Iwan Barykin
O tajnym statku podziemnym Wąż
Midgard (Midgard Schlange) opowiedział
mi mój znajomy Walter Schulke, były SS-Haupsturmführer, któremu ongi
pomogłem odszukać grób jego krewnego, który poległ w 1942 roku pod
Stalingradem.
Powietrzna
wojna przeciwko podziemnej
W 1993 roku, niemiecki
inżynier Werner von Horner (???) opatentował
swój statek podziemny, a dokładniej podziemną łódkę. Jej projekt został od razu
utajniony i odłożony a/a do archiwum. W 1940 roku inżynier spotkał się z płk
hrabią Klausem von Stauffenbergiem,
który był przywódcą spisku przeciwko Hitlerowi z dnia 20.VII.1944 roku.
Opowiedział on hrabiemu o swym wynalazku, a ten powiadomił o nim dowództwo
Wehrmachtu. W tym czasie Niemcy szykowały się do inwazji na Wielką Brytanię (Operation Seelöwe). Poruszające się pod
ziemią statki byłyby w stanie przewieźć pod Kanałem La Manche grupy dywersyjno
– rozpoznawcze. Von Hornerowi wydzielono gigantyczne środki na realizację tego
projektu.
Podziemna łódka von Hornera
mogła wziąć na pokład 5 osób załogi, jej payload
wynosił 3400 kg i przemieszczała się pod ziemią z prędkością 7 km/h. Jednak że
projekt ów zatrzymał się na etapie eksperymentów laboratoryjnych. Wszechmocny w
tym czasie szef Luftwaffe Reichsmarschall
Goering przekonał Hitlera o braku perspektyw dla tej podziemnej maszyny. III
Rzesza postawiła na wojnę powietrzną i projekt von Hornera został zamknięty.
Los
„Smoka Gorynycza”
Jeszcze jeden projekt statku
podziemnego był niezależnie od von Hornera opracowany w 1934 roku przez innego
Niemca, inż. Rittera. Jego podziemna
łódka Midgard Schlange była nazwana tak na cześć mitycznego węża ze
skandynawskich sag, strzegącego Ziemi. według pomysłu konstruktora, jego „Wąż”
mógł poruszać się pod ziemią, pod wodą i na powierzchni ziemi, a co
najważniejsze – mógł on niepostrzeżenie dostarczać na terytorium nieprzyjaciela
wielkie ilości materiałów wybuchowych w celu wysadzania w powietrze brytyjskich
portów po ichniej stronie La Manche i pod francuską obronną Linię Maginota.
Ritter zaproponował zbudowanie
20 podziemnych krążowników za 30 mln RM każdy. W jego mniemaniu, one byłyby w
stanie wygrać wojnę z Francją i Anglią, a następnym krokiem byłby atak na
Wschód. Jednakże projekt Rittera wywołał ostrą krytykę ze strony specjalistów,
a przede wszystkim ze względu na jego koszty. W lutym 1935 roku, Midgard
Schlange został zwrócony konstruktorowi celem dopracowania. Co stało
się z nim dalej – tego nie wiadomo. Jednakże już po wojnie w sztolni w pobliżu
Königsberga (dziś Kaliningrad) znaleziono szczątki wysadzonej w powietrze konstrukcji
gigantycznej gąsienicy.[1]
Istnieje przekonanie, że inżynier kontynuował swe prace, ale nie zdążył ich
dokończyć ze względu na szybkie postępy wojsk radzieckich.
Statek podziemny Rittera
został dokładnie zbadany przez radzieckich specjalistów. „Wąż” składał się z
kilku przedziałów, podobnie jak wagony pociągu. Każdy przedział miał rozmiary 7
x 7 x 3,5 m wysokości. Długość „pociągu” wynosiła ok. 500 m. Na jego przedzie
znajdowała się gigantyczna głowica wiertnicza z czterema 1,5-metrowymi wiertłami,
które były napędzane przez 14 potężnych silników elektrycznych. Prąd do ich
napędu wytwarzały potężne generatory Diesla. Na jego uzbrojeniu było 100 min o
wadze 250 kg każda i ok. 1000 o wadze 10 kg na mniejsze cele oraz 12 km MG
do obrony naziemnej „Węża”.
Do operacji podziemnych, „Wąż”
był uzbrojony w dwie torpedy i pociski do wysadzania warstw skalnych w celu
ułatwienia poruszania się w nich. Na jego pokładzie znajdowała się kuchnia dla
załogi, sypialnia dla 60 osób, trzy warsztaty remontowe, kilka peryskopów do
obserwacji otoczenia, radiostacja, butle ze sprężonym powietrzem, urządzenie
ratunkowe dla 30 osób, które przebijało się ku powierzchni w przypadku awarii.
Pod ziemią „Wąż” mógł poruszać się w prędkością 3 km/h w kamienistym gruncie,
10 km/h w miałkim, pod wodą 3 km/h - przy całkowitej masie całego urządzenia
wynoszącej 60.000 ton.
