Igor
Wołozniew
W 1991 roku z archiwów specjalnych KGB ZSRR w otwarty obieg
dostały się archiwalne materiały o obserwacjach UFO i spotkaniach z Obcymi na
terytorium Zachodniej Syberii (tzw. Zachodniosyberyjskie
archiwum NLO). W krótkim czasie, wszystkie cztery wypchane teczki z
protokołami, raportami, listami i aktami ekspertyz zostały, według oficjalnej
wersji – ukradzione. Jednakże badacze są zdania, że je znowu utajniono.
Przedstawiamy Czytelnikowi trzy opisane w nich incydenty.
CE6: Zombies po
Spotkaniu z Nimi
W lipcu 1969 roku, latający aparat podobny z wyglądu do
sterowca, który świecił fioletowym światłem, około północy wylądował na polu
koło wsi M. w Tjumeńskiej Obłasti. Widziało to kilku miejscowych. Z aparatu
wyszedł pilot w skafandrze. Dwóch młodych mężczyzn, dwujajowych bliźniaków,
wyszli mu na spotkanie. Obcy zaprosił ich do swego statku i wszyscy trzej
znikli w luku.
Tymczasem zebrał się mały tłumek, w którym był także
milicjant. Po godzinie luk otworzył się i z niego wyszli obaj bracia. Statek
wystartował i odleciał z wielką prędkością.
Zachowanie braci wydawało się mieszkańcom bardzo dziwne. Oni
jawnie byli nie w formie: poruszali się jakby spętani, nieruchomy wzrok.
Milicjant zwrócił się do nich z pytaniami, ale oni milczeli. Wszyscy ludzie,
obok których oni przechodzili odczuwali słabość i zawroty głowy.
Bracia skierowali się do domu. Kiedy tam potem weszło kilku
co śmielszych wieśniaków to się okazało, że obaj kontaktowcy (tu: uczestnicy kontaktu z Obcym – uwaga tłum.) nieporuszenie
stoją w kącie, a ich oczy i skóra słabo się świecą, natomiast członkowie ich
rodziny leżą nieprzytomni na podłodze. Nie udało się udzielić im pomocy: każdy,
który się do nich zbliżył odczuwał duszności i zawroty głowy. Przez jakiś czas
bracia pałętali się po wiosce jak zombies.
Tłumek śledził ich ruchy. Następnie bracia skierowali się do lasu, przy czym
szli nie wybierając drogi: przez rzeczkę przeszli w bród, choć obok był most. W
lesie stracono ich z widoku. W wiosce przebywali żołnierze i milicja,
przeczesali oni las kilka razy, ale braci nie znaleziono. Ich krewnych nie
udało się przywrócić do przytomności…
CE6: „Urody” atakują
Latem 1949 roku, w przysiółku Małoj Soswy (Chanty-Mansijski
Okręg Autonomiczny) miał miejsce wielki pożar. Ludzie założyli prowizoryczne
osiedle na skraju lasu. Tutaj także przychodziły „urody” – jak nazywali ich
naoczni świadkowie. (Rosyjski urod [урод]
= pokraka, szkarada – przyp. tłum.)
Nocą ludzie przebudzili się od tego, że słyszeli jak po
dachach ich szałasów cos łaziło. Jeden z mężczyzn wziął strzelbę i wyszedł
przed szałas i wtedy na plecy wskoczył mu „urod”.
„Urody” opisano tak: kształt ciała podobny do ludzkiego,
wzrost około 1 metra w odzieży w kolorze ciemnej, chropawej skóry (niektórzy
twierdzili, że to była po prostu skóra – przyp. aut.), na grzbiecie coś w
rodzaju grzebienia i „wężowa” głowa. Człowiek z „urodem” na plecach zastygł w
bezruchu, broń wypadła mu z ręki. Potem nie próbując nawet zrzucić z siebie
stwora wszedł do jednego z szałasów. Ludzie znajdujący się w nim uciekli. Ci,
którzy obserwowali go z sąsiednich szałasów zauważyli, jak stwór przyłożył mu
do głowy coś w rodzaju krótkiej metalowej rurki. Wyglądało to tak, jakby z człowieka
wysysał on mózg.
Pojawiły się jeszcze dwa czy trzy „urody” – one
przemieszczały się bardzo szybko i mogły wysoko podskakiwać. Ludzie w
przerażeniu zaczęli uciekać.
Ci, którzy uciekli w las mieli pecha. Tam na drzewach
siedziały dziesiątki „urodów”. One zeskakiwały na ludzi i wpijały się w nich i
wstawiali im w głowy te rurki.
Uratowali się ci, którzy uciekli w stronę rzeki czy pomiędzy
zgliszcza osiedla. Stąd widzieli, jak ludzie ze stworami na plecach pałętają
się wokół opuszczonych szałasów. Niektórzy z „nosicieli” nie wytrzymywali
ciężaru „urodów” i padali na czworaki. Żaden z nich nie próbował strącić
intruza z pleców.
