu. To tam bije źródło wiedzy dawnej, wielkiej i
zagadkowej, a pochodzącej być może ze świata, którego już nie ma...
Czyż jest
to przypadek, że właśnie tam hitlerowscy uczeni prowadzili dziwne poszukiwania
wszelkich informacji na temat podziemnego świata Agharti i tajemniczych broni
hinduskiej Starożytności? Nie, to nie przypadek. Hitlerowskie kierownictwo
doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że takie bronie istniały kiedyś na tej
planecie (chociażby z poematów „Mahabharata” i „Ramayana”) i gorączkowo
poszukiwało każdej wskazówki, każdego strzępu informacji, który wskazałby drogę
do możliwości jej ponownego wyprodukowania i użycia. To pewnik. Czy po to samo
– starożytną wiedzę i mądrość cywilizacji z czasów Atomowych Wojen Bogów (a tak
naprawdę tylko ludzi wyposażonych w nieprawdopodobne możliwości techniczne
przerastających możliwości zrozumienia ludzi z XIX i XX stulecia) – udali się
także Wielcy Mistrzowie Zakonu Różokrzyżowego? Kto wie, czy to nie oni nie
dopuścili uczonych spod znaku swastyki oraz sierpa i młota do tych źródeł
wiedząc, czym jest brunatny i czerwony totalitaryzm i to, że historia powtarza
się tyle razy, ile tylko może. (=> Al.
Mora – „Atomowe wojny bogów”, w „Kamenie”, Lublin 1979/80; M. Jesenský – „Bogowie atomowych wojen”
Ústi nad Labem 1998) Wydaje mi się, że jest to jedno, jedyne logiczne
wyjaśnienie ich exodusu do Indii i zmiany wyznawanej religii. I tylko pozostaje
pytanie: czy znaleźli oni tam swój Damcar i źródło wiedzy – Dawnej Wiedzy,
którego tak poszukiwali? I co z nią zrobią – czy zachowają ją dla siebie i ku
doskonalenia Ludzkości, czy też porzucą ją na zawsze wiedząc, że może ona
wyrządzić Ludzkości więcej szkód, niż pożytku? Oto jest zagadka historyczna na
miarę naszej epoki.
* * *
Zagadka ta jest nadal nie rozwiązana,
chociaż…
Pojawiło się pewne światełko w tunelu i
zamierzam nim podążyć. Jest nim stwierdzenie i udowodnienie faktu przebywania
Templariuszy u naszych południowych sąsiadów. Rycerze Świątyni Salomona
zamieszkiwali Słowację – wtedy Górne Węgry – i byli na żołdzie królów
węgierskich. Budowali swe komandorie i klasztory nieopodal granic Polski – te
niewiele się zmieniły od XII wieku i zapewne wpływy Templariuszy mogły sięgnąć
także Krakowa… I to właśnie tam – w ruinach słowackich hradów i dokumentach
pozostałych po Czerwonych Mnichach ze słowackich podań i legend – należałoby
szukać wskazówek co do rozwiązania wielu zagadek związanych z Templariuszami i
tajnymi stowarzyszeniami, które powstały na bazie ich zakonu, a które
przechowywały dawną wiedzę uzyskaną przez nich na Wschodzie.
Te badania już trwają, i bez względu na
ich rezultat, i tak wydarliśmy kolejną tajemnicę historii i udało się nam ją
przedstawić publiczności – mowa o potwierdzeniu pobytu Rycerzy Świątyni na
Słowacji – a że te historie są ze sobą powiązane jak liny jedna z drugą, to
sądzę, że gdzieś wśród słowackich kopców znajduje się niejedna informacja na
interesujące nas tematy i przed nami jest jeszcze niejedno odkrycie…