Drogi Watsonie - ludzie trzymają
się faktów nawet jeżeli niczego one nie dowodzą.
Sir Arthur
Conan Doyle - „Pies Baskervillów”
Materiał ten stanowi
nawiązanie do tematu istnienia Syren vel Wodnych Ludzi i Ich działalności w wodach
Oceanu Światowego. Przypominam tu artykuł z 2001 roku:
W poczytnym
magazynie popularno-naukowym „Wiedza i Życie” nr 12,96 dr Andrzej Zimniak
przedstawił frapującą hipotezę na temat przyczyn zaginięć statków w rejonie
Oceanu Atlantyckiego, znanego powszechnie pod nazwą Trójkąta Bermudzkiego
(dalej TB), Morza Zmierzchu czy Morza Voodoo...
Do „Wiedzy
i Życia” mam stosunek niezbyt przychylny po ostatnich publikacjach anty-ekologicznych
postylli polskich atomistów czy ostatni wygłup (wprawdzie primaaprilisowy, ale
zawsze) na temat wulkanów pod Górami Świętokrzyskimi, z kwietnia 2002 roku -
ale ten artykuł wydał mi się sensowny, i co najważniejsze - wyjaśniający wiele
niezrozumiałych na pierwszy rzut oka - incydentów, które miały miejsce na
niektórych akwenach Wszechoceanu.
Clou
hipotezy przedstawionej przez autora stanowi fakt, że we Wszechoceanie występują
znaczne ilości węgla organicznego, którego zasoby szacuje się na 983 Gt[1], a która to ilość znajduje
się głównie w biomasie oceanicznej flory i fauny. Znaczna część więgla na
naszej planecie jest uwięziona w atmosferze - 3,6 Gt, w biomasie flory i fauny
lądowej na wszystkich kontynentach - 2.790 Gt, w paliwach kopalnych - 5.000 Gt,
i najwięcej - bo aż 10.000 Gt w hydratach. Hydraty, to są związki gazów takich,
jak m.in.: metan - CH4, propan - C3H8, itd.
Zakłada się, że z hydratów, które powstały w warunkach wysokiego ciśnienia
(>50 MPa, a zatem >500 m głębokości wody), i niskiej temperatury (<
+10 st. C - wynoszącej zazwyczaj zaledwie +4 st. C), zbudowana jest znaczna część
szelfu kontynentalnego Ameryki Północnej właśnie w rejonie Bermudów. Hydraty metanowe - CH4
· H2O tworzą całą masę złoża gazowego metanu. Uczeni tłumaczą
powstanie takiej warstwowej struktury odkładaniem się metanu powstałego wskutek
rozkładu w warunkach beztlenowych materii organicznej z martwych stworzeń morskich
- głównie fito- i zooplanktonu, które potem opadają na dno i tam podlegają
procesom gnilnym, których produktami finalnymi są metan i siarkowodór - H2S.
Pod
wpływem niskiej temperatury i ciśnienia metan hydratyzuje się do postaci
hydratu metanowego - bezbarwnej, szklistej materii podobnej wyglądem do lodu,
który pod wpływem zmiany tylko jednego z dwóch parametrów - ciśnienia lub
temperatury - rozkłada się na metan i wodę...
Faktycznie,
ta hipoteza jest elegancka i idealnie tłumaczy zaobserwowane tam zjawiska:
pasma „białych wód”, „pieniste kalafiory” czy nawet „grzmoty niebieskie”, które
na Morzu Diabelskim (dalej MD) Japończycy zwą uminari, czy wreszcie tajemnicze
zniknięcia statków i samolotów w i nad tymi akwenami. Także nagłe pojawienie
się fal - podobnych do fal tsunami - także może być spowodowane nagłym,
skokowym i wybuchowym uwolnieniem się do wód oceanicznych ogromnych mas metanu.
