Członkowie plemienia Kayapo - trzeci od prawej w dolnym rzędzie - wódz plemienia
Natalia Trubinowskaja
Nie ma żadnego mostu przez
Amazonkę. Tylko w 2010 roku został zbudowany most przez jeden z jej dopływów –
Rio Negro. Łączy on post Manaus z miastem Iranduba, a jego długość wynosi 3,6
km.
W górze Amazonki zamieszkuje
nieliczne plemię Indian Kayapo. Dziwne rytuały i obrzędy plemienia
przypominają: kiedyś tam w tych miejscach przebywali zagadkowi bogowie z
kosmosu ze śmiercionośna bronią w rękach…
Nauczyciel
z niebios
Na przełomie lat 60. i 70. XX
wieku, Erich von Däniken - znany ideolog teorii paleokontaktów – wiele
podróżował po świecie. Poszukiwał on dowodów na to, że naszą planetę w odległym
czasie odwiedzali przedstawiciele wysoko rozwiniętych cywilizacji kosmicznych.
I znalazł ich mnóstwo – przy czym nie tylko materialnych, ale i ustnych,
ukrytych w mitach różnych narodów.
Von Däniken był także w Ameryce
Południowej, gdzie wybrał się w długa podróż w górę Amazonki. Przebywał także u
nielicznego plemienia Indian Kayapo. W plemieniu tym istnieje ważne święto
poświęcone bogu Bep-Kororoti –
niebiańskiemu nauczycielowi Indian.
Badacz zaczął dowiadywać się
poprzez swego przewodnika szczegółów o Bep-Kororoti i usłyszał zadziwiające
rzeczy. A oto, co opowiadali Indianie o swym bogu:
Pewnego
razu w górach Poukato-Ti rozległ się straszliwy grzmot, a potem stamtąd przybył
tajemniczy Bep-Kororoti. Ubrany był bardzo dziwnie w strój pokrywający jego
całe ciało od stóp aż do głowy. W swej ręce trzymał on „kop” – dziwną broń
rażącą piorunami. Wszyscy mieszkańcy wioski w przerażeniu skryli się w lesie.
Jednak
po pewnym czasie mężczyźni z plemienia zebrali się i powrócili do wioski. Oni
postanowili chronić kobiety i dzieci i przegonić dziwnego cudaka z wioski.
Jednakże ich oszczepy i strzały łamały się w kontakcie z ubraniem tajemniczego
nieznajomego.
Wtedy
Bep-Kororoti skierował swoją broń na drzewo i kamień i zniszczył je bez śladu.
Po takiej demonstracji siły Indianie zrozumieli, że oni nie są w stanie niczego
mu zrobić i zawarli pokój z dziwną istotą. Plemię obwołało Bep-Kororotiego swym
władcą. Tym bardziej, że wkrótce się okazało iż nowy wódz jest mądry i
sprawiedliwy.
Bep-Kororoti nauczył ludzi
budować domy, leczyć się, pokazał nowe sposoby polowania – i rychło ludzie
zaczęli uznawać w nim boga – silnego o wszechmocnego.
Także on zbudował specjalny dom-szkołę,
w której uczył dzieci. Takie właśnie szkoły są do dziś dniach także w
sąsiadujących plemionach – tam dorośli uczą dzieci łowiectwa i wiele innych
rzeczy.
Ciekawe, że zgodnie z mitami
Indian, jeżeli dzieci nie chciały się uczyć, to Bep-Kororoti przestawał ich
słuchać. On posiadał możliwość wywoływania u ludzi paraliżu i mógł odbierać im
ich wolę.
Wódz także potrafił zabijać
zwierzęta, nie raniąc ich, ale sam mięsa nigdy nie jadał i oddawał całą zdobycz
Kayapom.
Bep-Kororoti i jego dziwny ubiór
Latający
dom
W Bep-Kororotim zakochała się
wkrótce najpiękniejsza dziewczyna z plemienia i oni się w końcu pobrali.
Urodziło się im wielu chłopców i jedna dziewczynka – Nio-Pouti. Dzieci boga odróżniały się od reszty dzieci z plemienia
swą mądrością i urodą. Potem oni wiązali się z innymi członkami plemienia
Kayapo i całe plemię stało się lepszym, niż było.
Ale pewnego nieszczęśliwego dla
plemienia dnia, Bep-Kororoti postanowił opuścić wieś. Wziął swoją dziwną broń
„kop”, wyrąbał sobie nią przecinkę w lesie i udał się w góry. Tubylcy poszli za
nim i ujrzeli, jak bóg wszedł do ogromnego domu, jak zapłonął ogniem, rozległ
się straszliwy huk, a dom uniósł się i poleciał do nieba.
Skutki tego ognia były
straszne. Wszystkie drzewa dookoła wypaliło żywym ogniem, a wszystkie zwierzęta
uciekły w inne miejsca. Plemię zaczęło głodować.
