Tsunami zaleje polskie wybrzeże. Bez ostrzeżenia!
Olbrzymie fale
Bałtyku już nie raz wdzierały się w głąb lądu. Kataklizm może powtórzyć się w
każdej chwili.
Pomruk
niedźwiedzia - tak dawni mieszkańcy Pomorza nazywali tajemniczy i groźny
odgłos, który poprzedzał atak kilkunastometrowych fal. W XV wieku tsunami
zmiotło z powierzchni ziemi Darłowo, a trzy wieki później podobny kataklizm
przeklinali mieszkańcy Łeby i Mrzeżyna.
Co wywołało olbrzymie
fale? Wybuch podwodnych złóż metanu czy niezbadany uskok tektoniczny w pobliżu
Kaliningradu? Naukowcy wciąż szukają odpowiedzi na te pytania.
Nie mają jednak
wątpliwości, że zagrożenie niebezpiecznymi zjawiskami sejsmicznymi w Polsce
jest realne...
Skalę zniszczeń,
jakie może wyrządzić bałtyckie tsunami najlepiej może zobrazować opis
kataklizmu z 16 września 1497 roku w Darłowie, autorstwa kronikarza tamtejszego
klasztoru. Mnich pisał o statkach wyrzuconych ponad 3 km w głąb lądu i co
najmniej kilkunastu zabitych. Port i rybackie chaty w Darłówku przestały
istnieć, a fala dotarła do centrum Darłowa. Zniszczona została brama miejska i
wieża kościoła. Na ulicach i w ogrodach leżały ryby.
Zdaniem dr.
Andrzej Piotrowskiego z Państwowego Instytutu Geologicznego fala w głębi lądu
miała 3 m wysokości. Przed uderzeniem w brzeg mogło to być nawet kilka razy
więcej.
Zdaniem geologów
olbrzymie fale zalewały wybrzeże Bałtyku wiele razy, ale nikt tego nie
dokumentował. Wielkie powodzie można jednak znaleźć w pomorskich legendach.
Mieszkańcy
opowiadali sobie od pokoleń o Wilku z Bagien (Fenris Wolf), którego nordycki
bóg Thor miał uwięzić w skałach. To próby uwolnienia się bestii mają wywoływać
trzęsienia ziemi w basenie Morza Bałtyckiego.
Inna legenda mówi
o niedźwiedziu, którego pomruk burzy morze i wywołuje niszczące fale. Zdaniem
dr. Piotrowskiego faktycznie atak fal mógł poprzedzać potężny grzmot...
Większość
sejsmologów oraz historyków uważa, że zjawiska na Bałtyku podobne do tsunami
mogą być pośrednim skutkiem silnych trzęsień ziemi w Skandynawii.
- Wstrząsy
doprowadziły do ruchów skał na dnie morza. To z kolei wywołało eksplozję
uwięzionego tam metanu. Bąbel gazu wypychał wodę z ogromną siłą i utworzyła się
wysoka fala - mówi serwisowi sfora.pl dr Paweł Wiejacz z Instytut Geofizyki
Polskiej Akademii Nauk.
Dodaje, że wybuch
gazu może tłumaczyć relacje mieszkańców wybrzeża o dudnieniu, po którym
pojawiał się morski kataklizm.
Dzięki
niemieckiemu kronikarzowi znamy też skutki ataku olbrzymich fal 3 kwietnia 1757
roku w okolicach Trzebiatowa oraz 1 marca 1779 roku w Łebie. Czy również wtedy
eksplodował metan?
- Bałtyk stał się nagle tak wzburzony, że
wysokie fale zerwały duży prom zacumowany w porcie i przeniosły daleko na ląd -
tak L. W. Brueggemann opisuje zniszczenie okolic Mrzeżyna.
W Łebie
niespotykanej wielkości fale rzuciły statek do ogrodów domów, leżących z dala
od brzegu. Rybackie chaty przy porcie nie przetrwały.
Legenda o
"Niedźwiedziu morskim" budzi grozę także dzisiaj, szczególnie wśród
mieszkańców Gąsek na środkowym wybrzeżu. To jedna z trzech możliwych
lokalizacji polskiej elektrowni atomowej.
Eksperci z
Pomorskiego Oddziału Państwowego Instytutu Geologicznego w Szczecinie
przypominają też, że władze PRL wstrzymały budowę siłowni w Żarnowcu ze względu
na aktywność tektoniczną w tym rejonie.
Skala skażenia po
rozszczelnieniu reaktora przeraziła partyjnych dygnitarzy.
Dowodów na
potwierdzenie licznych tsunami na Bałtyku od kilku miesięcy szukają naukowcy z
Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu i PIG w Szczecinie. Badają próbki
gleby pobrane z terenu całego wybrzeża.
W laboratorium
piasek i słone osady, który niesie potężna fala da się odróżnić od tego, który
na ląd trafił w czasie sztormu.
Geolodzy liczą,
że ich zaplanowana na 2 lata praca pomoże odkryć choć część z tajemnic
bałtyckich kataklizmów. Przewidzieć, kiedy mogą ponownie wystąpić niestety
raczej się nie uda...
Sejsmolodzy
wskazują na jeszcze jedno zagrożenie dla wybrzeża: niezbadany uskok tektoniczny
pod Obwodem Kaliningradzkim. To on ma odpowiadać za trzęsienie z 21 września
2004 roku na głębokości 15 km. Wstrząsy o magnitudzie 5 i 5,3 odczuwalne były
na całym Pomorzu, Warmii i Mazurach, a nawet Podlasiu.