- Istnieją dowody na
to, że Midgard Schlange (u nas w
Rosji nazywano to Smok Gorynycz –
widocznie z podobnej bajki) został rzeczywiście skonstruowany i przetestowany w
realnych warunkach – twierdził Walter Schulke. – Mój bezpośredni przełożony, któremu podlegał
nasz batalion w Peenemünde zabrał mnie ze sobą na te badania. One miały miejsce
w całym 1944 roku w Prusach Wschodnich w okolicach Königsberga. Niestety,
zakończyły się niepowodzeniem, a nawet tragedią. Padła hydraulika i coś tam
jeszcze, o czym mam smutne wspomnienie. Załoga podziemnego krążownika została
pochowana w głębinach Ziemi. Po kilku latach, kiedy rozkopano miejsce tej
strasznej tragedii, to członkowie załogi – wszystkich 11 załogantów z dowódcą
SS-Standartenführerem Klotzke,
wyglądali jak żywi. Ich zalała jakaś ciecz, która zadziałała jak balsam...
Statek
podziemny Treblewa
Podziemne pojazdy konstruowane
były w wielu krajach. Jako jeden z pierwszych do subterranu miał się dostać jeszcze w latach 30-tych radziecki
konstruktor Treblew. Według jego
słów, zastosował on pomysł jaki widział u kreta. Kret ryje ziemię łapami i
głową raz w prawo – raz w lewo przepychając się przez ziemię tylnymi łapami. W
przedniej części swego statku Treblew umieścił potężne wiertło, zaś z tyłu
cztery siłowniki, które pchały pojazd do przodu. Pośrodku urządzenia znajdował
się ślimak, który wypychał urobek skalny do tyłu. Świder pracował z prędkością
300 rpm, a prędkość całego pojazdu wynosiła 10 m/h. Kierował nim jeden
człowiek. Zasilanie maszyna otrzymywała kablem z powierzchni ziemi. Próby
pojazdu podziemnego przeprowadzono na uralskiej górze Błagodat’ w 1946 roku.
Maszynę tą można było wykorzystać przy kopaniu tuneli dla komunikacji miejskiej,
w po0szukiwaniach geologicznych, jednakże konstrukcja okazała się być niezbyt
udaną i prace nad projektem zawieszono.
„Bojowy
Kret”
Jesienią 1964 roku w prasie
ukazała się wzmianka o próbach radzieckiego podziemnego pojazdu Bojewoj
Krot – „Bojowy Kret”. Metodą dostarczenia energii temu podziemnemu
kompleksowi zajął się prof. G.I. Babat.
To on właśnie zaproponował wykorzystanie wysokoczęstotliwościowych fal
radiowych. Projektem podziemnego pojazdu zainteresował się sam Nikita S. Chruszczow marzący o tym, by
„dostać się do imperialistów spod ziemi”. Pierwsza próba Bojewowo Krota na Uralu
była pomyślna. Podziemna łódka przeszła przez górę z prędkością piechura. Ale
przy drugiej próbie pojazd z niewiadomych przyczyn eksplodował w głębinach
Ziemi i został tam wraz z załogą. O tym nigdy i nigdzie nie poinformowano
publiczności.
Wedle niektórych relacji, Kret
był napędzany silnikiem atomowym. Poruszał się z prędkością 7 km/h i mógł nieść
ze sobą tonę materiału wybuchowego w celach bojowych. Poza zniszczeniem
podziemnych bunkrów i silosów ICBM nieprzyjaciela, Kret mógł być
wykorzystany do skrytego podpełźnięcia pod terytorium Kalifornii i podłożenia
fugasów jądrowych pod newralgiczne obiekty w USA. A do tego efekty działania Kreta
można było spisać na jakieś lokalne silne trzęsienie ziemi.
Próby były ściśle taj od
samego początku. Za Breżniewa
projekt Bojowego Kreta został zamknięty.
A jednak Krety mogły być
wykorzystane przy likwidacji efektów katastrofy jądrowej w Czarnobylskiej EJ.
Mowa tu o konserwacji podziemnej części zrujnowanego reaktora tak, by
radioaktywna pulpa nie wpadła do wód gruntowych. Z pomocą przyszli Niemcy. To
właśnie ich maszyny wykopały wokół podziemnej części reaktora nr 4 sztolnie,
którymi zeszli w dół ich specjaliści i zamurowali „kociołek”. A przecież to my
mogliśmy z takim samym efektem wykorzystać nasze pojazdy podziemne…
Źródło – „Archiw XX wieka”, nr
3/2017, ss. 26-27
Przekład z rosyjskiego -
©R.K.F. Leśniakiewicz
[1]
W powieści pt. „Proxima” jej autorzy – Krzysztof
Boruń i Andrzej Trepka opisali
podobne statki podziemne eksplorujące wnętrze planety Proximy Centaura. Podobny
statek opisali także radzieccy i amerykańscy autorzy powieści sci-fi w latach
50. i 60. XX wieku.