Wtedy to córka Bep-Kororotiego
- Nio-Pouti powiedziała swemu mężowi, że wie w jaki sposób znaleźć żywność dla
całej wsi. Oni poszli w góry, gdzie długo szukali pewnego szczególnego drzewa.
Kiedy je znaleźli, dziewczyna weszła do niego i naraz, ponownie rozległ się
wybuch, a Nio-Pouti poleciała wraz z drzewem w niebo.
A potem drzewo powróciło na swe
miejsce, a z niego wyszli Nio-Pouti i Bep-Kororoti. Oni przynieśli ze sobą
kosze, w których było smaczne jedzenie, poczym Bep-Kororoti wsiadł w cudowne
drzewo i odleciał, a Nio-Puti z mężem powrócili do wioski niosąc ze sobą
niewidziane nigdy jedzenie. Poza tym Nio-Pouti przyniosła ze sobą nasiona wielu
roślin i opowiedziała, jak je posadzić i uprawiać. I tak u Indian pojawiło się
wiele nowych roślin – w tym także kłącza manioku – które do dziś dnia są
kluczowym elementem wyżywienia w Brazylii.
[Wikipedia podaje nader ciekawą
informację na temat pochodzenia i zastosowania tej rośliny, a mianowicie:
Główne
rejony uprawy: Brazylia, Boliwia, Paragwaj, Meksyk, Madagaskar, Indie, Malezja,
Nowa Gwinea, Wyspy Samoa oraz cała Afryka na południe od Sahary. Najważniejsza
i najpospolitsza roślina uprawna tropikalnej Ameryki, Afryki i Azji, stanowiąca
pożywienie 2/3 ludności tych obszarów. JEJ
UPRAWĘ ZACZĘLI 3000 LAT P.N.E. INDIANIE BRAZYLIJSCY. W XVI wieku trafił do
Afryki, później do Indonezji. Stał się odpowiednikiem ziemniaka w strefie
klimatu umiarkowanego.
A zatem wynikałoby z tego, że
opisane tu wydarzenia miały miejsce ok. 5000 lat temu – uwaga tłum.]
Skafander
z łyka
Bep-Kororoti znikł, ale jego
obraz przetrwał w rytuałach Indian Kayapo. Kiedy ma miejsce święto ich
niebiańskiego nauczyciela, Indianie przygotowują kostium „kosmicznego
przybysza”. Oni zdzierają z drzewa szerokie pasma łyka i robią z niego dziwny
ubiór. Zakrywa on całkowicie twarz i nie ma w nim otworów dla oczu, ust i nosa.
To właśnie tak – wedle Indian – wyglądał ich niebiański nauczyciel. Właśnie w
te święta Indianie wkładają takie kostiumy, biorą w ręce pałkę symbolizującą
jego broń „kop” i zaczynają rytualne tańce.
Kiedy Däniken zobaczył te pląsy
i dziwne rytualne ubiory Indian, to przeżył szok – przecież ten kostium przede
wszystkim przypominał skafander!
Być może, że kiedyś przebywał
na tym terenie zagadkowy przedstawiciel wysoko rozwiniętej cywilizacji, który
pozostawił wyraźny ślad w życiu Indian Kayapo.
Von Däniken opisał to i inne
dziwne rytuały indiańskie w swoich książkach i pokazał w dokumentalnym filmie.
Po tym wielu ludzi zaczęło się interesować tematem antropologicznych rytuałów w
wielu kątach Ziemi. I wielu z nich znalazło ślady przebywania tam bogów w
Przeszłości.
W 1980 roku, niemiecki badacz Wolfgang Siebenchar wyjechał do
Polinezji. Przeżył szok, kiedy zobaczył u tamtejszych krajowców uplecione ze
słomy kostiumy do rytualnych tańców, które były zwieńczone kołpakami bardzo
podobnymi do hełmów. Ubiór ten był bardzo podobny do stroju boga Bep-Kororoti
Indian Kayapo. Poza tym Polinezyjczycy imitowali dokładnie taki sam dźwięk,
jaki miała gromowa broń ich bóstwa o imieniu Maui. Maui potrafił robić wiele
dziwnych i zagadkowych rzeczy, podarował ludziom ogień i nauczył ich
wszystkiego, co oni potrafili.
Ta zbieżność strojów i
mitologii narodów mieszkających o tysiące kilometrów jeden od drugiego może
dowodzić, że Maui i Bep-Kororoti to jedno i to samo bóstwo, które było w stanie
poruszać się na niebie i nauczać tubylców wszystkiego, co było im niezbędne do
przeżycia…
Przedziwne elementy strojów Indian przypominają paraboloidalne talerze anten radiowych...
