SPRAWA 022b/X - Interterranie: K-141 zatonął
Ciężko mi o
tym pisać. Żal ludzi, żal mi tych młodych chłopców, którzy zginęli w głębinach
morza tak straszną, tak głupią i nikomu niepotrzebną śmiercią. Nikomu ofiara z
ich młodego życia niczego nie przyniosła. Nie uratowała, nie nakarmiła, nie
odziała nikogo. Pozostało po niej tylko kolejne OSTRZEŻENIE DLA LUDZKOŚCI...
W sierpniu
2000 roku było już niemal 10 lat po Zimnej Wojnie. Dała nam to odczuć nawet
przyroda, która hojnie darzyła nas słonecznym ciepłem. Cały kontynent
euroazjatycki i amerykański pławił się w strumieniach afrykańskiego i
karaibskiego powietrza. Temperatury w Polsce sięgały +36oC.
Tymczasem na chłodnym Morzu Barentsa zaczęły się...
...wielkie
manewry Floty Północnej...
...w dniu 11 sierpnia 2000 roku, w których
wzięło udział 7.800 marynarzy i 30 okrętów, tym flagowy lotniskowiec Admirał
Kuzniecow, ciężki krążownik rakietowy Piotr Wielki i
jeden z najnowocześniejszych okrętów podwodnych, atomowy krążownik podmorski
K-141 Kursk. Celem manewrów było przede wszystkim pokazanie
Amerykanom i reszcie świata, że Rosja jest nadal supermocarstwem i manewry te
poprzedzają wielki come back rosyjskiej floty na wody Wszechoceanu.
Rosyjscy admirałowie zapragnęli powrotu morskiej potęgi Związku Radzieckiego za
czasów adm. Kuzniecowa i adm. Gorszkowa, którzy byli twórcami
nowoczesnej Czerwonej Floty.
Czym
właściwie był K-141 Kursk? Ten podwodny krążownik typu Oskar
II/Antej, o wyporności 15.000 ton (na powierzchni) i długości dwóch
samolotów Boeing 747 Jumbo Jet był supernowoczesnym okrętem
podwodnym o napędzie nuklearnym, uzbrojonym w broń torpedową i rakietową, co
zapewniło mu ponury przydomek „mordercy lotniskowców”, bowiem zbudowano go z
myślą właśnie o walce z grupami uderzeniowymi lotniskowców amerykańskich.
Realizację tego celu zapewniało mu uzbrojenie ofensywne, na które składały się
24 rakiety typu SS-N-19 Shipwreck/Granit o zasięgu 297 mil
morskich (550 km), 18 standartowych torped 533 mm o zasięgu około 5,4 mili (9,9
km), które można wystrzelić z sześciorurowego aparatu torpedowego. Bronią
defensywną tego typu okrętu podwodnego jest pancerz kadłuba sztywnego
(wewnętrznego) gruby na 20-50 cm i trzymetrowy odstęp pomiędzy kadłubem
sztywnym a lekkim, w której znajdują się zbiorniki i różne przyrządy. Ta
konstrukcja pozwalała na zanurzenie się na głębokość 600 m, i to wcale nie jest
kres jej możliwości!... Ogromna moc maszyn - 49.000 KM pozwalała na rozpędzenie
tej masy stali do prędkości 16 kts na powierzchni i 32 kts pod wodą.
Sensacyjna
legenda twierdzi, że do tego wszystkiego, K-141 był wyposażony dodatkowo w
kawitacyjne rakieto-torpedy Szkwał 2 o kalibrze 650 mm,
które l e c ą do celu z prędkością 200 kts - czyli ponad
370 km/h!... To nowa, bardzo groźna broń. Standardowe torpedy 533 mm p ł y n ą do celu z prędkością zaledwie 50-60 kts czyli
92,6-111,1 km/h. Takie torpedy stanowiłyby przełom w taktyce walki na morzu,
bowiem właściwie nie byłoby przed nimi skutecznej obrony. Paski folii albo
pęcherzyki powietrza (CM), czy torpedy-wabiki (MOSS) jakie stosuje się
współcześnie, byłyby bezsilne w starciu z taką torpedą.
Teoretycznie
wychodzenie na ćwiczenia z uzbrojonymi torpedami jest zabronione, ale nie było
czasu na ich wyładowanie i K-141 wyszedł w morze z kompletem bojowych torped i
rakiet...
Fatalny dzień
12 sierpnia 2000 roku
Dzień
wcześniej, K-141 dołączył do zespołu ćwiczących okrętów. Pogoda była stosunkowo
dobra, nastroje załogi zresztą też. Nic nie zapowiadało tragicznych wydarzeń.
Feralnego
dnia, o godzinie 08:51, dowódca okrętu komandor Giennadij Liaczin zameldował gotowość do wykonania zadania.
To był przedostatni komunikat z pokładu Kurska. Ostatni o około
godziny 11 brzmiał: Awaria torpedy w wyrzutni! Co mamy robić? Sztab
ćwiczeń nie zdążył odpowiedzieć, zaś radiostacja K-141 zamilkła na zawsze...
O godzinie
11:28.27 MSD (08h28m27s GMT) czujniki
norweskich stacji sejsmicznych w Finnmark, Hedmark i na Spitzbergenie
rejestrują podwodną eksplozję w rejonie Morza Barentsa i operowania K-141 Kursk,
której energia odpowiada energii eksplozji 100 kg TNT. O godzinie 08h30m42s
GMT stacje rejestrują kolejny wstrząs wybuchu, tym razem o mocy 3,5oR,
co odpowiada energii eksplozji 2-10 t TNT!
Dramat
rosyjskiego okrętu śledziły także sonary dwóch amerykańskich okrętów
podwodnych: USS Memphis i USS Toledo, brytyjskiego okrętu podwodnego HMS Splendid oraz norweskiego nawodnego okrętu rozpoznania radioelektronicznego HMS
Mariata, które kontrolowały
poczynania rosyjskiego zespołu.
Do czego tam doszło? Najprawdopodobniej do eksplozji jednej z torped w
rurze wyrzutni i co za tym idzie - pożar paliwa oraz eksplozji materiału
wybuchowego w głowicach pozostałych 15 torped. To był ten drugi wybuch.
Prawdopodobnie - bo wciąż nie mamy stuprocentowego potwierdzenia, które dopiero
mogłoby dać podniesienie okrętu ze 108-metrowej głębi, doszło albo do
rozszczelnienia całego kadłuba, albo wskutek niedomknięcia grodzi - do
rozprzestrzenienia się fali uderzeniowej i gazów powstałych w wyniku pożaru w
wyrzutni torpedowej po całym okręcie. Fakty pozostają bezlitosne - okręt
poszedł na dno, ale część załogi wciąż jeszcze żyła i czekała na pomoc z
powierzchni. To wiemy z zachowanego listu jednego z oficerów Kurska, którego
fragmenty opublikowały rosyjskie media. 25 osób przeżyło straszliwy wybuch i
powoli udusiło się i zatruło w stalowo-tytanowej trumnie leżącej pod
35-stopniowym przechyłem na dnie morza. Gdyby okręt stał na równej stępce -
można by doń doczepić dzwon ratunkowy. To jednak było niemożliwe...
Co tam się naprawdę wydarzyło,
to jak na razie, to możemy tylko zgadywać. Wskutek złej pogody i ociężałości
rosyjskiej administracji, wrak K-141 Kursk pozostaje wciąż na dnie Morza Barentsa i zostanie wydobyty nie
wcześniej, niż w 2002 roku...
Kłamstwa nad wrakiem
Oczywiście nie od razu rosyjska marynarka wojenna przyznała się do
straty K-141 Kursk. Najpierw powiedziano, że Kursk z przyczyn technicznych położył się na dnie i tam naprawia
uszkodzenia.
Po dwóch dniach, kiedy Kursk nie odpowiadał na wezwania radiowe i akustyczne, a próby doczepienia
dzwonu ratowniczego spaliły na panewce, zdecydowano się ujawnić część prawdy -
K-141 leży na dnie, załoga najprawdopodobniej żyje, bowiem sonary bierne
wychwytują jakieś dźwięki dobiegające z martwego kadłuba. Teraz wiemy, że
admirałowie nie kłamali - żyła jeszcze 25-osobowa grupa załogantów Kurska, która
najprawdopodobniej młotkami w poszycie wystukiwała wezwanie o pomoc... Ta pomoc
nie mogła nadejść, bo Rosja nie dysponowała urządzeniami do ratownictwa
podwodnego, jakimi rozporządzają niektóre marynarki wojenne NATO, np. Norwegii.
Obecność nowej broni i środków łączności szyfrowej, a nade wszystko
rozkazów na pokładzie K-141 Kursk stały się najprawdopodobniej przyczyną, dla której Rosjanie nie zdecydowali się wezwać na pomoc
Brytyjczyków i Norwegów - którzy takową im oferowali. Zrobiono to dopiero
później, na wskutek nacisku mediów i rodzin poległych marynarzy, a także
światowej opinii publicznej. Wkrótce okazało się, że na pokładzie okrętu
przeżyli ludzie, którzy beznadziejnie czekali na pomoc...
Ciekawe stanowisko reprezentuje tutaj ukraiński ufolog mieszkający na
Krymie Anton A. Anfałow, który w liście z dnia 25 listopada 2002 roku,
tak ustosunkowuje się do tragedii Kurska:
[...] Mogę cię zapewnić, że ze wszystkich
rosyjskich ufologów znam to zagadnienie najlepiej. Zajmuję się tym zagadnieniem
od pierwszej chwili, kiedy to w sierpniu 2000 roku usłyszałem w radio o
katastrofie na Morzu Barentsa. Od tej chwili zacząłem zbierać wszystkie
informacje na ten temat z książek, prasy, radia i TV oraz innych mediów. Zagadnienia
związane z okrętami podwodnymi interesowały mnie od 1988 roku i wcześniej,
kiedy to studiowałem wszelkie aspekty związane z siłami podwodnymi, badaniami i
konstrukcjami, katastrofami, itd. itp.
zbadałem historię katastrofy
>>Kurska<< ze wszelkimi szczegółami. Wniosek wypływający z tego
jest jasny: żadne USO (czyli Obcy) nie mieli z tym nic wspólnego.
Pozostały zatem dwie wersje:
1.
Eksplozja
starej i zepsutej torpedy, albo...
2.
Kolizja z
amerykańskim SSN – najprawdopodobniej z USS >>Memphis<<, która
spowodowała eksplozję.
Wiadomym
j e s t , że krótko po tym wydarzeniu, amerykański SSN (typu >>Los
Angeles<<) został sfotografowany w norweskim doku – posiadam to
satelitarne zdjęcie wykonane ze szpiegowskiego satelity GRU i opublikowane u
nas...
Wersja nr 2 obfituje w próby zatarcia śladów i
kłamstwa na międzynarodowym poziomie... [...]
Hmmm... brzmi to mocno, ale czy wiarygodnie? Tłumaczenie tragedii Kurska kolizją z
amerykańskim okrętem podwodnym jest szczególnie na rękę rosyjskim admirałom,
którzy w ten sposób zrzucają z siebie odium winy za bałagan panujący we flocie
na osoby trzecie, co jest w sumie normalne i ludzkie. Prezydent Putin nie ma w
zwyczaju patyczkować się z nikim i dlatego lepiej jest zrobić międzynarodowy
skandal, niż samemu przyznać się do winy...
Długa lista hipotez
Nie wszystkie okoliczności zatonięcia Kurska są jasne, wbrew temu, co twierdzi Anton Anfałow. Znaków zapytania
wokół tej tragedii jest tyle, że do dziś dnia, mimo wielokrotnego nurkowania do
wraka i przeczytaniu zapisków jednego z oficerów Kurska nie wiadomo, co zaszło tego fatalnego dnia na pokładzie tego okrętu.
Lista możliwych zdarzeń jest długa i przedkładam ją poniżej:
v Kolizja z jednostką nawodną lub podwodną własną, USA lub NATO.
v Atak
jednostki podwodnej USA lub NATO.
v Eksplozja
własnych torped lub rakiet w wyniku kolizji z inną jednostką - w domyśle: z
okrętem podwodnym USA lub NATO.
v Najechanie na minę z czasów II Wojny Światowej.
v Trafienie torpedą wystrzeloną z jakiegoś okrętu rosyjskiego - pomawiano
o to krążownik rakietowy Piotr Wielki.
v Samoistna eksplozja własnych torped.
v Wybuch torpedy najnowszej generacji, która właśnie testowano na
pokładzie Kurska.
v Rozszczelnienie się kadłuba w wyniku awarii technicznej i zalanie
wnętrza okrętu.
v Błąd nawigacyjny i uderzenie o dno morza.
v Torpeda nie opuściła wyrzutni i eksplodowała.
v Zatrucie powietrza na pokładzie i utrata kontroli nad okrętem.
v Nieprzewidywalna seria awarii na pokładzie, która doprowadziła do
utraty kontroli nad okrętem.
Wyróżnione białą czcionką hipotezy zakładają działanie jakiegoś
czynnika zewnętrznego - dokładnie: atak/kolizja z okrętem podwodnym USA czy
NATO. Takiej wersji trzymali się początkowo rosyjscy admirałowie. Coś takiego
odpowiadałoby im, bowiem już raz w historii okręt podwodny K-219 zatonął wskutek
kolizji z amerykańskim SSN, co pokazano na filmie „Hostile Waters” w reżyserii J.
Watsona. To jest oczywiste, bo zdejmowało to odpowiedzialność z nich, a
przerzucało na Amerykanów czy Brytyjczyków. Stało się to m.in. punktem
wyjściowym do scenariusza jednego z odcinków (12 z III serii, pt. „Żelazna
trumna”), sympatycznego zresztą, serialu amerykańskiego „JAG - Wojskowe Biuro
Śledcze”, w którym jego reżyser Scott Brazil założył, że Kursk zatonął
trafiony swoją własną torpedą typu Szkwał
2, która zawróciła do punktu wystrzelenia
wskutek awarii oprogramowania naprowadzającego ją na cel komputera
nawigacyjnego...
Trzecim wyjściem z impasu była kolizja z jakimś bliżej nieznanym
obiektem podwodnym - czyli USO... I chociaż USO podobno nie istnieją - podobnie
jak Syreny, Trytony i Podwodni Ludzie - to półoficjalnie mówiło się zupełnie
serio właśnie o takiej możliwości! Mówiło się, że amerykańskie okręty podwodne
- a przynajmniej jeden z nich - USS Memphis powrócił do swej bazy w Bergen z uszkodzeniami kadłuba. Inna plotka
głosi, że znaleziono fragmenty relingu z HMS Splendid... Rosyjscy sonarzyści opowiadają, że udało im się namierzyć jakiś
duży obiekt podwodny leżący na dnie w niedużej odległości od wraka Kurska... Ale
nie jest to żaden okręt podwodny NATO, a zatem?... Czyżby to był statek Obcych,
który śledził to, co się tam działo w czasie manewrów Rosyjskiej Floty? Proszę
nie zapominać, że Obcy najprawdopodobniej śledzili tragedię RMS Titanic...
A zatem istnienie jakiejś...
CDN.