Meduza Nomury
Konstantin Fiedorow
Istnieją meduzy, które potrafią cofnąć swój cykl życiowy – od
nowa stać się maleńkimi, a potem ponownie wzrastać do postaci dorosłej meduzy.
W rzeczy samej, te zwierzęta mogą żyć wiecznie.
Około 700 MA temu, u końca Proterozoiku , w oceanach pojawiły
się pierwsze prymitywne, bezkręgowe organizmy: robaki i meduzy. Od tej pory
meduzy stały się najbardziej rozpowszechnionym mieszkańcem na naszej planecie.
Meduza kostkowa
Giganty i karły
Meduza to w sumie taka puca galarety, nie ma szkieletu wewnętrznego
czy zewnętrznego i na pierwszy rzut oka nie wiadomo, w czym – jak się to mówi –
jej dusza się trzyma. Jednak w rzeczy samej ciało meduzy jest gęste na tyle, by
zachowało ono swoją formę. Objaśnia się to tym, że masa ciała zwierzęcia jest
wzmocniona silnymi włóknami. Na dodatek meduza potrafi wpompowywać w siebie
wodę, dzięki czemu jej ciało zachowuje kształt. Taki sposób zachowywania
kształtu ciała nazywa się szkieletem hydrostatycznym. Woda także pozwala
meduzie na aktywne przemieszczanie się. Meduza zasysa wodę, a potem silnym
skurczem wyrzuca ją w kierunku przeciwnym do kierunku ruchu. W ten sposób porusza
ją swoisty silnik odrzutowy.
Przy ogólnym schemacie budowy (grzybowaty dzwon lub parasol i parzydełka)
meduzy odróżniają się różnokształtnością form i kolorami, a co do rozmiarów, to
już w ogóle nie ma o czym mówić! Np. meduza zamieszkująca na głębokości 500 –
1500 m ma jedynie 5 cm średnicy. Ale wielkość Przyroda skompensowała jej ilością
parzydełek – aż 32 sztuki – które z kolei posiadają bardzo ciekawą właściwość
posiadana także przez lądowe gady – w przypadku zagrożenia lekko oddzielają się
od ciała swej właścicielki i odwracają uwagę napastnika, a potem odrastają. I przeciwieństwo
tej meduzki – arktyczna meduza Cyanea
zamieszkująca północno-zachodni Atlantyk. Jeden z egzemplarzy znaleziony na
brzegu Zatoki Massachusetts miał średnicę parasola wynoszącą 2,5 metra, zaś jej
parzydełka rozciągały się na długość 36,5 metra!
Ale bez względu na rozmiary tych zwierząt morskich, maja one
jedną cechę – zapotrzebowanie i ciągłe pochłanianie przez nie pożywienia. Można
powiedzieć bez kozery – jedzenie to cel życia meduz. Podstawowym pokarmem są
ryby, przy czym zapotrzebowanie na nie jest ogromne.
Małe ale wyjątkowo toksyczne meduzy kostkowe
Użądlenie morskiej osy
Jak już powiedziano, niektóre meduzy są jadowite, ale większość
nie jest niebezpieczna dla człowieka. Jednakże pośród meduz istnieją prawdziwi
zabójcy, spotkanie których może zakończyć się śmiercią dla każdego żywego
stworzenia. Najbardziej niebezpieczną z nich jest tzw. morska osa (Chironex fleckeri) albo – jak ją inaczej
nazywają – oceanic stinger.
W każdym roku tysiące turystów przyjeżdża odpoczywać na
słoneczne plaże północnej Australii. I właśnie tuta, wśród cudów piękna
Przyrody, może ich napotkać śmierć. Na pierwszy rzut oka, morska osa wcale nie
wygląda strasznie – zwyczajna parasolowata meduza o rozmiarach nie większych od
piłki do koszykówki z pękiem macek o długości do 8 metrów. A jednak to zwierzę
należy do najbardziej niebezpiecznych na całym świecie! Jad który zawiera jest
analogicznym do jadu kobry i działa tak samo. Po kontakcie z morską osą, u
człowieka szybko przerywa się oddychanie, a w ciągu 2-3 minut następuje paraliż
serca. Zapas jadu tej meduzy wystarczy na uśmiercenie 50-60 ludzi.
Wygląd oparzeń przez parzydełka meduz
Morska osa ma jeszcze jedną osobliwość: ta meduza ma zmysł
wzroku. Ona obserwuje otoczenie dzięki czterem grupom oczu. Inną zagadkową rzeczą
jest to, gdzie tak naprawdę idą impulsy wzrokowe – wszak meduzy nie mają mózgu
jako takiego. Wiadomo także, że meduzy nie atakują przeciwnika – one oczekują
aż krewetka czy rybka sama wpadnie w parzydełka, z którego jak kula
wystrzeliwane jest „żądło” z jadem.
Następstwa ukłucia morskiej osy niełatwo się leczy. Jeżeli żmije
i pająki kąsają swe ofiary tylko raz i tylko w jedno miejsce, to morska USA parzy
swe ofiary w wielu miejscach naraz. Wprawdzie australijskim uczonym udało się
zsyntetyzować przeciwciała, które okazały się bardzo efektywną odtrutką. Po iniekcji
u poszkodowanego udało się zachować funkcję oddychania, ale pozostał silny ból
i osłabienie, które odczuwał on jeszcze przez wiele minut.
Uczeni wyjaśnili, że morska osa ma tylko jednego naturalnego
wroga – pewien gatunek żółwi morskich, które żywią się tymi meduzami i nie boją
się ich śmiercionośnego jadu. Ale jak one to robią, tego nie wiadomo. A póki co,
władze zalecają miłośnikom kąpieli wkładanie lekkich neoprenowych kostiumów
chroniących całe ciało, albo – od złej biedy – z lycry, z której wykonuje się kobiece
rajstopy.