Wydaje mi
się, że za nasyceniem metanem morskich wód są odpowiedzialne nie tylko martwe
morskie stworzenia, ale także wulkany. Jak to widać z mapki 1, akwen TB od południa
otaczają wartkie wody Prądu Zatokowego - Golfstromu, który bierze swe początki
w Zatoce Gwinejskiej. Jego wody początkowo spływają z Prądem Gujańskim, który
na wysokości Małych Antyli łączy się z Prądem Północnorównikowym i wpada do
Morza Karaibskiego, gdzie jako Prąd Karaibski wpływa do Zatoki Meksykańskiej,
którą opuszcza już jako Golfstrom. Jest on najcieplejszym prądem morskim. To
prawda, ale... - tylko na powierzchni Oceanu Atlantyckiego, bo im głębiej tym
chłodniej. Od +26°C na powierzchni i w strefie fotycznej, do zaledwie +2°C w
strefie abysalnej. Hydraty mogłyby występować tylko na większych głębokościach,
i rzeczywiście występują - jak twierdzi US Geological Survey - u wybrzeży Pn. i
Pd. Karoliny, pomiędzy 31° a 34°N oraz 75° i 77°W ma znajdować się pokład
hydratu metanowego o miąższości nawet 60 i więcej metrów, położony na skłonie
szelfu kontynentalnego pomiędzy izobatami 2.000-4.000 m. Jest to już poza
tradycyjnym TB w ujęciu Vincenta Gaddisa, ale to wcale nie znaczy, że
nie ma czegoś takiego na szerokim w tym miejscu skłonie szelfu kontynentalnego,
na obszarze od Wysp Bahama do przylądka Hatteras... A to właśnie tam wydarzyło
się najwięcej zaginięć statków w nieznanych do dziś dnia okolicznościach i z
nieznanych do dzisiaj przyczyn.
Mój pogląd
jest następujący: Prąd Zatokowy w swym marszu od Zatoki Gwinejskiej ma na swej
trasie co najmniej siedem wulkanów podmorskich na ryfcie Grzbietu Północnoatlantyckiego
i sześć w archipelagu Małych Antyli. Te ostatnie są wprawdzie wyspami wulkanicznymi,
ale tam ze szczelin w dnie oceanu wydobywają się ekshalacje - w tym gazy wulkaniczne,
które zawierają następujące składniki: CO, CO2, H2, HCl,
HF, SO2, NH3, H2S i wspomniany tutaj już CH4,
który rozpuszcza się w wodzie tworząc całe „poduchy” wody nasyconej tym gazem -
zob. ryc. 2 - w czasie „cichej” erupcji. „Poduchy” te są wleczone dalej przez
prądy morskie - w okolice Zatoki Meksykańskiej i dalej na akweny TB - gdzie w
zależności od głębokości albo idą na dno jako kolejne złoża hydratu metanowego,
albo wydostają się na powierzchnię oceanu w postaci „białych wód”.
Depozyt
hydratu nie jest na stałe zakumulowany na dnie, bowiem wystarczy wstrząs ziemi
(a raczej dna oceanicznego), a ów pokład gwałtownie zmienia stan ze stałego w
gazowy i uwolniony metan wydobywa się na powierzchnie w postaci „kalafiora”...
Właśnie coś takiego zaobserwowali w dniu 11 kwietnia 1963 roku, o godzinie
13:30 czasu lokalnego[2] z wysokości 10.000 m,
piloci stratolinera Boeing 707 lecącego z San Juan do Nowego
Jorku, na pozycji 19°54’N i 66°47’W - dokładnie nad Rowem Portorykańskim. Był
to wydymający się nad wodę „kalafior” o rozmiarach 800 m średnicy i wysokości
niemal 400 m!
Oczywiście
piloci powiadomili władze, które skojarzyły sobie to wydarzenie z zatonięciem
dzień wcześniej, 10 kwietnia 1963 roku,
amerykańskiego okrętu podwodnego z napędem nuklearnym USS Tresher
(SSN 593) w Zatoce Maine, w pobliżu punktu określonego współrzędnymi 41°46’N i
65°03’W, około 220 mil morskich na wschód od przylądka Cod... Jednakże oba te
miejsca dzieli znaczny dystans - ponad 1.500 mil morskich, a zatem nie mogło to
mieć związku z zatonięciem tego okrętu. Przynajmniej nie w tym sensie, w jakim
się to przyjmuje, o czym później. Także wybuch jądrowy czy termojądrowy (np.
reaktora trakcyjnego czy głowic ICBM lub HWT[3]) pod wodą daje zupełnie
inny obraz zjawiska. USS Tresher zatonął na głębokości 2.500
m.
