Spotkanie ze statkiem-widmem
Margarita Troicyna
W roku 1815, Anglicy zostawili garnizon wojskowy na Wyspie
Wniebowstąpienia, ale w szkatule królewskiej nie znalazły się pieniądze na jego
utrzymanie. Przemianowano zatem nazwę wyspy na „Okręt HMS Wniebowstąpienie na
redzie”. Na flotę Korona nie skąpiła i pieniądze się znalazły…
Morze, to najbardziej interesująca struktura na naszej planecie.
Jego ciemne głębiny od dawna mamiły i straszyły ludzi niebezpieczeństwem i
niewiadomym. Śmiałkowie wyprawiali się na poszukiwania przygody i czasami
znikali bez śladu w morskich odmętach… A zatem nie ma się co dziwić, że z
biegiem czasu z morzem związało się wiele mitów…
Latający Holender - wizja artysty
Spotkania z Latającym Holendrem
Najbardziej interesujące i rozpowszechnione tematy morskiego
folkloru – to historie o widmowych statkach, które można zobaczyć nie tylko na
morzu, ale także i na lądzie. Najbardziej znanym z nich to legendarny Latający Holender. Zgodnie z podaniem,
ten statek z załogą umarłych na burcie, od czasu do czasu pojawia się u
wybrzeży Zachodniej Europy i spotkanie z nim wróży nieszczęście.
Opowiadają, że 11 lipca 1881 roku, statek-widmo widział sam król
angielski George V. miało to miejsce
w rejonie Sydney. Wczesnym rankiem członkowie załogi zauważyli w niedużej odległości
od swego statku bryg otoczony niezwykłą czerwonawą poświatą. Na jego pokładzie
nie było żywej duszy. Na oczach 13 ludzi, statek naraz rozwiał się w powietrzu…
Marynarze przyjęli to zjawisko za zły omen. I rzeczywiście, wkrótce
jeden z marynarzy świadków tego wydarzenia urwał się z rei i zabił się spadając
na pokład. A potem zginął admirał, który w tym czasie znajdował się na tym
okręcie.
Badacze zjawisk paranormalnych uważają, że być może sprawa dotyczy
tzw. chronomiraży – „odbić” przeszłej
rzeczywistości, albo aktualnych materialnych obiektów, które wpadły w „dziurę”
czasoprzestrzenną. Jak wiadomo, od czasu do czasu na morzu znajduje się statki
bez załóg lub z martwą załogą na pokładach. W czasie przejścia w inny wymiar
najprawdopodobniej dochodzi do rozpadu materii na oddzielne atomy, co może
zaowocować nieoczekiwanymi efektami…
Spotkanie z Latającym Holendrem
Duchy na burcie
Od czasu do czasu na statkach pojawiają się widma ludzi – czyli ich
duchy ludzi, którzy znaleźli śmierć w morskich głębinach i nijak nie mogą
znaleźć spokoju.
Tego rodzaju historia przytrafiła się w XIX wieku na statku
rybackim Charles Haskell łowiącym w okolicach Nowej Funlandii. W 1869
roku jeden z marynarzy pośliznął się na trapie i spadł skręcając kark. Kapitan
uznał to za zły omen i nie zgodził się prowadzić statku w morze. Jednak w rok
później, Charles Haskell wypłynął w swój następny rejs. W czasie
huraganu, szkuner staranował inny statek rybacki – Andrew Johnson. Statek
ten wraz z 26 członkami załogi poszedł na dno. Natomiast uszkodzony Charles
Haskell powrócił do portu. Na wiosnę szkuner został wyremontowany i
znów wyszedł w morze. Przez pięć dni rejsu wszystko było w porządku. A w
szóstej dobie rejsu wydarzyło się coś strasznego. Na pokład weszło dwudziestu
sześciu umarłych z pustymi oczodołami. Z przerażeniem rybacy poznali w nich
zabitych w kolizji załogantów z Andrewa Jacksona. W całkowitym
milczeniu duchy marynarzy rozsiadły się na taboretach i zaczęły nakładać na
niewidoczne haczyki niewidzialną przynętę i zaczęły „łowić” ryby. Kiedy „połów”
był skończony, oni wstali ze swych miejsc, przeszli przez reling i znikli w
wodzie.
Następnej nocy powtórzyło się to samo. A kiedy statek przybył do
portu, to widma zeszły ze statku i idąc po wodzie skierowały się w stronę Salem
i znikły z widoku. Charles Haskell nigdy już nie wyszedł w morze…
U-65 - nawiedzony U-boot
Widmo na U-boocie
W 1916 roku, na pokładzie niemieckiego okrętu podwodnego U-65
pokazało się widmo. Od samego początku ten U-boot cieszył się złą sławą. Kiedy
był budowany, w rezultacie serii nieszczęśliwych wypadków zginęło tam 5 ludzi.
W czasie wodowania utonął jeden z oficerów. Już następnego dnia na pokładzie
okrętu doszło do eksplozji torpedy, co spowodowało śmierć 5 marynarzy i
porucznika. To właśnie jego ducha widziano na okręcie już po śmierci. Według
opowieści marynarzy, jego ducha widziano, jak szedł przez przedziały od rufy do
dziobu okrętu. Tam się zatrzymywał i krzyżował ręce na piersi. A pojawiał się
tylko temu, komu pisana była rychła zguba. Tak więc widział go dowódca okrętu,
który potem został zabity w czasie bombardowania. Drugi oficer po spotkaniu z
widmem po prostu spokojni e skończył ze sobą. Innego fala zmyła za burtę…
10 lipca 1918 roku, U-65 zakończył swe dni w zagadkowych
okolicznościach. Załoga amerykańskiego patrolowego okrętu podwodnego zauważyła
tego U-boota na powierzchni wody u wybrzeży Szkocji. Okręt leżał na burcie,
załoga nie dawała żadnych oznak życia. Dowódca amerykańskiego okrętu dał rozkaz
zatopienia U-boota. Ale nie zdążyli tego zrobić – okręt podwodny eksplodował
sam! Później dowódca opowiadał, że zanim eksplozja rozerwała U-boota widział on
stojącego na dziobie okrętu człowieka odzianego jak niemiecki oficer marynarki,
ze skrzyżowanymi na piersi rękami…
Współczesne statki-widma
Znalezisko w Kordylierach
Jeszcze dziwniejsza historia związana ze statkiem-widmem zdarzyła się w 2006 roku. Grupa wspinaczy
wracała z powrotem po wyjściu na jeden ze szczytów Kordylierów. Zaczęła się
śnieżyca i alpinistom przyszło zmienić trasę powrotną. Wszedłszy na górską
płaśń ku swemu niebotycznemu zdumieniu ujrzeli oni stojący wśród skał i lodów
wielki kadłub statku!
Roger Feinstone zobaczył to jako pierwszy doszedł do wniosku, że to jakaś
halucynacja wskutek zmęczenia. Jednakże jego towarzysze widzieli dokładnie to
samo: pokryty rdzą kadłub statku.
Oczywiście wiedzieli, że od czasu do czasu znajdowano wyrzucone na
brzeg statki bez załogi albo z martwą załogą, przy czym wszystkie rzeczy
zostawały na swoich miejscach. Wyglądało to zawsze tak, jakby śmierć zastała
ludzi w czasie wykonywania rutynowych czynności i była natychmiastowa. Ale w
tym przypadku było inaczej. Obejrzawszy rdzawy statek alpiniści odkryli, że nie
ma tam żadnych ludzkich zwłok ani rzeczy w tym dziennika okrętowego. Znikły
także meble i przyrządy nawigacyjne. Ale najciekawsze było to, że na burcie nie
było ani nazwy statku, ani portu macierzystego! Wszystkie inwentarzowe i
fabryczne numery i oznaczenia zostały wytarte czy zatarte doszczętnie czyjąś
ręką. Nawet po tabliczkach informacyjnych na grodziach zostały tylko dziurki na
uchwyty i haki.
A potem zaczęło być jeszcze ciekawiej. Znajdując się na pokładzie
statku, nasi badacze odczuli naraz irracjonalny lęk, wydawało im się, że zaraz
się z nimi coś stanie, coś strasznego i szybko opuścili statek-widmo.
Powróciwszy do domu, alpiniści oczywiście opowiedzieli o swoim
odkryciu uczonym i dziennikarzom. Na początku im oczywiście nie uwierzono.
Zdecydowano, że historia o statku-widmie w górach to jakiś hoax – głupi żart. Ale alpiniści przedstawili fotografie, które
stały się dowodem w sprawie.
Badacz-psychotronik, specjalista od zjawisk paranormalnych Oscar Bernsen oświadczył, że sądząc po
zdjęciach, statek ów był zbudowany w Europie przed II Wojną Światową. Ale jak
to się stało, ze znalazło się tak wysoko w górach? Jak na razie Bernsen
postawił dwie hipotezy:
·
Albo statek został przeniesiony w
góry przez Kosmitów, albo…
·
…dostał się tam z Trójkąta
Bermudzkiego…
…wszak właśnie tam
zaginęło bez wieści mnóstwo statków, a co się z nimi stało – tego nie wie nikt.
Oczywiście istnieją także inne warianty tego, co mogło się stać
temu statkowi znalezionemu w Kordylierach. I tak byłaby to sprawka piratów,
którzy opanowali statek, zamordowali załogę i literalnie wypatroszyli jednostkę
tak, że pozostał z niego tylko pusty wrak, aby nikt go nie znalazł. Ale jak
udało się im zataszczyć go w góry. I po co to im było? Gdzie znajdują się
doczesne szczątki ludzi? Czy wyrzucono je w morze?
Można założyć także, iż na statku doszło do jakiejś tragedii w
czasie II Wojny Światowej. Wszak w tym okresie na przestworach Wszechoceanu
zaginęło wiele statków i uzyskanie jakichkolwiek informacji o ich losach było i
jest niemożliwością. Być może był to jakiś statek „wojenno-tajny”. Być może to
tłumaczy zatarcie wszelkich znaków, które mogłyby zidentyfikować nazwę i
armatora oraz kraj przynależności tej jednostki.
Wreszcie hipoteza, że statek ten mogli rozgrabić maruderzy, ale
znów zachodzi pytanie: skoro tak, to dlaczego zadali sobie trud zacierania
wszelkich cech identyfikacyjnych tego statku?
I już na zakończenie jeszcze jedno zupełnie „nieznanoświatowe”
wyjaśnienie. Co zaszło, gdy nasi bohaterowie znaleźli się w silnej strefie
anomalnej, będącej w stanie zmienić właściwości materii ożywionej i
nieożywionej i po długich latach zmienić statek w pustą łupinę? Przecież nie od
wczoraj ludzie widzieli tam dziwne zdarzenia. Jeżeli statek był rzeczywiście
fantomem, to na jaki czas wyrywał się on ze swej widmowej realności i nawet
pozwalał obejrzeć siebie i utrwalić na zdjęciach?
Źródło – „Tajny XX
wieka” nr 34/2012, ss. 36-37
Ilustracje - Internet
Przekład z j.
rosyjskiego –
Robert K.
Leśniakiewicz ©