ROZWIĄZANA ZAGADKA SAMOBÓJSTW DELFINÓW?
Istnienie we Wszechoceanie tej energetycznej bonanzy ma
swoje nieoczekiwane implikacje biologiczne – masowe samobójstwa waleniowatych.
I rzeczywiście - jest to przedziwna zagadka dla zoologów i ekologów. Masowe samobójstwa
waleniowatych - delfinów, orek czy wielorybów dokonywane poprzez samowyrzucenie
się na brzeg, zdarzają się od czasu do czasu i bulwersują opinię publiczną.
Mimo intensywnych badań, przyczyna tego zjawiska nadal pozostaje nieznana.
Wysunięto kilka hipotez. Jedna z nich głosi, że delfiny i
wieloryby uciekają w stronę brzegu przed nieznanym i groźnym dla nich
niebezpieczeństwem - dzięki czemu powstała cała seria filmów „Szczęki”, „Szczęki II”, „Szczęki III” i „Szczęki IV” - bardzo efektownych,
ale nieprawdziwych. Druga hipoteza zakłada, że delfiny i wieloryby uciekają na
brzeg przed zanieczyszczoną wodą, bądź wskutek zatrucia pokarmowego
substancjami toksycznymi, które trafiły w wody Wszechoceanu ze ściekami
miejskimi i przemysłowymi. Ta hipoteza jest już bardziej elegancka, bo
rzeczywiście - ujścia niektórych rzek przypominają kloaki z płynącym w nich
homogenizowanym łajnem - do nich należą - niestety - także nasza Wisła i Odra.
Sytuacja wprawdzie w ciągu ostatnich kilku latach się znacznie poprawiła -
wskutek zamykania nierentownych zakładów pracy w ich górnych biegach - ale do
ideału im jeszcze daleko! Pamiętam taką próbę samobójstwa ze strony butlonosa
mieliśmy w lecie 1985 roku, w Świnoujściu. Na szczęście delfina ściągnięto w
porę z plaży zanim się udusił i zmuszono do odpłynięcia. Być może delfin
przytruł się wodą ze Świny i zmylił kierunek, w rezultacie czego wylądował na
plaży miejskiej na Uznamie. Oczywiście, po takich katastrofach ekologicznych,
jak zatonięcia supertankowców, jak m.in. MV Amoco Cadiz, MV Torrey
Canyon czy MV Exxon Valdez, które skaziły ogromne
połacie oceanów i ich brzegów ropą naftową i zamieniły ekologicznie czyste raje
dla zwierząt i roślin w śmierdzące naftą pustynie - że wspomnę tylko ostatnie
wydarzenia na Galapagos, o czym nasze media raczyły tylko wspomnieć, a jedynie
obszerniej mówił o tym red. Andrzej Zalewski z „Eko Radio” PR-1. Nam
grozi to samo, tyle, że jeszcze nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Podejrzewam jednak, że był to przypadek wyjątkowy. Trudno
bowiem sądzić, że delfiny i wieloryby pływające w otwartym oceanie ulegają
zatruciom wodą morską z zanieczyszczeniami. Oczywiście rzecz jest możliwa, ale
trudno przypuścić, że te inteligentne morskie i sympatyczne ssaki mogły
przytruwać się identycznymi substancjami u wybrzeży Kanady, USA, Australii czy
Japonii - i to w miejscach, gdzie raczej nie występuje przemysł czy inne źródło
skażenia wody.
