Michaił Gersztein
Dostępne do zbadania
relacje o przebywaniu na naszej planecie Nieznanych Obiektów Latających zdarzają
się stosunkowo rzadko. Do nich należą nie tylko odciski podwozi, wypalone kręgi
trawy, nieoczekiwane przerwy w dostawie prądu czy przerwy pracy silników
samochodowych… Istnieje jedno unikalne świadectwo, które zwróciło na siebie
uwagę badaczy w latach 50-tych. Nazwano to fenomenem błyskawicznej zmiany
koloru farby.
MS „Ella Hewitt” – w epicentrum
Trawler MS Ella
Hewitt o wyporności 595 ton, był niewiele większy od dużego holownika
czy wycieczkowego parowczyka. Ale jego kapitan, 57-letni Fred Sutton nie bał się oceanu i regularnie dostarczał do
Liverpoolu pełne kontenery ryb.
W dniu 29.XI.1957
roku, o godzinie 02:30 GMT, trawler szedł na Morzu Irlandzkim na NE od wyspy
Man. Nieoczekiwanie marynarze wachtowi ujrzeli potężny błysk, który rozjaśnił niebo.
- Wokół statku pojawiło
się naraz jasne świecenie – wspominał potem pomocnik
bosmana. – My nie wyczuwaliśmy żadnej wibracji ani nie
usłyszeliśmy huku wybuchu.
Zdecydowawszy, że to
zapewne była błyskawica wachtowi nie zdecydowali się na obudzenie kapitana.
Kiedy zaświtało,
marynarze zamarli ze zdumienia: mostek kapitański i nadbudówka zmieniły kolor!
Na miejsce białej farby był widoczny różowy podkład, który nanosi się przed
nałożeniem właściwej farby.
- Kiedy wieczorem
poszedłem spać, mostek był pomalowany jak należy, ale rano na metalu pozostał
tylko podkład – oświadczył kapitan przez radio do
biura kompanii rybackiej. – Przez cały dzień
łamałem sobie głowę, jak to się stało, a teraz wasza kolej.
Następnego dnia z MS
Ella
Hewitt doszła następna informacja: stara farba wróciła, mostek jest znów
biały.
Powróciwszy do portu
kapitan Sutton i jego ludzie potwierdzili, że wszystkie te wydarzenia
rzeczywiście miały miejsce. w czasie 30 godzin trawler ciął wody Atlantyku z
różowym mostkiem. Nikt nie zauważył, jak powróciła stara farba.
- Mogę tylko założyć,
że kolor zmienił się wskutek działania jakiegoś promieniowania, które zrobiło
przeźroczystym warstwę farby i dzięki temu odsłoniła się warstwa podkładu – mówił dyrektor firmy rybołówczej Wilbour Wilkinson. – Kapitan Sutton
zasługuje na wiarę, on przepracował już u nas 20 lat.
Ani to błyskawica ani to rakieta
Załoga statku
kabotażowego z Liverpoolu tej samej nocy zaobserwował przelatujący nad morzem
obiekt z niebieskim dziobowym stożkiem.
- Przez te 38 lat spędzonych na oceanie, nie widziałem czegoś
podobnego – powiedział kapitan Juenlin Jones. – Obiekt ten miał długość 1-2 m i przypominał rakietę. Świecił
on jaskrawym biało-niebieskim światłem, a z ogona sypał jasnoczerwonymi
iskrami. Ujrzałem tego NOL-a kiedy przeleciał nad dziobem naszego statku. Potem
UFO znikło mi z oczu, a gdzieś w oddali zauważyłem potężny błysk.
Obiekt, który
zaobserwował kapitan i dwóch wachtowych nadleciał ze strony wyspy Man. MS Ella
Hewitt znalazł się w epicentrum rozbłysku. Mieszkańcy wyspy, którzy nie
spali w tą noc, także widzieli przelatujące UFO.
- Wszystko to wyglądało jak upadek roztopionych
do białości płatków metalu – powiedział jeden z naocznych
świadków. – Od nich odpadały kawałki pozostawiające za sobą smugi iskier i
płomieni.
