BORŁag - drewniana magistrala dla taczek wywożących urobek z szybu...
Iwan Barykin
W V tomie „Wielkiej
Encyklopedii Radzieckiej” znajdował się chwalebny artykuł o Berii. Kiedy Berię
rozstrzelano. Redakcja WER rozesłała wszystkim jej posiadaczom listy z
rekomendacja wycięcia stronic o Berii i wklejenie innych – o Cieśninie Beringa.
Z Wasylim Kuźmiczem Pantieljejewym, 70-letnim pułkownikiem Wojsk
Wewnętrznych (formacja odpowiadająca polskiemu KBW, WOP i NJ MSW – jednostek
wojskowych podległych personalnie i służbowo MSW – przyp. tłum.) poznałem się w
pociągu dalekobieżnym. Rozmawialiśmy sobie w czasie podróży.
- Jestem żołnierzem od dawna w
rezerwie. Kiedy przypomnisz sobie, przez co przeszedłeś, to się wzdrygasz –
westchnął mój towarzysz podróży.
- Niech pan opowie
–poprosiłem.
BORŁag,
Skr. Poczt. Nr 81
- Tak w ogóle, to podpisałem
lojalkę na temat nierozgłaszania tego, co widziałem i słyszałem – powiedział
Wasilij Kuźmicz.
- No tak, ale okres milczenia
już się dawno skończył, czyż nie? – zapytałem.
- Tak, oczywiście – po
wojskowemu odpowiedział Pantieljejew. – No dobrze, opowiem ci moją historię. W
1949 roku dostałem powołanie do wojska. Posłali mnie do Wojsk Wewnętrznych. I
to nie byle gdzie, ale na północ Czytyjskiej Obłasti. Tam dokończyłem naukę. I
skierowali mnie… do utajnionej kopalni uranu do pilnowania i ochrony więźniów.
Tylko o tym, że była to kopalnia uranu dowiedziałem się dopiero po ukończeniu
służby. Kopalnia ta nazywała się Mramornyj
(Marmurowa), a to dlatego, że był tam początkowo kamieniołom marmuru. No i
jeszcze wydobywano tam ołów…
Dlatego właśnie zbudowano tam,
nieopodal grzbietu górskiego Kodar obóz NKWD - BORŁag albo Borskij Reedukacyjny
Obóz Pracy. Zagonili tam ćmę narodu: tysiąc, dwa tysiące ludzi, jak nie więcej.
Kryminalistów było tam mało, w większości byli to więźniowie polityczni, tzw.
wrogowie ludu i represjonowani Niemcy z Powołża, własowcy (żołnierze armii gen.
Własowa kolaborującego z III Rzeszą – przyp. tłum.), „szkodnicy” – ludzie
karani na mocy dekretu z 1947 roku za tzw. szkodnictwo. Wsadzali tu także ludzi
za kradzież kłosów z pola – a czasy głodne były…
Nie było tam lekko, o nie.
Skazańcy mieszkali w ogromnych namiotach, po 60 ludzi w każdym. O warunkach nie
wspomnę. Ciepłych ciuchów było na 40 ludzi. W zimie, a mrozy dochodziły do
-60°C, ludzie spali w ocieplaczach żeby nie zamarznąć. Przez dziury w brezencie
widać było gwiazdy. O godzinie szóstej dyżurny walił w szynę – pobudka!
Służbowi roznosili po namiotach pojemniki z jedzeniem, na śniadanie: cienka
zupa w kawałkiem chleba. Potem apel, chociaż w czasie mojego pobytu nikt
stamtąd nie uciekał. No bo i dokąd? Do najbliższej stacji kolejowej było 600
km. Tak więc podjedli i do przodu, do roboty.
Do najbliższego szybu trzeba
było się wspiąć 70 m pod górę wąwozu. Potem koło wieży z pompami trzeba było
przejść na skraj lodowca. Wkładając raki na nogi ludzie wychodzili po lodzie na
wysoki wał, gdzie czekały na nich taczki i wagoniki. Po drewnianych torach szło
się ku sztolni. Tam na nich czekali majstrowie z maskami przeciwgazowymi –
jedynego środka ochronnego od trującego pyłu wytwarzanego przy wydobyciu rudy.
Ładowano ją w wagoniki, które potem spuszczano w dół na hałdę. I tak to było w
koło Macieju przez cały dzień do późnego wieczora.
I choć Moskwa nas poganiała, to
żyła okazała się uboga. Przez trzy lata wydobyto jedynie 1200 kg uranu, a do
wyprodukowania jednej tylko bomby potrzeba go było daleko więcej…
Tak wygląda uraninit
Trzeba
robić bomby!
- Tak więc dlaczego ta kopalnia
pracowała? – zapytałem ze zdumieniem.