Teraz, w
świetle tej hipotezy metanowej, można śmiało założyć, że to była właśnie tego
rodzaju wybuchowa ucieczka gazowego metanu z dna oceanu. Całe zjawisko trwało
ponoć 5 minut i szybko się uspokoiło.[4]
Co się
stanie ze statkiem, który ma pecha wejść w taki obszar uwalniającego się
metanu? Tryliony uwalniających się ze złoża i znajdujących się w wodzie
morskiej pęcherzyków metanu zmieni jego wypór z zerowego (w przypadku okrętu
podwodnego) czy dodatniego (w przypadku statku nawodnego) na ujemny - a wtedy
idzie on na dno szybko, dosłownie jak kamień, i nic nie zdoła go już
uratować... Cały proces przebiega tak szybko, że załoganci nie są w stanie nadać
SOS czy MAYDAY!... Statek nawodny czy okręt podwodny wali całą swoją masą w dno
- wbijając się w sedymenty czy rozbijając się o skały. To nie fale solitonowe
zniszczyły USS Thresher, a właśnie skokowe zmniejszenie wyporu w
nasyconej metanem wodzie. Okręt był literalnie wbity w dno oceanu, a jego fragmenty
rozsiane na przestrzeni kilkuset metrów! Specjaliści amerykańscy przypuszczali,
że okręt natrafił na soczewkę słodkiej wody, która spowodowała jego
„przepadnięcie” i uderzenie w dno.[5] Podobny los spotkał inny
amerykański okręt podwodny z napędem jądrowym USS Scorpion, który
zatonął w niewyjaśnionych okolicznościach w rejonie Azorów.
Po
wydostaniu się z wody do atmosfery, obłok metanu zaczyna się mieszać z atmosferycznym
tlenem. I teraz drugi element niebezpieczny, bo po wymieszaniu się metanu z
tlenem w stosunku 4 : 16 tworzy się mieszanina wybuchowa tych dwóch gazów.
Mieszanina ta może eksplodować samoczynnie pod palącymi promieniami
podzwrotnikowego słońca, czy od iskry z silnika np. samolotu. Zagrożone są
najbardziej te maszyny, które lecą na niskich wysokościach - do 3.000 m, bo te
lecące wyżej poruszają się w rozrzedzonym gazie, który nie stanowi już takiego
niebezpieczeństwa. Samoloty lecące poniżej tej granicy wpadają w obłoki
mieszaniny piorunującej i eksplozje roznoszą je na strzępy. W ten sposób można
wyjaśnić sławetne „grzmoty niebieskie” czy uminari oraz niewyjaśnione katastrofy
lotnicze. Zmiany ciśnienia rzędu kilkudziesięciu hPa - np. w czasie
przechodzenia frontów atmosferycznych czy gwałtownych i głębokich niży - a
przecież z takich zjawisk słyną akweny TB i MD mogą być przyczyną takiego
właśnie nieszczęścia. Większość tych dziwnych katastrof morskich miała miejsce
właśnie w czasie gwałtownego obniżenia się ciśnienia atmosferycznego - przejścia
frontu burzowego, kiedy ocean nie zdążył się jeszcze rozkołysać na dobre, by
realnie zagrozić jednostkom morskim. Nie
zapominajmy także, iż hydraty powstają w warunkach ciśnień powyżej 50 MPa, więc
sama energia rozprężania się takiego „kalafiora” może być morderczą - zob. ryc.
3 i 4. Niektórzy badacze porównują jej energię do energii wybuchu nuklearnego
małej mocy... Wyobraźmy sobie okręt podwodny, nawet najnowszej generacji, który
znajduje się w pobliżu takiej erupcji gazowej. Znajdzie się wtedy w niezłych
opałach!...
Powyższa hipoteza m o ż e
wyjaśnić wiele zjawisk, ale wcale
n i e m u s i. W ten sposób nie da się - niestety - wyjaśnić
powstawanie takich zjawisk, jak sławetne „mgły magnetyczne” występujące w
rejonie Wysp Bahama i archipelagu wysp Bonin - na akwenie MD i jego najbardziej
niebezpiecznego - według ufologów japońskich - rejonu zwanego Trójkątem Smoka,
co atoli jest tematem na inną balladę.
Nie mówiąc
już o UFO.
Bo UFO są
immanentną częścią Legendy TB. Ich obecność została doskonale udokumentowana i
nie podlega dyskusji. Zbyt wielu ludzi je widziało i zbyt wiele oficjalnych
agend rządowych USA i innych krajów tego regionu jest zainteresowanych ich
aktywnością nad akwenami Morza Karaibskiego i Morza Sargassowego. Oczywiście
wiele przypadków zniknięć statków i ich załóg można przypisać działalności piratów,
przemytników narkotyków, alkoholu, itp. towarów chodliwych w USA i poza nimi,
służb specjalnych ZSRR i Kuby[6], ale nie wyczerpuje to
wszystkich możliwości.