Postscriptum
Ciekawe jest to, że w czasie
pisania tego artykułu, zupełnie przypadkowo natknęłam się na zdjęcia mało co
zbadanego plemienia Indian Vauiya/Vauija – mieszkających niedaleko od Kayapów –
proszę zwróć Czytelniku uwagę, jakie dziwne stroje mają członkowie tego
plemienia – są to bardzo dokładnie uplecione słomiane dyski! I jak dotąd, to
żaden entuzjasta paleokontaktów nie postawił sobie pytania, dlaczego ci
Indianie wyplatają takie zagadkowe figury i co właściwie mają one
symbolizować…?
[To akurat przypomina mi dość
dokładnie… grupę anten radioteleskopów czy stację łączności satelitarnej z
paraboloidalnymi czaszami anten radiowych… Osobiście stawiam na to drugie,
bowiem znajdujemy się w strefie przyrównikowej, a zatem tam, gdzie w dalekiej
Przeszłości Ziemię obiegały sztuczne satelity i stacje kosmiczne zakotwiczone
na orbitach geostacjonarnych… - uwaga tłum.]
Moje
3 grosze
Oczywiście Erich von
Däniken i stronnicy teorii Paleokontaktu będą mieli argument za tym, że kiedyś
Ziemia była odwiedzona przez Kosmitów, którzy wywarli ważki wpływ na ich życie.
A jednak mogę im powiedzieć – Panie, Panowie, z całym szacunkiem dla Was: non sequitur! – nie wynika! – istnieją
bowiem przesłanki przemawiające za tym, że było inaczej i nie mamy do czynienia
z Kosmitami, ale z… ludźmi. Z istotami ludzkimi, które kiedyś zamieszkiwały
Ziemię i z niej się wyniosły. Mówią o tym legendy i mity Dogonów i innych ludów
afrykańskich. A zatem możemy przypuścić, że mamy tutaj do czynienia z… powrotem
z gwiazd!
W tym ujęciu,
Bep-Kororoti był po prostu astronautą, który powrócił na Ziemię po podróży
kosmicznej z ziemskiej kolonii gdzieś w Kosmosie – np. na Syriuszu C – czyli Emme-ya-tolo – Gwieździe Kobiet. W tym
ujęciu Bep-Kororoti pochodził z kolonii Atlantydów, którzy wyemigrowali właśnie
tam, na Syriusza C i być może jeszcze wegetują w jego jaskrawych promieniach.
Mogliby to być także Ziemianie, którzy skolonizowali układ Alfy Centaura czyli
Tolimana A, B i C (Proximy). To zresztą jest najmniej ważne. Ważne jest to, że
jakieś 5000 lat temu byli tu wysłannicy z kolonii ziemskiej w Kosmosie i
zastali tutaj nieciekawy krajobraz cywilizacji ziemskiej powstającej z gruzów i
popielisk Wielkiej Wojny Bogów-Astronautów, która obróciła w niwecz cywilizację
Atlantydy, Mu i Lemurii. Taką m.in. możliwość omówiłem szerzej w moim referacie
na VI Międzynarodowy Kongres Ufologiczny w Koszycach na Słowacji, w listopadzie
1997 roku oraz w referacie na II Międzynarodową Konferencję Ufologiczną w
Pradze, w maju 1998 roku. W referacie tym zasugerowałem także możliwość
przybycia do nas Księżyca z układu Tolimana.
Indianin przygotowuje makijaż na uroczystość
Wracając do
zasadniczego tematu - gdyby Bep-Kororoti i jego kompani nie był człowiekiem, to
nie mógłby tak łatwo się skrzyżować z członkami plemienia Kayapów i pozostawić
swe geny na Ziemi. Oczywiście inżynieria genetyczna mogłaby przezwyciężyć i tą
trudność, ale wątpię, czy były po temu warunki…
Jest jeszcze jedna
możliwość – Bep Kororoti był niedobitkiem po Wielkiej Wojnie Bogów-Astronautów,
który po prostu powrócił na Ziemię i nauczał ludzi, jak wrócić do normalnego
życia i stworzyć jakąś w miarę prosperującą cywilizację. W pewnym sensie był on
Kosmitą, bowiem reprezentował o wiele wyższą cywilizację, niż prymitywne
plemiona Indian czy ówczesnych mieszkańców dzisiejszej Polinezji.
I rzecz ciekawa – w
tym samym czasie pojawiają się na Ziemi Wielcy Nauczyciele – tacy jak Oannes,
Quetzalcoatl i inni. Przylatują, nauczają i… znikają tajemniczo w niebiosach. A
zatem może ta pierwsza hipoteza ma sens i gdzieś w Kosmosie istnieje jakaś
ziemska kolonia, która nas obserwuje?
I na pewno nie jest
zachwycona, jako że powtarzamy stare błędy Ludzkości…
Tekst
i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 12/2014, ss. 32-33
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©