Powered By Blogger

sobota, 19 stycznia 2013

Bałtyckie tsunami: Jeszcze jeden straszak?




Tsunami zaleje polskie wybrzeże. Bez ostrzeżenia!

Olbrzymie fale Bałtyku już nie raz wdzierały się w głąb lądu. Kataklizm może powtórzyć się w każdej chwili.

Pomruk niedźwiedzia - tak dawni mieszkańcy Pomorza nazywali tajemniczy i groźny odgłos, który poprzedzał atak kilkunastometrowych fal. W XV wieku tsunami zmiotło z powierzchni ziemi Darłowo, a trzy wieki później podobny kataklizm przeklinali mieszkańcy Łeby i Mrzeżyna.

Co wywołało olbrzymie fale? Wybuch podwodnych złóż metanu czy niezbadany uskok tektoniczny w pobliżu Kaliningradu? Naukowcy wciąż szukają odpowiedzi na te pytania.

Nie mają jednak wątpliwości, że zagrożenie niebezpiecznymi zjawiskami sejsmicznymi w Polsce jest realne...

Skalę zniszczeń, jakie może wyrządzić bałtyckie tsunami najlepiej może zobrazować opis kataklizmu z 16 września 1497 roku w Darłowie, autorstwa kronikarza tamtejszego klasztoru. Mnich pisał o statkach wyrzuconych ponad 3 km w głąb lądu i co najmniej kilkunastu zabitych. Port i rybackie chaty w Darłówku przestały istnieć, a fala dotarła do centrum Darłowa. Zniszczona została brama miejska i wieża kościoła. Na ulicach i w ogrodach leżały ryby.
Zdaniem dr. Andrzej Piotrowskiego z Państwowego Instytutu Geologicznego fala w głębi lądu miała 3 m wysokości. Przed uderzeniem w brzeg mogło to być nawet kilka razy więcej.

Zdaniem geologów olbrzymie fale zalewały wybrzeże Bałtyku wiele razy, ale nikt tego nie dokumentował. Wielkie powodzie można jednak znaleźć w pomorskich legendach.

Mieszkańcy opowiadali sobie od pokoleń o Wilku z Bagien (Fenris Wolf), którego nordycki bóg Thor miał uwięzić w skałach. To próby uwolnienia się bestii mają wywoływać trzęsienia ziemi w basenie Morza Bałtyckiego.

Inna legenda mówi o niedźwiedziu, którego pomruk burzy morze i wywołuje niszczące fale. Zdaniem dr. Piotrowskiego faktycznie atak fal mógł poprzedzać potężny grzmot...

Większość sejsmologów oraz historyków uważa, że zjawiska na Bałtyku podobne do tsunami mogą być pośrednim skutkiem silnych trzęsień ziemi w Skandynawii.
- Wstrząsy doprowadziły do ruchów skał na dnie morza. To z kolei wywołało eksplozję uwięzionego tam metanu. Bąbel gazu wypychał wodę z ogromną siłą i utworzyła się wysoka fala - mówi serwisowi sfora.pl dr Paweł Wiejacz z Instytut Geofizyki Polskiej Akademii Nauk.

Dodaje, że wybuch gazu może tłumaczyć relacje mieszkańców wybrzeża o dudnieniu, po którym pojawiał się morski kataklizm.

Dzięki niemieckiemu kronikarzowi znamy też skutki ataku olbrzymich fal 3 kwietnia 1757 roku w okolicach Trzebiatowa oraz 1 marca 1779 roku w Łebie. Czy również wtedy eksplodował metan?
-  Bałtyk stał się nagle tak wzburzony, że wysokie fale zerwały duży prom zacumowany w porcie i przeniosły daleko na ląd - tak L. W. Brueggemann opisuje zniszczenie okolic Mrzeżyna.

W Łebie niespotykanej wielkości fale rzuciły statek do ogrodów domów, leżących z dala od brzegu. Rybackie chaty przy porcie nie przetrwały.
Legenda o "Niedźwiedziu morskim" budzi grozę także dzisiaj, szczególnie wśród mieszkańców Gąsek na środkowym wybrzeżu. To jedna z trzech możliwych lokalizacji polskiej elektrowni atomowej.

Eksperci z Pomorskiego Oddziału Państwowego Instytutu Geologicznego w Szczecinie przypominają też, że władze PRL wstrzymały budowę siłowni w Żarnowcu ze względu na aktywność tektoniczną w tym rejonie.

Skala skażenia po rozszczelnieniu reaktora przeraziła partyjnych dygnitarzy.

Dowodów na potwierdzenie licznych tsunami na Bałtyku od kilku miesięcy szukają naukowcy z Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu i PIG w Szczecinie. Badają próbki gleby pobrane z terenu całego wybrzeża.

W laboratorium piasek i słone osady, który niesie potężna fala da się odróżnić od tego, który na ląd trafił w czasie sztormu.

Geolodzy liczą, że ich zaplanowana na 2 lata praca pomoże odkryć choć część z tajemnic bałtyckich kataklizmów. Przewidzieć, kiedy mogą ponownie wystąpić niestety raczej się nie uda...

Sejsmolodzy wskazują na jeszcze jedno zagrożenie dla wybrzeża: niezbadany uskok tektoniczny pod Obwodem Kaliningradzkim. To on ma odpowiadać za trzęsienie z 21 września 2004 roku na głębokości 15 km. Wstrząsy o magnitudzie 5 i 5,3 odczuwalne były na całym Pomorzu, Warmii i Mazurach, a nawet Podlasiu.
- Niestety nie mamy funduszy na postawienie stacji pomiarowej przy granicy z Rosją. Istnienia tego uskoku możemy się wciąż tylko domyślać - mówi dr Paweł Wiejacz z Zespołu Obserwacji Sejsmologicznych i Interpretacji PAN, dodając, że rosyjskie badania są mało wiarygodne.


