Oleg Arsienow
Do Ludwika XIV zwrócił się pewien chemik i zaproponował przyjąć na
uzbrojenie wymyśloną przez niego broń biologiczną. Król odżegnał się od tego
pomysłu i wyznaczył chemikowi dożywotnią rentę, by nikomu nie przekazał on tego
pomysłu.
Nie
jest możliwe opisanie efektów użycia wielkoskalowego użycia broni geofizycznej.
Co stanie się ze środowiskiem wokółziemskim, kiedy włączy się na pełną moc pięć
promienników HAARP, tego współczesna fizyka nie może nawet opisać. Zintegrowane
systemy broni geofizycznej są tym straszniejsze, że atmosfera, jonosfera i
magnetosfera Ziemi stają się nie tylko obiektem działania promienników, ale i
częściami tych systemów broni.
G. S. Możarowskij –
„Amerykańska broń geofizyczna HAARP”
List
od radiofizyka
Pewnej zimy, pod koniec XX
wieku, uczeni z naszego Instytutu Radiofizycznego otrzymali email od kanadyjskiego badacza jonosfery,
radiofizyka, dr Waltera Babicha. W
nim opisywał on, że nad bezkresnymi, zaśnieżonymi przestrzeniami amerykańskiej
Alaski zaczęły się pojawiać dziwne obrazy jonosferycznego świecenia. Jednocześnie
została odnotowana wysoka aktywność słoneczna. W wielu obserwatoriach
meteorologicznych świata z niecierpliwością oczekiwano na feeryczną odpowiedź
jonosfery na potoki cząstek wiatru słonecznego. Przygotowywano rozmaite instrumenty
pomiarowe także na stacji meteorologicznej Instytutu Badań Jonosfery
Uniwersytetu Toronto. Uczeni byli już gotowi do rozpoczęcia obserwacji, aż tu…
…najpierw
zauważyliśmy czeredę świecących form przypominających świecące różowym światłem
płaskie obłoki. Te „obłoki”, które ktoś tam określił jako plazmowe talerzyki szybko
rozprzestrzeniały się w auroralnej strefie jonosfery. Było bardzo trudno
oszacować ich prędkość poruszania się, ale sądząc na oko była bardzo wysoka.
Mnie w tym momencie przypomniały się nie wiedzieć czemu obserwacje rosyjskich
kolegów z Obserwatorium Pułkowskiego, które oni relacjonowali na dawnej
konferencji prowadzonej pod egidą UNESCO a poświęconej wynikom Międzynarodowego
Roku Geofizycznego. Wtedy właśnie odnotowali oni pojawienie się błękitnego
fragmentu zorzy polarnej szybko przemieszczającego się w wierzchniej warstwie
atmosfery Ziemi. W zakończeniu wystąpienia zostało przedstawionych kilka
hipotez, z których najbardziej imponuje mi dynamiczny model dżetów – „błękitnych
zjaw”. Jak doskonale wiecie, te dziwne, rozpływające się struktury podobne do
błyskawic, wraz z „różowymi elfami” i „czerwonymi tygrysami” były pierwszymi
zjawiskami zaobserwowanymi w czasie orbitalnych obserwacjach stratosfery.
Miedzy innymi, „plazmowe talerzyki” na granicy widoczności, zaczęły się zlewać
w jedną świecącą plamę, która wkrótce przybrała ostro karminowy odcień. Nikt z
nas już nie obserwował innych auroralnych efektów, a wszystkie przez nas
posiadane przyrządy optyczne obserwowały jak „plazmatyczne talerzyki” zlewały
się ze sobą na kształt gigantycznego bąka, a jednocześnie jakby rozlatując się
w pionie. Naraz, zupełnie nieoczekiwanie, w tym „plazmatycznym bąblu”
przeskoczyła iskra błyskawicy, a potem jeszcze jedna. Przez kilkanaście sekund
błyskawice cięły ten pęcherz, a po jakimś czasie ze „stopki” tego „bąbla” rąbnęła
gigantyczna doziemna błyskawica, a za nią poleciał jeszcze cały szereg
wyładowań. Ta cała zimowa burza skończyła się równie nagle, jak się zaczęła.
