Powered By Blogger

wtorek, 8 października 2013

Pustynia Gobi i jej dziwni mieszkańcy


Pustynia Gobi to 1,5 mln km kw. bezwodnego obszaru, na którym może znaleźć się niejedno...


Valdis Pejpiņš

Największa pustynia świata – to Sahara z Północnej Afryce. Zajmuje ona 9.065.000 km², co 3,6-raza przewyższa powierzchnię akwenu Morza Śródziemnego. Powierzchnia największej pustyni w USA – Mojave wynosi 38.900 km².

Pustynia Gobi, to jedna z największych pustyń świata. Rozpościera się ogromną piaskownicą długą na 1600 km od Północnych Chin do Południowo-Wschodniej Mongolii i zajmuje obszar 1,3 mln km². Pustynne rejony Gobi – jak się powszechnie uważa – pozostają w niezmienionym i bezwodnym stanie już od 65 MA. Od czasu zagłady dinozaurów na granicy K/Pg…


Nieuchwytny olgoj-chorchoj


Z pustynią Gobi związanych jest mnóstwo tajemnic. Opowiada się o tym, że w ich najbardziej piaszczystych i bezwodnych okolicach zamieszkuje olgoj-chorchoj. Jest to gruby, długi na metr robak w kolorze ciemnej czerwieni. Na powierzchni ziemi pojawia się on tylko w najgorętsze miesiące roku. Miejscowi mieszkańcy odczuwają przed nimi mistyczny strach, bowiem jakoby potrafił on zabijać ludzi na odległość, już to wypluwając śmiercionośny jad, już to porażając swe ofiary wyładowaniem elektrycznym.

Na poszukiwania olgoj-chorchoja niejednokrotnie wychodziły całe ekspedycje. W 1954 roku na terytorium Mongolii Wewnętrznej pracowali uczeniu amerykańscy. Wyruszyli oni dwoma landroverami ze wsi Siejszand i… zniknęli bez śladu. Na prośbę rządu USA, mongolskie władze rozpoczęły poszukiwania. Zaginionych odnaleziono w jednym z trudnodostępnych rejonów Gobi. Obydwa samochody były sprawne. Nieopodal nich leżało sześć ciał. Ponieważ znajdowały się długo na słońcu, nie udało się dociec przyczyn ich śmierci. Zakłada się więc, że Amerykanie stali się ofiarami olgoj-chorchoja.

W latach 1946-49 na pustyni Gobi przebywał znany radziecki pisarz i paleontolog prof. Iwan Jefremow. Zebrał on mnóstwo miejscowych opowiadań związanych z morderczym robakiem. W jednym ze swych opowiadań napisał on:
Najwidoczniej w rzeczy samej na pustyni Gobi żyje nieznane nauce dziwne stworzenie. Być może przedstawiciel dawnej, wymarłej już, fauny Ziemi.

W latach 90. na Gobi przebywały dwie czeskie ekspedycje, które próbowały złapać legendarnego olgoj-chorchoja. Czechom nie udało się tego dokonać, ale zebrali oni wiele świadectw realności istnienia tego stworzenia.

[Godzi się tutaj wspomnieć, że olgoj-chorchojem interesowali się tacy czescy badacze i pisarze jak dr Ludvik Souček, który napisał powieść sensacyjną pt. „Poskromiciele diabłów” (Praha, 1965) oraz inż. Ivan Mackerle, który był uczestnikiem czeskich wypraw na Gobi w latach 90. – uwaga tłum.]


Rogata czaszka


Cały szereg dziwnych znalezisk został dokonany na Gobi przez archeologów. I tak w 1995 roku na granicy Chin i Mongolii zostało znalezionych kilka czaszek należących bez wątpliwości do ludzi. Oryginalnymi zaś były dlatego, że na wszystkich znajdowały się… rogi!