* * *

Oj, cosik mi się widzi, że jak nie wypalił koniec świata i Armaggedon 21 grudnia 2012 roku, to teraz pismacy będą nas straszyć tsunami na Bałtyku. Jak zwykle – show must go on! – i karuzela sensacji musi się kręcić. W końcu oni też chcą zarobić…

Czy na Bałtyku możliwy jest taki kataklizm, jak w Japonii czy Azji Południowo-Wschodniej? Jak na razie nie, bo aktywność tektoniczna wiąże się jedynie z wybrzuszaniem się ziemi po zejściu z niej lodowca, który ustąpił stąd około 12-10 tys. lat temu. Południowe brzegi Bałtyku są tedy w ciągłym ruchu do góry, dlatego ziemia od czasu do czasu się trzęsie. Jednakże ostatnie poważniejsze trzęsienie ziemi miało miejsce w dniu 21 września 2004 roku i wyniosło 5 – 5,3°R i było odczuwalne w północnej Polsce, na Litwie i Białorusi. Jego epicentrum znajdowało się na półwyspie Sambia, w okolicach Kaliningradu. NB, w tym samym roku, 30 listopada, miało miejsce trzęsienie ziemi w Pienińskim Pasie Skałkowym koło Czarnego Dunajca. Jego siłę oceniono na 4,7°R. Właściwie trzęsienie ziemi jest  jedynym źródłem zagrożenia tsunami na Bałtyku. Dlatego należałoby zrezygnować z budowy elektrowni jądrowych nad Bałtykiem. Polski nie stać na powtórkę z Fukushimy!

Nawiasem mówiąc katastrofa w Czarnobylskiej EJ zaczęła się od trzęsienia ziemi, które zmieniło geometrię rdzenia reaktora jądrowego w bloku nr 4 z wiadomym skutkiem: wybuch – na szczęście chemiczny nie nuklearny i pożar. W rezultacie zaświniona północna hemisfera radioaktywnymi produktami rozpadu ciężkich jader atomowych.    

Tsunami wywołane wybuchem złoża klatratu metanowego raczej wkładam pomiędzy bajki. Złoża takie powstają w morzach, ale na dużych głębokościach, gdzie panuje odpowiednie ciśnienie i temperatura. Naturalne hydraty metanu na Ziemi występują licznie na szelfach kontynentalnych i w wiecznej zmarzlinie, gdzie woda jest ogólnie dostępna. Metan pochodzi z dwóch źródeł – powszechnej fermentacji anaerobowej lub mniej rozpowszechnionych ekshalacji termogenicznych. Klatraty z pierwszego źródła zawierają niemalże czysty metan bogaty w lekki izotop węgla 12C. W drugim przypadku zróżnicowanie składu chemicznego i izotopowego gazów jest znacznie większe.

Globalnie hydraty metanu tworzą się poniżej strefy stabilności hydratów gazu GHSZ (ang. Gas Hydrate Stability Zone), która w zależności od temperatury rozciąga się od głębokości poniżej ok. 300 m w wodach arktycznych do 1100 m w głąb sedymentu, choć odnaleziono złoża występujące już na głębokości 60–100 m (w morzach arktycznych). W wiecznej zmarzlinie hydraty metanu są stabilne od 150 do 2000 m pod powierzchnią. W warunkach Bałtyku, klatraty mogłyby występować chyba tylko w i w okolicach Jamy Landsort (459 m) oraz ewentualnie Głębi Gdańskiej (118 m). Przy średniej głębokości wynoszącej 52 m raczej nie ma warunków do tworzenia się złóż hydratów metanowych.

Tajemniczy „pomruk niedźwiedzia” pasowałby raczej do zjawisk tektonicznych – odgłos dalekiego trzęsienia ziemi przypomina właśnie coś takiego. Fala dźwiękowa dociera jako pierwsza biegnąc w skałach, a dopiero potem dociera fala tsunami i fale akustyczne biegnące w powietrzu. Swoją drogą mógłby to być np. wybuch nuklearny czy impakt meteoroidu. Osobiście obstawiałbym tą druga możliwość, chociaż…

Pasuje tutaj jeszcze wybuch wulkanu. Ale wulkanów nie ma w całym basenie Morza Bałtyckiego, tym niemniej może się utworzyć w przypadku wgłębienia się jednej z płyt tektonicznych pod drugą, albo – jak w przypadku Yellowstone – przeniknięcia pióropusza magmy do górnych warstw skorupy ziemskiej. Powstanie tutaj superwulkanu byłoby najgorszym, co mogłoby się zdarzyć.  


Problem polega na tym, że jeżeli były to fale tsunami, to działały bardzo selektywnie i uderzały w poszczególne miejscowości, a nie w wybrzeże jako całość – jak to miało miejsce w Japonii czy Azji Południowo-Wschodnie. A zatem przyczyna musiała być inna, niż tutaj wymienione. Być może lokalne silne trzęsienie ziemi, które uderzyło falami właśnie w Darłowie, Łebie czy Mrzeżynie… A co z resztą miejscowości? Nie wiadomo. Czy one też zostały zrujnowane? Nie wiadomo. A co z Vinetą? - czy ona też uległa falom tsunami? Nie wiadomo. Co z zatopionym miastem na północ od Juraty? Nie wiadomo. Dużo tych znaków zapytania. I zgadzam się całkowicie z jednym – trzeba to wszystko dokładnie zbadać.