- Też chciałbym Berii zadać
takie pytanie. On odpowiadał głową za projekt uranowy. W sierpniu 1945 roku
Amerykanie zrzucili dwie bomby atomowe na Hiroszimę i Nagasaki. Dlaczego, skoro
dni Japonii i tak były policzone? Jasna sprawa, chodziło o to, by przestraszyć
Związek Radziecki. Wtedy Stalin wziął za gardło Kurczatowa: rób co chcesz, a
bombę sporządź. Zabrali z Niemiec tysiące uczonych-atomistów, w tłumie… A
wszystko po to, by sporządzić sto bomb atomowych i zniszczyć USA i ich
sojuszników, a do tego było potrzeba minimum 230 ton czystego, metalicznego
uranu. Wydobywano go w Rudawach, w uranowych kopalniach w Czechach i Bułgarii.
I tak czy inaczej było mało. Dalej, dawajcie jeszcze, trzeba robić bomby by
zniszczyć Amerykę…
Ławrientij Pawłowicz
odpowiedzialny za projekt atomowy złapał się za głowę: gdzie jeszcze można
wydobyć uran? A tu ze Wschodniej Syberii przyszła wieść – przy przelocie nad wąwozem
Mramornoje Uszczielie powietrzni
geolodzy zarejestrowali w dole bardzo silne promieniowanie. Przyrząd na
pokładzie samolotu aż się „zatkał”. Zrzucili tam worek ze starymi gazetami,
żeby oznaczyć to miejsce i zameldowali o tym w Moskwie samemu Berii. Ten z
kolei poderwał wszystkie wschodniosyberyjskie łagry i posłał tam Koleją
Transsyberyjską tysiące więźniów. No i jak w bajce w tym miejscu wyrósł obóz
pracy. Podlegał on bezpośrednio Moskwie i dlatego był on tak bardzo utajniony.
No i zaczęto wydobywanie rudy…
- A co ustalił zwiad
geologiczny?
- Geolodzy zbadali to miejsce i
odkryli w jednym ze złóż 30% koncentrację rudy uranowej. To bardzo dużo. Tak,
tylko radość była przedwczesna. Żyła, która zawierała rudę, okazała się uboga.
Przysłali grupę wspinaczy. Ci wspinali się po ścianach wąwozu i – nic! Ale
Beria to nie był człowiekiem, który podstawia głowę pod topór. Polecił posłać
na zwiad doświadczonych geologów.
Ekspertyza
Anny Tieriemieckiej
Na początku lat 50., z
Górniczego Instytutu Naukowo-Badawczego, jednego z najtajniejszych w Moskwie,
posłali do tego kraju specjalistkę – Annę
Tieriemiecką. Potem Anna wspominała:
Pewnego
razu wezwał mnie do siebie naczelnik GINB – Jerszow i przekazał mi próbki rudy do analizy. Okazało się, że były
to kryształy uraninitu (albo uranitu, mieszaniny tlenków uranu UO2,
U3O8 i rzadziej U3O7, silnie
radioaktywnej, bogatej rudy uranowej – przyp. tłum.) i od razu odizolowano mnie
od reszty. Nawet od maszynistki, a ona jak my wszyscy, podpisała lojalkę nie
pozwolili jej pisać mojej ekspertyzy. Moja pisemna ekspertyza została
przekazana poprzez kancelarię tajną. Po jakimś czasie znów wzywa mnie Jerszow.
-
Tak czy siak, gołąbeczko pakuj się do podróży służbowej. Pojedziesz do skrytki
pocztowej nr 81.
Długo
tam jechałam. Zaprowadzili mnie do sztolni. No i pokazało się po pierwszych
oględzinach geologicznych terenu, że takiego wielkiego złoża uranu tu nie ma.
Chociaż robotnicy znajdowali tutaj uranowe żyłki, to jedynie one składały się
na radioaktywne tło tego terenu. Ale nie patrząc na to od razu zaczęto budować
rafinerię uranu, osiedla dla pracowników i lotniska w odległości 35 km od tego
miejsca. Zaznajomiłam naczelnika odcinka z gorzkimi wnioskami, a ten szybko
zwołał zebranie. W na nim po moim oświadczeniu, które wywołało powszechną
panikę, geolog Tiszczienko – ten, który odkrył tą „anomalię – nazwał mnie
szkodnikiem. Po zażartej dyskusji postanowili zawiadomić o wszystkim Berię:
„Wielkość uranowego złoża nie potwierdziła się, jest to tylko uboga żyła”.
Kraina
niedźwiedzi i cel pierwszego uderzenia
- I co było dalej? –
wypytywałem dalej Wasyla Kuźmicza.
- E, nic takiego. Z Moskwy
przyszedł stanowczy rozkaz: „Prace kontynuować. Cenny jest każdy gram
wydobytego uranu.” Przeczytałem już w dniach dzisiejszych, że Beria zdecydował
się niczego nie mówić o tym Stalinowi. Wiedział, że lepiej nie zawracać głowy
Gospodarzowi i zawsze odpowiadał: „Wszystko idzie zgodnie z planem, towarzyszu
Stalin”. Po pewnym czasie do BORŁagu przyjechał na inspekcję zastępca ministra
spraw wewnętrznych, zaufany człowiek Berii, który pracował z nim jeszcze przed
wojną. Zobaczył hałdy pustej skały i się wkurzył: „Natychmiast posprzątać to bezobrazie!” Naczelnika BORŁagu ppłk Malcewa zdegradował do zwykłego
szeregowego robotnika. Następnego dnia już w waciaku machał kilofem na niższym
odcinku, prowadził taczkę wraz z innymi więźniami. W ciągu dwóch zmian
sprzątnęli wszystko.