Od razu pojawiły się dwie hipotezy: albo te rogi zostały człowiekowi wmontowane w czaszkę i chodzi tutaj o jakieś zabiegi magii myśliwskiej, albo było to naturalną częścią czaszek jednego z gatunków ludzkich. Potrzebny był niejeden miesiąc badań tych czaszek, by można było wygłosić jakąś konkretna opinię na temat tego cudu. Okazało się przy tym, ze w przeszłości rzeczywiście istniał gatunek rogatych ludzi. Dziwne znaleziska zostały wrzucone w jakieś głębokie muzealne piwnice, a wniosków końcowych nie opublikowano. Tak to bywa, kiedy znaleziska obalają utarte naukowe schematy i paradygmaty. (Skąd my to znamy…??? – przyp. tłum.)


Tajemniczy humanoid


W 1999 roku angielscy paleontolodzy w rejonie mongolskiego miasteczka Uułach znaleźli w warstwie skalnej o wieku 45 MA (Eocen – przyp. tłum.) skamieniałe szczątki jakiejś człekopodobnej istoty. Budowa jego czaszki wskazuje na podobieństwo do człekopodobnych małp żyjących 6-8 MA temu, zaś inne antropologiczne znamiona wykazują podobieństwo do gatunku Homo sapiens. Rozmiary czaszki wskazują na to, że stworzenie to było rozumne, zaś budowa szkieletu podobna do ludzkiej. Jednakże kiście dłoni były nieproporcjonalnie wielkie i wzrost tego stworzenia też był niezwykły – wynosił ok. 15 m!

Szczątki kostne wielkiego humanoida z Gobi

Amerykańscy paleontolodzy sceptycznie odnieśli się do tego znaleziska.

Znany magazyn „Nature” postawił hipotezę, że znalezisko z Uułach to fałszywka. A oto dr Towns z Wielkiej Brytanii stwierdził coś innego:
- Być może nie mamy do czynienia z wymarłą przed milionami lat rasą ludzką, a z czymś innym, nie mającym swego odpowiednika w naszej Przyrodzie. Istota ta nie rozwijała się zgodnie z prawami naszej ewolucji.

To jego oświadczenie niezmiernie uradowało ufologów.    

Jego rodak Daniel Stanford na łamach czasopisma „Globe” ocenił to znalezisko nieco inaczej:
- Być może przyjdzie nam przejrzeć raz jeszcze znaną Ludzkości historię naszej planety. To, co my znaleźliśmy jawnie przeczy istniejącej do dziś dnia naukowej wizji naszego świata.

Potwierdzają to znalezisko także miejscowe podania o „kościotrupim demonie mieszkającym w jaskini”.

Na pustyni Gobi zostało także dokonane odkrycie związane z możliwościami technicznymi dawnych cywilizacji. Jak twierdzi brytyjski ufolog John Barrows, radzieccy uczeni niejednokrotnie znajdowali w jaskiniach Turkiestanu i pustyni Gobi zagadkowe, półkuliste obiekty ze szkła i porcelany, uwieńczone stożkiem z kroplą rtęci w środku. Ponoć radzieccy specjaliści określili te artefakty jako „dawne przyrządy wykorzystywane do nawigacji kosmicznych aparatów”. Barrows zakłada, że artefakty te były wykorzystywane w dawnych aparatach latających – vimanach.

Ruiny Wielkiego Muru Chińskiego na pustyni Gobi


Międzyplanetarna wojna na pustyni


II połowę lat 60. charakteryzowało polityczne naprężenie pomiędzy ZSRR i Ch.R.L. W 1969 roku doszło już do starć zbrojnych na radziecko-chińskiej granicy. 11.IX.1969 roku przewodniczący RM ZSRR Aleksiej Kosygin w czasie podróży powrotnej z Wietnamu do Moskwy wylądował w pekińskim porcie lotniczym i podpisał wraz z premierem Chou En-Lajem (Zhou Enlai) porozumienie o nienaruszalności dotychczasowych granic. Po tym wydarzeniu sytuacja się nieco uspokoiła.

W kwietniu 1970 roku nad pustynią Gobi literalnie latały stada UFO. Obserwowano je tak z Chin jak i ze Związku Radzieckiego. ZSRR obwiniał o to Chiny, że wysyła swoje aparaty latające nad terytorium suwerennej Mongolii, Chińczycy zaś przypisywali te loty Rosjanom.

