Pustynia Gobi to 1,5 mln km kw. bezwodnego obszaru, na którym może znaleźć się niejedno...
Valdis Pejpiņš
Największa pustynia świata
– to Sahara z Północnej Afryce. Zajmuje ona 9.065.000 km², co 3,6-raza
przewyższa powierzchnię akwenu Morza Śródziemnego. Powierzchnia największej
pustyni w USA – Mojave wynosi 38.900 km².
Pustynia Gobi, to jedna z
największych pustyń świata. Rozpościera się ogromną piaskownicą długą na 1600
km od Północnych Chin do Południowo-Wschodniej Mongolii i zajmuje obszar 1,3
mln km². Pustynne rejony Gobi – jak się powszechnie uważa – pozostają w
niezmienionym i bezwodnym stanie już od 65 MA. Od czasu zagłady dinozaurów na
granicy K/Pg…
Nieuchwytny
olgoj-chorchoj
Z pustynią Gobi związanych
jest mnóstwo tajemnic. Opowiada się o tym, że w ich najbardziej piaszczystych i
bezwodnych okolicach zamieszkuje olgoj-chorchoj. Jest to gruby, długi na metr
robak w kolorze ciemnej czerwieni. Na powierzchni ziemi pojawia się on tylko w
najgorętsze miesiące roku. Miejscowi mieszkańcy odczuwają przed nimi mistyczny
strach, bowiem jakoby potrafił on zabijać ludzi na odległość, już to wypluwając
śmiercionośny jad, już to porażając swe ofiary wyładowaniem elektrycznym.
Na poszukiwania olgoj-chorchoja
niejednokrotnie wychodziły całe ekspedycje. W 1954 roku na terytorium Mongolii
Wewnętrznej pracowali uczeniu amerykańscy. Wyruszyli oni dwoma landroverami ze wsi Siejszand i…
zniknęli bez śladu. Na prośbę rządu USA, mongolskie władze rozpoczęły
poszukiwania. Zaginionych odnaleziono w jednym z trudnodostępnych rejonów Gobi.
Obydwa samochody były sprawne. Nieopodal nich leżało sześć ciał. Ponieważ
znajdowały się długo na słońcu, nie udało się dociec przyczyn ich śmierci.
Zakłada się więc, że Amerykanie stali się ofiarami olgoj-chorchoja.
W latach 1946-49 na
pustyni Gobi przebywał znany radziecki pisarz i paleontolog prof. Iwan Jefremow. Zebrał on mnóstwo
miejscowych opowiadań związanych z morderczym robakiem. W jednym ze swych
opowiadań napisał on:
Najwidoczniej w rzeczy
samej na pustyni Gobi żyje nieznane nauce dziwne stworzenie. Być może
przedstawiciel dawnej, wymarłej już, fauny Ziemi.
W latach 90. na Gobi
przebywały dwie czeskie ekspedycje, które próbowały złapać legendarnego
olgoj-chorchoja. Czechom nie udało się tego dokonać, ale zebrali oni wiele
świadectw realności istnienia tego stworzenia.
[Godzi się tutaj
wspomnieć, że olgoj-chorchojem interesowali się tacy czescy badacze i pisarze
jak dr Ludvik Souček, który napisał
powieść sensacyjną pt. „Poskromiciele diabłów” (Praha, 1965) oraz inż. Ivan Mackerle, który był uczestnikiem
czeskich wypraw na Gobi w latach 90. – uwaga tłum.]
Rogata
czaszka
Cały szereg dziwnych
znalezisk został dokonany na Gobi przez archeologów. I tak w 1995 roku na
granicy Chin i Mongolii zostało znalezionych kilka czaszek należących bez
wątpliwości do ludzi. Oryginalnymi zaś były dlatego, że na wszystkich
znajdowały się… rogi!