Istnieje tedy pewna możliwość, że winę ponosi wojsko,
które topi we Wszechoceanie przedatowane zapasy broni chemicznej, w tym bardzo
niebezpieczne neurotoksyny: sarin, soman. V-gazy, psycho-gazy - z grupy VX czy
CS. Nawet niewielka ilość tych Bojowych Środków Trujących [BŚT] byłaby w stanie
pozbawić życia mieszkańców wielkich aglomeracji miejskich w rodzaju Nowego
Jorku czy Tokio - jak udowodniła to sekta Najwyższa
Prawda Aum rozpylając sarin w tokijskim metro, wskutek czego kilkaset osób
uległo poważnemu zatruciu. BŚT są trudne do wykrycia i jeszcze trudniejsze do
zneutralizowania, przez co straszliwie niebezpieczne. Dlatego należy je wziąć
pod uwagę. W samym Bałtyku zatopiono po II wojnie światowej kilka tysięcy ton
iperytu i tabunu, co stanowi niesamowitą „ekobombę”, która cyka na dnie i nie
wiedzieć, kiedy wybuchnie... Jak dotąd, to nie ma mądrego, który wymyśliłby
skuteczny sposób zneutralizowania BŚT w wodach Wszechoceanu. Człowiek w swej
głupocie spuścił się na Przyrodę - niech to sama załatwi, i pozostawił rzecz
jej własnemu biegowi. Wybitnie kretyńskie podejście do sprawy...
Jest jeszcze jedna możliwość, bo jeżeli nie były to BŚT,
to co? Podejrzewam, że mógł to być metan i lekkie węglowodory, których złoża
tworzą się na dnie Wszechoceanu. Fizykalnie sprawa jest stosunkowo prosta -
lekkie węglowodory nasycone i nienasycone w rodzaju metanu - CH4,
propanu - C2H6, butanu - C3H8,
acetylenu - C2H2, czy etenu (etylenu) - CH2=CH2
lub C2H4 - tworzą się na dnie oceanu z rozkładających się
szczątków fito- i zooplanktonu oraz ze źródeł hydrotermalnych. Detrytus ten
zostaje przerobiony na lekkie węglowodory w trakcie subdukcji płyt oceanicznych
pod kontynentalne, w rowach oceanicznych i tam przedostają się do wody
morskiej, gdzie w niskich temperaturach - do +40C i pod ciśnieniami
powyżej 30-40 MPa stają się hydratami - tj. związkami węglowodorów z wodą.
Hydraty te zalegają potem na dnie oceanu - co stwierdzono w głębinach mórz
polarnych i sławetnym... Trójkącie Bermudzkim! Stan ten trwa tak długo, jak
długo zachowane są parametry ciśnienia i temperatury, ale wystarczy zmiana
jakiegokolwiek z nich i hydraty rozpadają się, uwalniając węglowodory do wody w
postaci miliardów banieczek gazu, bezbarwnego, bezwonnego i niebezpiecznego, bo
zmieszany z powietrzem tworzy silnie wybuchową mieszaninę piorunującą. To może
wyjaśnić wszelkie dziwne zjawiska związane z wydarzeniami w Trójkącie...
Węglowodory, które wydostaną się na powierzchnię morza,
tworzą z powietrzem nie tylko mieszaniny piorunujące, ale zarazem działają
toksycznie na wszystkie istoty oddychające tlenem atmosferycznym - także
delfiny, wieloryby i ludzi. Lekkie węglowodory na ludzi działają oszałamiająco,
a na delfiny? Tego jeszcze chyba nikt nie badał, a jeżeli nawet, to jedynie
marynarka wojenna USA i ZSRR - a w takim przypadku rezultaty tych badań są z
całą pewnością TAJNE/POUFNE/PRZED ODCZYTANIEM SPALIĆ i zamknięto je na cztery
spusty! Głównie przede wszystkim przed ekologami i opozycją parlamentarną,
które miałyby dodatkowe argumenty w garści w walce o swoje racje... Ze względu
na podobieństwo pomiędzy układem nerwowym ludzi i delfinów należy założyć, że
lekkie zatrucie lekkimi węglowodorami może spowodować utratę orientacji i w
rezultacie zakłócenie w mechanizmach nawigacji i hydrolokacji tych zwierząt, z
wiadomymi efektami. Być może lekkie węglowodory działają na mózgi tych zwierząt
jak silne środki depresyjne i porażone nimi zwierzę po prostu świadomie i
celowo popełnia samobójstwo!?... Dlaczego nie? - skoro traktujemy je jako
istoty tylko trochę mniej inteligentne od człowieka, to musimy założyć, że
odczuwają one emocje co najmniej podobnie, a może nawet silniej, niż ludzie -
ergo, także i depresję...