Dnia 24.IV, miał miejsce incydent zaostrzający ponownie sytuację. Tego dnia pewien radziecki bombowiec wyleciał z Moskwy i zgodnie z rozkazami powinien wylądować we Władywostoku. Nad Syberią łączność z nim naraz się urwała. Natychmiast zorganizowano operację poszukiwawczo-ratowniczą: ten ogromny rejon przeszukiwało 200 samolotów, ale żadnego śladu stratega (strategicznego bombowca – przyp. tłum.) nie znaleziono. W te właśnie dni radiolokatory radzieckich WOPK zaczęły rejestrować dziesiątki przelotów NOL-i w radzieckiej przestrzeni powietrznej. Pociski rakietowe klasy ziemia-powietrze, które wystrzeliwano w kierunku dziwnych aparatów nigdy nie dosięgały celu…

Zatem specjaliści wojskowi i GRU postanowili dowiedzieć się, skąd przylatują te dziwne pojazdy. Analitycy rekonstruowali trajektorie ich lotów i doszli do wniosku, że UFO nadlatywały z rejonu położonego około 1000 km na północny-wschód od Ułan Bator – stolicy Mongolii. W ciągu dwóch dni padł rozkaz o przedyslokowaniu w ten rejon dużych sił Armii Radzieckiej. Trzy dywizje zmechanizowane z czołgami, transporterami opancerzonymi, zapleczem i sztabami ruszyły na wschód. ZSRR jak zwykle w takich wypadkach poinformował Zachód, że jednostki te przemieszczają się w ramach ćwiczeń wojskowych.

W dniu 27.IV, chińskie wojska także ruszyły z miejsca i zaczęto przerzucać do Mongolii dywizję, która została wyprowadzona z Korei Północnej. W tym czasie radzieckie samoloty prowadziły rozpoznanie i fotozwiad, po czym lotnictwo literalnie zasypało podejrzany teren bombami. Media zainteresowanych krajów mówiły o nieznacznych incydentach: strony mówiły o naruszeniach granicy z przeciwnej strony, a z którymi to naruszycielami postąpiono zgodnie z prawem.

Ale zupełnie coś innego można było usłyszeć w Hong Kongu. Uciekinierzy z Ch.R.L. opowiadali o setkach poległych z obu stron i o tym, że Rosjanie zrzucili bombę atomową już to na chińską tajną bazę, już to na jakiegoś całkiem nieznanego wroga. Francuski dziennikarz Pierre Gardin i jego amerykański kolega Dick Lester znajdujący się w Hong Kongu też dowiedzieli się o radziecko-chińskim konflikcie granicznym. Dick Lester zapodał w czasopiśmie „Saga”, że znalazł on także naocznych świadków z NRD. Młodzi ludzie przyjechali do Mongolii uczyć się w ramach wymiany studentów i okazali się być świadkami działań wojennych. Potwierdzili oni wszystko to, co zeznawali w Hong Kongu zbiegli Chińczycy, w tym także informację o „zniszczeniu wielkiej bazy wojskowej z wielokilometrowym systemem tuneli”.

Do czego tam naprawdę doszło, tego nie wie na pewno nikt do dziś dnia. Nie było żadnych oficjalnych komunikatów na temat wydarzeń z kwietnia/maja 1970 roku na pustyni Gobi. Czy udało się wyjaśnić, co to za dziwne aparaty latające kursowały nad pustynią Gobi w tym czasie? Co z tym wspólnego miała tajna baza na mongolskim płaskowyżu, też pozostaje tajemnicą na siedem pieczęci dla szerokiej publiczności. Ufolodzy przypuszczają, że chodzi tu o jedna z tajemnic naszej cywilizacji, niedostępnej dla zwykłych śmiertelników. Być może także o jedynej w swym rodzaju wielkoskalowej wojskowej konfrontacji z Przybyszami z Innych Planet.


Tekst i ilustracje: „Tajny XX wieka” nr 24/2013, ss. 30-31

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©