- A tam w sztolni zapewne było
duże promieniowanie?
- A kogo to obchodziło?
Więźniowie nie byli uważani za ludzi, to była tylko siła do pracy niewolniczej.
Nikt z nas nie wiedział, od czego oni umierali. Oczywiście naczalstwo wiedziało, co było grane i że nie ołów tutaj wydobywano.
I dlatego nie pojawiali się w sztolniach.
Order
Lenina za… prawdę
- Znaczy się, że kopalnia
pracowała na próżno?
- Ano tak wychodzi. Ale Beria
się uparł: „Róbcie co chcecie, byle był uran”. Przysłali nam geologa,
specjalistę od uranu. Zapamiętałem jego nazwisk - Liaszczienko. Potem czytałem o tym w artykule Olega Niechajewa pt. „Bomba dla Berii”. Opowiem panu o tym tak, jak
to zapamiętałem.
Kiedy Liaszczienko powrócił z
kopalni, Beria zapytał go:
- Czy ta kopalnia ma
jakiekolwiek perspektywy?
- Jako geolog mogę powiedzieć,
że dokładnego rozpoznania tam nie dokonano – odpowiedział dyplomatycznie. – Ale
to, co my tam widzieliśmy w produkcyjnych sztolniach nie spełnia naszych
oczekiwań.
- Teraz pójdziecie do tamtego
pokoju i macie dwie godziny czasu do namysłu – rzekł Beria. – A potem
podpiszecie to, coście tu powiedzieli. Dobrze się nad tym zastanówcie –
powiedział z groźbą w głosie. Od tego Liaszczienko poczuł mróz w kościach. Nie
wiedział, że taką metodę zastraszania i wymuszania posłuchu Beria przejął od
Stalina. Po dwóch godzinach znów wezwano go do Berii.
- Przemyśleliście?
- Przemyślałem, towarzyszu
Beria, należy zamknąć ten odcinek.
Beria podał mu kartkę papieru z
wystukanym na maszynie tekstem.
- Podpiszcie.
Geolog podpisał. Zapadła denerwująca
cisza.
- Czy mogę odejść? – zapytał
Liaszczienko Berię. Ten spojrzał nań taksująco.
- Nie. Zostaniecie odwiezieni
do domu. Macie tydzień. Jeszcze raz przemyślcie to sobie na zimno.
Po tygodniu przyjechali po
niego i zaprowadzili do gabinetu Berii. Było tam jeszcze kilku generałów.
- Przemyśleliście sobie
wszystko? Nie anulujecie swego podpisu?
- Towarzyszu Beria, wszystko
jeszcze raz przemyślałem i nie anuluję swego podpisu.
Wtedy Ławrientij Pawłowicz
milcząc podszedł do sejfu i zaczął go otwierać. Geolog pomyślał, że Beria
wyjmie pistolet i zwyczajnie go zastrzeli. Ale Ławrientij Pawłowicz wyjął z
sejfu Order Lenina.
- Oto dla was za męstwo w
geologii! Teraz jesteście wolni…
Pozostałości po BORŁag-u
Wąwóz
Złego Ducha
BORŁag zlikwidowano w 1951
roku. Wysadzono w powietrze wejście do sztolni. Mało kto, poza ekstremalnymi
sportowcami ośmiela się tam pojawić. Miejsce to ochrzczono Wąwozem Złego Ducha.
Większość więźniów wywieziono na inne uranowe obiekty, jak Leninabad czy
Czelabińsk-40.
- A pana dokąd skierowano? – zapytałem
rozmówcę. – Czy może w tym okresie zakończył pan służbę w wojsku?
- Posłali mnie tam, gdzie
innych, do Azji Środkowej. Zgłosiłem się do służby nadterminowej. Ile łagrów
zmieniłem… Zdążyłem ukończyć szkołę wojskową i zostałem oficerem. Odpękałem
dwadzieścia lat służby i przeszedłem do rezerwy. Od pewnego czasu poszukuję
źródeł informacji o kopalni Mramornyj.
Ciekawy byłem jej tajemnic. Na samych początkach waliłem głowa o kamienną
ścianę. Nie było żadnych wzmianek, takie to wszystko było tajne! I tylko w
czasach Gorbaczowa, kiedy zaczęli
otwierać archiwa, pojawiło się jakieś światło w tunelu. Otwarcie o tym zaczęto
mówić dopiero teraz. Nie wiem tylko, czy Stalin dowiedział o tym, co
przemilczał Beria.
Towarzysz podróży zamilkł w
zamyśleniu patrząc w okno, za którym mijały stacje i przystanki. On teraz był
daleko ode mnie, w tych latach 50., w Marmurowym Wąwozie. A ja nie chciałem
wtargnąć w jego wspomnienia.
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka” nr 26/2013, ss. 6 – 7
Przekład z j, rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©