Ciekawe, że wkrótce w naszym instytucie pojawiły się plotki, że w tą noc my
obserwowaliśmy eksperymentalne działanie naszej jonosferycznej tarczy obronnej
– projekt HAARP…
Zorza
polarna nad Podmoskowiem
To wszystko przypomniało
jeszcze jeden epizod z przeszłości, kiedy to na początku lat 80. nasza grupa
świeżo upieczonych adeptów została skierowana do jednej z podmoskiewskich
„skrzynek” do wzięcia udziału w serii eksperymentów w tajnym programie ANTISOI
(АНТИСОИ). Czasu wolnego mieliśmy dużo i często zwiedzaliśmy stołeczne teatry i
muzea. Pewnego razu wracaliśmy z otwartego moskiewskiego fizycznego seminarium
akademika W. Ł. Ginzburga i przez
całą drogę dyskutowaliśmy na temat przyszłości kosmicznych systemów
satelitarnych. Godzina była już późna. Wyszliśmy z wagonu kolejki dojazdowej na
peron doznaliśmy wprost szoku na widok tego, co się działo na niebie.
Północno-wschodnia część nieba była dosłownie opasana splatającymi się i
rozplatającymi czerwonymi, pomarańczowymi, karminowymi i ogromnymi kołyszącymi
się niebiesko-zielonymi wstęgami.
Przy silnych burzach
magnetycznych zorze polarne można zobaczyć także nad Moskwą (55°45’ N). Znany
jest przypadek, kiedy zorzę polarną widziano także w Kijowie (50°27’ N). Jednakże obliczenia pokazują, że jest to
możliwe tylko przy maksymalnej aktywności słonecznej, wywołującej silne
huragany magnetyczne. Tym bardziej dziwnym były obserwacje zorzy polarnej na
tak niskiej szerokości geograficznej w „roku spokojnego Słońca”.
Wstęgi bez przerwy się
zmieniały, znikały, pojawiały się, przemieszczały się na niebie, rozlewały się
w plamy jednokolorowego światła i wyrzucały z siebie jaskrawe promienie. Dla nas,
południowców, takie pojawienie się zorzy polarnej na średniej szerokości
geograficznej było fantastycznym widowiskiem. Tymczasem niebiański spektakl
światła i barwy trwał nadal. Naraz wpadła mi do głowy dziwna myśl, że w ruchu
tych zielonkawych i malinowych blasków jest jakiś dziwny, urywany rytm…
Odegnawszy od siebie dziwne myśli, jeszcze przez kilkanaście minut lubowałem
się widokiem przecudownych świateł na niebie, kiedy stałem się mimowolnym
świadkiem rozmowy. Wysoki młodzieniec ze
swadą mówił do swej towarzyszki kręcąc gałkami tranzystorowego radioodbiornika Okiean:
- No proszę, zielone Kulibiny, znów dzięcioł zabębnił!
Z głośniczka Okieana rzeczywiście odzywały się jakieś
szczekające odgłosy spowodowane przez te atmosferyczne zjawiska.
- Zwyczajne zagłuszarki
„wrogich” radiostacji – pomyślałem – a do tego co mają jakieś kolorowe Kulibiny?
Powróciwszy do naszego hotelu spotkaliśmy
u wejścia naszego komendanta, którego wygląd i zachowanie wcale nie wskazywało
na to, że służył w BIB (w oryginale piechotnyj
strojbat – odpowiednik naszego batalionu inżynieryjno-budowlanego – przyp.
tłum.). Obstąpiwszy dookoła naszą „podporę reżymu” zaczęliśmy rozpytywać go na
temat dziwnej zorzy polarnej, która doszła aż do Podmoskowia. Nasz Cerber – jak
przezwaliśmy Nikodima Iwanowicza –
uśmiechnął się, podkręcił wąsa, i naraz w te ozwał się słowa…
- Ta zorza polarna została
wywołana sztucznie i maskuje ona warstwami zjonizowanej plazmy obiekty obronne
i inne nasze przedsięwzięcia – i napawając się naszym zaskoczonym wyglądem,
Cerber kontynuował – ot, takie różne orbitalne ptaszki w tych ogniach
niebieskich się zaplątują i niczego nie zobaczą…
- Tak Iwanycz, ptaszki
podgrzewać się nauczyliśmy – zauważył któryś z nas, mając na myśli ściśle tajny
projekt użycia laserowego działa TERRA-M, z którego zamierzano
ostrzeliwać satelity zwiadowcze, których mrowie latało nad terytorium ZSRR.