Miałem możliwość
rozmawiania nie z rzecznikami prasowymi USAF, USN i USCG[7], którzy z natury rzeczy
reprezentują stanowiska polityków, a nie żołnierzy czy funkcjonariuszy - lecz z
oficerami z „pierwszej linii”. W 1991 roku rozmawiałem tedy na temat TB i
wszystkich jego możliwych koneksji z NOL-ami z kmdr dr Josephem Kovalskym
M.D.[8]
- lekarzem z Miami Beach Naval Hospital, który opowiedział mi wprost, że wielu
oficerów i marynarzy z US Navy miało okazję obserwować NOL-e nad akwenami
przyflorydzkimi, i nie były to bynajmniej radzieckie czy kubańskie, albo
amerykańskie maszyny zwiadowcze, które asystują z daleka, ale z a w s z e
każdemu startowi rakiety czy wahadłowca z Cap Canaveral.
W 1993
wraz z panią mjr SG mgr Ireną Chojnacką spotkaliśmy się w Gdańsku z kmdr
Poulem M. Reganem - dowódcą okrętu
amerykańskiej Straży Przybrzeżnej USCGC Gallatin i innymi
oficerami i chorążymi z załogi tej jednostki, a także z załogantami innego
amerykańskiego okrętu - rakietowego krążownika przeciwlotniczego USS San
Jacinto, który także wizytował ten polski port. Wszyscy oni twierdzili,
że marynarze zaliczyli wiele dziwnych obserwacji tajemniczych obiektów
latających i podmorskich nad i w akwenach TB oraz Zatoki Meksykańskiej i
akwenach przyległych.
I wreszcie
w czerwcu 1997 roku, spotkałem się z płk Mike’em „Dannym” Michalskym[9],
który w latach 70. u c z e s t n i c z
y ł w rządowym programie obserwacji i
monitoringu aktywności NOL-i nad basenem Morza Karaibskiego i Jeziora Maracaibo
w Wenezueli, gdzie dowodził on przez pewien czas jedną z baz USAF, działającej
w ramach Paktu Południowoamerykańskiego. Ci ludzie mówili o UFO, ale nie życzyli
sobie wymieniania ich nazwisk w publikacjach, co uważam za normalne. Wuj Sam ma
czasami zbyt długie ręce i mógłby im zaszkodzić... NB, płk Michalsky miał
okazję obserwować przelot formacji 4 latających spodków nad naftowymi terminalami
na Jeziorze Maracaibo. Sprawą zajęła się CIA i USAF, a właściwie ATIC[10]. Po tym i kilku innych
incydentach, wszystkie bazy wojskowe USA poza granicami kraju otrzymały rozkaz
niezwłocznego meldowania o wszelkich UFO i USO, jakie pojawiały się w rejonach
służbowej odpowiedzialności. Poza tym równolegle prowadzono rozpoznanie
incydentów z UFO i USO metodami wywiadu agenturalnego i poza-agenturalnego. A
cała sprawa była TOP SECRET. Wynika z tego, że Wuj Sam bardzo interesował się
NOL-ami, bardziej niż nam się to wydawało! - i bardzo nie lubił, kiedy coś
przedostawało się do wiadomości publicznej na temat jego zainteresowań. Płk
Michalsky opowiedział mi o tym krótko przed swoją śmiercią, kiedy uznał, że już
mu nic nie jest w stanie zagrozić ze strony władz amerykańskich...
Zresztą
dokładnie sprawdziło się to przy okazji innej afery - już współczesnej - pojawienia
się „czarnego zakwitu” wód Zatoki Meksykańskiej i Zatoki Florydzkiej, w lutym
2002 roku. Informacje na ten temat przedostały się na światło dzienne tylko
przy pomocy Internetu, zaś w USA pisały o tej aferze tylko lokalne gazety i
mówiono w lokalnych mediach. Władze z niezrozumiałych względów założyły knebel
na informacje, co do prac uczonych nad „czarną wodą” i gdyby nie nasi współpracownicy
z Florydy - Al Rosales z Miami i Cathy Zollo z Naples - niczego
byśmy się nie dowiedzieli... A sprawa „czarnego bloba” jest ciekawa o tyle, że
najprawdopodobniej doszło do niej dzięki skażeniu wód Zatoki Meksykańskiej
chemikaliami i być może radioaktywnymi odpadami, które spłynęły z
zimowo-wiosennymi powodziami z wodami rzeki Mississippi... Spełniła się
przestroga, którą znany pisarz powieści awanturniczych Clive Cussler zawarł
w powieści pt. „Sahara”. Ta czapa na informacje na temat „czarnego zakwitu
wody” jest utrzymywana do dnia dzisiejszego!