Świadkowie obawiali się, że „urody” dobiorą się także do
nich, ale nieoczekiwanie za drzewami pojawiło się pomarańczowe światło, jakby
tam nisko nad ziemią przeleciała ognista kula. „Urody” zostawiły ludzi i
rzuciły się w jej kierunku i znikły z widoku. Ludzie przez jakiś czas jeszcze
nie zdecydowali się na wyjście z ukrycia, a potem podeszli do tych, których
napadły te dziwne stworzenia. Poszkodowani byli żywi, ale nie rozumieli, co się
stało. Oni żyli nie przejawiając objawów jakiejkolwiek choroby jeszcze około 10
godzin. A potem, jeden za drugim zaczęli umierać.
Sekcja zwłok wykazała, że ich mózgi przekształciły się w
jakąś galaretowatą masę. Nie było żadnych dziur w głowie, ale wszyscy mieli
pęknięcia w kościach potylicy lub skroni. Tajemniczych „urodów” nie znaleziono.
Psy nie chciały pójść ich tropem.
CE0/CE6: Może to chupacabra?
Dziwny stwór, sądząc z opisów podobny do „urodów” z Małoj Soswy, pojawił się w dwa dni później,
wieczorem, na podwórzu domu w pobliżu osiedla Sergino, czyli jakieś 120 km od
miejsca poprzedniego incydentu.
Gospodyni domu początkowo wydawało się, że widzi psa. Ale
kiedy stworzenie to wstało na tylne łapy i wskoczyło do wielkiej, próżnej
beczki, kobieta pomyślała, że to małpa. Nie zastanawiała się dłużej i wygoniła
„małpę” z beczki. Stworzenie pobiegło do domu i zrobiło tam bałagan. Czegoś
takiego tam jeszcze nigdy nie widzieli. Miało to rozmiary średniego psa,
przemieszczało się na czterech łapach, często podskokami, ale mogło też chodzić
na dwóch tylnych kończynach jak człowiek. Jego wzrost nie przekraczał 1 metra.
Głowa bezwłosa, ciało pokryte brodawkami, na grzbiecie coś w rodzaju grzebienia
lub długiego garbu.
W domu stwór schował się pod łóżko. Wygnano go stamtąd i
ukrył się on na stryszku. Pogonili tam za nim, ale stąd stwór gdzieś przepadł…
W nocy gospodynię obudził dziwny dźwięk. Weszła do pokoju,
gdzie spał jej brat i ujrzała stwora siedzącego jemu na piersi. Brat leżał z
otwartymi oczami i nie widzieć czemu nie poruszał się. Według jej słów, stwór
językiem podobnym do rurki dotykał głowy leżącego.
Kobieta zaczęła rzucać w „nieczystego” wszystkim, co popadło
i zdzieliła go pałką. W końcu stwór wyskoczył przez okno i się ukrył. Więcej
jego już nie widzieli. Wydarzenie to zostało opisane w raporcie dzielnicowego.
Nie powiedział on jednak tego, czym to stworzenie być mogło.
Ciekawe jest to, że psy mieszkające na podwórzu tego domu,
uciekły krótko przed pojawieniem się tego stworu i powróciły nad ranem. Na
górnej części głowy brata gospodyni pojawiła się plama w kształcie kwadratu,
podobnego do oparzenia. Od tego czasu zaczęła boleć go głowa, a w ciągu roku on
zmarł. A przecież miał niewiele ponad 30 lat…!
CE3: Polecieli z
wiatrem!
Wrzesień 1952 roku. Wieczorem, z bramy obozowej gułagu na
brzegu rzeki Czułym wyjechała odkryta ciężarówka. Na pace siedzieli zeki i konwojenci, zaś w kabinie
kierowca-cywil i dowódca konwoju. Jechali na budowę znajdująca się 60 km od
łagru z poleceniem przybycia przed nastaniem mroku. Kiedy przejechali połowę
drogi, naraz zgęstniały chmury i pokazały się błyskawice.
Naraz na poboczu drogi, z dala od zasiedlonych miejsc,
szofer dostrzegł dwóch niskich mężczyzn. Podejrzani obywatele byli odziani
niezwykle, jak na tą krainę – w „obcisłe, sportowe trykoty koloru
ciemnoszarego”. Obydwaj byli bladzi, z łysymi głowami, podobni do siebie, jak
jednojajowe bliźniaki. Dowodzący sierżant kazał szoferowi zatrzymać się.
Wyszedł z kabiny i kazał obcym pokazać dokumenty. „Sportsmeni” ich nie mieli.
Polecił im wejść na pakę i powiedział, że dojdą z nimi do ładu. Obcy bez słowa
wykonali jego polecenie. Inni twierdzą, że słychać było jak odpowiadają
monosylabami. Wszyscy byli zgodni co do tego, że od pierwszej chwili poczuli,
że coś jest nie tak…
W czasie jazdy nad ciężarówką przez cały czas wisiała niewielka
chmura. Pioruny zaczęły bić obok pojazdu, ale żaden nie trafił w ciężarówkę. A
potem zaczęło się dziać coś najdziwniejszego: samochód podniósł się w górę i
poleciał nad drogą! W powietrze poderwali się też Obcy. Przez jakiś czas
lecieli oni razem z ciężarówką. Ludzie w ciężarówce siedzieli skamienieli z
przerażenia.
Niepojęta siła podniosła ciężarówkę na dość duża wysokość,
przenosząc na odległość 35 km od miejsca przeznaczenia i opuściła na drogę.
Obcy znikli, a chmura rozwiała się. A potem, choć nie od razu, zaczął pracować
silnik.
W końcowym rezultacie, ludzie przyjechali na miejsce
przeznaczenia nie z tej strony, z której trzeba, a z przeciwnej. Dowódca
konwoju napisał raport, w którym opowiedział tak, jak było. Jego słowa
potwierdzili pozostali ludzie, którzy jechali z nim ciężarówką. Znaleźli się
świadkowie, którzy widzieli, jak ciężarówka jechała drogą, po której jechać nie
mogła – jeżeli uwzględniło się czas jej wyjazdu z gułagu.
Wszyscy uczestnicy incydentu podpisali oświadczenie o konieczności
zachowania milczenia na ten temat. Po dziwnych „sportsmenach” zaginął wszelki
ślad…
* * *
Trzy grosze
tłumacza
Wszystkie te relacje dotyczą bardzo skomplikowanych
wydarzeń – Bliskich Spotkań Szóstego Rodzaju z Obcymi istotami, które skończyły
się dla ludzi urazami, ranami i po jakimś czasie śmiercią. Taka jest właśnie
specyfika CE6. W przeciwieństwie do CE1-3 są one mniej optymistyczne i
pokazują, że Obcy i ich technologia wcale nie jest taka pokojowa, jak nam to
wpajano od dziesięcioleci.
Pierwszym w naszym kraju, który zwrócił na to uwagę, był Bronisław Rzepecki, który w swym
memorandum ostrzegał przez kontaktami z Obcymi – a w szczególności
długofalowymi ich efektami, które nierzadko kończą się różnymi urazami
psychicznymi i fizycznymi, a nierzadko śmiertelnym zejściem. Przykłady podane
powyżej są doskonałą ilustracją tego ostrzeżenia.
I jest jeszcze coś. W moim opracowaniu UFO i Czas (Tolkmicko 2012) wysunąłem hipotezę o tym, że wszystkie
(no powiedzmy prawie wszystkie) kryptydy mogą być mimowolnie czy celowo
przenoszone w czasie przez chronoloty
(czyli UFO) do naszej Rzeczywistości. I to mogą być istoty z dalekiej
Przyszłości – kiedy Ludzkość opanuje technikę chronomocji (swobodnego przemieszczania się w Czasie), jak i z
dalekiej Przeszłości – np. sprzed czasów Ziemi-śnieżki o których wiemy bardzo
niewiele, a w których już mogła istnieć na ziemi wysoko rozwinięta Cywilizacja
I Generacji – i to niekoniecznie ludzi…
Po drugie - jak wiadomo, kryptydy te są przystosowane do
życia w naszej atmosferze i jedzenia naszych pokarmów, a zatem istoty te nie
pochodzą z innych planet, ale z naszej Ziemi.
Po trzecie – żadna z tych kryptyd nie została złapana
żywcem. To oczywiste, jeżeli weźmiemy pod uwagę hipotezę o temporalnym
pochodzeniu tych istot: Chrononauci likwidują rezultaty swoich działań poprzez
zabieranie kryptyd z naszej Rzeczywistości i umieszczaniu ich z powrotem w ich
Rzeczywistościach. Tak więc znikanie kryptyd jest de facto (a to wie, czy nie de
iure) likwidacją chronoklazmu. Stanisław
Lem, który wymyślił ideę chronomocji i opisał w jednym z opowiadań swych Dzienników gwiazdowych zdaje się trafił
w dziesiątkę, bowiem wyjaśnia ona wszystkie fenomeny związane z UFO: od fenomenu
missing time do chupacabry i Nessie.
Tak już à propos znikania,
to mogło dojść do zniknięcia, a nie
utajnienia, teczek KGB zawierających dane o CE na terenie Syberii. Po prostu
Oni nie życzyli sobie, by ludzie dowiedzieli się o Ich wpadkach i je po prostu
zabrali.
Bo oczywiście zdarzają się Im wpadki i niektóre z nich mogą
być właśnie niebezpiecznymi chronoklazmami, jak np. epidemia wirusa HIV
wywołującego AIDS czy innych tajemniczych chorób, które wydają się być „nie z
tego świata”. Być może mamy do czynienia właśnie z Przybyszami spoza Czasu, a
nie tylko z Kosmitami. A kto wie, czy Ludzkość nie wejdzie w kontakt z Innymi
właśnie w innej Rzeczywistości poszukując Ich nie tylko w przestrzeniach
Kosmosu, ale także w otchłaniach Czasu? Czy wyobrażasz sobie Czytelniku
spotkanie ludzi z, dajmy na to, XXXI wieku z Obcymi z np. Układu Syriusza na
brzegu syluryjskiego morza albo w puszczy węglowej czy na prerii dinozaurów?
Myślę, że warto jest się nad tym dłużej zastanowić.
Źródło – "Tajny XX wieka", nr 34/2012, ss. 32-33
Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©