Węglowodory mogą wydobywać się także z ropy naftowej,
która wydostała się do morza z rozprutych w katastrofach zbiornikowców czy
zbiorników balastowych i paliwowych czyszczonych na otwartym morzu. NB,
najlepiej poradzili sobie z tym problemem Szwedzi w latach 80, używając do
patrolowania swych wód terytorialnych helikopterów z urządzeniami laserowymi do
kontroli czystości wody z powietrza, dzięki czemu błyskawicznie są w stanie
ustalić truciciela i nałożyć nań drakońską karę. U nas to jeszcze utopia, bo
nie dorośli do tego nasi ministrowie i ich polityczni dysponenci...
Jest to oczywiście tylko hipoteza, ale doskonale pasująca
do rzeczywistości. Ten butlonos w Bałtyku mógł też ulec zatruciu nie tyle
węglowodorami ile siarkowodorem - H2S, którym są skażone wody denne
naszego Morza Bałtyckiego, Morza Czarnego czy niektóre fiordy Norwegii. Dla
ludzi siarkowodór też jest silnie trujący. Wszystko to jest spowodowane
deficytem tlenu w przydennych warstwach wody zamkniętych akwenów, które nie
mają możliwości wymiany wody z innymi morzami poprzez ciasne cieśniny: Bełty,
Sund, Kattegat i Skagerrak w przypadku Bałtyku oraz Bosfor w przypadku Morza
Czarnego. W Norwegii sprawa wygląda nieco inaczej - tam winę ponoszą wysokie
progi skalne u wejść do fiordów, które uniemożliwiają wymieszanie się wód,
wskutek czego warstwy przydenne skażone są siarkowodorem, co uniemożliwia w
nich życie istot oddychających tlenem.
Jordanów, dn.
2001-01-22
* * *
I jak dotąd nie ma żadnego innego
wyjaśnienia – poza tym, które zaserwowały nam Animal Planet i realizatorzy
filmu „Mermaids – The Body Found”. Jest ono równouprawnione, bowiem i metan i
tajemnicza broń dźwiękowa (czy ultra- albo może nawet infradźwiękowa) mają
jednakowo letalne działanie na morskie ssaki.
Ciekawą rzeczą jest to, że ten sam czynnik
letalny nie działa na ryby i inne stworzenia morskie, a zatem czynnik ten
wydaje się być selektywnie uderzający tylko w morskie ssaki – i nie szkodzi
rybom, ergo jest działającym tylko na stworzenia posiadające wyższy stopień
inteligencji…? Oczywiście mogę się mylić, ale taka konstatacja pasuje do
znanych nam faktów. Oczywiście mogą być fakty, o których nic nie wiem, więc
zastrzegam się od razu – być może tak jest, ale wcale nie musi.
Dwie rzeczy są pewne: na dnie Wszechoceanu
zalegają pokłady klatratów metanowych, które są źródłem metanu mogącego wpływać
na mózgi waleniowatych i ludzi, a zlokalizowane są one właśnie w akwenach
Trójkąta Bermudzkiego i Trójkąta Smoka. Drugą rzeczą jest to, że stosowanie
silnych echolokatorów (sonarów aktywnych) również może być i jest – szkodliwe dla
morskich ssaków.
Jest również trzecia możliwość: morskie ssaki są
przeganiane z wód morskich przez jakieś morskie potwory – możliwe, że jakieś
kryptydy w rodzaju megalodonów, mozazaurów, ogromnych głowonogów,
dunkleosteusów, ławic supertoksycznych meduz czy innego wodnego „potworaka”…
Jest ona najbardziej fantastyczna, ale czy tak do końca? Mam nadzieję, że
przyszłość pokaże, która z tych hipotez jest najprawdziwsza i ma swe naukowe
uzasadnienie. Niewykluczone, że wszystkie trzy są prawdziwe… Niewykluczone, że
być może jest jeszcze jakaś czwarta opcja – np. zanieczyszczenia wód
Wszechoceanu jakimiś substancjami toksycznymi zmuszającymi walenie do takiej
reakcji. To też jest możliwe. A zatem szukajmy odpowiedzi, bo jest ona
warunkiem sine qua non także naszego
istnienia!