Od razu pojawiły się dwie
hipotezy: albo te rogi zostały człowiekowi wmontowane w czaszkę i chodzi tutaj
o jakieś zabiegi magii myśliwskiej, albo było to naturalną częścią czaszek
jednego z gatunków ludzkich. Potrzebny był niejeden miesiąc badań tych czaszek,
by można było wygłosić jakąś konkretna opinię na temat tego cudu. Okazało się
przy tym, ze w przeszłości rzeczywiście istniał gatunek rogatych ludzi. Dziwne
znaleziska zostały wrzucone w jakieś głębokie muzealne piwnice, a wniosków
końcowych nie opublikowano. Tak to bywa, kiedy znaleziska obalają utarte
naukowe schematy i paradygmaty. (Skąd my to znamy…??? – przyp. tłum.)
Tajemniczy
humanoid
W 1999 roku angielscy
paleontolodzy w rejonie mongolskiego miasteczka Uułach znaleźli w warstwie
skalnej o wieku 45 MA (Eocen – przyp. tłum.) skamieniałe szczątki jakiejś
człekopodobnej istoty. Budowa jego czaszki wskazuje na podobieństwo do
człekopodobnych małp żyjących 6-8 MA temu, zaś inne antropologiczne znamiona
wykazują podobieństwo do gatunku Homo
sapiens. Rozmiary czaszki wskazują na to, że stworzenie to było rozumne,
zaś budowa szkieletu podobna do ludzkiej. Jednakże kiście dłoni były
nieproporcjonalnie wielkie i wzrost tego stworzenia też był niezwykły – wynosił
ok. 15 m!
Szczątki kostne wielkiego humanoida z Gobi
Amerykańscy paleontolodzy
sceptycznie odnieśli się do tego znaleziska.
Znany magazyn „Nature”
postawił hipotezę, że znalezisko z Uułach to fałszywka. A oto dr Towns z Wielkiej Brytanii stwierdził
coś innego:
-
Być może nie mamy do czynienia z wymarłą przed milionami lat rasą ludzką, a z
czymś innym, nie mającym swego odpowiednika w naszej Przyrodzie. Istota ta nie
rozwijała się zgodnie z prawami naszej ewolucji.
To jego oświadczenie
niezmiernie uradowało ufologów.
Jego rodak Daniel Stanford na łamach czasopisma
„Globe” ocenił to znalezisko nieco inaczej:
-
Być może przyjdzie nam przejrzeć raz jeszcze znaną Ludzkości historię naszej
planety. To, co my znaleźliśmy jawnie przeczy istniejącej do dziś dnia naukowej
wizji naszego świata.
Potwierdzają to znalezisko
także miejscowe podania o „kościotrupim demonie mieszkającym w jaskini”.
Na pustyni Gobi zostało
także dokonane odkrycie związane z możliwościami technicznymi dawnych
cywilizacji. Jak twierdzi brytyjski ufolog John
Barrows, radzieccy uczeni niejednokrotnie znajdowali w jaskiniach
Turkiestanu i pustyni Gobi zagadkowe, półkuliste obiekty ze szkła i porcelany,
uwieńczone stożkiem z kroplą rtęci w środku. Ponoć radzieccy specjaliści
określili te artefakty jako „dawne przyrządy wykorzystywane do nawigacji
kosmicznych aparatów”. Barrows zakłada, że artefakty te były wykorzystywane w
dawnych aparatach latających – vimanach.
Ruiny Wielkiego Muru Chińskiego na pustyni Gobi
Międzyplanetarna
wojna na pustyni
II połowę lat 60.
charakteryzowało polityczne naprężenie pomiędzy ZSRR i Ch.R.L. W 1969 roku
doszło już do starć zbrojnych na radziecko-chińskiej granicy. 11.IX.1969 roku
przewodniczący RM ZSRR Aleksiej Kosygin
w czasie podróży powrotnej z Wietnamu do Moskwy wylądował w pekińskim porcie
lotniczym i podpisał wraz z premierem Chou
En-Lajem (Zhou Enlai)
porozumienie o nienaruszalności dotychczasowych granic. Po tym wydarzeniu
sytuacja się nieco uspokoiła.
W kwietniu 1970 roku nad
pustynią Gobi literalnie latały stada UFO. Obserwowano je tak z Chin jak i ze
Związku Radzieckiego. ZSRR obwiniał o to Chiny, że wysyła swoje aparaty
latające nad terytorium suwerennej Mongolii, Chińczycy zaś przypisywali te loty
Rosjanom.