Nawiasem
mówiąc Al Rosales przysłał mi jeszcze ciekawy materiał na temat odkrytych w
okolicach Kuby podwodnych ruinach jakichś konstrukcji, które są podobne do
murów pod wodami okalającymi wyspę Bimini, Bahama Bank czy Cay Sal Bank - są
one dostępne w sieci na stronie internetowej MCBUFOiZA.
Powróćmy
jeszcze do hipotezy „metanowego diabła” - czy coś podobnego nie ma miejsca w
japońskim MD? Samo MD jest zdefiniowane jako południowa część Morza Japońskiego
i północna część Morza Wschodniochińskiego, albo jako obszar Oceanu Spokojnego
zawartego pomiędzy 25° - 35°N i 135° - 145°E, na którym to akwenie znajdują się
wyspy: Miyake, Mikura, rafy Myojin, Sumisu, wyspy Bonin, Nishino i Iwo Jima -
rozciągnięte wzdłuż niemal prostej linii z Zatoki Tokijskiej ku Marianom -
wzdłuż Rowu Izu-Ogasawara, głębokiego w niektórych miejscach aż do 10.340 m!
(Vide ryc. 5.) Całość omywana jest ciepłym prądem Kuro-Siwo, który na wysokości
Tokio przechodzi w równoleżnikowo biegnący Prąd Północnopacyficzny. Wody
Pacyfiku toczone przez Kuro-Siwo - podobnie jak w TB - maja pod sobą kilka
nadwodnych i podwodnych wulkanów, z których każdy może wyemitować do wody tysiące
ton metanu i innych ekshalacji wulkanicznych. Część z tego metanu idzie na dno
w postaci hydratów, a część może przenikać do wyższych warstw hydrosfery i także
do atmosfery - z wiadomymi efektami - vide ryc. 2, 3 i 4. A zatem metan
znajdujący się we Wszechoceanie nie musi całkowicie pochodzić z rozkładu
materii organicznej w warunkach beztlenowych, jak to ma miejsce na bagnach, a
pochodzić także z emisji wulkanicznych ekshalacji na dnie morza. Tak czy
inaczej, Trójkąty Bermudzkie i inne Morza Diabelskie czekają nie tylko na
ufologów, ale także na nafciarzy! Czekają tam na nich ogromne pokłady metanu,
który jest nazywany już teraz paliwem przyszłości. Nie jest tak toksyczny, jak
ropa naftowa i jej pochodne. Spala się na wodę i dwutlenek węgla, przez co jest
bardziej przyjazny dla środowiska, niż benzyny i oleje napędowe.
Hipoteza
„metanowego diabła” w TB i MD broni się elegancko także bez udziału wulkanów,
bowiem węglowodorowy detrytus rozkłada się w strefach subdukcji płyt oceanicznych
pod kontynentalnymi i tam produkuje się metan, przenikający do wody w rowach
oceanicznych. Dalej wiadomo - przenikanie do atmosfery i możliwe katastrofy.
Być może kiedyś to zjawisko da się wykorzystać dla dobra Ludzkości, która
dorwie się do tej „energetycznej bonanzy”.
CDN.
[1] Gigaton - czyli 983 x 109
ton.
[2] Czyli o godzinie 17:30
GMT.
[3] Torpedy z głowicami
termojądrowymi (wodorowymi).
[4] Zob. Aleksander Grobicki -
„Nie tylko Trójkąt Bermudzki”, Gdańsk 1980.
[5] Zob. Stanisław Bernatt - „Halo Tresher!,
Halo Tresher!“, Gdynia 1966.
[6]
Dowodem na to jest hawański proces gen. Arnaldo Ochoa Sancheza (8A) z czerwca
1898 roku, którego skazano na śmierć wraz z kilkoma towarzyszami za związki z
kokainowym Kartelem Medellin. Naprawdę w tym procesie chodziło o wybielenie
roli Castro i radzieckiego KGB w przerzucie narkotyków z Kolumbii i Wenezueli
do USA.
[7] Lotnictwo, marynarka
wojenna i Straż Przybrzeżna USA.
[8] Nazwisko zmienione na
życzenie zainteresowanego.
[9] Nazwisko zmienione na
życzenie zainteresowanego.
[10] Komitet Wywiadu
Technicznego Sił Powietrznych USA.