Eksperci długo
rozkładali ręce. Meteorolodzy stwierdzali, że zjawisko to nie ma niczego
wspólnego z pogodą, Ministerstwo Lotnictwa twierdziło, że nad Morzem Irlandzkim
nie było żadnej katastrofy lotniczej i ćwiczeń z rakietami. Astronomowie
oświadczyli, że obiekt nie mógł być meteorytem – NOL leciał całkiem nisko i co
najmniej raz zmienił trajektorię swego lotu.
CE2 Trygve Jansena
W rok po opisanych
wydarzeniach, w 1956 roku, norweski robotnik Trygve Jansen wracał swoja ciężarówką do domu w Oslo. Na siedzeniu
pasażera znajdowała się sąsiadka pani Biuflot,
którą on podwoził. Droga była doskonale im znaną – Jansen jeździł nią od wielu
lat w każdy dzień. Koło jeziora Gjersjoen (dzisiaj na południowych
przedmieściach Oslo – uwaga tłum.) on zauważył szybko zbliżający się obiekt.
Był to „świecący dysk z kopułą i skrzydłami”, który obracał się wokół własnej
osi. Emitowane przezeń jaskrawe światło jakby rozchodziło się falami.
Jansen i jego
pasażerka od razu zrozumieli, że UFO śledzi ich samochód. Póki jechali wzdłuż
brzegu jeziora, NOL przybliżał się do nich sześć albo siedem razy. Ludziom
zrobiło się strasznie. Jak tylko droga zaczęła się oddalać od jeziora, NOL
zawisł nad ciężarówką. Jansen zahamował. UFO zaczął się spuszczać w dół i po
chwili pokazał się przed samochodem. Ludzie poczuli, jakby ktoś ich obserwował.
Naraz obiekt zaczął się wznosić i odleciał z przerażającą prędkością, poczym
znikł.
Kiedy UFO zawisł nad
ciężarówką, Jansen i pani Biuflot czuli na twarzach coś jakby mrowienie i pogorszenie
samopoczucia. Pracujący doskonale od wielu lat zegarek Jansena stanął. Kiedy poszedł
z nim do zegarmistrza, ten powiedział mu że zegarek został poddany działaniu
bardzo silnego pola magnetycznego i jest już tylko do wyrzucenia.
Podjechawszy do
domu, Jansen ujrzał biegnącą do niego żonę. Ona przede wszystkim zainteresowała
się tym, dlaczego jej mąż zmienił kolor samochodu. Trygwe wyskoczył z kabiny i zobaczył,
że paka ciężarówki, który przed Bliskim Spotkaniem z NOL-em była matowego
beżowego koloru, teraz stała się jaskrawo zielona!
Sąsiedzi także
zwrócili uwagę na niezwykły kolor samochodu. Następnego dnia ciężarówka
powróciła do poprzedniego koloru, zaś u kierowcy stwierdzono poczerwienienie
skóry na twarzy i lekkie niedomaganie. Panna Biuflot tymczasem czuła się zdrowo.
Farba jeszcze świeża!
Flatbush kiedyś był
oddzielnym miastem, ale po pewnym czasie zrósł się z Brooklynem. Dlatego też
nikt nie dziwi się ogromnym numerom domów – w Brooklynie mieszka obecnie ponad
dwa miliony nowojorczyków.
Rankiem, dnia 9.VII.1936
roku, mieszkańcy kwartału przylegającego do szosy Kings a drugiej strony do 46.
Ulicy ze zdumienia przecierali oczy. Drewniane elementy fasad domów były
pomalowane na brudno żółto-pomarańczowy kolor. Nie dało się jej zmyć niczym –
ani wodą czy rozpuszczalnikiem – sama farba zmieniła swoja strukturę.
Pani Dorothy Moore mieszkającej przy Kings
Road w domu pod numerem 4599, jako jedna z pierwszych zauważyła ten fenomen – pisała gazeta „Brooklyn Daily Eagle”. – Ona opowiadała, że
nijak nie mogła zasnąć tej nocy. Bezsenność męczyła także jej męża Lestera i ojca Theodore Tanhausena. Pani i Pan William Gross mieszkający w domu pod numerem 1230-E na 46. Ulicy
potwierdzili, że oni także nie mogli zasnąć. A rankiem Pani Moore zobaczyła, że
skrzydło ich domu zostało przemalowane i lśniło, jakby farba była jeszcze
mokra. Dorothy tarła farbę szmatką, ale ta nie dała się zetrzeć i nie
zabrudziła tkaniny.
