K-141 Kursk w bazie w Siewieromorsku
Borys Szarow
Komandorowi Giennadiemu
Liaczinowi za odwagę i bohaterstwo, przejawione przy spełnianiu
żołnierskiego obowiązku pośmiertnie nadano tytuł Bohatera Federacji Rosyjskiej.
Członkowie załogi zostali pośmiertnie odznaczeni orderami „Za Odwagę”.
Katastrofa SSGN Kursk (SSGN w kodzie NATO oznacza
atomowy okręt podwodny z rakietami manewrującymi – przyp. tłum.), czyli K-141,
który zatonął 12 sierpnia 2000 roku w Morzu Barentsa, zgasiła życie 118
marynarzy i została drugą co do liczby ofiar, katastrofą w naszej flocie
podwodnej po II Wojnie Światowej.
W roku 1962, wskutek eksplozji 11 torped na SS B-37 zginęło 122 ludzi. W
przypadku Kurska wszystko jest co najmniej zagadkowe. Ogromny okręt
podwodny z napędem atomowym zatonął w czasie ćwiczeń, a przecież założenie
ćwiczenia zakładała przebywanie załogi w pełnej gotowości bojowej! Żywotność
okrętu podwodnego projektu 949A Antej do którego należał Kursk
nie jest w ogóle porównywalna do żywotności dieslowskich okrętów podwodnych.
Dlatego też na temat tej tragedii z 12 sierpnia 2000 roku można spierać się
całymi godzinami.
Trudne ćwiczenia
Ostatnim sprawdzianem gotowości do powrotu rosyjskiej floty na
Morze Śródziemne powinny się stać ćwiczenia Manewrowej Grupy
Uderzeniowo-Lotniskowcowej na Morzu Barentsa w sierpniu 2000 roku – pierwsze
tak wielkie ćwiczenia od czasu rozpadu ZSRR. Główną rolę w nich przyznano
Kurskowi. Powinien on był zacząć przygotowania o godzinie 09:40, od
11:40 do 13:40 przeprowadzić ćwiczebny atak na grupę uderzeniową lotniskowca, a
zatem wykonać treningowe strzelanie torpedowe. Ostatni zapis w dzienniku
pokładowym pochodzi z za kwadrans dwunasta i dotyczy prac profilaktycznych w
przedziale torpedowym.
Potem K-141 już nie zgłaszał się na seanse łączności. Rozpoczęto
prace poszukiwawcze, a w okolicy znajdowało się wiele rosyjskich okrętów, co
ułatwiało sprawę. Oficjalnie okręt podwodny namierzono w dniu 13 sierpnia –
leżał na dnie, na głębokości 108 metrów i był przechylony silnie na prawą
burtę. Naprawdę zaś okręt odnaleziono jeszcze tego samego dnia, w którym
zatonął. Leżał nieruchomo na dnie bez widocznego przechyłu na równej stępce,
jak opowiadali później zagraniczni ratownicy.
Powstaje pytanie: co właściwie robił ten atomowiec na głębokości
108 metrów, która nie jest jego głębokością roboczą? Przecież gdyby postawiono Kurska
na miejscu katastrofy pionowo, to wystawałby on jeszcze na 48 metrów nad lustro
wody! A to nie jest jeszcze precyzyjne pytanie.
Miedzy innymi, na ćwiczenia zaproszono wysoko postawionych
przedstawicieli Chińskiej Marynarki Wojennej. To właśnie im zamierzano
zademonstrować nowszą rosyjską torpedę Szkwał.
Według Pentagonu, Rosjanie mieli zamiar pokazać gościom Państwa
Środka nową modyfikację GSN (głowica samonaprowadzająca) i zwiększonego do 13
km zasięgu rażenia tej broni. Jednakże pokazy – ku radości amerykańskich
wojskowych – się nie odbyły. (Nie sądzę, by Amerykanie cieszyli się z tego
powodu, wszak przepadła im okazja zobaczenia tego, co chcieli zobaczyć i w
miarę możliwości zbadać – uwaga tłum.)
W oświadczeniu podpisanym przez prokuratora generalnego Ustinowa z 2002 roku (już po zbadaniu
wraku podniesionego z dna Kurska) mówi się, że okręt zatonął w
rezultacie eksplozji w wyrzutni torpedowej nr 4 torpedy typu 65-76A
Kit (dosł.: wieloryb – przyp. tłum.) Jednym z komponentów paliwa do jej
silnika okazuje się być perhydrol – stężony nadtlenek wodoru (H2O2)
– związek chemiczny łatwopalny i wybuchowy. Czegoś takiego nie stosuje się w
żadnej flocie już od 50 lat!
Według oficjalnej wersji
doszło do wycieku perhydrolu i rurę wyrzutni torpedowej chcieli
przedmuchać sprężonym powietrzem (takie same planowe profilaktyczne przedsięwzięcia!)
wskutek czego doszło do zapłonu i detonacji bojowej głowicy torpedy. Tak
zginęła cała załoga I przedziału, rozpoczął się niekontrolowany pożar, który
spowodował wybuch pozostałej torpedy i w rezultacie, zniszczenie okrętu
podwodnego.
Kursk w pozycji nawodnej
Mamy torpedy nie z tego systemu
Istnieje jeszcze druga wersja wydarzeń. Ona nieco różni się od
oficjalnej wersji dokładnością zbadania tego wydarzenia. Po pierwszym wybuchu, Kursk
przegłębił się na dziób i z dużą prędkością uderzył nim w dno morza. W
rezultacie uderzenia o grunt, doszło do wybuchu innych torped i potężna fala
uderzeniowa przeleciała przez kadłub okrętu miażdżąc wewnętrzne grodzie,
niszcząc wszystko do przedziału reaktora. Dlaczego nie udało się strymować
okrętu pomiędzy dwoma wybuchami?
W czasie strzelania torpedowego na okrętach podwodnych typu Kursk
przejście pomiędzy I a II przedziałem (to właśnie w nim mieści się centrala
czyli stanowisko dowodzenia okrętem – GKP) i przewody wentylacyjne powinny być
otwarte i rozhermetyzowane. Jest to standardowa procedura przy strzelaniu
torpedami starego typu z pokładu współczesnych SSGN. Fala uderzeniowa i pożar w
I przedziale spowodował zaprzestanie pracy (a najprawdopodobniej śmierć na
miejscu) przez wszystkich, którzy znajdowali się w centrali. Tak więc nie było
komu strymować okrętu w przerwach pomiędzy wybuchami.
Obie te wersje pozostawiają bez odpowiedzi cały szereg pytań. Na
ten przykład dziwnym jest to, że wchodząc do „Księgi rekordów Guinessa” jako
przykład odporności okrętu Kursk stracił pływalność i zatonął
wskutek wybuchu jednej, jedynej starej torpedy. (No to akurat nie jest takie
dziwne, bowiem Kursk mógł bez specjalnego szwanku wytrzymać wybuch przyburtowy
głowicy torpedy, ale wybuch tego samego ładunku we wnętrzu okrętu, to zupełnie
różna sprawa i nie można ich ze sobą porównywać – uwaga tłum.) Jeszcze
dziwniejsze jest to, że amerykańscy sonarzyści (a informacja o dwóch wybuchach
w czasie 145 sekund pochodzi właśnie od Amerykanów) odnotowali tylko dwa
wybuchy: pierwszy o równoważniku 300 g TNT, drugi o równoważniku 1700 kg TNT. A
zatem nie było żadnej eksplozji reszty torped po uderzeniu dziobnicy w dno,
bowiem w takim przypadku hydroakustycy usłyszeliby całą serię wybuchów. I na
koniec: nikt z załogi Kurska nie miał doświadczenia w
strzelaniu Kitami. Jeden z autorów półoficjalnej wersji wiceadmirał Walerij Riazancew wchodzący w skład
komisji ds. badań przyczyn katastrofy twierdzi, że właśnie ten fakt stał się przyczyną
wybuchu. Załoga okrętu posługiwała się nieprawidłową instrukcją profilaktyki i
przygotowania do strzelań Kitami. No, ale kto polecił
strzelać torpedami „nie z tego systemu”?
Omsk - sister-ship Kurska
Całą naprzód
Nieszczęsne manewry od samego początku przyciągnęły uwagę NATO. W
rejonie ćwiczeń zarejestrowano obecność dwóch amerykańskich SSN – USS Memphis
i USS Toledo oraz norweskiego okrętu zwiadowczego HMS Marjata,
a także pięciu samolotów rozpoznawczych typu Orion. Amerykanie jawnie
interesowali się próbami nowej broni. W Rosji tych faktów nie przemilczano, ale
oddzielono je od katastrofy Kurska. Jednakże zagraniczni badacze
nadają tym faktom wielkie znaczenie.
I tak, o godzinie 08:51 dowódca Kurska zameldował dowódcy
eskadry, że schodzi na peryskopową – czyli około 17 metrów – i zakończył
łączność. O godzinie 11:28 rosyjski SSGN był gotów do ataku torpedowego. I
właśnie wtedy doszło do wybuchu w I przedziale. W takiej sytuacji dowódca
okrętu powinien był wyszasować główny balast i dać maszynom STOP. Okręt
powinien wypłynąć awaryjnie na powierzchnię. Ale Kursk zamiast tego
poszedł CAŁĄ NAPRZÓD. Tak postępuje się w przypadku wykonywania manewru
unikowego przed atakiem torpedowym. Potem nastąpił drugi wybuch – o wiele
silniejszy od pierwszego, który dosłownie rozerwał część dziobową okrętu. Następnie
Kursk
powoli pogrążył się w głębinę, ryjąc w dnie bruzdę o długości 120 m, którą
potem zauważyli nurkowie.
Tym, którzy przeżyli udało się wyłączyć obydwa reaktory trakcyjne,
a innej grupie podwodniaków – ukryć się w ostatnim IX przedziale, w którym
znajdowała się śluza ewakuacyjna. A to oznacza, że tragedia nie była tak
piorunującą, jak przedstawiła to oficjalna wersja.
Idąc dalej napotykamy na cały pakiet zagadek. Rosyjscy wojskowi
oświadczyli, że poszukiwania okrętu zajęły ponad 30 godzin, chociaż rejon
katastrofy był dobrze znany i na morzu była dobra pogoda. Jednakże wedle
zagranicznych źródeł, na miejscu zatonięcia Kurska już w południe 13
sierpnia zrzucono dwie bomby głębinowe, a jeszcze rankiem, 12 sierpnia
poderwano w powietrze dwie eskadry samolotów ZOP z bronią jądrową na pokładzie.
Pierwszy incydent strona rosyjska objaśniła próbą wezwania okrętu podwodnego do
wynurzenia się. Drugiego – wcale nie wyjaśniła. (Czyżby obawiano się tego, że Kursk
jak Czerwony
Październik z powieści Toma
Clancy’ego ucieknie do USA? – przyp. tłum.) W rzeczy samej wyglądało to
tak, jakby próbowano namierzyć lub odgonić z rejonu katastrofy okręty podwodne
potencjalnego nieprzyjaciela.
CDN.