Dnia 24.IV, miał miejsce
incydent zaostrzający ponownie sytuację. Tego dnia pewien radziecki bombowiec
wyleciał z Moskwy i zgodnie z rozkazami powinien wylądować we Władywostoku. Nad
Syberią łączność z nim naraz się urwała. Natychmiast zorganizowano operację
poszukiwawczo-ratowniczą: ten ogromny rejon przeszukiwało 200 samolotów, ale
żadnego śladu stratega
(strategicznego bombowca – przyp. tłum.) nie znaleziono. W te właśnie dni
radiolokatory radzieckich WOPK zaczęły rejestrować dziesiątki przelotów NOL-i w
radzieckiej przestrzeni powietrznej. Pociski rakietowe klasy ziemia-powietrze, które wystrzeliwano w
kierunku dziwnych aparatów nigdy nie dosięgały celu…
Zatem specjaliści wojskowi
i GRU postanowili dowiedzieć się, skąd przylatują te dziwne pojazdy. Analitycy
rekonstruowali trajektorie ich lotów i doszli do wniosku, że UFO nadlatywały z
rejonu położonego około 1000 km na północny-wschód od Ułan Bator – stolicy
Mongolii. W ciągu dwóch dni padł rozkaz o przedyslokowaniu w ten rejon dużych
sił Armii Radzieckiej. Trzy dywizje zmechanizowane z czołgami, transporterami opancerzonymi,
zapleczem i sztabami ruszyły na wschód. ZSRR jak zwykle w takich wypadkach
poinformował Zachód, że jednostki te przemieszczają się w ramach ćwiczeń
wojskowych.
W dniu 27.IV, chińskie
wojska także ruszyły z miejsca i zaczęto przerzucać do Mongolii dywizję, która
została wyprowadzona z Korei Północnej. W tym czasie radzieckie samoloty
prowadziły rozpoznanie i fotozwiad, po czym lotnictwo literalnie zasypało
podejrzany teren bombami. Media zainteresowanych krajów mówiły o nieznacznych
incydentach: strony mówiły o naruszeniach granicy z przeciwnej strony, a z
którymi to naruszycielami postąpiono zgodnie z prawem.
Ale zupełnie coś innego
można było usłyszeć w Hong Kongu. Uciekinierzy z Ch.R.L. opowiadali o setkach
poległych z obu stron i o tym, że Rosjanie zrzucili bombę atomową już to na
chińską tajną bazę, już to na jakiegoś całkiem nieznanego wroga. Francuski
dziennikarz Pierre Gardin i jego
amerykański kolega Dick Lester
znajdujący się w Hong Kongu też dowiedzieli się o radziecko-chińskim konflikcie
granicznym. Dick Lester zapodał w czasopiśmie „Saga”, że znalazł on także
naocznych świadków z NRD. Młodzi ludzie przyjechali do Mongolii uczyć się w
ramach wymiany studentów i okazali się być świadkami działań wojennych.
Potwierdzili oni wszystko to, co zeznawali w Hong Kongu zbiegli Chińczycy, w
tym także informację o „zniszczeniu wielkiej bazy wojskowej z wielokilometrowym
systemem tuneli”.
Do czego tam naprawdę
doszło, tego nie wie na pewno nikt do dziś dnia. Nie było żadnych oficjalnych
komunikatów na temat wydarzeń z kwietnia/maja 1970 roku na pustyni Gobi. Czy
udało się wyjaśnić, co to za dziwne aparaty latające kursowały nad pustynią
Gobi w tym czasie? Co z tym wspólnego miała tajna baza na mongolskim
płaskowyżu, też pozostaje tajemnicą na siedem pieczęci dla szerokiej
publiczności. Ufolodzy przypuszczają, że chodzi tu o jedna z tajemnic naszej
cywilizacji, niedostępnej dla zwykłych śmiertelników. Być może także o jedynej
w swym rodzaju wielkoskalowej wojskowej konfrontacji z Przybyszami z Innych
Planet.
Tekst i ilustracje: „Tajny
XX wieka” nr 24/2013, ss. 30-31
Przekład z j. rosyjskiego
– Robert K. Leśniakiewicz ©