Znaki ostrzegawcze na australijskich plażach
Syndrom Irukandji
Poza morskimi osami, australijskie wybrzeża są zagrożone przez
jeszcze jedną meduzę-mordercę – Carukia barnesi.
W odróżnieniu od morskiej osy, zauważyć ją w wodzie jest niemal niemożliwe,
bowiem średnica jej kostki wynosi 12 mm. I tak dzięki temu stworzeniu,
Australia zapoznała się z pojęciem Syndromu
Irukandji – który w 2002 roku zabił kilkunastu turystów. Syndrom ten
przyjął swoja nazwę od plemienia Aborygenów Irukandji zamieszkujących Palm Cove
na północno-wschodnim wybrzeżu Australii, gdzie najczęściej można spotkać
meduzę-mordercę.
Wszystko zaczyna się od ukąszenia podobnego do ukąszenia komara.
Potem, w ciągu godziny ofiara zaczyna odczuwać silne bóle, które
rozprzestrzeniają się po całym ciele, następnie następują duszności, rwące bóle,
kaszel, silna potliwość. Następstwa intoksykacji organizmu jej jadem są poważne
– od paraliżu aż do wylewu krwi do mózgu lub zawału serca.
Boom
Z nieznanych dotąd przyczyn, w ciągu kilku ostatnich lat meduzy
przeżywają swoisty demograficzny boom. W marcu tego (2012) roku tysiące tych
zwierząt wypełniły plaże Australii. Miejscowi i turyści byli w panice, a uczeni
nie mogli wyjaśnić przyczyn takiego zmasowanego ich pojawu.
- Nigdy nie widziałem czegoś podobnego – mówi przedstawiciel
instytutu oceanograficznego Trevor Long.
– Jest ich setki tysięcy i jest się ich coraz więcej z każdym przypływem. Woda wprost
kipi od nich. To jest naprawdę dziwne i niebezpieczne zjawisko.
Występowanie i najczęstsze przypadki poparzenia ludzi przez toksyczne meduzy na świecie i w Australii
W maju 2012 roku, w Sewastopolu sezon kąpielowy skończył się,
zanim rozkręcił się na dobre. Przyczyna była prosta – Morze Czarne zapełniło się
meduzami. Odchodząc na metr od brzegu człowiek pływa nie w wodzie, ale w nieprzyjemnej
w dotyku „zupie” z żywych i martwych meduz. Ukraińscy uczeni, tak jak i ich
australijscy koledzy nie są w stanie znaleźć przyczyn tego boomu meduz. Władze sądzą,
że w wody morskie przedostały się toksyny, pozostałości działalności człowieka.
Dlatego też część meduz wymarła, ale większość migrowała w kierunku brzegów. Zazwyczaj
meduzy pojawiają się u sewastopolskich brzegów w połowie jesieni, kiedy
zaczynają się sztormy. A dlaczego one pokazały się tam tak wcześnie, należałoby
jak najszybciej wyjaśnić.
Japonia - świecące meduzy wyrzucone przybojem na brzeg przedstawiają niecodzienny widok
3 grosze od tłumacza
Ten
tytuł powinien brzmieć: „Przeźroczyści władcy Wszechoceanu”. Na temat toksycznych
meduz i ich roli we Wszechoceanie oraz zagrożeń pisałem na tym blogu m.in. na - http://wszechocean.blogspot.com/2011/06/meduzy-odwet-wszechoceanu.html
oraz http://wszechocean.blogspot.com/2011/06/i-pozostana-tylko-meduzy.html
w których ostrzegałem przed następstwami bezmyślnej,
antyekologicznej działalności człowieka, która doprowadziła do
niekontrolowanego i już niczym nie powstrzymywanego rozwoju meduz we
Wszechoceanie. Winnymi są tylko i wyłącznie ludzie.
A przykładem
może być niepohamowany niczym rozród meduz Nomury – Nemopilema nomurai, który został spowodowany przez trzy
antropogeniczne czynniki: masowe odłowy ryb w morzach okalających Japonię,
zatrucie środowiska w Morzu Południowochińskim i masowy odłów żółwi morskich. Ryby
i żółwie morskie żywią się meduzami i ich larwami, z których tworzą się polipy.
Zatrucie wód morskich, a szczególnie ich wysłodzenie sprzyja rozwojowi młodych
egzemplarzy meduzy Nomura w Morzu Południowochińskim, co z kolei powoduje zwiększenie
ich populacji i jeszcze bardziej powoduje zmniejszenie pogłowia ryb, bowiem
meduzy żywią się ikrą i larwami ryb unoszonych w morskiej toni. Meduzy te są wprawdzie
jadalne i w Japonii uchodzą za przysmak, ale akurat tylko te, które odławia się
w wodach otaczających Półwysep Malajski. Inne są po prostu niesmaczne lub
toksyczne, bo zawierają trucizny wylewane przez Chińczyków do rzek i do morza…
To tylko
jeden wymowny przykład, do czego doprowadził człowiek swoją bezrozumną i
grabieżczą działalnością. A takich jest więcej i każdy z nich uderzy w końcu w
nas samych. Nie potrzeba zemsty Wszechoceanu, o której pisał Frank Schätzing w
książce „Odwet oceanu” (Wrocław 2006) – to my sami mścimy się na nas samych za
naszą własna głupotę, bezmyślność, chciwość i brak przewidywania. Niestety –
jest to wołanie pa puszczy i w najbliższym czasie nic się nie zmieni.
I to
jest tragedia naszego gatunku.
Źródło – „Tajny XX wieka” nr 24/2012,
ss. 38-39
Przekład z j. rosyjskiego i
komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©
Foto - Internet
Foto - Internet