- Zgadza się – szybko zgodził
się komendant – ale ptaszki różne bywają i niektórych podgrzać się nie da łatwo
- i zmrużywszy chytrze oko dodał – tego nie wiecie…
Oniemieliśmy ze zdumienia:
Iwanycz wiedział o naszej ultra-sekretnej pracy! Swoją drogą jeżeli weźmie się
pod uwagę, kto zjeżdżał do Podmoskowia z całego kraju i jakie prowadzono tam
badania… I tak w ogóle Iwanycza to po tym incydencie myśmy zaczęli szanować i
nawet zmieniliśmy mu ksywę na Argus.
Potem miejscowi mieszkańcy
opowiadali, że na niebie Podmoskowia tego rodzaju świetliste fenomeny pojawiły
się stosunkowo niedawno, a stugębna fama wiązała je z jakimś jonosferycznym
projektem Dzięcioł, który realizowano na poligonie pod Zielienogradem.
Tak więc wreszcie dotarł do mnie sens usłyszanego przypadkowo dziwnego zdania o
zielonych Kubilinach.
Ciąg
dalszy tej historii
Następnego dnia ta historia
miała swój zupełnie nieoczekiwany ciąg dalszy. W czasie naszych badań
przyrządów na półprzewodnikach one powinny napromieniować się strumieniami
wysokoenergetycznych elektronów w rozrzedzonej atmosferze rozlicznych obojętnych
(nie oddziałujących na otaczające je środowisko) gazów szlachetnych: argonu
(Ar), kryptonu (Kr) i ksenonu (Xe).
Jakież było nasze zdumienie,
kiedy po jakimś czasie impulsy promieniowania elektronowego zaczęły być
przedzielane słabymi, ale częstymi krótkookresowymi maleńkimi błyskami „zorzy
polarnej”! Silne mikrofalowe impulsy szły dziwnymi, ale w pełni rozróżnialnymi,
seriami i skończyły się naraz na początku przerwy obiadowej – więc ktoś
zaproponował, że tajemnicze urządzenie zostało po prostu wyłączone. W naszym
profesjonalnym kolektywie młodych fizyków zaraz rozpaliła się ożywiona polemika
na temat różnic i podobieństw natury tych zjawisk ze zwyczajnym świeceniem lamp
elektronowych, które świeciły w otaczających nas przyrządach. I od razu
pojawiły się kluczowe słowa – BROŃ JONOSFERYCZNA…
Dzisiaj my wiemy o istnieniu
takiego złowieszczego projektu jak HAARP – od słów High-Frequency Active Auroral Research Program – programu badań
jonosfery falami radiowymi o wysokiej częstotliwości. I chociaż ta praca
naukowo-badawcza jest przedstawiana jako badanie zórz polarnych, to wielu
uczonych – nie mówiąc już o ufologach – jest przekonanych o tym, że w tym
przypadku chodzi przede wszystkim o prace nad groźna bronią geofizyczną.
Ciekawą rzeczą jest to, ze
podobne badania prowadzi się na poligonach USA w Kolorado (Plattewille), Alasce
(Gakona i Fairbanks), Puerto Rico (Arecibo) i Australii (Armydale).
[Wikipedia podaje, że istnieją
także podobne instalacje do HAARP (bada się tam różne zjawiska związane z
użyciem fal elektromagnetycznych i ich wpływem na atmosferę ziemską) np.:
·
Sura – Instytut Badawczy Radio-Fizyczny (Niżny
Nowogród, Rosja). Bada m.in. zjawisko obłoków srebrzystych, wg rosyjskiej
telewizji, bombowiec Tu-16 w ramach eksperymentu wleciał w taki obłok, co
doprowadziło do awarii elektroniki, samolot z wielkim trudem wylądował na
lotnisku. Zastanawiający jest fakt, że pułap praktyczny samolotu Tu-16 wynosi
12.300 m, podczas gdy obłoki srebrzyste występują na wysokości 75-85 km.
·
EISCAT (Szwecja).
·
ARECIBO (Portoryko).
·
EISCAT (Norwegia)
·
VOA (Delano, stan Kalifornia, USA) – przyp.
tłum.]
Niektórzy ufolodzy uważają, że
to właśnie tam znajduje się przyczyna wielu katastrof naturalnych na naszej
planecie, które miały miejsce w ostatnich czasach. Pieniądze na te badania
zostały wyłożone przez Kongres USA i przeznaczono je na struktury tego Projektu
na Alasce.