Mieszkańcy skrzyknęli
się w komitet ds. ochrony zdrowia. Dyrektor lokalnego wydziału sanitarnego George Ricker oświadczył, że nie ma się
czym przejmować. Niektóre budynki w kwartale pozostały takimi, jakimi były. A to
oznacza, ze przyczyna zmiany koloru farby nie mógł być kwaśny deszcz czy
toksyczny gaz.
Życie we Flatbush
kipi we dnie i w nocy, ale nikt nie zauważył momentu zmiany farby. Jeżeli tam się
nie obeszło bez UFO, to ich pilotom udało się po mistrzowsku odwieść oczy
potencjalnych obserwatorów, albo ukryć się za ekranami niewidzialności.
Zamalowane miasta
Przeglądając stare
gazety, ufolodzy odkryli zagadkowe historie podobne do powyższych informacji o błyskawicznym
przemalowaniu. W 1906 roku, miasto Arlington, KY, zostało pokryte błyszczącymi
plamami w kolorze aluminium.
Plamy pojawiły się na
domach i innych budynkach w mieście, poza tą jego częścią, która znajdowała się
na wzgórzu – pisała miejscowa gazeta „Arlington Bee” z dnia
30.VIII.1906 roku. – One były widoczne na
białej albo jasnej farbie. Mieszkańcy sądzili, że można będzie je zamalować,
ale okazało się, że woda z proszkiem do prania zmywają metaliczny kolor i
ponownie przywracają pierwotne kolory. Wielu
właścicieli domów chwyciło za szczotki. Plamy widoczne były na kamiennych płytach
i na pomalowanych powierzchniach. Niektóre domy wyglądały tak, jakby wylano na
nie całe wiadra farby.
Ktoś wymyślił, że w
okolicy miasta zaktywizował się wulkan, a farba to rezultat wyrzutu
wulkanicznych ekshalacji. Dziesiątki mieszkańców miasta rzuciło się do
przeczesywania krzaków w celu znalezienia dziur w ziemi. Inni mieszkańcy
zwrócili uwagę na to, że metaliczne przedmioty w nocy pojawienia się plam też
zmieniły swój kolor.
W wielu domach
przedmioty ze srebra zrobiły się czarne – gazeta potwierdziła
krążące po mieście plotki – służącym obrywało się
za to, że nie wyczyściły dokładnie sreber. Pewien młody człowiek poskarżył się
matce, że oprawa jego okularów ni stąd ni zowąd stała się mosiężna i cała
pozłotka z nich znikła. Do jubilera zgłosili się klienci, którzy niedawno
kupili srebrne ozdoby, które naraz pociemniały.
Minęło jeszcze 50
lat. W południe dnia 14.XII.1954 roku, nad brazylijskim miastem Campinas
pojawiły się trzy NOL-e w kształcie dysków. Jeden z nich wykonywał dziwne
ruchy, jakby silnie kołysał się z boku na bok, zaś dwa inne UFO powoli latały
wokół niego, dosłownie jakby starając się mu pomóc. Naraz z kołyszącego się
dysku jakby wylała się cienka strużka srebrzystej cieczy. NOL wyrównał swój
lot, wydając brzęczący dźwięk. Potem wszystkie obiekty zaczęły się wznosić i
znikły w chmurach.
Srebrzysta ciecz spadła
na dachy, trotuary i ulice, a w jednym miejscu nawet na suszące się na sznurze ubrania.
Chemik Risvaldo Maffei zebrał próbki
i wkrótce ustalił, że plamy składają się z cyny (Sn) zawierającej 10% innych
metali. Nie mógł on ustalić jakich, ale nie był antymon (Sb) i nie żelazo (Fe)
czy inne proste domieszki. Metal nie był radioaktywny.
Ten fenomen szybkiej
zmiany barw jeszcze czeka na swego badacza.
Źródło – „Tajny XX
wieka” nr 46/2017, ss. 32-33
Przekład z
rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz