Niektórzy z nich wymykają się,
ulegają scjentystycznej złudzie i kończą w ślepym zaułku. Mam na myśli różnych
Einsteinów i Fermich, którzy szukając głębi mikrokosmosu dokonują fałszywych
odkryć. Zamiast energii tellurycznej, czystej, naturalnej, mądrościowej,
dochodzą do energii atomowej, technologicznej, plugawej, skażonej...
Umberto Eco – “Wahadło Foucaulta”
„KURSK” VERSUS USO?
Są wśród nas
tacy, którym wydaje się, że w 1989 roku skończyła się pewna epoka. Niektórym
wydaje się, że Zimna Wojna jest już tylko historią. Mylą się – epoka atomowego
horroru i Zimna Wojna trwa nadal. Zmieniły się tylko nazwy, ale realia są wciąż
takie same, podobnie jak paranoiczne ideologie i zachłanność przywódców byłego
Czerwonego Imperium Zła, które fasadowo się zdemokratyzowało, ale w swym
wnętrzu nadal traktuje ludzi i świat na modłę komunistów – bez liczenia się z
ludzkim zdrowiem i życiem, bez liczenia się z niczym, poza swymi zwariowanymi
ambicjami totalitarnego zamordyzmu, czego zawsze obawiali się i nadal obawiają
wszyscy myślący ludzie w Polsce, na Zachodzie i we Wspólnocie Niepodległych
Państw, która powstała na miejsce byłego Związku Radzieckiego, ale której już
nie stało odwagi, by odciąć się od tego wszystkiego, czym świat się brzydził i
nienawidził w ZSRR. Z całą mocą objawiło się to w burzliwym i upalnym sierpniu
2000 roku, kiedy to na Morzu Barentsa doszło do tragedii rosyjskiego atomowego
okrętu podwodnego Kursk.
W tym
wydarzeniu jest coś takiego, co poraża wyobraźnię. No, bo wyobraź sobie
Czytelniku, że pełnosprawny, atomowy okręt podwodny, z dwoma reaktorami
jądrowymi na pokładzie, z dwudziestoma sześcioma pociskami rakietowymi typu
SSN-19 Granit i kilkoma torpedami HWT-65 z głowicami wodorowymi i
konwencjonalnymi i 4 super – pociskami najnowszej generacji Stallion,
które są w stanie osiągnąć pod wodą prędkość ponad 200 km/h pędząc w gazowym
pęcherzu w kierunku celu,[1]
maszyna do zabijania ludzi i wszystkiego, co żyje, osiada na dnie Morza
Barentsa na głębokości 108 metrów. Osiada zaś wskutek tajemniczego wybuchu w
przedniej części okrętu – najprawdopodobniej zaklinowanej w wyrzutni torpedy, –
bo Norwedzy odebrali sejsmometrami wstrząsy ziemi, których energia odpowiada
odpaleniu kilkuset (mówiło się nawet o 100 – 500 kg, co odpowiada masie głowicy
torpedy 533 mm) TNT, w sobotę, dnia 12 sierpnia 2000 r. Tak czy inaczej, Kursk
poszedł na dno z większością zalanych przedziałów dziobowych. To udało się już
stwierdzić w ciągu kilku następnych dni, kiedy próbowano uratować załogę przy
pomocy batyskafu obserwacyjnego i urządzenia Kołokoł – jak sama
nazwa wskazuje, pewnego rodzaju dzwonu nurkowego, dzięki któremu można by
uratować 5 – 10 osób jednorazowo. Porażającym wyobraźnię jest to, że dowództwo
Floty Północnej i Rosyjskiej Floty Wojennej
o d m ó w i ł o przyjęcia pomocy
z zewnątrz! Dopiero pod naciskiem opinii publicznej (nie rosyjskiej bynajmniej,
bo post-sowieccy admirałowie mają demokratyczne procedury w nosie i krewnych
załóg dokładnie tamże), po czterech dniach
ł a s k a w i e zgodzili się na
udzielenie im pomocy przez Norwegów i Brytyjczyków...[2]
Co za nieudolność! – chciałoby się wykrzyknąć – co za niekompetencja!
Nie! Ani
jedno, ani drugie – tylko zimne, cyniczne wyrachowanie. Kursk
miał do wypełnienia szczytną misję wyprowadzenia Floty Północnej na Atlantyk,
Morze Śródziemne i inne akweny światowe. Dowódcy rosyjscy poprosili o pomoc z
zagranicy, kiedy wyliczyli, że na pokładzie Kurska nie został
nikt żywy, kto mógłby ich oskarżyć przed światem! Mało tego - nikt, kto
zdradziłby cel misji Kurska i innych okrętów biorących udział w
ćwiczeniach. A musiała to być bardzo tajna i ważna misja, bo brało w niej
udział kilku najwyższych oficerów sztabowych rosyjskiej floty. Co oni tam mieli
do roboty?
Tutaj nie
chodziło bynajmniej o to, że Kursk był okrętem przeznaczonym do
walki z grupami uderzeniowymi lotniskowców, bo to wiedział każdy. Ten
sześcioletni okręt mógł wytrzymać dwie eksplozje konwencjonalnych torped w
bezpośrednim kontakcie ze swym tytanowym kadłubem, a zatem była to wyjątkowo
niebezpieczna broń ofensywna – pierwszego uderzenia. Najgroźniejsze było
to, co zawierały rozkazy ćwiczebne okrętu. Właśnie tego – ich ujawnienia
– obawiali się – i nadal obawiają ex-towarzysze w admiralskich mundurach! I to
właśnie dlatego załoga musiała umrzeć tam, 108 metrów pod powierzchnią morza,
walcząc o każdy oddech, w niewysłowionych cierpieniach, których opisać nie
sposób...
Siewieromorsk...
Ta gigantyczna baza Floty Północnej jest nią już tylko z nazwy. Na jej akwenach
rdzewieją wraki 51 okrętów podwodnych różnych typów. Na brzegach koroduje 101
reaktorów jądrowych, które wymontowano z wraków i z którymi nie wiadomo, co
zrobić, podobnie jak z 30.000 m3 odpadów promieniotwórczych. Atomowa
paranoja. A zawiera się w makabrycznym dowcipie z czasów Związku Radzieckiego:
„Pytanie do Radia Erewań: Towarzysze, co odróżnia marynarzy Floty Północnej od
innych marynarzy Radzieckiej Floty Wojennej? Radio Erewań odpowiada: W zasadzie
nic, poza tym, że marynarz Floty Północnej świeci w nocy...” Decydentów nie
obchodzi, czy to jest bezpieczne dla ludzi czy nie – liczy się tylko imperialna
potęga b. ZSRR i dzisiejszej Rosji! A cóż to za potęga? – też mi
supermocarstwo, które nie potrafi nawet wyżywić swych obywateli w stopniu
minimum głodowego! Rzecz nie do pomyślenia – kraj obejmujący niemal 1/6 świata,
mający wszystkie możliwe strefy klimatyczne i całą Tablicę Mendelejewa pod
powierzchnią ziemi – kraj, który mógłby być światową potęgą gospodarczą – nie
jest w stanie zapewnić przyzwoitego standardu życia swym obywatelom! Czyż to
nie ponury paradoks?
A przecież
nie tylko Siewieromorsk jest bazą dla atomowych okrętów nawodnych i podwodnych.
Za kołem polarnym znajdują się kosmodromy i atomowe poligony byłego ZSRR. Mało
co tak skaża atmo- i hydrosferę, jak testy jądrowe i termojądrowe, prowadzone
na poligonie Cziornaja Guba na Nowej Ziemi. Tam też teraz na brzegach zatoki o
tej samej nazwie leży kilkanaście reaktorów jądrowych, w morzu rdzewieją dwa
wraki wyładowane po brzegi 17.000 ton prętów zużytego paliwa jądrowego, które
przenika powoli do wody morskiej i skaża ją. Prądy morskie roznoszą to
paskudztwo na całą Arktykę...
W głębinach
Morza Norweskiego rdzewieje inny wrak radzieckiego okrętu podwodnego – to Komsomolec,
który poszedł na dno w kwietniu 1989 roku. I ten okręt wykonywał zadanie
specjalne – czytaj: szpiegowskie – rozpracowując systemy łączności NATO i
Stanów Zjednoczonych. Komsomolec leży teraz na głębokości
ponad 1.500 m[3],
a słona woda, która działa pod tak wysokim ciśnieniem (150 atmosfer) jak żrący
kwas, powoli przegryza się przez stalowo-tytanowe kadłuby okrętu. Korozja
elektrochemiczna przeżre wreszcie zabezpieczenia, a wtedy dostanie się ona do obwodów chłodzących, w
których czynnikiem roboczym jest sód. Dojdzie do wybuchowej reakcji sodu z
wodą, w wyniku której wydzieli się wodór. Eksplozja zniszczy chłodzenie
reaktorów, których wnętrze zostanie zalane woda morską. Jeżeli pluton ulegnie
rozproszeniu, to dojdzie do silnego skażenia wody tym pierwiastkiem, który ze
względu na silną radioaktywność jest przeciętnie 100.000 razy bardziej
toksyczny od cyjanku potasu! W przeciwnym razie dojdzie do eksplozji atomowej.
Tak czy inaczej – północne wybrzeża Skandynawii ulegną skażeniu na kilka
tysięcy lat. W przypadku eksplozji, radioaktywny fall-out dojdzie także do
Polski, przy czym to, co było po Czarnobylu, to będzie kaszka z mleczkiem dla
dzidziusia, w porównaniu z tym „gorącym” deszczem, który spadnie nam na głowy
po eksplozji reaktorów trakcyjnych i 16 rakiet balistycznych oraz 4 torped z
głowicami wodorowymi Komsomolca.
Lekko licząc – będzie to DUŻE BUM o mocy
0,5 – 2 Mt TNT. Sprawdzi się ponura wizja Nevila Shute’a, zawarta
w jego książce „Ostatni brzeg”. Ta wizja już realizuje się na stepach Kazachstanu,
pustyniach Arizony, Newady, Nowego Meksyku i Australii, na idyllicznych,
rajskich wyspach Pacyfiku, na pustyni Kalahari i puszczach Amazonasu...
To tyle, co
byłoby o ekologii, a teraz będzie o ufologii. Nasi korespondenci z terenów WNP
niejednokrotnie donoszą o obserwacjach UFO nad wodami Arktyki i USO pod jej
lodami. Nie dziwota, że Obcy interesują się stanem środowiska naturalnego Ziemi
w tym zapadłym oraz przeklętym przez ludzi i zapomnianym przez Boga rejonie
świata. Słynny radziecki pilot – polarnik gen. Walentin Akkuratow –
chodząca legenda polarnych patroli, opowiadał, że niejednokrotnie widział harce
NLO[4]
nad lodami Bieguna Północnego, a sam przeżył spotkanie ze srebrzystym
metalicznym Latającym Spodkiem gdzieś nad Północnym Oceanem Lodowatym.[5]
Także służby nasłuchu hydrolokacyjnego SOSUS i ELINT na Islandii i Orkadach[6])
niejednokrotnie meldowały o namierzeniu dziwnych Nieznanych Obiektów
Podmorskich w rejonie ćwiczeń Floty Północnej, z tym, że mogło tu chodzić o
kontakty z amerykańskimi i natowskimi okrętami podwodnymi, które śledziły
Rosjan i ich poczynania, tak jak to było w przypadku Komsomolca i
Kurska. Także załogi atomowych lodołamaczy – weteranów Wielikoj
Siewiernoj Morskoj Puti[7]
– niejednokrotnie donosiły o dziwnych światłach migających w głębokim mroku
arktycznej nocy...
Tragedia Kurska
przypomina mi dość dokładnie inne wypadki tego rodzaju na innym akwenie. Na
Morzu Śródziemnym Izraelczycy stracili konwencjonalny okręt podwodny Dawar,
zaś Francuzi wprawdzie nie stracili Eurydice,
ale niewiele brakowało, by do tego doszło, kiedy na pokładzie tego okrętu
podwodnego wysiadły wszystkie urządzenia elektryczne... Podobnie było z
Amerykańskimi okrętami podwodnymi, USS Tresher oraz USS Scorpion,
które zatonęły w okolicznościach jako żywo przypominających te, które
towarzyszyły zatonięciu dwóch najnowocześniejszych okrętów podwodnych Rosjan.
Oczywiście ten ostatni mógł być zatopiony wskutek sabotażu jakiegoś Czeczeńca,
– do czego przyznali się czeczeńscy bojownicy, ale z drugiej strony trudno przypuścić,
by SWR przegapiła potencjalnego wroga Rosji czy sympatyka ludów kaukaskich na
pokładzie najnowocześniejszego okrętu wojennego! Jeżeli to prawda i czeczeńscy
bojownicy o wolność swego narodu mają rację, to jest to największy blamaż SWR i
kontrwywiadu GRU od czasu powstania WNP! Dlatego rozumiem, dlaczego
sprykowaciali admirałowie tak gorączkowo i kurczowo trzymają się wersji o
zatopieniu Kurska w wyniku zderzenia z jednostką nawodna czy
podwodną – takie przypadki się zdarzały we wczesnych latach 80., kiedy to
sowiecki podwodniak wynurzył się tuż pod stępką amerykańskiego lotniskowca na
Pacyfiku! Ten numer dał Amerykanom wiele do myślenia. ! W warunkach wojennych
trzon grupy uderzeniowej, jakim jest lotniskowiec, przestałby istnieć!... A bez
osłony i wsparcia lotniczego ż a d n
e działania współczesnej wojny morskiej
nie mają racji bytu, co udowodnili Amerykanie i Japończycy w działaniach
morskich na Pacyficznym Teatrze Działań Wojennych, m.in. w bitwach o Midway i
pod Lyete, bitwie pod Kuantanem, czy w operacjach: guadalcanalskiej, aleuckiej,
filipińskiej, itd. NB, Kursk omijając wszystkie bariery ELINT i SOSUS
wydostał się na Atlantyk i Morze Śródziemne, a został wykryty dopiero w drodze
powrotnej do bazy!
Tragedia Kurska
ma jeden aspekt pozytywny, bo pomimo śmierci całej załogi i straty okrętu,
okazało się, że Rosja to już nie ta sama Rosja, co w czasach ZSRR. Już nie dało
się wyłączyć krajowych i światowych mediów, które rozpoczęły frontalny atak na
administrację prezydenta Putina i na jego samego. Wprawdzie prezydent Putin
obiecał, że wydobędzie wrak Kurska, ale będzie to kosztować kilkaset
milionów dolarów... Norwegowie dokonali pomiarów skażeń wody otaczającej wrak i
nie wykryli przecieków radioaktywnych z wnętrza okrętu, czego się już nie da
powiedzieć o wraku Komsomolca, wokół którego zaczęto wykrywać
radionuklidy strontu-90, kobaltu-60, jodu-131 czy cezu-137, w coraz to większej
ilości... Oblicza się, że za 20 – 30 lat Norwegia i Rosja staną w obliczu
katastrofy ekologicznej i radiologicznej, przy której tragedia w Czarnobylu, to
mięta...
Poniżej
podaję skróconą listę podmorskich tragedii z udziałem amerykańskich i
radzieckich/rosyjskich atomowych okrętów podwodnych:
·
1963 rok – na dno w Zatoce Maine, na wysokości Bostonu, idzie na
dno amerykański SSBN[8])
USS Tresher ze 129 osobami na pokładzie. Do dziś dnia nie udało się
zlokalizować dokładnie wraka tego okrętu, mimo intensywnych poszukiwań.
Przyczyną zatopienia była najprawdopodobniej fala solitonowa, która wtłoczyła
USS Tresher w osady denne Zatoki Maine, dlatego tak trudno jest go
znaleźć...
·
W maju 1968 roku, na Atlantyku, na wysokości Azorów tonie kolejny
amerykański okręt podwodny SSN USS Scorpion z 90 osobami na pokładzie.
·
8 marca 1968 roku, w okolicach wyspy Guam na Pacyfiku zatonął
radziecki SSBN typu GOLF, oznaczony jako K-129, za 100 osobami na pokładzie.
Okręt ten został wydobyty przez CIA przy pomocy specjalnie dla niego
skonstruowanego statku badawczego m/v Glomar Challenger.
·
Rok 1970, Zatoka Biskajska – w czasie patrolu tonie tam radziecki
SSN typu NOVEMBER o numerze taktycznym K-8 z 86 (lub 52) osobami na pokładzie.
K-8 poszedł na dno na głębokość 4.680 m.
·
21 sierpnia 1980 roku doszło do pożaru na SSBN typu ECHO I na
Pacyfiku w pobliżu wysp japońskich.
·
24 czerwca 1983 roku, Sowieci tracą kolejny SSBN typu CHARLIE II o
numerze taktycznym K-429, który poszedł na dno w Zatoce Kraszennikowa koło
Kamczatki.
·
W 1984 roku na Morzu Japońskim doszło do kolizji sowieckiego SSN
typu VICTOR I z amerykańskim lotniskowcem USS Kitty Hawk.
·
18 września 1986 roku kolejny SSN typu VICTOR I zderzył się w
Cieśninie Gibraltarskiej z radzieckim tankowcem.
·
Kolejny pożar radzieckiego SSN, tym razem typu YANKEE I o numerze
taktycznym K-219, który potem zatonął nieopodal Bermudów z 4 osobami na
pokładzie (pozostała załoga uratowana) w dniu 6 października 1986 roku.
Przyczyną pożaru i zatonięcia K-219 była eksplozja w wyrzutni torpedowej. K-219
leży dziś na dnie, na głębokości około 5.000 m w Trójkącie Bermudów...
·
7 kwietnia 1989 roku na Morzu Norweskim, w odległości 388 Mm od
Bodø zapalił się i poszedł na dno radziecki SSBN typu MIKE Komsomolec,
na pokładzie którego zginęło 49 marynarzy.
·
W czerwcu 1989 roku, na Morzu Norweskim wybuchł pożar na SSN typu
ECHO II w odległości 65 mil na północ od Bodø.
I do tego
teraz trzeba dopisać:
·
12 sierpnia 2000 roku na Morzu Barentsa tonie SSBN Kursk z
118 osobami załogi.
Oczywiście te wszystkie
wypadki – a było ich we flocie radzieckiej/rosyjskiej 25 w wyniku których
Rosjanie stracili 5 okrętów podwodnych z napędem atomowym, mogły powstać
skutkiem zaniedbań, niskiego wyszkolenia, itd. itp. Amerykanie stracili tylko 2
okręty podwodne, ale i u nich wypadkowość jest strasznie wysoka – GREENPEACE
oblicza, że na 1.600 wypadków, które miały miejsce w US Navy w latach 1980-90,
aż 38% miało miejsce na SSN i SSBN!
Czy wypadki te zostały
spowodowane przez Nieznane Obiekty Podmorskie – czyli USO? Przypadki USS Tresher
i USS Scorpion mogły być – wedle specjalistów od okrętów podwodnych i
oceanologów spowodowane przez uderzenie w nie fal solitonowych. Te niezwykłe fale
– jak sama nazwa wskazuje – poruszają się nie w pęku, ale solo – pojedynczo,
ale odczuwalne są tylko i wyłącznie w głębinach Wszechoceanu, na głębokościach
poniżej 100 m! Ich nawodnym odpowiednikiem są fale tsunami. Ich geneza jest
nieznana i podejrzewa się, że powodowane są one przez silne wybuchy wulkanów
podmorskich czy ruchy tektoniczne dna.
Pozostałe tragedie mogły być
spowodowane kolizjami z USO, bowiem miały one miejsce na akwenach szczególnie
często nawiedzanych przez nie. Do akwenów tych należą:
·
Akweny Trójkąta Bermudzkiego;
·
Azory;
·
Wybrzeża Argentyny od ujścia La Platy do Ziemi Ognistej;
·
Zatoka Gwinejska
·
Zatoka Perska;
·
Zatoka Omańska;
·
Cieśnina Malakka;
·
Morze Diabelskie;
·
Morze Sulu;
·
Środkowa część Morza Śródziemnego;
·
Akweny otaczające Półwysep Skandynawski;
·
Akweny Hebrydów;
·
Północny Pacyfik od Seattle do Dutch Harbor na Aleutach.
We wszystkich
tutaj wymienionych akwenach, od czasu rozpoczęcia na nich nawigacji, o b s e r w o w a n o Nieznane Obiekty Podmorskie. Swego
czasu zaproponowałem dla nich osobną klasyfikację, którą przedstawiłem w
opracowaniu UFO nad granicą. USO występują pojedynczo i stadnie, są one
jedno- i wieloczłonowe. Wykryte sonarem aktywnym uciekają z prędkościami rzędu
200 i więcej kts. Ostrzelane bombami głębinowymi czy rakietami klasy woda –
głębina wodna... znikają, by pojawić się ponownie w stanie nienaruszonym. A na
dodatek poruszają się na powierzchni wody
n i e pozostawiając odkosów dziobowych
i kilwaterów, jakby wymodliły sobie od Pana Boga wyłączność z prawa tarcia i
lepkości wody!... USO wciąż pokazują się już to załogom statków i okrętów, już
to turystom zwiedzającym i zalegającym plaże wysp i kontynentów wczasowiczom i
letnikom. I wciąż niepokoją rybaków, jak to miało wielokrotnie miejsce w Zatoce
Gdańskiej na początku lat 90. XX wieku! Wtedy też posądzano o to rosyjskie
„atomowce” z baz Floty Bałtyckiej w Królewcu, Kłajpedzie i Leningradzie... Oficjalnie takowych jednostek tam nie było,
zaś wszyscy wiedzieli, że są i pływają po Bałtyku i to z bronią rakietowo –
jądrową na pokładach.
Jeżeli idzie
o Bałtyk, to przeżył on falę USO w latach 1980 – 86, co mogło mieć związek z
przygotowaniami ZSRR do rozpętania i przeprowadzenia działań III wojny
światowej od zmasowanego desantu na Półwysep Skandynawski, by przeciąć szlaki
komunikacyjne na północnym Atlantyku i tym samym odciąć NATO od amerykańskiego
zaplecza. Ale jedno jest pewne – nie wszystkie widziane wtedy w Szwecji, Danii
i Norwegii Nieznane Obiekty Podmorskie były radzieckimi okrętami podwodnymi
pracującymi dla Morskiej Brygady Dalekiego Rozpoznania SPECNAZU GRU. Były tam
także i „normalne” USO, które śledziły poczynania Rosjan i Skandynawów...
I tutaj
dobrze byłoby postawić wreszcie pytanie: czy były to i nadal są działania
wymierzone przez Obcych w ludzi, a raczej w ich najnowsze rodzaje i systemy
broni? Jest prawie pewne, że USS Tresher miał na pokładzie ówczesne
najnowocześniejsze rakiety międzykontynentalne – ICBM. Tak samo było z USS Scorpion,
który miał jakieś super rakieto – torpedy w swych wyrzutniach. Co miały
sowieckie okręty podwodne – tego możemy się tylko domyślać... Taki Komsomolec,
to była pływająca zbrojownia z 10 torpedami konwencjonalnymi kalibru 533 mm; 2
torpedami o kalibrze 650 mm, z głowicami
jądrowymi HWT-65 o mocy 20 kt TNT każda; 16 ICBM typu SSN-21 Seahawk.
Jego prędkość podwodna wynosiła 35 kts[9])
w zanurzeniu! A był on jednym z 18 okrętów specjalnego przeznaczenia (czytaj:
szpiegowski) we Flocie Północnej...
Czy działali
tutaj Wodni Ludzie, o których
pisałem już na łamach „Nieznanego Świata”? Mogli poczuć się zagrożeni
najnowszej generacji torpedami pędzącymi z prędkością 107 kts!... i dlatego mogli spowodować katastrofę Kurska,
by maksymalnie opóźnić wejście ich do masowego użycia. A to oznacza, że Oni
bardzo dokładnie obserwują to, co się dzieje w Ich środowisku i bardzo
niepokoją Ich coraz to nowsze i bardziej śmiercionośne rodzaje broni...
W przerwach
pomiędzy wiadomościami oglądałem sprawozdania z 15 Światowego Spotkania
Młodzieży w Rzymie. Patrzyłem na te piękne, młode, rozradowane twarze dziewcząt
i chłopców, i pomyślałem, że jest w tym pewien symbol. W upalnym Rzymie młodzi
z całego świata spotykali się na wspólnych modlitwach, śpiewie i tańcu w imię
powszechnego zbratania się ludzi wszystkich ras i wyznań, w imię przebaczenia i
budowania lepszej przyszłości, a tam – na drugim krańcu Europy, tacy sami 18 –
22 letni chłopcy ginęli straszną, tragiczną i nade wszystko bezsensowną
śmiercią, w imię imperialnych interesów państwa, które ma ambicje stania się
wszechświatowym żandarmem, a nie potrafi wyżywić własnych obywateli... A te
imperialne interesy i tęsknota za nimi wychodzi, jak szydło z worka, kiedy
Cerkiew Prawosławna kanonizuje i wynosi na ołtarze cara Mikołaja II – mordercy
narodów, w tym także i narodu polskiego – o czym jakoś nikt nie wspomniał w
komentarzach do tego wydarzenia!... Doskonała maszyna do zabijania poszła na
dno oceanu. Tylko ludzi żal... Znam wielu Rosjan, to wspaniali ludzie, ale
samodzierżawie carskie i komunistyczne pranie mózgu zabiły w nich to, co najcenniejsze,
poczucie własnej godności. Gdyby coś takiego zdarzyło się w normalnym kraju, to
pod gmachami rządu i parlamentu huczałyby demonstracje przeciwników zbrojeń,
rodzin ofiar, itd. itp. Żal mi tych ludzi, którzy zginęli niepotrzebnie i mam
nadzieję, że ich śmierć będzie otrzeźwieniem dla tych, którym marzy się
ujarzmianie: ludzi, przyrody, planety wreszcie...
Niech to
będzie nauczka także dla tych, którzy szermując naukowym bełkotem chcą na chama
uszczęśliwić nas energią jądrową. A są tacy u nas: panowie profesorowie Niewodniczański,
Hrynkiewicz, Jaworowski, Jeleń, - że
wspomnę tylko tych, którzy mają najwięcej do powiedzenia o nie zawsze na
temat.... Właśnie na chama, nie licząc się z opinią innych ludzi, licząc na to,
że trudy i kłopoty życia codziennego zabiją w nich instynkt samozachowawczy i w
razie czego, dadzą im zielone światło do realizacji ich obłąkańczych planów.
Nic z tego, panowie profesorowie i prezesi! – pamiętamy i nie zapomnimy! I
tylko problem w tym, że dla tych „uczonych” tragedia Kurska
będzie tryumfem techniki – no, bo proszę: okręt podwodny rozpruty jak puszka po
szprotkach, a tu ani rentgena więcej skażenia radioaktywnego morza – ergo:
energia jądrowa jest bezpieczna! No i huzia na przeciwników energii jądrowej –
patrzcie! Czysto i ładnie, a tak się baliście! OK. Niech im świeci – tylko, co
będzie za lat 10, 20, 30... 100? Ze swej strony będę się starał przypomnieć
ludziom wszelkimi prawnie dozwolonymi środkami i możliwościami o szkodliwych
efektach promieniowania atomowego. Czy wreszcie Wodni Ludzie nie zaczną
ingerować w sposób bardziej jawny i ostrzejszy, niż to robili dotąd?
To, co
widziałem w Rzymie napawa mimo wszystko optymizmem. Ta młodzież jest nadzieją
naszego chorego, śmiertelnie zmęczonego świata. To ona będzie musiała zabrać
się za porządki w naszym wielkim domu, któremu na imię Ziemia. To ona będzie
musiała uporządkować ten chlew i wyczyścić tę stajnię Augiaszów współczesnej
nauki i polityki. Będzie musiała pojednać się z Przyrodą, a nie tylko ją
wykorzystywać. I takie jest jej zadanie na najbliższą przyszłość.
Jordanów, dn. 2000-09-03
[1] W. Łuczak – wywiad z dnia
27 sierpnia 2000 r. dla PR-1.
[2] Dziś
już wiadomo, że cała załoga Kurska w liczbie 118 osób nie żyje, a
wszystkie przedziały okrętu wypełniła woda, co stwierdzili Norwedzy i
Brytyjczycy w dniu 21 sierpnia 2000 r. Gazeta „Komsomolskaja Prawda” podała, że
poza załogą na okręcie znajdowało się jeszcze 12 - 14 osób cywilnych.
[3] Według źródeł prasowych ta
głębokość wynosi aż 4.600 m.
[4] Nieopoznanyj Lietuczyj Obiekt
– Nieznany Obiekt Latający po rosyjsku.
[5] Siewiernyj Liedowityj
Okiean - tak Rosjanie nazywają morza wokół Bieguna Północnego.
[6] Są to zapory urządzeń
nasłuchu biernego służące do wykrywania i lokalizacji okrętów podwodnych w
wodach Północnego Atlantyku należące do USA i NATO.
[7] Wielka Północna Droga
Morska – tak Rosjanie nazywają trasę morską pomiędzy Murmańskiem,
Archangielskiem a Władywostokiem, Nachodką i Pietropawłowskiem Kamczackim,
która wiedzie wzdłuż północnych brzegów Syberii, u południowej granicy letniego
paku lodowego. Jest ona możliwa do sforsowania przez zwykły statek tylko w
letnie miesiące, zaś poza nimi żegluga jest możliwa tylko przy asyście
potężnych lodołamaczy o napędzie atomowym, takich jak: NS Lenin, NS Arktyka czy NS Sibir (ex L.I.Breżniew).
[8] SSBN – rakietowy okręt
podwodny z napędem atomowym, tzw. „boomer”; SSN – torpedowy okręt podwodny z
napędem jądrowym – attack submarine.
[9] 35 kts = 64,8 km/h.