[Wikipedia podaje także iż HAARP
jest przedmiotem wielu teorii spiskowych, ma rzekomo być to:
·
broń elektromagnetyczna, która potrafi
skumulować energię elektromagnetyczną w niewielkim obszarze, znane wyłączenie
prądu w Nowym Jorku było następstwem testów tej broni (oparta na pracach
dotyczących bezprzewodowego przesyłu energii Nikoli Tesli).
·
broń geofizyczna i powodować: trzęsienia ziemi,
cyklony, tsunami itp.
·
urządzenie potrafiące sterować myślami ludzi
(tzn. zmiana nastrojów, wywołanie zdenerwowania).
·
urządzenie mające wyżej wymienione cechy +
możliwość: zniszczenia wszystkich satelitów na orbicie i międzykontynentalnych
pocisków balistycznych, podziemnej tomografii, łączności z okrętami podwodnymi,
sprowadzania na wybrany dowolny cel fali promieniowania o sile 20 megaton.
Część tych teorii spiskowych
budowanych jest przez analogię do systemu Echelon, który ostatecznie okazał się
instalacją podsłuchową – uwaga tłum.]
Takim sposobem Pentagon
stworzył potężny system środków elektronicznych prowadzenia wojny geofizycznej,
zaś sam HAARP przedstawia możliwości wielkoskalowego testowania najnowszych
technologii. Utworzenie nowych poligonów dla HAARP jest związane z „brzydką
polityką” USA wobec całego świata.
Moje
3 grosze
No i wreszcie coś
konkretnego i w miarę logicznego po mglistych i histerycznych wypocinach
różnych fanów tanich sensacji, którzy z HAARP zrobili niemalże wszechmogącego boga,
złośliwego molocha mogącego jedynie szkodzić Ludzkości i trzymać ją za mordę.
Nie tak dawno jedna fanka omnipotencji HAARP z Australii przysłała mi wykaz
chorób i schorzeń, jakie powodują częstotliwości fal radiowych emitowanych
przez anteny nadawcze HAARP. Miałem to przetłumaczyć i podać do wiadomości szerokiej
publiczności, ale rychło zdałem sobie sprawę, że musiałbym przełożyć cały
słownik medyczny angielsko-polski. Gdyby
to, co pisała owa pani było prawdą, to Ludzkości już by dawno nie było, bo
zostałaby po prostu wybita co do nogi falami radiowymi o częstotliwościach
gigaherców.
Jedynym prawdziwym
konkretem jest to, że w programie HAARP partycypują US Navy, USAF i DARPA, a
który to program jest – według jego twórców - Zrozumienie, symulowanie i kontrola procesów zachodzących w jonosferze,
które mogą mieć wpływ na działanie systemów komunikacji i nadzoru elektronicznego (Wikipedia). I tego właśnie należy się
obawiać – tego ostatniego. Nadzór był, jest i będzie ZAWSZE instrumentem
zniewolenia. A jak to wygląda w wydaniu amerykańskim – zapytaj Czytelniku Edwarda Snowdena i innych ludzi, którzy
przejrzeli na oczy z „amerykańskiego snu” i wypowiadają się na WikiLeaks i w
innych portalach internetowych. Fakt, że w przeciwieństwie bajkopisarzy w
rodzaju Corso, Leara czy Lazara
opowiadających niestworzone historie o bazach UFO w Stanach Zjednoczonych i ich
„tajemnicach”, ludzie ci są ścigani i karani mówi sam za siebie. Już
powiedziałem to wielokrotnie i powtórzę raz jeszcze: o ile ZSRR był Czerwonym
Imperium Zła, o tyle USA są Imperium Kłamstw i Oszustw – quod erat demonstrandum.
Wracając do HAARP –
faktycznie byłaby to doskonała broń defensywna: pancerz przez który nie
przenikałyby żadne fale radiowe, doskonała zasłona przed wścibskim wzrokiem,
doskonały środek do oślepiania satelitów fotozwiadowczych czy
radiozwiadowczych. Środek łączności pomiędzy okrętami podwodnymi w zanurzeniu i
statkami kosmicznymi na orbicie. Zastosowań
jest całe multum, a każde na potrzeby wojny – w tym III Wojny Światowej.
Omnipotencja HAARP, o
której nas usiłują przekonać stronnicy i wyznawcy STD jest mizernej próby.