- Niestety nie
mamy funduszy na postawienie stacji pomiarowej przy granicy z Rosją. Istnienia
tego uskoku możemy się wciąż tylko domyślać - mówi dr Paweł Wiejacz z Zespołu
Obserwacji Sejsmologicznych i Interpretacji PAN, dodając, że rosyjskie badania
są mało wiarygodne.
* * *
Oj, cosik mi się widzi, że
jak nie wypalił koniec świata i Armaggedon 21 grudnia 2012 roku, to teraz
pismacy będą nas straszyć tsunami na Bałtyku. Jak zwykle – show must go on! – i karuzela sensacji musi się kręcić. W końcu oni
też chcą zarobić…
Czy na Bałtyku możliwy jest
taki kataklizm, jak w Japonii czy Azji Południowo-Wschodniej? Jak na razie nie,
bo aktywność tektoniczna wiąże się jedynie z wybrzuszaniem się ziemi po zejściu
z niej lodowca, który ustąpił stąd około 12-10 tys. lat temu. Południowe brzegi
Bałtyku są tedy w ciągłym ruchu do góry, dlatego ziemia od czasu do czasu się
trzęsie. Jednakże ostatnie poważniejsze trzęsienie ziemi miało miejsce w dniu
21 września 2004 roku i wyniosło 5 – 5,3°R i było odczuwalne w północnej
Polsce, na Litwie i Białorusi. Jego epicentrum znajdowało się na półwyspie
Sambia, w okolicach Kaliningradu. NB, w tym samym roku, 30 listopada, miało
miejsce trzęsienie ziemi w Pienińskim Pasie Skałkowym koło Czarnego Dunajca.
Jego siłę oceniono na 4,7°R. Właściwie trzęsienie ziemi jest jedynym źródłem zagrożenia tsunami na
Bałtyku. Dlatego należałoby zrezygnować z budowy elektrowni jądrowych nad
Bałtykiem. Polski nie stać na powtórkę z Fukushimy!
Nawiasem mówiąc katastrofa
w Czarnobylskiej EJ zaczęła się od trzęsienia ziemi, które zmieniło geometrię
rdzenia reaktora jądrowego w bloku nr 4 z wiadomym skutkiem: wybuch – na
szczęście chemiczny nie nuklearny i pożar. W rezultacie zaświniona północna
hemisfera radioaktywnymi produktami rozpadu ciężkich jader atomowych.
Tsunami wywołane wybuchem
złoża klatratu metanowego raczej wkładam pomiędzy bajki. Złoża takie powstają w
morzach, ale na dużych głębokościach, gdzie panuje odpowiednie ciśnienie i
temperatura. Naturalne hydraty
metanu na Ziemi występują licznie na szelfach kontynentalnych i w wiecznej
zmarzlinie, gdzie woda jest ogólnie dostępna. Metan pochodzi z dwóch źródeł –
powszechnej fermentacji anaerobowej lub mniej rozpowszechnionych ekshalacji
termogenicznych. Klatraty z pierwszego źródła zawierają niemalże czysty metan
bogaty w lekki izotop węgla 12C. W drugim przypadku zróżnicowanie
składu chemicznego i izotopowego gazów jest znacznie większe.
Globalnie hydraty metanu
tworzą się poniżej strefy stabilności hydratów gazu GHSZ (ang. Gas Hydrate
Stability Zone), która w zależności od temperatury rozciąga się od głębokości
poniżej ok. 300 m w wodach arktycznych do 1100 m w głąb sedymentu, choć
odnaleziono złoża występujące już na głębokości 60–100 m (w morzach
arktycznych). W wiecznej zmarzlinie hydraty metanu są stabilne od 150 do 2000 m
pod powierzchnią. W warunkach Bałtyku, klatraty mogłyby występować chyba tylko
w i w okolicach Jamy Landsort (459 m) oraz ewentualnie Głębi Gdańskiej (118 m).
Przy średniej głębokości wynoszącej 52 m raczej nie ma warunków do tworzenia
się złóż hydratów metanowych.
Tajemniczy „pomruk
niedźwiedzia” pasowałby raczej do zjawisk tektonicznych – odgłos dalekiego
trzęsienia ziemi przypomina właśnie coś takiego. Fala dźwiękowa dociera jako
pierwsza biegnąc w skałach, a dopiero potem dociera fala tsunami i fale
akustyczne biegnące w powietrzu. Swoją drogą mógłby to być np. wybuch nuklearny
czy impakt meteoroidu. Osobiście obstawiałbym tą druga możliwość, chociaż…
Pasuje tutaj jeszcze wybuch
wulkanu. Ale wulkanów nie ma w całym basenie Morza Bałtyckiego, tym niemniej
może się utworzyć w przypadku wgłębienia się jednej z płyt tektonicznych pod
drugą, albo – jak w przypadku Yellowstone – przeniknięcia pióropusza magmy do
górnych warstw skorupy ziemskiej. Powstanie tutaj superwulkanu byłoby najgorszym,
co mogłoby się zdarzyć.
Problem polega na tym, że
jeżeli były to fale tsunami, to działały bardzo selektywnie i uderzały w
poszczególne miejscowości, a nie w wybrzeże jako całość – jak to miało miejsce
w Japonii czy Azji Południowo-Wschodnie. A zatem przyczyna musiała być inna, niż
tutaj wymienione. Być może lokalne silne trzęsienie ziemi, które uderzyło
falami właśnie w Darłowie, Łebie czy Mrzeżynie… A co z resztą miejscowości? Nie
wiadomo. Czy one też zostały zrujnowane? Nie wiadomo. A co z Vinetą? - czy ona
też uległa falom tsunami? Nie wiadomo. Co z zatopionym miastem na północ od
Juraty? Nie wiadomo. Dużo tych znaków zapytania. I zgadzam się całkowicie z
jednym – trzeba to wszystko dokładnie zbadać.