Gdyby bowiem HAARP był tak omnipotentny, to Osama bin-Laden nie żyłby już 12.IX.2001 roku – następnego dnia po
zamachu na WTC. To samo byłoby z Fidelem
i Raulem Castro, Kim Dzong Ilem,
Muammarem Kadafim i innymi wrogami
Ameryki, o Władimirze Putinie i Aleksandrze Łukaszence już nie wspomniawszy,
którzy mają się dobrze, podobnie jak już tu wspomniany Snowden – a przecież ten
ostatni jest w USA public enemy number
one! To wszystko wkładam tam, gdzie jest tego miejsce – pomiędzy bajki i
legendy miejskie o chemtrails i
innych bzdurach, którymi raczą nas różni oszuści.
Tak, właśnie oszuści, bo
jak już wielokrotnie wspomniałem – zamiast oglądać się na niebo i szukać
chemtrails, zamiast upajać się przerażeniem, jakie wzbudza w nas HAARP lepiej
rozejrzyjmy się wokół siebie i poszukajmy TYCH, KTÓRZY NAM SZKODZĄ NAPRAWDĘ, to
BO TO WŁAŚNIE ONI SĄ BENEFICJENTAMI tej sytuacji. Ci, którzy rozpuszczają
pogłoski i pseudofakty o tych rzeczach, bo i HAARP i chemtrails są klasyczną
ściemą, zasłoną dymną, za którą ukrywają coś naprawdę paskudnego i tego
powinniśmy szukać, a nie gapić się w niebo z uporem idioty godnym lepszej
sprawy, i robić te poszukiwania zgodnie ze starą, dobrą i wciąż aktualną zasadą
z Akademii GRU, którą podał Wiktor
Suworow, a która brzmi:
Nie wierzcie w to, co wam
bez ustanku pokazują – szukajcie tego, co przed wami ukrywają. Pamiętajcie, że
każdej ważnej tajemnicy bronią dwa zabezpieczenia. Albo trzy, więc złamawszy
jedno zabezpieczenie nie cieszcie się przedwcześnie, ale szukajcie i złamcie
następne, a wtedy być może dojdziecie do prawdy.
I to jest wciąż aktualne.
Dlatego właśnie ci beneficjenci wypuszczają takie sensacyjne bzdety
wpuszczające rozsądnych ludzi w maliny i na manowce po to, by oni zajmowali się
właśnie nimi, a nie tym, że zatruwane jest nasze środowisko, że jesteśmy
inwigilowani ze wszystkich możliwych stron i przez różne służby krajowe i
zagraniczne, że odbiera się nasze dzieci i posyła do szkół, gdzie podlegają
ogłupiającej edukacji nie znajdującej zastosowania w tzw. „normalnym” dorosłym
życiu, że z roku na rok rosną nam coraz głupsze generacje, którym łatwo wciska
się pseudonaukowy kit, że doprowadza się całe narody do klęski demograficznej,
bo ludzie przyciśnięci biedą nie mają środków na ich urodzenie i utrzymanie
przy życiu, że bezrobocie rośnie lawinowo i powiększają się obszary biedy…
Starczy? No to tym się trzeba zająć, a nie jakimiś bredniami podsuwanymi nam
przez manipulatorów w rodzaju np. Macierewicza i jego łże-profesorów, którzy
tylko kompromitują Polskę i Polaków w oczach całego świata. Bo i katastrofa
smoleńska też wpisuje się w ten obłędny, spiskowy schemat.
A jak? A bardzo prosto –
za katastrofę rządowej „tutki” jest odpowiedzialny HAARP, którego
promieniowanie radiowe osłabiło wolę pilotów, zmyliło oprzyrządowanie samolotu
i rosyjskiej wieży, wywołało mgłę, rozpyliło hel (osobiście optuję za metanem, bo jest go
więcej niż helu no i jest tańszy), postawiło na trajektorii samolotu brzozę i w
rezultacie nie dał szans prezydentowi i 95 innym osobom. Pasuje do STD? –
pasuje i to jak! A że to bzdura od A do
Zet, to już stronników STD nie obchodzi. Najważniejsze, że znalazło się kolejne
„wyjaśnienie” pożal się Panie Boże.
A reszta jest milczeniem –
Amen i OK.
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka” nr 25/2013, ss. 22-23
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©